0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto ze strony ośrodkaFoto ze strony ośrod...

Służba Więzienna poinformowała 13 stycznia o śmierci Mariusza Trynkiewicza, człowieka, dla którego rząd Tuska w 2014 roku w trybie pilnym stworzył Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie.

Trynkiewicz w 1988 roku zabił czterech chłopców. Dostał karę śmierci, zamienioną następnie na 25 lat więzienia. Miał w 2014 roku wyjść na wolność, a ryzyko, że nadal może krzywdzić innych, ciągle istniało.

Rząd pracował nad Lex Trynkiewicz w popłochu. Mijało akurat 25 lat od momentu, w którym Polska przestała wykonywać karę śmierci i zamieniono ją na 25 lat więzienia.

Wcześniej opinia publiczna nie zajmowała się problemem osób z podobnymi zaburzeniami. Uważano zapewne, że wymiar sprawiedliwości usunie je na zawsze z życia społecznego. Teraz, po odbyciu kary pozbawienia wolności osoby te, o ile nadal stwarzały zagrożenie dla innych, miały być kierowane decyzją sądu – już jako pacjenci – do ośrodka w Gostyninie. Miały tam podlegać działaniom terapeutycznym i wyjść na wolność, ale dopiero gdy byłaby pewność, że nikomu nie zagrożą.

“Ustawodawca zakładał, że takich osób może być w Polsce góra kilkanaście. W 2020 roku było ich 99, obecnie – 112" – mówi OKO.press dr Ewa Dawidziuk, ekspertka zajmująca się prawami osób pozbawionych wolności w Biurze RPO i na Uniwersytecie SWPS. Jest współautorką monografii o KOZZD w Gostyninie. Reprezentuje Polskę w Komitecie ds. Prewencji Tortur (CPT) przy Radzie Europy.

Przeczytaj także:

Jak mówi dr Dawidziuk, przez kilka pierwszych lat od „sprawy Trynkiewicza” problem Ośrodka w Gostyninie dopiero rozpoznawaliśmy. Teraz wiemy, na czym on polega. W każdym społeczeństwie są osoby, które odbyły już karę, ale wymagają izolacji ze względu na zagrożenie, jakie stwarzają dla społeczeństwa. Mówimy jednak o osobach, które już odbyły karę za czyn zabroniony. Nowego zaś nie popełniły, a izolujemy je prewencyjnie.

Pytanie, jak w cywilizowanym kraju ma wyglądać ta detencja prewencyjna. Rzecznik Praw Obywatelskich od początku działania KOZZD w Gostyninie przedstawił ponad 70 szczegółowych analiz prawnych (wystąpień generalnych) wyliczających, co należy zmienić. Dziś sporu o to, czy należy sytuację w KOZZD zmienić, nie ma.

Ale nowe rozwiązanie muszą wypracować wspólnie dwa resorty: sprawiedliwości i zdrowia. Bo do KOZZD kieruje formalnie sąd, ale człowiek jest tam pacjentem.

Dwie kobiety przed bramą
Ewa Dawidziuk i zastępczyni RPO Hanna Machińska przed bramą KOZZD w Gostyninie, 23 września 2020. Fot. BIP BRPO

112 osób, 24 więcej od 2023 roku

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Ile osób jest dziś w detencji prewencyjnej w KOZZD?

Dr Ewa Dawidziuk: 112 osób, w tym dwie kobiety. Dziś to sprawdzałam. W Gostyninie jest 82 pacjentów, na 60 miejsc. W Czersku, gdzie od 2022 roku funkcjonuje oddział Ośrodka, pacjentów jest 30, a miejsc 40.

Jedna osoba właśnie zmarła.

Pan Mariusz T. nie był pacjentem KOZZD. Odbywał kolejną karę pozbawienia wolności [za posiadanie pornografii dziecięcej – red.] i zmarł w zakładzie karnym, dokąd trafił po kilku latach pobytu w KOZZD.

W 2014 roku zakładano, że do KOZZD trafi kilkanaście osób, teraz mamy już 100 miejsc, a pacjentów – 112. Jest nieco lepiej niż np. w roku 2020, kiedy w samym Gostyninie przebywało 99 osób – mimo że miejsc tam było 60, a Czerska jeszcze nie było.

To była dramatyczna sytuacja. Wtedy nieżyjący już dyrektor Ośrodka odmówił przyjęcia dwóch kolejnych pacjentów, mimo prawomocnych postanowień sądu. Nie miał bowiem gdzie ich umieścić.

Sytuacja nadal jest bardzo zła, ze względu na dynamikę przyrostu liczby pacjentów. W 2024 roku sąd w trzech wypadkach zgodził się na zwolnienie z Ośrodka. Te trzy osoby zostały objęte nadzorem prewencyjnym policji w miejscu zamieszkania.

W tym samym czasie w KOZZD zostały umieszczone 24 osoby.

21 osób więcej w jednym roku!

To się dzieje także w sytuacji, gdy osobę, która już odbyła karę więzienia, sąd obejmuje nadzorem prewencyjnym i nakazem terapii. Jeśli taka osoba na terapii się nie pojawia, sąd zamienia nadzór prewencyjny na pobyt w KOZZD.

Tyle że w przeludnionym Ośrodku trudno mówić o efektywnej terapii i resocjalizacji.

To jest bardzo niepokojący proces: osób objętych nadzorem prewencyjnym po odbyciu kary jest kilkaset. Potencjalnie mogą trafić do KOZZD. Oprócz nich do KOZZD trafiają ci, którzy odbyli karę więzienia i sąd cywilny na wniosek dyrektora zakładu karnego skierował je do Ośrodka.

W KOZZD nie ma dziś właściwych warunków bytowych, także warunków do terapii.

Jak bardzo może wzrosnąć liczba pacjentów KOZZD?

To musi wiedzieć Ministerstwo Sprawiedliwości. Ogólnie rzecz biorąc, po nowelizacji z 2015 roku do Ośrodka trafić mogą tylko osoby, które popełniły przestępstwo przed 1 lipca 2015 roku i zdiagnozowano u nich niepsychotyczne zaburzenia psychiczne: upośledzenie umysłowe, zaburzenia osobowości i zaburzenia preferencji seksualnych.

Zakład psychiatryczny nie jest rozwiązaniem

Ustawa ma więc charakter temporalny. Ale będzie obowiązywać jeszcze kilkadziesiąt lat, bo wtedy kończyć się będą kary zasądzone za tamte przestępstwa. A co z tymi, którzy popełnią przestępstwo po 1 lipca 2015 i będą stwarzali zagrożenie po odbyciu kary?

Wobec nich mają być stosowane już środki zabezpieczające z kodeksu karnego, czyli mają trafiać do zakładów psychiatrycznych. O ile sąd karny zdecyduje, że tak ma się stać po odbyciu kary pozbawienia wolności. Zakłady psychiatryczne to miejsca, gdzie przebywają osoby chore psychicznie, które zostały uznane za niepoczytane w momencie popełnienia czynów zabronionych.

Od nowelizacji minęło ledwie 10 lat, więc problem chyba nie jest duży – większość skazanych nadal odbywa karę.

Problem będzie jednak narastał: osoby chore psychicznie i osoby z niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi wymagają różnych działań terapeutycznych. Połączenie detencji psychiatrycznej i prewencyjnej będzie trudne też dlatego, że zakłady psychiatryczne też są przepełnione.

Fioletowe ściany, piętrowe łóżka

Wizytowała Pani KOZZD z ramienia Biura RPO. Jak tam jest?

Gostynin i Czersk to są dwa różne miejsca. W budynku w Gostyninie wcześniej funkcjonował zakład psychiatryczny o maksymalnym poziomie zabezpieczenia. Nie wymagał wielkich zmian. Czersk to dawny zakład karny dla kobiet. Został do nowych potrzeb KOZZD-u dostosowany.

Gostynin jest przytłaczający, poczynając od ścian i podłóg w jaskrawych kolorach (fioletowe, różowe, jaskrawo-żółte), ogromnego zatłoczenia, wieloosobowych, nawet ośmioosobowych sal z piętrowymi łóżkami. Odczuwa się wszechobecność pracowników ochrony, którzy zgodnie z ustawą cały czas mają przy sobie środki przymusu bezpośredniego (pałki, miotacze gazu). Nie ma żadnej prywatności – wszędzie są kamery monitoringu.

W Czersku jest nieco lepiej – pokoje są góra trzyosobowe, choć też z piętrowymi łóżkami. Ale też ściany są w stonowanych kolorach. Wszechobecność strażników i kamer jest jednak podobna.

To są trudne warunki. Przez 10 lat działania Ośrodka wybuchły w nim trzy protesty. Ostatni jesienią zeszłego roku. Tym razem powodem nie były już warunki bytowe, ale brak zmian w ustawie regulującej działanie Ośrodka.

Pacjenci KOZZD domagali się od nowego rządu realizacji zapowiedzi poprawienia ustawy?

Ośrodek działa niekonstytucyjnie. Zasady codziennego życia w KOZZD, ale też przygotowania do życia na wolności powinny zostać sprecyzowane w ustawie. Ta jest jednak pełna luk prawnych.

Holendrzy potrafią kogoś uratować

A jak ma być?

Wzorów jest naprawdę dużo, bo na świecie problem jest zdiagnozowany. Zaczyna się od warunków bytowych. Jak powiedziała nam dyrektorka niemieckiego ośrodka w Rosdorf,

„ci ludzie nie popełnili przestępstwa, a my tylko przypuszczamy, że mogą być niebezpieczni.

W związku z tym warunki muszą mieć lepsze niż w więzieniu. Zasady ich pobytu muszą się wyróżniać w stosunku do okresu odbywania kary w zakładzie karnym”.

Tam są pojedyncze pokoje mieszkalne, jest zapewniona prywatność, są stworzone możliwości do swobodnego przebywania na świeżym powietrzu. Pacjenci mogą tam być do końca życia, więc muszą mieć ludzkie warunki. Poza tym inaczej nie da się prowadzić efektywnej terapii.

Ciekawy system mają Holendrzy. Dwuetapowy. Najpierw skupiają się na intensywnej terapii, która może trwać nawet 9-10 lat. Jeśli nie przynosi rezultatu (co ocenia dodatkowa grupa niezależnych specjalistów), pacjent jest przenoszony do ośrodka długotrwałego pobytu. Wtedy jest dla niego jasne, że będzie tam mieszkał do śmierci. Tego nikt przed nim nie ukrywa, ale dostaje szansę godnego życia. I nadal prowadzi się tam terapię.

Z badań naukowych wynika, że nawet z tych ośrodków długotrwałego pobytu udało się jednak kilka osób wyprowadzić do ośrodków czasowych, a następnie, po terapii zwolnić do domu. Nigdy już nie popełnili przestępstwa. Szansa wyjście z ośrodka długoterminowego jest w Holandii oczywiście minimalna, ale jest.

W Polsce przez kilka pierwszych lat z KOZZD nie zwolniono żadnego z pacjentów. Z czasem Sąd Okręgowy w Płocku (jedyny władny w tym zakresie) zaczął wyrażać zgodę na zwolnienie z KOZZD i objęcie nadzorem prewencyjnym.

Polska może przegrać sprawy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka złożone do Strasburga przez pacjentów KOZZD, przynajmniej w niektórych aspektach. Trybunał zakomunikował polskiemu rządowi, że dziewięć skarg przyjmuje do rozpatrzenia. RPO złożył swoje uwagi (stanowisko przyjaciela sądu – amicus curiae) do trzech z nich, bo mają wymiar systemowy.

Co wymyśli Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Sprawiedliwości

Dziś już wiemy, gdzie ustawa o KOZZD zawiera błędy i co trzeba zmienić. Pytanie jednak, jak ma ten system wyglądać. Na poziomie praktycznym jest mnóstwo problemów, w tym takie, które formalnie KOZZD nie dotyczą. Mamy przypadki osób, wobec których po odbyciu kary sąd chce orzec terapię. Tylko że do najbliższego ośrodka terapeutycznego z kontraktem NFZ jest 200 km. To co taki sąd ma zrobić? Mamy po prostu bardzo mało podmiotów leczniczych prowadzących terapię zaburzeń preferencji seksualnych w ramach NFZ-u.

Inny przykład systemowy: w KOZZD pobyt trwa lata, pacjenci chorują, również np. na nowotwory. W Gostyninie zaczął się powoli proces wymiany łóżek piętrowych na szpitalne – bo stan zdrowia pacjentów tego wymaga. Ale problemem jest leczenie w ramach NFZ. Nie dlatego, że pacjenci nie są ubezpieczeni, bo większość jest. Tylko że lekarze z KOZZD nie mają kontraktów z NFZ. Nie mogą więc kierować pacjentów na specjalistyczne badania w ramach publicznej opieki zdrowotnej.

Jeśli na tak podstawowym poziomie są problemy...

Ale one już są zdiagnozowane. Mamy standardy ukształtowane nie tylko na poziomie Konstytucji, ale też Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Wiemy, jak funkcjonują takie placówki za granicą, więc mamy też wzorce. Dziś po prostu potrzebujemy koncepcji zmian ustawy i uporządkowania przepisów.

Zacząć pewnie trzeba od ustalenia, czy to ma być placówka podlegająca pod Ministra Zdrowia, czy z racji, że jest to miejsce pozbawienia wolności przekazać odpowiedzialność w całości Ministerstwu Sprawiedliwości.

Teraz nad zmianami pracują oba ministerstwa. Opinia publiczna nie naciska, bo nie docenia wagi problemu, więc prace nie idą szybko.

Dla prawników zajmujących się prawami człowieka to jasne, że obecnego stanu rzeczy utrzymywać nie można. Tylko ta zmiana musi być przemyślana, zgodna ze standardami międzynarodowymi, z Konstytucją. Bo inaczej znowu pojawią się problemy.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze