0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: PicasaPicasa

Przy granicy z Białorusią w Mostowlanach kuka kukułka. W stawie przy posterunku wojskowym kumkają żaby. Kawałek dalej przy srebrzących się nagromadzonych zwojach concertiny przy Świsłoczy pracuje spychacz i stawiane są słupy na kamery. Trwa rozbudowa zabezpieczeń, mających utrudnić imigrantom przedostawanie się do Polski. W sąsiednich Świsłoczanach jeszcze prace się nie zaczęły, ale wygląda na to, że będzie wzmacniana droga przy concertinie. Na tym odcinku granicy nie ma zapory, a sam drut żyletkowy piętrzący się w zwojach na wysokość trzech metrów najwyraźniej okazał się niewystarczający.

Plany fortyfikacji

Wybudowana za 1,6 mld zł zapora i zasieki z concertiny okazują się przeszkodą do pokonania dla zdeterminowanych migrantów. Codziennie Straż Graniczna informuje o 200-300 próbach nielegalnego przekroczenia granicy, a wiele osób przekracza granicę skutecznie, nie dając się złapać służbom mundurowym. W tych okolicznościach powraca temat zwiększenia zabezpieczeń granicznych, które mają powstrzymać migrantów.

W marcu na sejmowej Komisji Obrony Narodowej i Administracji Wewnętrznej padły deklaracje, że zostaną zainstalowane dodatkowe kamery z widokiem na Białoruś, dodatkowe punkty świetlne, punkty kamerowe w przepustach wodnych, wieże obserwacyjne. Ma powstać też utwardzana droga wzdłuż granicy.

Ostatnio decydenci poszli jeszcze dalej. Premier Donald Tusk zapowiedział budowę systemu fortyfikacji i umocnień na granicy z Federacją Rosyjską i Białorusią, co ma kosztować 10 mld zł, czyli kilkakrotnie więcej niż słynny płot, tak krytykowany przez opozycję wobec PiS. – To będą i fortyfikacje, i schrony, i infrastruktura, która przywróci też poczucie bezpieczeństwa i normalności ludziom tam mieszkającym. To będzie wszystko, to jest i zalesienie, to są tam, gdzie to będzie potrzebne, tereny zalane wodą – zapowiedział premier Donald Tusk.

Na zapowiedź „Tarczy Wschód” od razu zareagowali przyrodnicy. Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN zadeklarował gotowość współpracy przy opracowaniu planu odpowiedniego zarządzania środowiskiem w strefie granicznej w trakcie realizacji programu. Przy okazji Komitet zaproponował rozważenie wprowadzenie rozwiązań łagodzących przyrodnicze skutki dotychczas wybudowanej infrastruktury granicznej.

Przeczytaj także:

Organy państwa nie widzą niszczenia przyrody

Takie zabezpieczenia oznaczałyby kolejne zniszczenia przyrody, która i tak mocno już ucierpiała w ciągu ostatnich trzech lat. W drucie żyletkowym na granicy giną kolejne zwierzęta.

W długi weekend majowy w zerwanej concertinie w Bugu zginął jeleń, a do Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Wiejkach przyjechały dwa zakrwawione łabędzie, które wpadły w concertinę.

Zapora i concertina ograniczyły też migrację dzikich zwierząt. Wpływ barier na granicach na dzikie zwierzęta od kilku lat obserwują naukowcy na granicy słoweńsko-chorwackiej.

– Wilki, rysie, a nawet niedźwiedzi były w stanie przechodzić. Kopytne raczej nie – mówi prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.

W Polsce od zachodniej strony concertiny postawiona jest siatka leśna, która wprawdzie ogranicza wpadanie dzikich zwierząt w drut żyletkowy (choć nie eliminuje zagrożenia, niektóre zwierzęta wpadają w śmiertelną pułapkę mimo siatki albo idąc od drugiej strony, gdzie jej nie ma), ale uniemożliwia migracje drapieżników.

– Niedźwiedź, który był obserwowany po obu stronach przed płotem, teraz jest tylko po białoruskiej stronie – mówi Rafał Kowalczyk.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji nie widzi problemu z wpływem obecnych zabezpieczeń granicy na dobrostan zwierząt oraz przyrodę.

„Bariera wybudowana przez Straż Graniczną nie stwarza zagrożenia dla zdrowia i życia zwierząt. Zamontowana na zaporze concertina znajduje się na wysokości 5 metrów nad poziomem terenu. Straż Graniczna nie odnotowała również zranień lub śmierci zwierząt na skutek ich kontaktu z barierą. Inwestycja ta nie obejmowała budowy tymczasowych zabezpieczeń w postaci zwojów concertiny, która – co należy podkreślić – została od strony terytorium Rzeczpospolitej Polskiej zabezpieczona, w zakresie części lądowej, siatką leśną w celu ochrony zwierząt” – odpowiedziało biuro prasowe resortu.

Informacja ta zawiera oczywistą nieprawdę.

Straż Graniczna co jakiś czas przywozi ranione w concertinie zwierzęta do ośrodka w Wiejkach, nie mogła więc nie odnotować takich zdarzeń.

Trudno też przypuszczać, że resort nie jest świadomy, że concertina znajduje się nie tylko na zaporze, ale też wzdłuż zapory, przy rzekach granicznych oraz w tych rzekach, gdy została pozrywana albo porwał ją nurt.

Niewiele więcej wynika z odpowiedzi Ministerstwa Klimatu i Środowiska. „Jesteśmy świadomi problemu, dlatego monitorujemy sygnały dotyczące tego, co dzieje się na polskiej granicy i rozmawiamy ze służbami, wojskiem oraz naszymi jednostkami w regionie. Ministerstwo Klimatu i Środowiska na bieżąco jest informowane także o planach dotyczących modernizacji zabezpieczeń na granicy z Rosją i Białorusią. Warunki techniczne oraz wpływ na środowisko planowanych działań będzie analizowany. W zależności od wyników przeprowadzonych analiz zostaną podjęte rozstrzygnięcia, co do sposobu postępowania lub ewentualne środki służące minimalizacji oddziaływań na środowisko” – brzmi odpowiedź Wydziału Komunikacji Medialnej resortu.

Przyrodnicy i mieszkańcy protestują w obronie przyrody

Przeciwko dalszemu niszczeniu Puszczy Białowieskiej protestowała inicjatywa Nie dla Muru, ale jest mało prawdopodobne, żeby decydenci usłyszeli i wzięli pod uwagę głos mieszkańców Puszczy i okolic, gdyż na razie starają się go nie słyszeć.

– Sytuacja w Puszczy Białowieskiej jest zła i się pogarsza. Bezprawne wycinki, presja migracyjna, militaryzacja, w końcu budowa muru w sercu Puszczy, doprowadziły do wielu szkód przyrodniczych. Nie na wszystko w świecie mamy wpływ, ale w przypadku Puszczy to przede wszystkim nasze decyzje i działania, a dokładniej zaniechania i decyzje kolejnych naszych rządów, przyczyniają się do postępującej dewastacji – alarmuje Magda Skrzeczkowska, fotografka przyrody, ilustratorka, od lat zaangażowana w obywatelskie działania na rzecz ochrony dzikiej przyrody, zwłaszcza Puszczy Białowieskiej.

Mieszkańcy oraz inni miłośnicy przyrody nie są informowani o planach związanych z niszczeniem Puszczy Białowieskiej czy innych terenów cennych przyrodniczo jak Dolina Świsłoczy.

Stawiani są przed faktem dokonanym i nagle okazuje się np., że nie mogą czerpać wody z rzeki, nad którą mają działkę, gdyż oddziela ich od rzeki drut żyletkowy albo wycinane są drzewa w pobliżu ich domu i spychacz wjeżdża na teren, niszcząc krajobraz znany im od kilkudziesięciu lat.

– Zdajemy sobie sprawę, że sytuacja na granicy nie jest prosta i stawia przed naszym krajem poważne wyzwania. Ochrona Puszczy Białowieskiej – przyrody w ogóle – powinna być jednym z nich. W naszym kraju jednak w ogóle się o tym nie myśli. Temat jest żywy tylko przy okazji kampanii wyborczej, a potem trafia do szuflady – mówi z goryczą Magda Skrzeczkowska.

Bardzo podobnie widzi plany rozbudowy zabezpieczeń Łukasz Synowiecki, aktywista, a także przewodnik po Puszczy Białowieskiej.

– Obawiam się, że możemy zostać postawieni przed faktem dokonanym, że znowu wejdzie jakaś specustawa i bez zachowania żadnych normalnie wymaganych procedur oraz oceny oddziaływania na środowisko rozbudowa nagle ruszy, tak jak było w przypadku samej budowy muru – martwi się Łukasz Synowiecki.

Doświadczenia z minionych lat pokazują, że obawy te nie są bezpodstawne.

– Takiego tajnego przepychania kontrowersyjnych decyzji bez jakiejkolwiek troski o przyrodę i inne ważne sprawy było sporo za poprzedniego rządu. Rzeczywistość pokazała, że niestety wbrew przedwyborczym deklaracjom obecny rząd w wielu tematach działa podobnie – mówi Synowiecki.

Już obecnie zniszczenia przyrody są ogromne. Wysokie i szerokie na kilka metrów zwoje drutu żyletkowe piętrzą się wzdłuż rzek granicznych, w Bugu dodatkowo ich resztki pływają w rzece, kalecząc i zabijając dzikie zwierzęta. Jak pokazały bałkańskie doświadczenia z tamtejszym murem, zapory, utrudniając przemieszczanie się zwierząt, prowadzą do fragmentacji siedlisk oraz zubażania puli genetycznej.

– Mamy nadzieję, że pomysł budowy 70-metrowych wież, tworzenie nowych i utwardzanie dotychczasowych dróg, a także montowanie oświetlenia w środku lasu, to były propozycje nieprzemyślane, których nikt odpowiedzialny nie zdecyduje się realizować w sercu Puszczy. Są nie do przyjęcia – podkreśla Magda Skrzeczkowska.

Nie wiadomo jeszcze, jak miałyby wyglądać zapowiadane przez premiera fortyfikacje, ale istnieje obawa, że dla przyrody będą one nieporównanie gorsze niż wcześniejsze propozycje.

Już sama budowa zapory bardzo naruszyła ekosystem i dziki charakter lasu, między innymi rezerwatu Ścisłego Parku Narodowego. Sznury ciężarówek w rezerwatach, materiały budowlane, hałas, zabite zwierzęta, śmieci, drogi, których nigdy nie powinno być, inwazyjne gatunki roślin, które z piachem budowlanym i tłuczniem dostały się do ekosystemu, trujące substancje, śmiercionośne zwoje drutu żyletkowego, zamknięte korytarze migracji zwierząt, wycinane drzewa, zniszczone siedliska, zanieczyszczenia światłem – szkód dla przyrody jest już dużo.

– Mówimy o miejscach, w których do tej pory sztucznego światła nigdy nie było, dalsze fragmentowanie lasu drogami, w tym szybszego ruchu, bo temu ma służyć utwardzanie, kolejne place budowy to niezaprzeczalne zagrożenie dla obiektu światowego dziedzictwa UNESCO – tłumaczy Magda Skrzeczkowska.

Naprawa zniszczeń może być niemożliwa

Od początku kryzysu migracyjnego władze nie dbały o przyrodę, o czym świadczy np. to, że ustawa, na podstawie której wybudowano mur na granicy, wyłączyła obowiązek ocen środowiskowych. Wydawało się, że po odejściu PiS od władzy sytuacja się zmieni i decydenci będą zwracali większą uwagę na przyrodę terenów przygranicznych. Ale choć początki wydawały się obiecujące, a ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska odwiedziła Puszczę Białowieską, gdzie spotkała się z przyrodnikami, temat szkód związanych z zabezpieczeniami granicy nie stał się przedmiotem szczególnego zainteresowania jej resortu.

Po ostatnich zapowiedziach premiera wygląda na to, że przyroda zejdzie na dalszy plan.

A naprawa zniszczeń może być niemożliwa albo będzie rozciągnięta na dziesiątki lat.

;
Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.

Komentarze