0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Twitter postanowił bezterminowo zawiesić konto Donalda Trumpa w piątek 8 stycznia 2021 roku. Platforma podjęła tę decyzję po „dokładnym przeanalizowaniu ostatnich wpisów pochodzących od @realDonaldTrump". Uznała, że istnieje ryzyko „dalszego podżegania do przemocy".

Konto prezydenta wygląda obecnie tak:

Konto Donalda Trumpa zablokowane na Twitterze

Urzędujący prezydent USA mógł spodziewać się takiego obrotu spraw. Jeszcze w środę 6 stycznia Twitter zawiesił go na 12 godzin po tym, jak Trump pochwalił osoby szturmujące Kapitol, tweetując, że są „patriotami". Portal ostrzegał, że zablokuje go bezterminowo, jeśli sytuacja się powtórzy.

„Mając na uwadze horrendalne wydarzenia, jakie miały miejsce w tym tygodniu, w środę uprzedzaliśmy, że kolejne naruszenia regulaminu Twittera mogą mieć taki skutek" – czytamy w oświadczeniu.

Przypomnijmy: 6 stycznia 2021 zwolennicy Trumpa wtargnęli do budynku Kapitolu w Waszyngtonie, gdzie Kongres USA zatwierdzał wybór Joe Bidena na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wcześniej Trump na zorganizowanym przed Białym Domem wiecu „Save America” („Ocalmy Amerykę’) powtórzył zarzut sfałszowania listopadowych wyborów oraz zapewniał zwolenników, że „nigdy nie przyzna się do porażki”.

„Wiem, że wszyscy tu zebrani wkrótce ruszą pod budynek Kapitolu, żeby pokojowo i patriotycznie wyrazić swój głos” – oświadczył ze sceny. W zamieszkach z policją zginęło pięć osób.

Przeczytaj także:

Mimo to Trump najwyraźniej nic nie zrobił sobie z ostrzeżeń Twittera.

Trump wraca capslockiem

W piątek 8 stycznia opublikował dwa kolejne tweety.

„75 mln wspaniałych Amerykańskich Patriotów, którzy głosowali na na mnie, na [hasła - red.] NAJPIERW AMERYKA i na UCZYŃMY AMERYKĘ ZNÓW WIELKĄ, zapiszą się w historii ZŁOTYMI ZGŁOSKAMI. Nie można ich lekceważyć i jakkolwiek niesprawiedliwie traktować!!!" - napisał Trump (pisownia oryginalna).

Twitter zinterpretował to jako sygnał, że prezydent w dalszym ciągu odmawia pokojowego przekazania władzy swojemu następcy. Kolejny wpis tylko to potwierdził.

„W odpowiedzi na wasze pytania: nie wybieram się na inaugurację 20 stycznia" – poinformował Trump.

Twitter zauważył, że taka deklaracja tylko umocni zwolenników prezydenta w przekonaniu, że wybory w USA zostały sfałszowane. Może też stanowić zachętę do ataków podczas uroczystości. Obydwa tweety portal uznał za naruszenie swojej polityki, w której wyraźnie zakazuje gloryfikowania przemocy.

Zawieszenie dotyczy osobistego profilu prezydenta @realDonaldTrump, ale Twitter zamierza przyglądać się także oficjalnym profilom rządowym @POTUS [skrót of President of the United States, ang. prezydent Stanów Zjednoczonych - red.] i @WhiteHouse [ang. Biały Dom - red.], by wykluczyć obchodzenie zakazu. Na razie jednak nie zamierza ich wyłączać.

Zgodnie z polityką platformy Donald Trump nie powinien także wykorzystywać osób trzecich do pisania na Twitterze w jego imieniu. Tymczasem tuż po tym, jak jego własne konto zostało zwieszone, Trump zatweetował z konta @POTUS:

„Jak mówiłem już od dawna Twitter posuwa się coraz dalej w ograniczaniu wolności słowa. Dziś wieczorem pracownicy Twittera porozumieli się z Demokratami i Radykalną Lewicą, by usunąć moje konto z portalu, by mnie uciszyć".

Wpis został natychmiast usunięty.

Przepraszam, kto tu tweetuje?

Jak podaje telewizja CNN Twitter zawiesił także oficjalne konto kampanii wyborczej prezydenta @TeamTrump po tym, jak podało ono dalej usunięte wpisy z konta @POTUS. Dyrektor ds. mediów społecznościowych Mike Hahn zaprotestował przeciwko tej decyzji. Napisał, że konto przekopiowało jedynie oświadczenie prezydenta dla mediów.

W piątek wieczorem Biały Dom miał rozesłać dokument o treści identycznej, jak ta, którą opublikowało konto @POTUS.

„Dziennikarze powinni zadać sobie ważne pytanie: jeśli opublikuję dokładnie to, co powiedział prezydent, czy ja również zostanę usunięty? Nie zrobiliśmy nic ponad to"– powiedział Hahn.

Twitter widzi jednak wyraźną różnicę między raportowaniem słów Trumpa przez dziennikarzy, a powtarzaniem ich przez konto oficjalnej kampanii wyborczej. Rzecznik platformy tłumaczył, że to drugie było próbą obejścia zakazu przez prezydenta.

Przeciwnicy Trumpa od dłuższego czasu apelowali do portali społecznościowych o usunięcie jego kont. W czwartek 7 stycznia na apele zareagował zarząd Facebooka.

„Wierzymy, że ryzyko pozwolenia prezydentowi na to, by dalej korzystał z naszego serwisu jest w tym okresie zbyt duże. Dlatego przedłużamy blokadę, jaką założyliśmy na jego profilach na Facebooku i Instagramie na czas nieokreślony, nie krótszy niż najbliższe dwa tygodnie, do czasu aż zakończy się proces pokojowego przekazania władzy" - napisał w oświadczeniu Mark Zuckerberg.

Apple i Google wyrzucają Parler

Na tym jednak nie koniec problemów Trumpa w internecie. Kłopoty ma także ulubiona platforma społecznościowa jego zwolenników – Parler – nazywana Twitterem dla skrajnej prawicy. To właśnie na Parler mieli skrzykiwać się uczestnicy szturmu na Kapitol 6 stycznia.

W piątek 8 stycznia Google postanowił usunąć Parler ze swojego sklepu z aplikacjami Google Play w trosce o "bezpieczeństwo użytkowników". Tym samym znacznie utrudnił użytkownikom telefonów z oprogramowaniem Android pobranie Parler. Tego samego dnia Apple rano postawił platformie ultimatum: albo zacznie moderować i usuwać wpisy nawołujące do przemocy, albo zniknie także z App store'u.

„Otrzymaliśmy liczne skargi na niewłaściwe treści w serwisie Parler, a także zarzuty, jakoby Parler był wykorzystywany do planowania, koordynowania i ułatwiania nielegalnych czynności w Waszyngtonie 6 stycznia 2021 roku, które doprowadziły (m.in.) do utraty życia, uszczerbku na zdrowiu i zniszczenia mienia. Wszystko wskazuje, że aplikacja używana jest nadal do planowania i ułatwiania dalszych nielegalnych i niebezpiecznych działań" – czytamy w piśmie Apple do Parler, do którego dotarł portal BuzzFeed.

Apple dał kierownictwu platformy 24 godziny na wypracowanie i przekazanie mu „planu poprawy moderacji". W innym wypadku usunie aplikację z App store. Szef Parler John Matze nie zamierza posłuchać.

„Nie ulegniemy presji ze strony przeciwników swobody konkurencji. Zawsze egzekwowaliśmy nasze zasady przeciwdziałania przemocy i przestępczości i będziemy robić to nadal. Ale NIE ulegniemy motywowanym politycznie firmom i zwolennikom autorytaryzmu, którzy nienawidzą wolności słowa" – napisał.

Matze na swoim profilu w Parler bronił też Donalda Trumpa po tym, jak Twitter po raz pierwszy zawiesił jego konto: „Tchórzliwi zwolennicy autorytaryzmu z Twittera wykopali prezydenta Trumpa z Twittera na 12 godzin. Co za banda tchórzy".

Podobnego zdania jest część polskich prawicowych dziennikarzy i polityków. Wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski z Solidarnej Polski na Twitterze tak skomentował działania internetowych platform:

„TAK DLA WOLNOŚCI W INTERNECIE! W odpowiedzi na antydemokratyczne, cenzorskie działania gigantów technologicznych, absolutnie kluczowa staje się akceptacja w Sejmie inicjatywy ministrów @MS_GOV_PL @ZiobroPL @sjkaleta @SolidarnaPL - ustawy gwarantującej wolność w internecie!".

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze