0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by Mandel NGAN / AFPPhoto by Mandel NGAN...

Donald Trump bez wątpienia chciał rano wstać i cieszyć się swoim sukcesem. W końcu faktycznie to on doprowadził do zawieszenia broni między Izraelem a Iranem w błyskawicznym tempie.

Stało się inaczej: Prezydent USA sprawdził poranne wiadomości i się wściekł.

24 czerwca, niedługo po południu polskiego czasu byliśmy więc świadkami bardzo nietypowego wydarzenia. Amerykańscy prezydenci rzadko wyrażają swoją frustrację publicznie. Trump niejednokrotnie irytował się na dziennikarzy, kilka miesięcy temu publicznie kłócił się z Wołodymyrem Zełenskim. Nigdy jednak nie słyszeliśmy takich słów.

Trump: Nie wiedzą, co, do k****, robią

Po drodze na szczyt NATO Trump znalazł kilka chwil dla reporterów.

„Naruszyli [zawieszenie broni], ale Izrael też je naruszył. Jak tylko doszliśmy do porozumienia, Izrael wyruszył i zrzucił mnóstwo bomb, w jakiej liczbie nigdy wcześniej nie widziałem. Nie podoba mi się to, co robi Izrael. Gdy mówię: ok, macie 12 godzin, nie należy w pierwszej godzinie i zrzucać wszystkie bomby, jakie się posiada. Więc nie podoba mi się to. Nie podoba mi też się to, co robi Iran, ale naprawdę nie podoba mi się, jeśli Izrael rusza [z atakiem] dziś rano z powodu jednej rakiety, która mogła zostać wystrzelona przez pomyłkę” – mówił Trump.

Gdy dziennikarze próbowali zadać kolejne pytanie, zakończył krótko:

„Generalnie mamy dwa kraje, które walczyły tak długo i tak ciężko, że same nie wiedzą już, co, do k*****, robią, rozumiecie?” („We basically have two countries that have been fighting so long and so hard that they don't know what the f*** they're doing”)

I odszedł w stronę helikoptera.

Wzajemne oskarżenia

O co dokładnie chodziło Trumpowi?

O błyskawicznie narzuconym przez Trumpa zawieszeniu broni pisaliśmy już rano. Tuż po ogłoszeniu osiągnięcia porozumienia oba kraje rzeczywiście kontynuowały ataki, chcąc przeprowadzić jeszcze ostatnie uderzenia, zanim zawieszenie broni wejdzie w życie. To również pokazuje, że nie było to starannie wynegocjowane zawieszenie broni, które wychodziło od obu stron. Farnaz Fassihi z „New York Timesa” rozmawiała z 15 osobami w Teheranie, które opisywały w rozmowach z dziennikarką, że naloty dziś w nocy były wyjątkowo intensywne. Iran wystrzelił w stronę Izraela cztery salwy pocisków. Jedna z rakiet uderzyła w budynek mieszkalny w Be'er Szewie, gdzie zginęły co najmniej cztery osoby.

Oba kraje chciały atakować do momentu, w którym Trump tych ataków zakazuje. Już to sfrustrowało amerykańskiego prezydenta.

Odpowiedź Izraela na trzy rakiety

Bardziej jednak zirytowało go to, co stało się po wejściu w życie zawieszenia broni.

Rano obie strony ostatecznie przyjęły porozumienie i ogłosiły sukces. Jednak niedługo potem izraelski minister obrony Izrael Kac ogłosił, że Izrael zidentyfikował irański atak na Izrael i zamierza na niego ostro odpowiedzieć. Z późniejszego oświadczenia biura premiera Netanjahu dowiadujemy się, że zdaniem Izraela Iran wystrzelił trzy rakiety po godzinie siódmej, o której wymiana ognia miała się zakończyć. Jedną o 07:06, dwie o 10:25. Według oświadczenia rakiety zostały przechwycone lub spadły w pustym terenie i nie wyrządziły szkód.

Iran zaprzeczył, by wystrzelił rakiety.

Mimo tego Izrael rozpoczął odpowiedź. To najmocniej rozwścieczyło Trumpa. W tym bowiem momencie zawieszenie broni było najkruchsze. Izraelskie samoloty rzeczywiście leciały w stronę Iranu, a na taki atak Iran z pewnością odpowiedziałby, co mogłoby oznaczać dalszą eskalację. A wtedy zawieszenie broni Trumpa mogło zostać szybko zapomniane.

Przyjazne samoloty

O 13:50 czasu izraelskiego Trump napisał w Truth Social:

„IZRAEL. NIE ZRZUCAJCIE TYCH BOMB. JEŚLI TO ZROBICIE, BĘDZIE TO POWAŻNE NARUSZENIE. NATYCHMIAST SPROWADŹCIE SWOICH PILOTÓW DO DOMU! DONALD J. TRUMP, PREZYDENT STANÓW ZJEDNOCZONYCH”.

Prezydent USA nie ograniczył się jednak tylko do wpisu w mediach społecznościowych. Zadzwonił też do Netanjahu i „w ostrych słowach” powiedział mu, by zatrzymał atak.

40 minut po cytowanym wyżej wpisie pojawił się kolejny, w którym Trump pisał, że atak Izraela nie nastąpi, a izraelskie samoloty zawrócą i wykonają „przyjazną Falę Samolotową” w stronę Iranu.

Ostatecznie jeden niedostatecznie przyjazny samolot uderzył w radary w okolicy Teheranu. Nic więcej jednak się nie wydarzyło.

Po południu Irańczycy potwierdzili, że jeśli nie będą atakowani, nie będą dalej atakować Izraela. Zawieszenie broni ma więc faktycznie szansę utrzymać się dzięki naciskowi Donalda Trumpa.

Trudno jednak uznać, by dzisiejsza sytuacja długofalowo była bezpieczniejsza niż to, co miało miejsce przed 13 czerwca, przed atakiem Izraela na Iran.

Przeczytaj także:

Co udało się załatwić?

Jeśli głównym problemem był irański program atomowy i brak transparentności, to Amerykanie przeprowadzili jeden atak i uznali, że załatwili sprawę. O tym, jaki był status irańskiego programu atomowego, pisaliśmy dokładniej tutaj. Powiedzmy tylko krótko: nie wiemy, czy Iran faktycznie przed 13 czerwca podjął decyzję o budowie bomby atomowej, a jeśli tak, czy był jej blisko. Z pewnością Irańczycy wysyłali niepokojące sygnały w tej sprawie i należało mieć wątpliwości co do prawdziwości ich stwierdzeń, że do bomby nie dążą. Ale dowodów brakowało. A dziś nie wiemy, w jakim stopniu udało się cofnąć jego postęp.

James M. Action, współdyrektor Programu Polityki Nuklearnej w Carnegie Endowment for International Peace pisze w Politico, że Iran ma szansę szybko wznowić swój program atomowy. Bo nawet jeśli trzy miejsca uderzone przez Amerykanów w niedzielę 22 czerwca rzeczywiście zostały znacząco uszkodzone (co jest bardzo możliwe), Iran mógł zachować znaczną część wysoko wzbogaconego uranu, posiada techniczne możliwości, by program kontynuować. A po najpoważniejszym ataku na Islamską Republikę od 1980 roku zyskał też powód, by broń atomową posiadać.

Iran bez zmian

Jeśli głównym problemem był Korpus Strażników Rewolucji, to wyeliminowanie dużej części dowództwa nie niszczy całej formacji i nie zmienia jej roli w ochronie systemu Islamskiej Republiki, ani w dalszych ewentualnych operacjach poza granicami Iranu. Strażnicy Rewolucji byli bardzo aktywni podczas wojny domowej w Syrii i wspierali reżim Baszszara al-Asada.

Jeśli natomiast problemem miał być sam system Islamskiej Republiki, to dzisiejsze zawieszenie broni oznacza, że przynajmniej na jakiś czas władza w Iranie się nie zmieni. Iran pozostanie wrogi Izraelowi. Potępienia izraelskiego ataku ze strony Chin czy Rosji pokazują, że Iran nie będzie izolowany międzynarodowo. Nawet jeśli nie oznacza to automatycznie sojuszu wojskowego z tymi krajami, Iran ma się do kogo zwrócić po pomoc.

Izrael ogłosił dziś, że osiągnął wszystkie cele wojny. Prawda jest jednak taka, że Trump ostatecznie postawił się Izraelowi, a ten musiał przyjąć to do wiadomości.

Żeby jednak wyjść z twarzą, ogłoszono wielki sukces. Nie zmienia to faktu, że większość powodów, dla których Izrael zaatakował Iran, dalej istnieje. A to oznacza dalsze napięcie i możliwość powrotu wojny za jakiś czas.

Niechybnie zbliżająca sukcesja po Chameneim niekoniecznie przyniesie upragnioną przez Zachód demokratyzację. System może przetrwać w podobnej formie. Może też kontynuować przechylenie się w stronę coraz silniejszego wpływu Strażników Rewolucji. Izrael przyspieszył proces odmłodzenia kierownictwa tej wciąż wiernej Chameneiemu formacji. Część młodszych dowódców przejawia agresywniejsze niż dotychczasowe podejście do polityki zagranicznej.

Trump w najbliższych dniach będzie chwalił się, że doprowadził do pokoju i domagał się pokojowej nagrody Nobla. Prawda jest jednak taka, że zatrzymał wymianę ognia, która w ogóle nie musiała się wydarzyć. Ale amerykański prezydent stracił cierpliwość do rozmów z Iranem po niecałych dwóch miesiącach, chociaż poprzednie porozumienie z 2015 roku negocjowano niemal dwa lata. Do faktycznego, bezpiecznego i długofalowego układu pomiędzy Iranem i Izraelem jeszcze bardzo daleko.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.

Komentarze