0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by Alex WROBLEWSKI / AFPPhoto by Alex WROBLE...

Najpierw wszystkich postraszył. Później nałożył wysokie cła na dużą część świata. Po 13 godzinach zmniejszył je do 10 proc. Poza Chinami, bo to Chiny miały być najważniejsze. Tutaj doszło do pełnej eskalacji, obecnie większość towarów z Chin jest obłożona 145-procentowymi cłami. I tutaj Trump również powoli się cofa.

Według „Wall Street Journal” administracja Trumpa już teraz rozważa zmniejszenie ceł do przedziału 50-65 proc. Poziom ten oznaczałby powrót do zapowiedzi z kampanii, która wówczas była uznana za szaloną: 60 proc. Wicerzecznik Białego Domu Kush Desai skomentował te doniesienia:

„Prezydent Trump jasno stwierdził: Chiny muszą zawrzeć umowę ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Decyzje dotyczące ceł będą podejmowane bezpośrednio przez prezydenta. Wszystko inne to czysta spekulacja”.

Przeczytaj także:

Rozwiązywanie stworzonych przez siebie problemów

To, co wiemy, pozwala na sformułowanie dwóch głównych wniosków.

Po pierwsze, strategia negocjacyjna Trumpa wobec wszystkich krajów była dosyć podobna: groźby, wprowadzenie ich na krótko, wycofanie się. W ten sposób Trump pokazywał zęby – negocjuje z pozycji siły, to on, jego zdaniem, ma wszystkie karty.

Takie podejście dotyczy przecież również rozmów o zakończeniu wojny z Ukrainą. Pamiętamy słynne osaczanie prezydenta Zełenskiego w Gabinecie Owalnym i tłumaczenie mu, że nie ma żadnych kart, by się targować. W przypadku negocjacji handlowych jest to jednak tworzenie problemów, które następnie się rozwiązuje samemu i ogłasza zwycięstwo.

Trudno powiedzieć, czy taka strategia pomoże Amerykanom uzyskać lepsze warunki w negocjacjach z Chinami i z innymi państwami, niż gdyby podejść do negocjacji bardziej konwencjonalnie.

Drugi wniosek jest natomiast taki, że wszystkie obniżki Trumpa nie zmieniają faktu, że mamy do czynienia z wojną handlową. A poziom ceł i barier handlowych znacznie wzrósł w stosunku do 2024 roku.

Nawet jeśli w pierwszych trzech miesiącach Trumpa w jego polityce handlowej możemy znaleźć pewne prawidłowości, nie znaczy to, że jego polityka gospodarcza jest przewidywalna. Zanim wrócimy do analizy wywołanej wojny handlowej, czas na przykład na chaos wywołany przez Trumpa w polityce wewnętrznej.

Teoria dwóch Powellów

Pod koniec 2017 roku Donald Trump podczas swojej pierwszej prezydentury wybrał nowego szefa Rezerwy Federalnej (to odpowiednik naszego banku centralnego) na kadencję 2018-2026. Tak wówczas mówił o swoim wybrańcu, Jeromie Powellu:

„Jestem przekonany, że Jay jest mądry i ma zdolności przywódcze, aby prowadzić nas przez wszelkie wyzwania, przed którymi może stanąć nasza wspaniała gospodarka. Jest silny, zaangażowany, mądry, a jeśli zostanie zatwierdzony przez Senat, Jay wykorzysta swoje talenty, aby zapewnić, że pozostaniemy konkurencyjni i zamożni”

A tak wyglądał typowy post Trumpa o Powellu w kwietniu 2025 roku:

„»Prewencyjne obniżki« stóp procentowych są postulowane przez wielu. Mamy znacznie niższe koszty energii, znacznie niższe ceny żywności (przy katastrofie jajecznej Bidena!), oraz większości innych »rzeczy« w trendzie spadkowym, praktycznie nie ma inflacji. Przy tych kosztach tak ładnie zmierzających w dół, dokładnie tak, jak przewidywałem, nie może być prawie żadnej inflacji, ale może dojść do spowolnienia gospodarki, chyba że pan Za Późno, wielki przegrany, obniży stopy procentowe TERAZ. Europa już »obniżyła« siedem razy. Powell zawsze był »Za Późno«, z wyjątkiem okresu wyborczego, kiedy obniżył stopy, aby pomóc Zaspanemu Joe Bidenowi, a później Kamali, wygrać wybory. Jak to się sprawdziło?”.

Zwalnia albo nie zwalnia

W swoich wpisach Trump krytykował Powella wiele razy, w jednym z nich jasno sugerował, że może Powella zwolnić, choć byłoby to pogwałceniem niezależności Rezerwy Federalnej. Dla Trumpa jednak każdy, kto prowadzi inną politykę, niż on sobie życzy, jest przeciwnikiem, którego przynajmniej należy spróbować usunąć.

Gdyby spór dział się w Polsce, prezes NBP Adam Glapiński z wielką przyjemnością odnosiłby się do zaczepek władzy i ją krytykował. Powell prowadzi jednak komunikację w zupełnie innym stylu, bliższym kanonom przyjętym przez głowy banków centralnych w krajach Zachodu. Nie wdaje się w przepychanki.

Niezależność banku centralnego daje jednak wymierne korzyści – gwarantuje stabilność waluty. Wyrzucenie ze stanowiska Powella byłoby ruchem bezprecedensowym, który podważyłby wiarygodność dolara i amerykańskich obligacji skarbowych.

Być może dlatego we wtorek 22 kwietnia, po wielu dniach personalnych ataków i gróźb, Trump powiedział, że nie zamierza Powella zwalniać. Wraz z tymi słowami nie zniknęły jednak przyczyny, dla których Trump z Powellem walczy. Chce obniżenia stóp procentowych, by złagodzić nadchodzące skutki jego polityki celnej.

Kto więc zagwarantuje nam, że za tydzień, dwa Trump nie uzna, że Powell i niezależność Rezerwy Federalnej zostaną kolejnymi ofiarami wojny handlowej?

Amerykańska niepewność

W środę 23 kwietnia Rezerwa Federalna opublikowała najnowszą „Beżową Księgę” – wychodzący osiem razy w roku raport na temat stanu gospodarki i panujących w niej nastrojów. We wstępie czytamy, że niepewność z powodu międzynarodowej polityki handlowej jest rozpowszechniona.

Jak ta niepewność wpływa na firmy? CNN opisuje przypadek Busy Baby, producenta zabawek i akcesoriów dla dzieci. Firma złożyła niedawno największe w swojej historii zamówienie w fabryce z Chin, warte 158 tys. dolarów. Dziś, żeby je sprowadzić do USA, firma musiałaby zapłacić dodatkowe 229 tys. dolarów. W momencie, gdy Trump zapowiada możliwe zmniejszenie ceł, może się zdarzyć, że za chwilę kwota ta będzie znacznie mniejsza. Ale czy tak się rzeczywiście stanie? To powoduje, że prowadzenie tego rodzaju biznesu staje się ekstremalnie trudne.

Chiny stoją na razie na stanowisku, że aby mogło dojść do jakichkolwiek rozmów, USA muszą najpierw zdjąć wszelkie jednostronnie nałożone cła. Droga do faktycznych rozmów jest jeszcze bardzo daleka.

Chiny ostrożnie i cierpliwie

Dr Jakub Jakóbowski z Ośrodka Studiów Wschodnich pisze w mediach społecznościowych, że Chiny przyjmują twardą postawę wobec USA, bo trafnie oczekują na dynamikę amerykańskich nastrojów wobec wojny handlowej.

„[Pekin] Przyjął twarde stanowisko (ani kroku wstecz ws. ceł) i teraz czeka aż grupy interesu w USA, społeczeństwo, rynki, Republikanie, sami rozbroją politykę Trumpa. Ciekawy test »systemowej« gotowości na konflikt” – pisze analityk.

Podobnie było przecież w wypadku ceł na kilkadziesiąt krajów świata – Trump zmniejszył ich wysokość na 90 dni w dużej mierze przez słabnące rentowności amerykańskich obligacji.

Chińczycy natomiast szykują się na niedogodności. Po spotkaniu chińskiego politbiura w piątek 25 kwietnia chińscy przywódcy przekazali, że obserwują sytuację i uważają, że nie jest to jeszcze czas na warte miliardy dolarów pakiety pomocowe dla chińskich firm, ale są gotowi użyć takich narzędzi, jeśli pojawi się taka konieczność.

90 dni

Jednocześnie nie wiemy, co stanie się po 90 dniach, gdy upłynie czas „obniżki” Trumpa na cła dla większości świata. Miał być to czas na negocjacje, ale nie wygląda na to, by szły one Amerykanom dobrze.

Japończycy spotkali się z Trumpem 17 kwietnia. Nie udało się ustalić wiele poza tym, że należy spotkać się kolejny raz. Chas Freeman, ważny amerykański urzędnik z czasów prezydentury George’a Busha i Billa Clintona opowiedział w wywiadzie, co słyszał na temat rozmów z Japończykami:

„Japończycy właśnie byli w Waszyngtonie. Z tego, co wiem, ich wizyta polegała na tym, że pojechali rozmawiać z amerykańskim przywództwem w tej sprawie, a Amerykanie powiedzieli: »Co oferujecie?« Japończycy odpowiedzieli: »Cóż, czego chcecie?«. A Amerykanie nie potrafili wyjaśnić, czego chcą”.

Podobne doświadczenia z Waszyngtonu do Europy przywiózł Maroš Šefčovič, unijny komisarz ds. handlu. „Bloomberg” pisze, że Šefčovič po spotkaniu nie wiedział, jakie jest stanowisko USA w sprawie ewentualnej umowy handlowej między UE a USA.

W Reutersie czytamy, że Japonia ma być dla Trumpa pokazową umową. Ale negocjacje mają być trudne między innymi ze względu na nadchodzące w lipcu wybory parlamentarne w Japonii. Nie każdy kraj ma za chwilę wybory parlamentarne, ale każdy ma jakąś wewnętrzną dynamikę polityczną, która spowolni negocjacje.

Na razie Japończycy mają przylecieć po raz drugi do USA w przyszłym tygodniu. Być może tym razem Amerykanie będą wiedzieć, do czego dążą. Zegar tyka, zostały 74 dni.

Pierwsza faza

Wciąż jesteśmy w początkowej fazie wojny handlowej, ale ma ona coraz bardziej praktyczny wymiar. To nie tylko amerykańskie firmy, które zastanawiają się, czy sprowadzać swoje zamówienia z chińskich magazynów, czy raczej pozwolić im się kurzyć na chińskiej ziemi. To też koreańskie firmy, którym Chiny zagroziły sankcjami, jeśli te będą sprzedawać amerykańskiemu wojsku cokolwiek, co zawiera chińskie ciężkie pierwiastki ziem rzadkich.

Amerykanie stosują takie sankcje wtórne wobec Chin od dawna. Chińczycy dotychczas na nie nie odpowiadali. Jeśli swoje groźby utrzymają i rozszerzą, będzie to kolejna eskalacja, która dalej utrudni globalny handel. Do ostatecznych ustaleń i ewentualnego przewartościowania globalnego handlu jeszcze daleko. Ale na razie wydarzenia nie idą po myśli Amerykanów.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.

Komentarze