Trybunał Sprawiedliwości UE 16 listopada wysłucha stanowiska polskiego rządu, tak jak po wyroku o zatrzymaniu wycinki Puszczy, pozwolił ministrowi Szyszce argumentować w Luksemburgu o szkodliwych kornikach. PiS nie wykonuje postanowienia z 19 października, stawia absurdalne zarzuty, kluczy. Ale decyzja obowiązuje
W środę 24 października 2018 prezes Trybunału Koen Lenaerts ostrzegał, że ignorowanie decyzji TSUE o zawieszeniu przepisów ustawy o SN stawia Polskę poza unijnym porządkiem prawnym i jest krokiem do wyjścia z UE.
W piątek 26 października biuro prasowe Trybunału Sprawiedliwości UE poinformowało, że Trybunał wysłucha stanowiska Polski w sprawie "zamrożenia" przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym. Jak podała "Rzeczpospolita", rozprawa odbędzie się 16 listopada, a TSUE prawdopodobnie zasiadał będzie w składzie wielkiej izby.
To reakcja na wniosek polskiego rządu, który skorzystał z przysługującego mu prawa do wnioskowania o to, by definitywna decyzja o środku zabezpieczającym zapadła po wysłuchaniu strony polskiej przez wielką izbę Trybunału. Profesor prawa europejskiego Laurent Pech na Twitterze sugerował, że wniosek musiał zostać złożony tuż po tym, jak Trybunał wydał decyzję w ubiegły piątek. Swój wpis otagował #PlayingforTime, czyli #GraNaCzas.
19 października TSUE przychylił się do wniosku Komisji Europejskiej o zastosowanie środka tymczasowego - zawieszenia działania przepisów kwestionowanej przez KE ustawy o Sądzie Najwyższym. W świetle tej decyzji sędziowie, których odesłano w stan spoczynku, powinni wrócić do pracy, przynajmniej do czasu ostatecznego wyroku Trybunału.
W OKO.press pisaliśmy, że decyzja obowiązuje Polskę bezpośrednio, a zawieszenie ustawy powinno nastąpić natychmiastowo - potwierdzili to sami sędziowie TSUE.
Faktu tego nie chcą jednak uznać politycy PiS. Oczekiwanie na wysłuchanie 16 listopada ma dać rządowi potrzebny czas - PiS zdąży zakończyć kampanię wyborczą, znowelizować ustawę o SN i, być może, doczeka się wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który na wniosek Zbigniewa Ziobry orzeknie, że TSUE w ogóle nie powinien zajmować się polskimi sądami.
Pokazujemy, jak rząd kluczy, by zyskać na czasie.
Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł zapowiedział, że PiS zamierza w Luksemburgu wnioskować o wydanie decyzji przez cały skład Trybunału.
W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" w piątek 26 października stwierdził, że Polska wykona postanowienie Trybunału, "chociaż rząd oraz Ministerstwo Sprawiedliwości nie podzielają stanowiska wyrażonego w postanowieniu wiceprezes TSUE" i "mimo że zostało wydane bez wysłuchania strony polskiej".
Zaznaczył jednak, że polski rząd nie będzie działać od razu: "Mamy prawo sformułować wniosek o wydanie postanowienia w sprawie środków tymczasowych przez cały Trybunał i w tym wniosku wskażemy na wszystkie zastrzeżenia, wystąpimy też o interpretację postanowienia w kwestii sędziów, którzy nie chcą powrócić ze stanu spoczynku".
Rząd najwyraźniej nie zwlekał z przesłaniem do Trybunału swojej prośby - w dniu ukazania się wywiadu z wiceministrem TSUE poinformował: druga rozprawa odbędzie się 16 listopada, Polska zostanie wysłuchana.
W swojej wypowiedzi wiceminister odniósł się do trzech osobnych kwestii:
Przeanalizowaliśmy każdą z nich.
Polski rząd rzeczywiście miał prawo wnioskować do TSUE, by sprawę środka zabezpieczającego rozpoznał Trybunał w składzie wielkiej izby. Jeżeli pierwotne postanowienie zapadło bez wysłuchania stanowiska jednej ze stron i zostało podjęte przez jednoosobowy skład TSUE, państwa członkowskie mogą wnioskować o ponowne rozpatrzenie sprawy, tym razem przez wielką izbę Trybunału.
Polski rząd postąpił tak na przykład w ubiegłym roku, gdy TSUE postanowił o innym środku tymczasowym - natychmiastowym zaprzestaniu wycinki Puszczy Białowieskiej. Także wówczas postanowienie, ze względu na konieczność szybkiej reakcji, wydano początkowo przez jednoosobowy skład TSUE. Polska zażądała rozprawy przed wielką izbą, a minister Szyszko stawił się we wrześniu 2017 w Luksemburgu z kornikiem drukarzem w słoiku.
Decyzja z 19 października rzeczywiście została wydana przez jednoosobowy skład TSUE w osobie wiceprezes Trybunału sędzi Rosario Silvy de Lapuerty.
Warchoł zdaje się twierdzić, że decyzja wiceprezes nie jest reprezentatywna dla całego Trybunału, że działano w tej sprawie zbyt pochopnie. Podobną opinię wyraził Andrzej Duda w wywiadzie dla "Plus Minus": "Dziwi mnie ta sytuacja. Postanowienie zostało wydane w składzie jednoosobowym, jeszcze przed przedstawieniem przez Polskę uwag w ramach postępowania w przedmiocie środków tymczasowych".
Zdaniem profesora Tomasza Tadeusza Koncewicza, specjalisty od prawa europejskiego, jest zupełnie odwrotnie. Decyzja wiceprezes Trybunału, by zawiesić działanie ustawy o SN przed wysłuchaniem komentarzy Polski wskazuje, że Trybunał przywiązuje do sprawy dużą wagę.
"Każdy wniosek o zastosowanie środków zabezpieczających jest pilny z zasady. Jednak rzadkością jest, by wiceprezes Trybunału skorzystała z przysługujących jej kompetencji wydania postanowienia w składzie jednoosobowym, jeszcze przed wysłuchaniem argumentów drugiej strony. TSUE musiał uznać tę sprawę za wyjątkowo pilną" - mówił Koncewicz OKO.press.
Spośród 27 sędziów, którzy ukończyli 65 lat do 3 lipca 2018 roku, 11 nie przedstawiło prezydentowi Dudzie wniosku o pozostanie w służbie. Część odeszła z SN dobrowolnie, część zbojkotowała nowe przepisy. Wiceminister Warchoł uznał, że postanowienie TSUE z 19 października postawiło rząd w trudnym położeniu - czy ci sędziowie także mieliby zostać przywróceni do orzekania?
Trudno zgodzić się z taką argumentacją. Postępowanie przeciwko Polsce nie toczy się bowiem de facto o przepisy wieku emerytalnego, ale o niezależność polskiego sądownictwa i nieusuwalność sędziów. Skarga Komisji Europejskiej to skarga na przedterminowe zwolnienie tych sędziów, którzy chcieli w służbie pozostać, a którym tego prawa odmówiono na podstawie arbitralnej decyzji upolitycznionej KRS i Prezydenta.
Jasne jest zatem, że sędziowie, którzy dobrowolnie odeszli ze służby, nie byliby zmuszani do powrotu do orzekania. Mają prawo zrezygnować z pracy w każdej chwili - także przed ukończeniem 65. roku życia. Do wątpliwości wiceministra Warchoła odniesie się zapewne sam Trybunał podczas wysłuchania polskiego stanowiska 16 listopada .
Jeszcze zanim zapadła decyzja o ponownym rozpatrzeniu sprawy środka tymczasowego przez TSUE, ministrowie Czaputowicz i Warchoł twierdzili, że decyzja Trybunału z 19 października wymusza na Polsce nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym. Ustawa taka najpewniej nie jest jednak konieczna.
W postanowieniu TSUE czytamy, że polski rząd ma podjąć niezbędne środki, by zapewnić, że sędziowie odesłani w stan spoczynku "będą mogli pełnić funkcje na tym samym stanowisku, korzystając z tego samego statusu, takich samych praw i warunków zatrudnienia", jak przed wejściem w życie kwestionowanej ustawy.
Trybunał nie precyzuje, o jakie środki chodzi - nie nakłada więc na polski rząd obowiązku zmiany ustawy o SN.
Zdaniem ekspertów OKO.press nowelizacja byłaby wręcz niepożądana - środek tymczasowy może bowiem zostać zmieniony lub poszerzony. Trudno wymagać, by za każdym razem polski parlament procedował nową ustawę.
Decyzja o "zamrożeniu" przepisów ustawy miała zapewnić, że do czasu ostatecznego wyroku Trybunału problem nie będzie się pogłębiał, a zwolnieni w wątpliwych okolicznościach sędziowie wrócą do orzekania. Działanie pierwszej prezes SN profesor Małgorzaty Gersdorf - zaproszenie odwołanych sędziów do powrotu do pracy - w sposób faktyczny realizowało ten cel.
Innego zdania jest wiceminister Warchoł:
"To sędziowie w stanie spoczynku i z tego tytułu wszystkie podejmowane przez nich czynności są nieważne. [...] Ufam, że sędziowie będą respektować postanowienie TSUE i czekać na stworzenie ram prawnych, które pozwolą im wrócić na stanowiska" - mówił w "Rzeczpospolitej".
Przyjęcie kolejnej nowelizacji do ustawy o Sądzie Najwyższym prawdopodobnie nic by jednak nie zmieniło. Warchoł zaznaczył, że zmiana ustawy "musi uwzględniać zapisy konstytucji mówiące, że sędziowie są powoływania przez prezydenta na wniosek KRS". Sędziowie SN mieliby zatem ponownie przejść procedurę wyboru, w której udział bierze m.in. upolityczniona KRS. Zapewne nie zechcieliby w tym uczestniczyć. Rząd za to mógłby argumentować, że dostosował się do decyzji TSUE, a wina leży po stronie sędziów, którzy sami nie chcą wrócić do SN.
O tym, czy nowelizacja ustawy jest konieczna zadecyduje najpewniej sam TSUE podczas rozprawy 16 listopada.
W piątek 26 października rano, jeszcze przed decyzją TSUE, politycy PiS zaczęli powoli wycofywać się z planowanych zmian w ustawie o SN. Minister Gowin powiedział w radiowej Jedynce, że rząd zdecyduje, co dalej, dopiero po drugiej turze wyborów.
"O tym czy będzie nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym zdecydujemy po II turze wyborów. W tej chwili eksperci Ministerstwa Sprawiedliwości analizują stanowisko TSUE" - powiedział.
Wypowiedź Gowina to przykład politycznego cynizmu, z którym Gowin wcale się nie kryje. Powrót do orzekania odesłanych na emeryturę sędziów SN byłby dla rządu PiS wizerunkowym ciosem, który może odbić się na wynikach drugiej tury. Decyzja TSUE o ponownym rozpatrzeniu sprawy środka zabezpieczającego 16 listopada daje rządowi wystarczająco dużo czasu, by doprowadzić kampanię do końca.
Rząd może też oczekiwać na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Prokurator generalny Zbigniew Ziobro poprosił TK o sprawdzenie konstytucyjności artykułu 267 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej. W rozszerzeniu wniosku, który złożył na początku października, sugerował, że unijny Trybunał nie ma kompetencji, by orzekać w sprawie polskiego sądownictwa. Jeżeli TK przychyli się do interpretacji prokuratora-ministra, rząd PiS dostanie do ręki kolejny argument, by nie stosować się do postanowień TSUE.
Przypominamy: w środę 24 października prezes Trybunału Koen Lenaerts ostrzegał, że ignorowanie decyzji TSUE stawia Polskę poza unijnym porządkiem prawnym i jest krokiem do wyjścia z UE.
Jacek Czaputowicz
Andrzej Duda
Jarosław Gowin
Marcin Warchoł
Zbigniew Ziobro
Sąd Najwyższy
Trybunał Konstytucyjny
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
Unia Europejska
praworządność
sądy
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze