Trump najpierw 13 maja ogłosił, że zdejmie sankcje z Syrii, by dać jej szansę na odbudowę kraju. 14 maja spotkał się z syryjskim prezydentem, byłym członkiem Al-Kaidy, więźniem Amerykanów z czasów wojny w Iraku
10 lat temu Donald Trump jeszcze nie ogłaszał swojej kandydatury na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Mało kto wierzył, że to zrobi, jeszcze mniej osób rozważało, że od stycznia 2017 roku to on będzie przewodził USA. Był znany raczej jako bezwzględny biznesmen i gwiazda telewizyjna.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że Trump nie wiedział wówczas, kim jest Ahmed asz-Szar’a, używający wojennego pseudonimu Abu Mohammad al-Dżulani.
Ten 33-letni wówczas Syryjczyk był przywódcą Frontu an-Nusra, organizacji, która wydzieliła się z Al-Kaidy, by walczyć z syryjskim dyktatorem Baszszarem al-Asadem. 10 czerwca 2015 roku prowadzona przez niego grupa dokonała masakry na 24 druzyjskich mieszkańcach wsi Kalb Lauze w północno-zachodniej Syrii. Z Al-Kaida był związany od 2003 roku. Między 2006 a 2011 rokiem siedział w amerykańskim więzieniu w Iraku.
Asz-Szar’a raczej nie myślał wtedy, że w 2025 roku jako prezydent Syrii spotka się ze swoim amerykańskim odpowiednikiem. A ten powie o nim:
„Młody, atrakcyjny facet. Twardziel. Mocna przeszłość. Bardzo mocna przeszłość. Wojownik”.
Łączą ich zaskakujące trajektorie kariery politycznej. Wybór Trumpa na prezydenta zszokował wielu, szczególnie w 2016. Ale to asz-Szar’a jest bardziej niespodziewanym prezydentem swojego kraju. Dziś, 14 maja 2025, otrzymał istotną legitymację dla swoich rządów – uścisk dłoni prezydenta Stanów Zjednoczonych. A kluczową dla Syrii decyzję ogłosił wczoraj na przemówieniu w Rijadzie Trump – Amerykanie zdejmą z syryjskiego rządu obowiązujące od wielu lat sankcje.
To bardzo duża zmiana w polityce USA wobec Syrii. W 1979 roku Amerykanie ogłosili ten kraj państwowym sponsorem terroryzmu. W 2004 roku administracja George’a Busha nałożyła na reżim Asadów sankcje, a kolejne dołożył w 2011 roku Barack Obama po wybuchu wojny domowej.
To oznacza, że w Syrii całe pokolenia nie znają życia bez reżimu Asadów, ale także bez amerykańskich sankcji. Jedno i drugie pada w ciągu pół roku.
„Głównym skutkiem sankcji jest cierpienie narodu syryjskiego” – mówił w marcu 2025 roku Jagodzie Grondeckiej w tekście dla OKO.press dr Mohammad Awak, onkolog i zastępca dyrektora generalnego szpitala Al-Biruni w Damaszku. Grondecka pisała, że dr Awak zmaga się z problemem, jak skutecznie diagnozować i leczyć pacjentów z chorobą nowotworową, w momencie, gdy żaden z trzech tomografów komputerowych, jakimi dysponuje szpital, nie działa.
„Nie możemy ich naprawić z powodu sankcji. Ich skutki silnie oddziałują na sprzęt medyczny. Nie możemy zdobyć części zamiennych do skanerów do rezonansu magnetycznego lub tomografii komputerowej” – mówił dr Awak.
Teoretycznie sankcje USA i UE nie obejmowały leków i środków medycznych, ale doszło do efektu mrożącego. Dostawcy omijają Syrię ze względu na obawy złamania przepisów. A przeprowadzenie płatności jest trudne, bo Syria została odcięta od międzynarodowego systemu SWIFT.
„[W Syrii] jest nowy rząd, który, miejmy nadzieję, zdoła ustabilizować kraj i utrzymać pokój. Zlecę zakończenie sankcji wobec Syrii, aby dać im szansę na wielkość” – mówił Trump w swoim przemówieniu w Rijadzie z wtorku 13 maja. I dodał, że Syryjczycy przeżyli już wystarczająco „tragedii, wojny i zabijania”.
UE w lutym zdjęła część sankcji z syryjskiego rządu, ale te wciąż istniejące stanowią problem dla firm, które chciałyby inwestować w Syrii. 7 maja w Paryżu Szar’a odbył najważniejsze dotychczasowe spotkanie ze światowym liderem, gdzie rozmawiał z francuskim prezydentem Emmanuelem Macronem. I mówił tam, że nie ma dziś już żadnego uzasadnienia dla sankcji. A Macron mówił o dalszym, stopniowym ich zdejmowaniu z Syrii.
W przypadku UE jest to powolny proces. Trump lubi działać inaczej, podejmować własne decyzje i wprowadzać je natychmiast w życie. UE niewątpliwie cieszy się z obalenia dyktatora Asada, ale jednocześnie ma ograniczone zaufanie do prezydenta z terrorystyczną przeszłością. UE chce demokracji w Syrii. Szar’a zobowiązał się do przeprowadzenia w kraju demokratycznych wyborów, ale nie od razu. Decydenci unijni obawiają się, że przywódca z długą terrorystyczną przeszłością może pójść w stronę autokratyzmu i sektarianizmu, zanim dojdzie do pierwszych wyborów.
Trump poszedł inną drogą. Powiedział wszystkim: to fajny gość, dajmy mu szansę.
Szar’a rządzi już Syrią od pół roku. Wcześniej był przywódcą Hajat Tahrir asz-Szam (HTS). Ta grupa powstała po rozpadzie Dżabhat an-Nusra.
Dla HTS islam wciąż jest podstawą własnej ideologii. Grupie udało się jednak zmienić wizerunek na bardziej pragmatyczny. Rządziła w ostatnich latach w Idlib w północno-zachodniej Syrii i udało im się tam stworzyć zręby instytucji niezbędnych do rządzenia swoim proto-państwem.
Daleko temu porządkowi do demokratycznego, ale nie sposób odmówić mu skuteczności. To właśnie doświadczenie rządzenia przez mniej więcej pięć lat w Idlib dało HTS niezbędne doświadczenie, by nie tylko pokierować kluczową, błyskawiczną ofensywą na Damaszek na przełomie listopada i grudnia 2024 roku, ale też w bardzo krótkim czasie zbudować i obsadzić nowe instytucje państwowe.
Pół roku później, po spotkaniu z przywódcami Arabii Saudyjskiej, Francji czy USA rząd HTS i asz-Szar’y ma już właściwie pełną legitymację międzynarodową. W Wikipedii i w ONZ flaga Syrii zmieniła barwy z czerwono-biało-czarnej z zielonymi gwiazdami na zielono-biało-czarną z czerwonymi gwiazdami, którą posługiwali się dotychczasowi rebelianci.
Historia o terroryście, rebeliancie i rewolucjoniście, który zwycięża i przejmuje rządy nad państwem, nie jest może nowa, ale w XXI wieku wydawała się już być tylko częścią historii poprzedniej ery. Mao i Lenin to najbardziej oczywiste przykłady. Bliżej nas w czasie można przywołać choćby libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego.
I ten właśnie Kadafi został obalony na fali arabskiej wiosny, która wznieciła też wojnę domową w Syrii. Libia dziś dalej pogrążona jest w chaosie. Mohamed Morsi, który na tej samej fali wygrał wybory prezydenckie w Egipcie z ramienia Bractwa Muzułmańskiego, szybko władzę stracił. Rządy przejął wojskowy, który szybko zaczął rządy silnej ręki.
Prawie wszędzie tam, gdzie w ostatnich dwóch dekadach obalano arabskiego dyktatora, pojawiał się problem terroryzmu islamistycznego. W 2001 roku po zamachach w Nowym Jorku USA ogłosiły globalną wojnę z terrorem. George Bush użył tej frazy po raz pierwszy 16 września, pięć dni po zamachach na World Trade Center. Głównym przeciwnikiem miała być al-Kaida, ale front rozlał się na cały region Bliskiego Wschodu, szczególnie po amerykańskim ataku na Irak w 2003 roku.
W 2023 roku badacze z Brown University opublikowali artykuł, w którym starali się oszacować liczbę ofiar wojny z terrorem. Ich zdaniem przez 20 lat konflikt ten kosztował życie 4,5-4,6 mln osób, z czego 3,6-3,7 mln to ofiary pośrednie, które zginęły przez pogarszające się warunki ekonomiczne, środowiskowe i zdrowotne.
Radykalizacja Ahmada asz-Szar’y to bezpośredni wynik decyzji republikańskiej administracji Busha z początku XXI wieku, by za wszelką cenę ścigać islamistów i zaatakować Irak. Spędził pięć lat w amerykańskim więzieniu w Camp Bucca blisko irackiej granicy z Kuwejtem. Przez więzienie przewinęło się około 100 tys. osób, w tym przynajmniej dziewięciu przyszłych dowódców Al-Kaidy i Państwa Islamskiego, wśród nich jego przywódca Abu Bakr al-Bagdadi.
„W rzeczywistości było to miejsce treningowe dla zupełnie nowej generacji bliskowschodnich ekstremistów. Najbardziej skrajne elementy miały pełną kontrolę nad obozem” – mówił w opublikowanym w 2021 roku dokumencie dla amerykańskiego nadawcy publicznego PBS James Jeffrey, zastępca szefa amerykańskiej misji w Iraku w latach 2004-2005.
Jeszcze do 20 grudnia 2024 roku Amerykanie oferowali 10 mln dolarów nagrody za informację, która doprowadzi do schwytania asz-Szar’y. Choć od dłuższego czasu ewentualna nagroda była fikcją – przywódca HTS już wtedy od kilku lat działał publicznie w Idlib.
Wojna z terrorem po pokonaniu Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku straciła na intensywności. Amerykańscy przywódcy – i Trump, i Biden – zarzucili tę retorykę. Ale nikt oficjalnie nie ogłosił, że ten etap w historii USA i Zachodu jest zakończony. Nie ma więc lepszego zamknięcia tego rozdziału niż poparcie dla dżihadysty w garniturze ze strony prezydenta USA.
Wojnę z terrorem rozpoczęli republikańscy neokonserwatyści z USA. I przez lata dostarczali jej ideologicznego paliwa, podpartego choćby teorią zderzenia cywilizacji Samuela Huntingtona.
13 maja w Rijadzie Trump w swoim przemówieniu ostro krytykował neokonserwatystów. Wychwalał swojego gospodarza i jego rozwój gospodarczy, symbolizowany przez nowoczesną architekturę saudyjskiej stolicy.
„Lśniące marmury Rijadu i Abu Zabi nie zostały stworzone przez tak zwanych budowniczych narodów, neokonserwatystów czy liberalne organizacje non-profit, które wydały biliony i biliony dolarów, nie dając jednak rady rozwinąć Kabulu, Bagdadu i wielu innych miast. Zamiast tego, narodziny nowoczesnego Bliskiego Wschodu zostały osiągnięte przez samych ludzi tego regionu. [...] Ostatecznie, tak zwani budowniczowie narodów zniszczyli znacznie więcej narodów, niż zbudowali, a interwencjoniści ingerowali w złożone społeczeństwa, których sami nawet nie rozumieli”.
Można mieć poważne wątpliwości, czy Trump i jego ekipa rozumieją społeczeństwa inne niż amerykańskie. Można i należy mieć zastrzeżenia do wizji amerykańskiego prezydenta, w której prawa człowieka schodzą na daleki plan.
Arabia Saudyjska – cel obu pierwszych podróży Trumpa w 2017 i w 2025 roku – to według statystyk Amnesty International trzeci kraj na świecie pod względem liczby wykonywanych kar śmierci. To kraj, który pomimo wielu w ostatnich latach zmian nadal znacznie ogranicza podstawowe prawa obywatelskie.
Jednocześnie w słowach Trumpa z Rijadu widać spójną wizję i odejście od ćwierć wieku polityki interwencji na całym świecie. Rezygnacja z katastrofalnej dla świata i Bliskiego Wschodu amerykańskiej polityki ostatnich dekad jest pozytywnym krokiem.
Następne trzy i pół roku pokaże, czy słowa Trumpa i spotkanie z asz-Szar’ą rzeczywiście okażą się historycznymi wydarzeniami, które zaznaczą punkt zwrotny dla USA, Bliskiego Wschodu i całego świata.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Komentarze