Triumf woli się PiS nie udał z winy opozycji. [WYBORY KOPERTOWE 2020]
PiS się broni: Organizując wybory kopertowe, rząd działał w stanie wyższej konieczności. PKW: Tych wyborów i tak nie dało się przeprowadzić. Ich wyniku „by nie uznano”. NIK: Urzędnicy i szefowie państwowych spółek starali się zatuszować swój udział. Wiedzieli, że łamią prawo
Wersja o działaniu w stanie wyższej konieczności, choć coraz trudniejsza do utrzymania, jest nadal obowiązująca linią obrony PiS w sprawie wyborów kopertowych 10 maja 2020 roku.
PiS przekonuje, że prawo w pandemii można było nagiąć, bo administracja miała święty obowiązek wybory zorganizować. To się nie udało tylko z winy opozycji, która nie chciała się PiS-owi podporządkować.
Na posiedzeniu komisji śledczej ds. wyborów kopertowych 3 kwietnia narrację tę prezentował najbardziej dynamicznie Przemysław Czarnek.
Ewidentnie eksploatował ludowe wyobrażenie o prawie i procedurach: że jak się chce, to można, a już władza może wszystko.
W ten sposób bronił też jednak samej idei państwa PiS. Jarosław Kaczyński podziela przecież pogląd niemieckiego teoretyka prawa Carla Schmitta, że wola polityczna powinna przeważać nad prawem.
Afera z wyborami kopertowymi pokazuje, jak to wygląda konkretnie.
Przeczytaj także:
Wola polityczna nie wiedziała, że wybory 10 maja są niewykonalne
Jak wynika z zeznań przed komisją śledcza 3 kwietnia,
wybory kopertowe były organizowane nie tylko bez podstawy prawnej, ale zupełnie bez sensu. Ale prezes PiS dowiedział się o tym ostatni.
Cała akcja była bez sensu, bo PiS nie sprawdził, że ustawa o wyborach kopertowych zawiera błędy, które czynią wszystkie działania bezcelowymi. Kilka osób w PiS i okolicach, owszem, to wiedziało. Ale z powodu prymatu woli politycznej nad prawem – milczały.
Ostatecznie o mało nie doszło do katastrofy. Jak zeznał przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak, proces wyborczy byłby tak wadliwy, że nawet gdyby wybory przeprowadzono, to nie sposób byłoby uznać ich wyników.
Najbardziej wstrząsające jednak w zeznaniach sędziego Marciniaka było to, że wiedział to od początku. Ale milczał.
Nikt go nie informował o zmianie prawa, choć do ustawowych zadań PKW cały czas należała organizacja wyborów. Sędzia Marciniak nie chciał jednak narazić się na zarzut „polityczności”, więc się nie pytał, tylko czytał sobie codziennie Dziennik Ustaw i sprawdzał, co tam nowego.
Uważał natomiast, że jego rola jako prawnika jest usługodawcza wobec władzy. Powinien znaleźć prawne rozwiązanie dla prawnego bałaganu, w którym Polska znalazła się 10 maja 2020. Wyborów nie było, bo Jarosław Kaczyński odwołał je wspólnie z Jarosławem Gowinem trzy dni wcześniej na konferencji prasowej.
Sędzia Marciniak takie rozwiązanie znalazł i jest z tego dumny (“PKW przyjęła formułę, iż z uwagi na to, że nie przeprowadzono głosowania, występuje podobna sytuacja, co przy braku kandydatów lub przy jednym kandydacie, kiedy się nie przeprowadza wyborów”).
Więc można było przejść do kolejnej próby zorganizowania wyborów. Tym razem skutecznej, z wynikami powszechnie uznanymi.
Prawo a sytuacja nadzwyczajna
Drugi świadek tego dnia – wieloletni pracownik Najwyższej Izby Kontroli, dyrektor Bogdan Skwarka – pokazał publiczności alternatywę dla „prymatu woli politycznej”. Czyli to, jak działa państwo, w którym działania polityków ogranicza prawo, a procedury służą wspólnemu dobru.
Skwarka, który odpowiadał w NIK za kontrolę wyborów kopertowych, pokazał dokładnie nie tylko to, że władza w kwietniu 2020 łamała prawo, i to poważnie. Ale też, że starała się to ukryć, więc w ekipie PiS trwał wiosną 2020 roku w najlepsze proceder zacierania śladu i zwalania z siebie winy.
Co nie tylko podważa wersję o działaniu w stanie wyższej konieczności, ale jest też podstawą do zarzutu o niedopełnieniem obowiązków. W państwie prawa urzędnik, nawet na najwyższym szczeblu, porusza się bowiem wąziutką ścieżką: musi mieć podstawę swoich działań. Ale nie może też zaniechać działań, do których jest zobowiązany. Np. nie zauważyć, że podległe mu firmy wydają pieniądze na wybory kopertowe bez podstawy prawnej.
Generalnie – prawo oferowało wiele narzędzi, by się w problem wyborów kopertowych nie władować.
Skwarka mówił dziś: „Sytuacja była trudna, ale to nie zwalnia z przestrzegania prawa”. „Covid nie zniósł zasady legalizmu”. „Działanie bez podstawy prawnej to przekroczenie uprawnień”. „Niedopilnowanie podległych firm publicznych to niedopełnienie obowiązków”. Więc obrona ministrów Jacka Sasina i Mariusza Kamińskiego, że „nic nie podpisali”, słabo się trzyma.
Dyrektora Skwarkę ostro atakował Przemysław Czarnek, b. członek rządu PiS, i pozostali posłowie z PiS. Zgodnie z rozumieniem prawa przez PiS raport NIK krytyczny wobec urzędników rządu Morawieckiego jest „na zamówienie” i „polityczny” – bo wszystko można uzasadnić wszystkim (w świecie PiS przed zarzutem „polityczności” można obronić się tylko milcząc. Co widzieliśmy na przykładzie sędziego Marciniaka).
Ale dyr. Skwarka się nie dał. W jego prawniczym świecie najwyraźniej takie kombinacje są nie do pojęcia. Albo coś jest zgodne z prawem, albo nie. Albo ma podstawę w dokumentach, albo nie. A co do tego, że działania nadzwyczajne były niezbędne, bo na przyjęcie odpowiedniej ustawy nie było czasu, Skwarka odpowiedział: „ustawę można było przyjąć wcześniej, bo covid nie zaczął się 6 kwietnia”.
Czy wybory dało się legalnie odłożyć?
Sędzia Marciniak z PKW zaopatrzył też komisję i jej publiczność w wiedzę o tym, jak świat radził sobie z wyborami na początku pandemii. Organizowano wtedy w różnych krajach 60 wyborów – różnego szczebla. 43 z nich przełożono.
Powróciło więc pytanie, czy w Polsce można byłoby odłożyć wybory (PiS cały czas twierdzi, że nie).
Ale i Marciniak i Skwarka powiedzieli, że taka możliwość była. Skwarka był precyzyjny. „Gdyby został ogłoszony stan nadzwyczajny, nie byłoby problemów z prawem. Jednak NIK nie badała, czy były w kwietniu 2020 roku powody do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, więc [Skwarka] nie może w tej sprawie wyrazić opinii”.
Na zdjęciu u góry: świadek przewodniczący PKW Sylwester Marciniak oraz przewodniczący komisji poseł KO Dariusz Joński i wiceprzewodniczący poseł KO Jacek Karnowski. Fot. Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl
Jak władza organizowała wybory w pandemii – co do tej pory ustaliła komisja
A teraz tradycyjnie zapraszam Państwa do zajrzenia do dotychczasowych ustaleń komisji. Opowieść o wyborach kopertowych, o zmaganiu woli prezesa z prawem i rzeczywistością jest coraz bardziej niesamowita. Uzupełniamy te ustalenia z posiedzenia komisji na posiedzenie.
Ustalenia ze środy 3 kwietnia (pogrubioną czcionką) nakładamy na wcześniejsze.
Oto kalendarium całej „afery” kopertowej.
Duda ma wygrać, ale pandemia miesza szyki
5 lutego 2020 – marszałek Sejmu Elżbieta Witek ogłasza wybory prezydenckie na 10 maja 2020 roku. Ma to być reelekcja Andrzeja Dudy, kandydata PiS. Państwowa Komisja Wyborcza przystępuje do organizacji wyborów.
24 marca – epidemia covidu jest tak poważna, że zostaje ogłoszony stan epidemii i pierwszy wielki lockdown. Za łamanie zakazu wychodzenia z domu „bez powodu” policja wystawia mandaty, a Sanepid nakłada kary do 30 tys. zł.
Sylwester Marciniak z Państwowej Komisji Wyborczej przed komisją śledczą: w tym czasie na świecie miało się odbyć 60 wyborów. 43 zostały przesunięte właśnie ze względu na covid.
Stan epidemii pozwala w Polsce na skorzystanie z ustaw o stanach nadzwyczajnych. Ale w takim wypadku wybory mogłyby się odbyć dopiero w 90 dni od odwołania stanu nadzwyczajnego. Nikt wtedy nie wie, kiedy to będzie i jaka będzie wtedy sytuacja polityczna. PiS nie chce ryzykować.
„Jarosław nalega” na zrobienie wyborów
„Pod koniec marca” pomysł wyborów kopertowych rzuca Adam Bielan. Bo wie, że tak się robi wybory w Bawarii. (Sylwester Marciniak z PKW: tylko że tam przygotowanie społeczeństwa do wyborów korespondencyjnych trwało kilkadziesiąt lat).
„Jarosław (Kaczyński – red.) nalega na przeprowadzenie tych wyborów" – miał wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi powiedzieć premier Mateusz Morawiecki.
26/27 marca PKW ma już zawiadomienia od wszystkich komitetów wyborczych o zamiarze startu w wyborach. A że na horyzoncie widać kłopoty – kampania wyborcza nie trwa tak, jak powinna, bo np. nie ma spotkań i wieców wyborczych. PKW wydaje „apel do władz o ustalenie zasad przeprowadzenia wyborów”.
27 lub 28 marca Artur Soboń, wiceminister aktywów państwowych, nadzorujący wiele firm państwowych dowiaduje się o pomyśle zrobienia wyborów korespondencyjnych z „projektów złożonych w Sejmie przez PiS”. Z tym że projekt, że wybory organizować będzie Poczta Polska, pojawia się dopiero 31 marca.
Pomysł wyborów kopertowych robionych przez Pocztę rodzi się – według prezesów Poczty – w jednej z firm nadzorowanych w MAP Sobonia. W Orlenie. Zgłasza go Krystian Szostak, który wcześniej był członkiem władz konkurencyjnego dla Poczty InPostu. Szostak uważa, że Poczta da radę, bo „ma własne drukarnie” (Szostak się myli, ale to wyjdzie na jaw dopiero w połowie kwietnia). Soboniowi tego nikt nie mówi.
Wyjaśnienie Krystiana Szostaka dla OKO.press
19 marca 2024 roku Krystian Szostak przysyła do OKO.press wyjaśnienie:
Prezesów Poczty Sypniewskiego i Kurdziela zawiodła pamięć, gdyż w tym czasie Szostak już nie był dyrektorem Biura Prawnego Orlenu. Pełnił tę funkcję od lipca 2017 do lutego 2018 roku:
„Rozstałem się z tą firmą zaraz na początku lutego 2018 roku, na prośbę prezesa Obajtka. Od tamtego czasu nie pracowałem w żadnym charakterze (w tym nie świadczyłem usług) dla tej spółki, jak również żadnej innej spółki Skarbu Państwa”.
Krystian Szostak, pytany przez nas o sam mail, odpowiada, że sobie go nie przypomina: „Nie wiem, o jakim mailu oni mówią. Nawet gdybym wiedział i byłbym w jakikolwiek sposób zaangażowany w jego sporządzenie lub jego opiniowanie, to nie mógłbym tego komentować, z uwagi na tajemnicę radcy prawnego, z której zwolnić może mnie tylko prawomocna decyzja sądu. Na marginesie – nie wyobrażam sobie, żeby ponad dwa lata po moim odejściu z Orlenu, ktokolwiek, cokolwiek wysłał z mojej mailowej skrzynki”.
28 i 31 marca – Sejm uchwala przepisy o głosowaniu korespondencyjnym dla osób powyżej 60. roku życia.
dopiero 31 marca pojawia się w Sejmie projekt powszechnych wyborów kopertowych. Zakłada on, że wybory organizować będzie rząd i Poczta Polska. Nawet poseł wiceminister Soboń, który ma się sprawą „nieformalnie zająć”, nie bierze udziału w pracach nad tą ustawą – a w Sejmie już dyskusji o tym nie będzie.
PKW nie jest proszona o opinię. W tym czasie PKW po prostu dalej organizuje wybory i nie interesuje się zmianami prawa, gdyż jest „apolityczna”.
Jacek Sasin znajduje odpowiedniego człowieka dla prezesa
Zdaniem prezesa Poczty Przemysława Sypniewskiego wyborów kopertowych Poczta nie jest w stanie przeprowadzić. 1 lub 2 kwietnia wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin zwraca się więc do wiceministra obrony narodowej Tomasza Zdzikota, by zastąpił Sypniewskiego. Sasin obiecuje Zdzikotowi modyfikację przepisów – co ma rozwiać „wątpliwości Sypniewskiego”.
Otóż ustawa o powszechnych wyborach kopertowych nie będzie wymagała, by pakiety wyborcze dostarczać za potwierdzenie. Można je będzie po prostu wrzucić do skrzynki.
Zapewnienia Sasina są dowodem, że na przełomie marca i kwietnia trwały w PiS jakieś analizy. Ale nie wiadomo, kto je robił – bo wszystko było nieformalne.
„Na początku kwietnia” Jacek Sasin „nieformalnie prosi” wiceministra Sobonia (który NIE odpowiada za Pocztę Polską), by rozejrzał się „jak to wygląda” i o „ogólny nadzór”.
„Na początku kwietnia” premier Gowin spotyka się z przewodniczącym Państwowej Komisji Wyborczej Sylwestrem Marciniakiem w siedzibie Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jest jedynym członkiem władz, którego interesuje zdanie PKW. Nic z tego jednak nie wynika, bo Gowin zaraz poda się do dymisji, a PKW zachowa ogromną ostrożność w zgłaszaniu wątpliwości.
3 kwietnia do warszawskiej prokuratury trafia od prywatnej osoby zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa: organizacja wyborów w pandemii narazi mnóstwo ludzi na niebezpieczeństwo zachorowania i śmierci.
3 kwietnia. Tomasz Zdzikot zostaje oficjalnie prezesem Poczty Polskiej. Nie ma doświadczenia pocztowego, ale uważa, że zna się na zarządzaniu.
Etap decyzji. Władza organizuje wybory bez ustawy
6 kwietnia warszawska prokuratorka Ewa Wrzosek dostaje sprawę organizacji wyborów kopertowych. Sprawę tę zastępczyni Prokuratora Rejonowego Edyta Dudzińska kwalifikuje standardowo – pod art. 165 Kodeksu Karnego (zagrożenie epidemiczne) i opatruje niewyraźną adnotacją.
Prezes Poczty Zdzikot zauważa przed komisją, że tego dnia „nikt nie spodziewał się, że ustawa spowoduje taki konflikt”.
6 kwietnia w nocy i po awanturze w Sejmie, PiS uchwala ustawę o wyborach kopertowych. Nie ma dyskusji, co – jak przyznaje teraz Sylwester Marciniak z PKW – „nie jest korzystne”.
Ustawa zakłada m.in., że marszałek Sejmu mógłby zmienić termin wyborów z 10 maja na inny (ale opanowany przez opozycję Senat ma miesiąc na zajęcie się sprawą, więc ustawy nie ma). To dowód na to, że PiS już wtedy wiedział, że termin 10 maja jest nie do utrzymania.
O realizacji ustawy z 6 kwietnia (prawnie – ciągle nieistniejącej) wicepremier Sasin rozmawia z nowym prezesem Poczty Zdzikotem. I będzie je prowadził regularnie do 10 maja – zeznaje Zdzikot. Soboń to potwierdza.
Gowin protestuje
6 kwietnia wicepremier Jarosław Gowin podaje się do dymisji. Uważa, że wybory kopertowe doprowadzą do gwałtownego rozpowszechnienia się pandemii, a poza tym państwo nie jest w stanie takiej operacji przeprowadzić i wszystko skończy się katastrofą i międzynarodową kompromitacją. Bez głosów gowinowców PiS nie odrzuci spodziewanego sprzeciwu Senatu.
7 kwietnia PKW ponawia apel do władz „o ustalenie zasad przeprowadzenia wyborów”. I to wszystko. Gdyż jest „organem apolitycznym”.
PKW wie, ale nie alarmuje
Sędzia Marciniak z PKW wie jednak, że ustawa z 6 kwietnia ma istotny błąd: nie przewiduje, że wyborca pokwituje odbiór pakietów wyborczych (to jest ta twórcza modyfikacja, którą wicepremier Sasin obiecał Poczcie, kiedy dowiedział się, że nie będzie w stanie dostarczyć pakietów za potwierdzeniem). „Gdyby ta ustawa weszła w życie, do dziś znajdowalibyśmy po lasach pakiety wyborcze, a liczenie głosów trwałoby tygodniami” – mówi Marciniak.
„Te rozwiązania były niewykonalne” – potwierdza Marciniak. A precyzyjniej „wybory były możliwe, ale byłyby nieprawidłowe. Należało nie dopuścić do tego, by się odbyły wedle tych zasad”. Dotarło to do sędziego Marciniaka nie od razu 6 kwietnia, ale „nieco później”.
Dlaczego PKW nie alarmowała od razu? „W Sejmie nie mieliśmy możliwości zabrania głosu, bo ustawa została przyjęta w jeden dzień. Za to w Senacie [dwa tygodnie później] poświęciliśmy dyskusji kilkanaście godzin”. Sędzia Marciniak unika przed komisją śledczą odpowiedzi, czy nie powinien interweniować ostrzej i wcześniej niż w Senacie.
7 kwietnia Artur Soboń w Ministerstwie Aktywów Państwowych spotyka się z wiceprezesem Poczty Grzegorzem Kurdzielem. Soboń twierdzi, że było „nieformalne”, bo on nie ma tego w obowiązkach. A Kurdziel – że „spotykali się przedstawiciele Poczty i MAP – więc nie było to spotkanie towarzyskie”.
Z dokumentów, które zbadała NIK, wynika, że „za przygotowanie przeprowadzenia wyborów kopertowych i nieprawidłowości z nimi związane odpowiedzialne było Ministerstwo Aktywów Państwowych. Ostateczną decyzję podjął prezes Rady Ministrów, czyli Mateusz Morawiecki” (zeznanie dyr. Bogdan Skwarki z NIK).
Etap przygotowań. Ministrowie naradzają się w sprawie wyborów
Między 6 a 10 kwietnia o tym, że w organizację wyborów kopertowych ma być zaangażowana podległa MSWiA Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, dowiaduje się członek zarządu PWPW Piotr Ciompa (kolega ministra Mariusza Kamińskiego ze studiów na UW w latach 80.). Około 11 kwietnia Ciompa już wie, że podstawą działań PWPW będzie decyzja premiera (zostanie ogłoszona dopiero 16 kwietnia).
Między 7 a 14 kwietnia, trwają na szczytach władzy narady i analizy z udziałem Poczty Polskiej, jak te wybory przeprowadzić. Pomysły się zmieniają, co potwierdzają i szefowie Poczty, i Piotr Ciompa. Do żadnego z tych pomysłów nie ma podstawy prawnej w postaci ustawy. Od 8 kwietnia w rozmowach uczestniczy szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk.
9 kwietnia prezes PWPW przesyła do MAP Sasina projekt karty wyborczej. Na tym projekcie jest data wyborów 17 maja – nie 10 maja. Co dowodzi, że już trzy dni po uchwaleniu ustawy o wyborach kopertowych ktoś zdawał sobie sprawę, że wyborów nie da się przeprowadzić 10 maja (Ciompa zaznacza jednak, że były też „inne wzory kart wyborczych”, ale „taka data – 17 maja – była w obiegu”).
Co do koncepcji organizacji wyborów – początkowo za wszystko ma być odpowiedzialna Poczta, potem pojawia się pomysł, że PWPW pomoże. Piotr Ciompa regularnie, choć nieformalnie spotyka się z ministrem Kamińskim. Mówi mu, że nie da się zrealizować zlecenia z konfekcjonowaniem pakietów wyborczych w PWPW do 10 maja. Istnieje też ryzyko, że jeśli PWPW zacznie drukować karty wyborcze zamiast banknotów, to nie zrealizuje zapotrzebowania na gotówkę dla NBP. Kamiński przyjmuje to do wiadomości i zapowiada, że porozmawia o tym „z innymi instytucjami zaangażowanymi w wybory”.
Kaczyński demonstruje stosunek do prawa
10 kwietnia, Wielki Piątek, do wyborów został miesiąc – Jarosław Kaczyński jedzie na cmentarz na grób rodzinny. Jest jedyną osobą w Polsce, której się to udało – cmentarze są zamknięte.
Pokazuje w ten sposób podwładnym, jakie jest jego podejście do przepisów i procedur.
„Najpóźniej 10 kwietnia” minister Mariusz Kamiński zwołuje zebranie w MSWiA w sprawie wątpliwości dotyczących wyborów kopertowych. Obecny jest m.in. Sasin i Dworczyk ze współpracownikami. Ciompa wychodzi z niego przekonany, że PWPW nie będzie zaangażowana w wybory kopertowe – nikt nie polemizował z zastrzeżeniami Wytwórni. Jednak dwa dni później dowiaduje się, że PWPW będzie jednak drukować – ale nie będzie konfekcjonować kart.
„Ktoś wpada na pomysł, że odpowiednim potencjałem dysponuje PWPW. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że poligrafia PWPW nie nadaje się do tego typu operacji” – zeznaje Ciompa. Uznaje to za „niefortunne”. W efekcie trzeba będzie błyskawicznie szukać podwykonawców (którzy też na operacji zarobią).
Atak furii Kamińskiego
Kolejne spotkanie na szczycie w sprawie wyborów kopertowych w rezydencji premiera przy ul. Parkowej (uczestnicy to m.in.: Kaczyński, Sasin i prezes Poczty Polskiej Zdzikot) ma „charakter rozmowy politycznej, czy ustawa z 6 kwietnia będzie miała większość [po spodziewanym wecie Senatu]”. Nie ma na nim przedstawicieli Państwowej Komisji Wyborczej, choć zgodnie z prawem to ona nadal odpowiada za organizację wyborów.
Nowy prezes Poczty, którego na spotkanie na szczycie zaprosił Sasin, zapewnia polityków, że wybory kopertowe da się zorganizować. Ale „pod pewnymi warunkami”, które zależą od polityków: musi wejść w życie ustawa z 6 kwietnia i to na podstawie powszechnego konsensusu, bo zaangażować w wybory trzeba np. samorządy.
Że konsensusu nie będzie, widać od razu. Na spotkaniu tym szef MSWiA Mariusz Kamiński w ataku furii grozi posłowi partii Gowina Michałowi Wypijowi więzieniem i “zniszczeniem” za protest w sprawie wyborów kopertowych [tego ataku Zdzikot nie pamięta, ale nie może „wykluczyć”; przyznaje, że było nerwowo].
„Sytuacja była rzeczywiście trudna, ale taka czy inna sytuacja nikogo nie zwalnia od stosowania przepisów prawa uchwalonych przez parlament” – komentuje w komisji śledczej dyr. Skwarka.
Etap zdobywania wiedzy. Poczta odkrywa problem braku skrzynek pocztowych
Tymczasem do obradujących na „roboczych” spotkaniach u Sobonia dociera, że 4 mln osób w Polsce nie ma skrzynek pocztowych. Co prawda pakiety wyborcze (wedle nieobowiązującej jeszcze ustawy z 6 kwietnia) nie wymagają potwierdzenia odbioru, ale gdzie je zostawić, jeśli nie ma skrzynek?
Poczta wpada na pomysł, że wewnętrzną regulacją wprowadzi zasadę, że jeśli ktoś nie ma skrzynki, to odbiór pakietu będzie musiał pokwitować. Sędzia Marciniak z PKW: I co? Kto by potem te potwierdzenia przetwarzał?
Wiadomo też już, że z powodu pandemii brakuje chętnych do pracy w komisjach wyborczych i nie ma podstaw prawnych, by samorządy przekazały spisy wyborców Poczcie. Nie wiadomo jak chronić członków komisji wyborczej ani czy w ogóle wytrzymają 12 godzin w maseczkach na twarzy. Poczta przeprowadza analizy zasobów firm ochroniarskich – bo dociera do niej, że urny wyborcze z powodu pandemii nie będą mogły stać w placówkach pocztowych, tylko na zewnątrz i jakoś trzeba ich pilnować (Zdzikot).
Jest już też jasne, że Poczta Polska ani PWPW nie mają wystarczającej infrastruktury. Do wydrukowania kopert z kartami trzeba zaprosić podwykonawców. I to szybko.
Tajemnica spotkania 15 kwietnia
14 kwietnia były prezes Poczty Polskiej Sypniewski mówi wiceministrowi Soboniowi, że wybory są nie do przeprowadzenia. Potrzeba na nie 6-8 tygodni, a zostały cztery. Soboń potwierdza fakt takiej rozmowy. Mówi jednak, że Sypniewski mówił mu o „rozwiązywaniu problemów”, a nie o tym, że są one „nierozwiązywalne”. A poza tym przecież Soboń „formalnie” nie znał się na Poczcie.
15 kwietnia – wiceminister Soboń organizuje telekonferencję z udziałem szefów Poczty Polskiej, urzędników i przedstawicieli prywatnych firm, które następnie zarobią na organizacji tych wyborów. Wtedy zapada decyzja o tym, jak będą przygotowywane pakiety wyborcze.
Firmy na to spotkanie zaprasza Soboń na podstawie listy od Kurdziela. Soboń chce poznać „potencjał na rynku”, Kurdziel jednak mówi, że to miał być całkiem formalny dialog techniczny, umożliwiający wyłonienie wykonawców do wsparcia Poczty w organizacji wyborów.
Zebrani rozmawiają o „insertowaniu pakietów wyborczych”, co jest „krytycznie ważnym szczegółem technicznym” dla przeprowadzenia wyborów przez Pocztę.
Soboń unika jak ognia odpowiedzi na pytanie, kto to spotkanie zorganizował. W czasie konfrontacji Kurdziel mówi jednak: „Soboń polecił mi to spotkanie zorganizować”.
Według prezesów Poczty Soboń po rozmowie z Sasinem mówi im, że powinni organizować wybory „na zasadzie ryzyka biznesowego”. Czyli bez ustawy i umowy z rządem. Soboń tego akurat nie pamięta. Potwierdza jednak, że – co do zasady – informacje z takich spotkań przekazywał Sasinowi.
Etap zaangażowania. Nie ma ustawy, premier decyduje, a Sasin i Kamiński się starają
16 kwietnia premier Mateusz Morawiecki wydaje decyzję administracyjną o organizacji wyborów kopertowych z poleceniami dla Poczty i PWPW. Problemem jest to, że jej podstawą jest ustawa, która nie obowiązuje. Projekt decyzji przedstawia premierowi szef jego kancelarii Michał Dworczyk. Jest on negatywnie zaopiniowany przez służby prawne KPRM i Prokuratorię Generalną.
NIK: W momencie wydania przez premiera decyzji nie dysponuje on żadną analizą jej skutków ani potwierdzeniem, że na realizację tej decyzji są pieniądze. No i ich nie będzie.
Michał Dworczyk tłumaczy przed komisją, że premier nie decydował o organizacji wyborów, ale zlecał tylko działania przygotowawcze. „Ale jakie to działania przygotowawcze, skoro na ich podstawie kilka dni później wydaje się pieniądze? To nie jest przygotowanie i organizowanie. Poczta Polska nie potraktowała tej decyzji jako polecenia, żeby się przygotować. Oni już zaczęli działać. Więcej, premier zleca wprost PWPW wydrukowanie kart do głosowania. Tymczasem zgodnie z prawem może o tym decydować wyłącznie Państwowa Komisja Wyborcza” – tłumaczy Skwarka. „To jest przekroczenie uprawnień”.
Kontrola NIK wykazuje, że po wydaniu decyzji Kancelaria Premiera zleca sporządzenie opinii prawnych uzasadniających ją. Wstecznie.
Premier kazał, ustawy nie ma
16 kwietnia Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych dostaje decyzję wydrukowania kart wyborczych (zeznanie Zdzikota). Jak zeznaje Wiktor Klimiuk, to Kamiński sprawdza w PWPW, czy Wytwórnia jest w stanie wydrukować karty wyborcze, a na informacji przygotowanej przez prezesa PWPW pisze „zatwierdzam” lub „potwierdzam”.
16 kwietnia staje się jasne, że Senat nie rozpatrzy ustawy z 6 kwietnia przed 5 maja. Prezes Poczty Zdzikot wie już, że wybory są nie do przeprowadzenia. Uważa jednak, że gdyby nie zrobił teraz nic i czekał na ustawę do 6, 7 czy 9 maja, to wyjdzie na to, że Poczta się do wyborów nie przygotowała. „Musi” więc organizować wybory bez ustawy – by nikt nie obarczył go potem odpowiedzialnością za niepowodzenie. Poczta więc dalej organizuje wybory „na zasadzie ryzyka biznesowego”.
NIK: Zgodnie z decyzjami premiera, MSWiA było zobowiązane do podpisania umowy z PWPW, a MAP z Pocztą Polską. Obie państwowe firmy przekazały swoim ministerstwom szacunki dotyczące kosztów. Negocjowały koszty z podwykonawcami. Ale nie miały umów. "Naszym zdaniem firmy powinny przed wykonaniem podpisać stosowną umowę i dołożyć należytej staranności, żeby wydane pieniądze do nich wróciły. To była podstawa wniosków NIK do prokuratury. „Zwłaszcza że to nie są środki spółek tylko również podatników” – zeznaje Bogdan Skwarka z NIK.
Sędzia Marciniak czyta Dzienniki Ustaw
Kolejna ustawa covidowa 2.0 – z 16 kwietnia (wchodzi w życie 18 kwietnia) – odbiera Państwowej Komisji Wyborczej prawo drukowania kart wyborczych. To pogłębia chaos (Bogdan Skwarka z NIK mówi o „pustce prawnej) – bo ustawa z 6 kwietnia – nie obowiązuje aż do 9 maja 2020 roku. Skwarka: ”Od tego momentu do 9 maja nie ma żadnych podstaw prawnych do organizowania przez Pocztę i PWPW wyborów kopertowych".
Sylwester Marciniak z PKW dodaje: „W tym czasie nadal obowiązuje Kodeks Wyborczy, z wyjątkiem prawa PKW do drukowania kart wyborczych. Nie ma podstawy do organizowania wyborów kopertowych”.
Ale – co ciekaweustawa z 16 kwietnia jest niezwykle obszerna. Do PKW dopiero 20 kwietnia dociera, że została pozbawiona praw drukowania kart. Przewodniczący PKW Marciniak o wszystkich zmianach wie tylko dlatego, że codziennie czyta sobie Dziennik Ustaw.
Choć PKW odpowiada nadal za organizację wyborów (z wyjątkiem druku kart), to nie wie, co robią w sprawie wyborów Poczta Polska i PWPW. I nie pyta.
Skąd legalnie wziąć wzór kart wyborczych?
Wieczorem 16 kwietnia Wiktor Klimiuk z MSWiA pisze do szefa gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego maila, że problem z drukiem kart polega na tym, że
formalnie wzór karty wyborczej nadal ustala PKW. Straci to prawo 18 kwietnia. Ale ustawa, która pozwala to zrobić Poczcie i Ministrowi Aktywów Państwowych, nie weszła w życie – więc cokolwiek zrobi Wytwórnia (użyje starych wzorów czy zrobi własne), będzie kłopot.
nie wiadomo, ile będzie kosztował wydruk kart;
nie jest rozwiązana kwestia II tury wyborów (wygląda na to, że Wiktor Klimiuk pierwszy zauważa problem, że II tury w trybie kopertowym nie da się zrobić, bo dwa tygodnie to za mało na druk i dystrybucję kart wyborczych).
Klimiuk uważa za prawdopodobne, że jego mail dotarł do Mariusza Kamińskiego.
Etap szukania potwierdzeń na piśmie
Poczta Polska (wiceprezes Grzegorz Kurdziel) informuje mailem wicepremiera Sasina, że pierwsze pieniądze na wybory trzeba będzie wydać do końca tygodnia (17 kwietnia). Na co Sasin odpisuje, że jest gotowy podpisać umowę, która będzie podstawą do wydawania pieniędzy. Prezes Poczty Zdzikot podkreśla, że Sasin obiecał mu, że na pewno umowę zawrze. Soboń nie bierze w tym udziału. Zeznaje, że decyzje podejmował Sasin.
17 kwietnia Poczta Polska z PWPW zawierają umowę o poufności. Co świadczy o tym, że kolejnym krokiem ma być podpisanie umowy. Nie można więc teraz tłumaczyć, że umowa była „dorozumiana”. Ale umowa PWPW – Poczta podpisana nie będzie, zatrzymuje to Piotr Ciompa.
20 kwietnia Senat prosi PKW o przedstawienie stanowiska w sprawie ustawy z 6 kwietnia.
21 kwietnia Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych występuje do MSWiA o zawarcie umowy. Ta umowa też nie zostaje podpisana. Wytwórnia dowiaduje się bowiem, że zlecenie na druk kart wyborczych złożyła Poczta, więc umowa już nie jest potrzebna.
Poczta Polska twierdzi jednak, że nie zlecała PWPW druku kart, tylko ich transport. Nie jest stroną umowy o druk kart.
Chodzi tu o to, że podstawą podpisywania tych umów była decyzja premiera z 16 kwietnia. A zainteresowani wiedzą, że nie ma ona podstaw prawnych. Więc nie podpisują umów.
Umowa była ustna
Wiktor Klimiuk z MSWiA tłumaczy teraz, że druk kart nie nastąpił bez umowy, bo skoro PWPW wydrukowała karty, a Poczta je przyjęła, to świadczy to o zawarciu umowy. Nie ma jednak takiego dokumentu – a chodzi o publiczne pieniądze. Posłowie PiS przed komisją tłumaczą, że „w Polsce jest wolność umów”, więc można było zawrzeć „umowę hybrydową”.
Dyr. Skwarka z NIK: przecież projekt tej umowy istniał na papierze. Więc o czym my rozmawiamy?
Prezes PWPW pokazuje następnie min. Kamińskiemu gotowe karty, które można wysłać Poczcie Polskiej. Wytwórnia wydrukowała je bez umowy i bez szacowania kosztów.
Dyr. Skwarka z NIK: Wydrukowanie kart bez podstawy prawnej – a takiej podstawy wtedy nie było – to poważny problem.
21 i 22 kwietnia wiceminister Artur Soboń z MAP udziela wywiadów w mediach w sprawie wyborów kopertowych. Mówi tam o wielu szczegółach organizacji zbierania głosów. O tym, jak będą identyfikowani wyborcy i jak będą zbierane głosy (do worków). Pokazuje to, że ma ogromną wiedzę o tych przygotowaniach. Nie dzieli się publicznie żadnymi wątpliwościami i bagatelizuje pytania dziennikarki – choć teraz, przed komisją, zeznaje, że tych wątpliwości miał wtedy coraz więcej.
22 kwietnia – Poczta wysyła wicepremierowi Sasinowi projekt umowy Poczta – MAP. Sasin, podobnie jak Mariusz Kamiński z MSWiA też jej nie podpisze. Wiceprezes Poczty Zdzikot podkreśla, że Sasin nie zgłaszał żadnych uwag do przesłanego mu projektu. Dlatego nie ma pojęcia, dlaczego Sasin go nie podpisał. „Do zawarcia umowy powinno było dojść”. W sumie Poczta „w ramach ryzyka biznesowego” wyda 88 mln zł.
Skąd wziąć listy wyborcze?
W nocy z 22 na 23 kwietnia 2020 roku wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast dostają w niepodpisanym mailu wnioski o przekazanie danych ze spisu wyborców. Poczta wysyła je na podstawie ustawy z 16 kwietnia. Na jej podstawie samorządy mogą „rozpatrzyć” wniosek Poczty. I rozpatrują – w większości odmownie (odpowiada 541 gmin na 2400, jednocześnie, jak wykrywa NIK, samorządowcy zasypują KPRM pytaniami w sprawie tego wezwania. KPRM odmawia jednak odpowiedzi, twierdząc, że gminy nie są stronami tej decyzji). Zdaniem PiS to zachowanie opozycyjnych samorządowców uniemożliwiło przeprowadzenie wyborów.
ALE do rządowych organizatorów „wyborów kopertowych” dociera wtedy, że samorządy prowadzą spisy wyborców w różnych formatach i w ogóle nie da się ich szybko użyć.
Wiceprezes Poczty Zdzikot przed komisją: „To doprowadziło władze do stworzenia centralnego rejestru wyborców w 2023 roku”. Zdaniem Zdzikota pozyskane dane Poczta zniszczyła. Soboń przed komisją: bez spisów nie dało się przeprowadzić wyborów. „Na tym polega człowiek myślący, że ma wątpliwości”.
Bogdan Skwarka (NIK) przed komisją: do wezwania samorządowców o wydanie spisów wyborców nie było żadnej podstawy prawnej.
Do PKW właśnie wtedy dociera, co się stało: że została pozbawiona części uprawnień. Sędzia Marciniak nie doczytał tego w ustawie z 16 kwietnia („gdyż była obszerna”, a przepis dotyczący PKW miał numer 99). Sędziego Marciniaka z PKW alarmują samorządowcy. Pytają, co zrobić z żądaniami Poczty, by wydać jej spisy wyborców. PKW wyjaśnia, że w ustawie covidowej 2.0 jest przepis (art. 99) pozwalający wydać dane wyborców Poczcie. Jednak nadal nie obowiązują przepisy o samych wyborach kopertowych – bo te są w nieobowiązującej ciągle ustawie z 6 kwietnia. Czyli nie ma podstaw prawnych.
Etap szukania potwierdzeń własnej niewinności
Wiceprezes Poczty Zdzikot zaopatruje się w opinię prawników, że nie mógł czekać na umowę, gdyż decyzja premiera z 16 kwietnia miała klauzulę natychmiastowej wykonalności.
Na podobnej zasadzie działa PWPW: zakłada, że musi wydrukować karty wyborcze, bo tego wymaga rozporządzenie premiera.
Wiceminister Soboń rozporządzeniem premiera jako podstawą swoich działań nie może się posłużyć, bo jego ono nie dotyczy. Do swojej obrony używa więc formalnego zakresu obowiązków w Ministerstwie. Nie obejmuje on współpracy z Pocztą. Zdaniem Sobonia zakres ten czyni jego działania „nieformalnymi”.
Na podstawie obietnicy Sasina Poczta bierze się jednak za „organizację wyborów” (są na to maile o kalkulacji kosztów), choć jej szefowie zdają sobie sprawę, że nie wolno im tego robić.
MSWiA nie płaci PWPW za druk. W ten sposób unika kolejnej pułapki: premier kazał MSWiA zapłacić, ale jego rozporządzenie nie ma podstawy w ustawie – bo ustawy jeszcze nie ma. MSWiA robi sobie w tej sprawie specjalną prawną analizę.
Etap paniki. Władza umarza śledztwo po dwóch godzinach
23 kwietnia około godz. 16:00 prokurator Ewa Wrzosek wszczyna sprawę w sprawie zagrożenia epidemiologicznego stwarzanego przez organizację wyborów kopertowych. Wcześniej ustaliła, że zgłoszenie obywatela może być zasadne. Epidemiolodzy ostrzegają, że ustawa „kopertowa” procedowana przez parlament jest obarczona ryzykiem dla osób pracujących przy wyborach, a przez to doprowadzi do rozprzestrzenienia się pandemii.
Po godz. 18:00 sprawa zostaje umorzona przez jej zwierzchniczkę, prok. Edytę Dudzińską. Przed komisją zeznaje ona, że Wrzosek nie miała prawa zajmować się tą sprawą, gdyż niewyraźna dekretacja Dudzińskiej na aktach to słowa „dla mnie”. Nikt nie zauważył w prokuraturze, że prok. Wrzosek ma od trzech tygodni nie swoją sprawę. Nikt nie ustalał też, jak do rzekomej pomyłki doszło. Wedle komunikatu rzeczniczki prokuratury z 23 kwietnia powodem umorzenia jest to, że do przestępstwa nie doszło: wyborów nie było i nie wiadomo, kiedy będą (!).
Tego dnia wiadomo już, że wybory są praktycznie nie do przeprowadzenia, a poszły na nie bez podstawy prawnej pieniądze publiczne. Reakcja zwierzchników Dudzińskiej, którzy wysyłają ją do pracy po godzinach, świadczy o tym, że gdzieś na górze w PiS ktoś już zaczyna sobie z tego zdawać sprawę.
Gowin dostaje ostrzeżenie
PiS jednak dalej szuka większości dla operacji „wybory kopertowe”. I to mimo tego, że wybory są niewykonalne – i to od samego początku, a wie o tym coraz więcej osób w partii. PiS chce za wszelką cenę przepchnąć ustawę z 6 kwietnia w parlamencie. Zbiera głosy do odrzucenia weta Senatu.
Świadek Paweł Kukiz słyszy wprost, że chodzi o zwiększenie szans wyborczych Andrzeja Dudy. Co oznacza, że władza wykonawcza łamie prawo, by wpłynąć na wynik wyborów. Ale też oznacza, że wiedza o tym, że wybory nie są do zrobienia, nie dociera do Jarosława Kaczyńskiego. Zapewne dlatego, że „nieformalne” działania nie zamieniają się w formalne dokumenty, gdyż władza PiS, by użyć określenia posła PiS w komisji Michała Wójcika, nie pracuje „po aptekarsku”.
W tym mniej więcej czasie tajemniczy funkcjonariusz służb specjalnych ostrzega Gowina, by miał się na baczności. ”Zbierane są na pana haki”. Do ojca posła Michała Wypija zgłasza się tymczasem doradca Andrzeja Dudy Jerzy Milewski z prośbą, by syn zmienił zdanie (spotkanie odbywa się na stacji benzynowej pod Szczytnem).
Gowin rozmawia z posłami ówczesnej opozycji i “próbuje znaleźć jakieś rozwiązanie”. "Nie czułem się osobiście szantażowany, ale wiem o rozmowach, jakie odbywali posłowie Porozumienia. Ówczesna wiceminister Iwona Michałek była zaproszona przez Mateusza Morawieckiego na spotkanie do willi premiera i tam sugerował jej dymisję, jeśli nie poprze tych wyborów. Z kolei pracujący w administracji członkowie rodziny Michała Wypija byli nagabywani, by wpłynęli na pana posła” – zeznaje Gowin przed komisją.
Straszenie posłów od Kukiza
Politycy PiS próbują zmusić do głosowania za wyborami kopertowymi (kiedy ustawa wróci z Senatu) posłów z ugrupowania Pawła Kukiza.
Świadek Jarosław Sachajko, kolega Kukiza, przyznaje, że prezes firmy drobiarskiej Cedrob zaprosił go do premiera, by tam zaproponować mu – posłowi ówczesnej opozycji – stanowisko w Ministerstwie Rolnictwa za poparcie wyborów kopertowych. Sachajko lobbuje tam za swoim „programem białkowym” i z negocjacji nic nie wychodzi.
Sam Kukiz – wtedy poseł niepopierający PiS (obecnie, w trzeciej swojej kadencji – wybrany z list PiS) – ujawnia tę korupcję w ogromnym, emocjonalnym i bardzo szczegółowym wpisie na Facebooku z 5 maja. Pisze, że PiS stawia na swoim „dzięki gangsterskim metodom przekupstwa i szantażu”. A także, że „Dworczyk na to, że taka jest linia partii, że wybory muszą być w maju i nic się nie da zrobić”. Tymczasem opozycja próbuje przeciągnąć na swoją stronę ludzi Gowina, oferując mu stanowisko marszałka Sejmu – zeznaje Kukiz.
Problemy okazują się nie do przejścia: 10 maja jest nierealny
Kolejne analizy doprowadzają organizatorów wyborów kopertowych do wniosku, że wybory będzie trzeba przesunąć na 17 maja. I taką datę wskazywał na „spotkaniach roboczych” z Pocztą wiceminister Soboń. Na to także nie było żadnej prawnej podstawy – bo ustawa z 6 kwietnia nie weszła w życie.
Wedle wiceprezesa Zdzikota 17 maja to też termin nierealny. W grę wchodzi 23 maja i to tylko dla I tury. II tura jest w ogóle niewykonalna, bo nie da się jej organizować w dwa tygodnie, jak wymaga prawo.
W planie organizacji wyborów przez Pocztę Polską nie ma w ogóle mowy o II turze wyborów prezydenckich. Ale „to nie był problem Poczty – ona miała tylko doręczyć pakiety” – zeznaje Zdzikot. Tłumaczy się, że choć nikt w kraju nie byłby w stanie przygotować i rozdystrybuować nowych pakietów wyborczych do II tury, to przecież „może ktoś w Unii Europejskiej umiałby to zrobić”.
A może użyć ponownie kart z I tury? I dodać zalecenie, żeby wybierać tylko spośród kandydatów, którzy przeszli do drugiej tury? Sylwester Marciniak z PKW: Nie nie, to nie byłoby właściwe. Bo np. jedne komisje by tych kandydatów niestartujących w II turze skreśliły, a inne nie".
Wiceminister Artur Soboń zeznaje, że o niemożliwości zorganizowania II tury nie wiedział „na początku kwietnia”, ale potem jego wiedza była „szersza”.
W III dekadzie kwietnia wie też, że Poczta nie dostała spisu wyborców, więc także I tura jest niemożliwa do przeprowadzenia 10 maja. Tak więc w drugiej połowie kwietnia wybory „kopertowe” są organizowane ze świadomością, że nie da się ich zacząć ani dokończyć.
Soboń tłumaczy się jednak, że „nie mógł się zajmować II turą, bo nie wiedział, czy będzie potrzebna”. Nie rozumie też, dlaczego on miałby mieć „jakiś plan na II turę” – nie był „formalnie” za to odpowiedzialny.
Soboń tłumaczy: „nie wiadomo, czy wybory były do zorganizowania, gdyż nie sprawdzono tego w praktyce”.
Sędzia Marciniak zabiera głos
28 kwietnia i 4 maja nad ustawą z 6 kwietnia o powszechnych wyborach kopertowych pracują komisje senackie. Sylwester Marciniak z PKW dopiero tam zabiera publicznie głos i przekazuje zastrzeżenia, które miał od początku. Ale nie wyrażał ich z powodu apolityczności. To zresztą pierwszy moment, kiedy ktoś pyta go o zdanie. Senat uwzględnia jego głos przygotowując decyzję o wecie. „Wtedy jednak wiadomo było, że ustawa nie wejdzie w życie tak, by wybory mogły się odbyć 10 maja”. Marciniak uważa, że prace senackie były potrzebne („ale pytanie, czy aż tak długie” – asekuruje się).
Soboń próbuje zatrzymać pociąg, a potem jedzie w góry
30 kwietnia – Soboń w mailu do szefa KPRM Michała Dworczyka przedstawia cały zestaw argumentów przeciwko organizacji wyborów kopertowych. Zebrał rzeczywiście (co potwierdzają inni świadkowie) wiedzę w czasie kolejnych spotkań i rozmów. Po wysłaniu tego maila jedzie na majówkę w góry.
Soboń jest pierwszą osobą w aparacie władzy, która odważa się powiedzieć STOP. Mail wysyła na prywatną skrzynkę Dworczyka, której zawartość ujawni potem Poufna Rozmowa.
Soboń przed komisją śledczą nie potwierdza autentyczności maila (gdyż komisja weszła w jego posiedzenie „w sposób nielegalny)”, ale jego treść uznaje za prawdopodobną. Przyznaje bowiem, że stan jego wiedzy na koniec kwietnia był większy, niż na początku kwietnia, kiedy „Sasin prosił go, by się rozejrzał”. "W tym czasie rozmowy o wyborach kopertowych prowadził niemal codziennie. I nie może wykluczyć, że takie myśli zawarł w jakimś mailu.
Ale 30 kwietnia o 14:23 od Sasina do Sobonia trafia pismo z Poczty Polskiej, która zwraca się formalnie o zwrot poniesionych wydatków na wybory kopertowe. I mowa jest w nim o 88 milionach. Pismo jest papierowe, ale zarejestrowane w systemie elektronicznego zarządzania dokumentacją. Więc wiadomo dokładnie, kto, kiedy i co z nim zrobił: Soboń trzyma je u siebie w folderze, by zakończyć sprawę po 16 miesiącach.
Wtedy zaczęło się gorączkowe poszukiwanie przez te dwa podmioty, Pocztę i PWPW, „kto właściwie ma za to zapłacić”? Szef MAP powiedział, że „on żadnej umowy nie podpisywał i jest czysty”, szef MSWiA tak samo: „Nie ja, gdzie jest moja umowa, gdzie jest moje zobowiązanie?”.Doprowadzono do takiej sytuacji, że gdyby Sejm nie przyjął potem specjalnych przepisów, to być może tych środków firmy nigdy by nie odzyskały. A jest tajemnicą poliszynela, że zarówno PWPW, jak i Poczta Polska, zwracały się do szefa MSWiA i MAP o refinansowanie tych środków i zostały „wysłane na drzewo” – mówił dyrektor Skwarka z NIK.
30 kwietnia media informują o wycieku kart wyborczych – walają się niepilnowane. PKW nie interweniuje. „Gdyż nie mieliśmy pewności, że są to prawdziwe karty” – mówi przed komisją sędzia Marciniak.
Odwrót. Kaczyński przyznaje, że się nie da
Do wyborów ogłoszonych przez marszałkinię Witek zostaje tydzień. Ustawy nie ma – więc ani resort Sasina, ani resort Mariusza Kamińskiego nie podpisują umów na prace dotyczące organizacji wyborów. Ale Poczta Polska podpisuje umowy z pośpiesznie wybranymi podwykonawcami i wydaje pieniądze (NIK: są dwie umowy po 15 mln zł).
4 maja wiceprezes Poczty Kurdziel mówi w wywiadzie, że pakiety wyborcze wyborcom będą dostarczać dwójki listonoszy. Jednak, jak powie w 2024 roku komisji, kolportaż możliwy jest dopiero od 11 maja. Czyli termin 10 maja jest nierealny.
5 i 7 maja PKW oficjalnie stwierdza, że nie da się przeprowadzić wyborów kopertowych. Sygnalizuje to też marszałkini Sejmu Witek.
„Po 5 bądź 6 maja” PiS zaczyna rozważać przesunięcie terminu wyborów i umożliwienie opozycji zmianę kandydatów (zeznania Gowina).
6 maja – Jarosław Kaczyński w końcu zmienia zdanie i zgadza się, że wyborów nie da się przeprowadzić 10 maja.
„Przed 7 maja” – Poczta Polska dowiaduje się, że wyborów nie będzie.
7 maja – wybory w konstytucyjnym terminie 10 maja odwołują na konferencji prasowej Jarosław Kaczyński z Jarosławem Gowinem. Wtedy też o tym, że wyborów nie będzie, dowiaduje się Artur Soboń, co by świadczyło o tym, że mail do Dworczyka był zakończeniem jego „nieformalnych” usług przy wyborach.
7 maja PKW protestuje przeciwko pozbawieniu jej prawa organizacji wyborów.
Ale to nie koniec
8 maja – wieczorem w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej rozważana jest nowa data wyborów kopertowych: 23 maja. Nie ma żadnej podstawy prawnej do tego. Sprzeciwia się temu Gowin, a po jego interwencji – także Andrzej Duda.
Do 10 maja służby państwowe rejestrują 15 tys. zakażeń covidem. Umiera 800 osób.
10 maja PKW ogłasza, że zaistniała sytuacja tak „jakby nie było kandydatów”. I można wybory ogłosić ponownie. Jest autorskie rozwiązanie Sylwestra Marciniaka, który próbuje „wybrnąć z zaistniałej sytuacji”. Sędzia Marciniak wyznał komisji, że w stanowisku tym zawarte jest jego wcześniej nabyte przeświadczenie, że wybory 10 maja „mogłyby się odbyć, ale nie byłyby prawidłowe”. Jest z tego prawniczego rozwiązania dumny. Brzmi ono “PKW przyjęła formułę, iż z uwagi na to, że nie przeprowadzono głosowania, występuje podobna sytuacja, co przy braku kandydatów lub przy jednym kandydacie, kiedy się nie przeprowadza wyborów”.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze