W wyroku z 22 marca TSUE stwierdził, że pytania prejudycjalne zadane przez Izbę Pracy Sądu Najwyższego są niedopuszczalne. "Orzecznictwo TK i TSUE są spójne i komplementarne" - ogłasza wiceminister Kaleta. "To nadużycie" - komentuje prof. Biernat i wyjaśnia, o co chodzi w wyroku
Pytania zadano na kanwie sprawy sędzi Moniki Frąckowiak, członkini Iustitii oraz wobec której w styczniu 2019 rzecznik dyscyplinarny sądów powszechnych wszczął postępowanie pod zarzutem popełnienia licznych deliktów dyscyplinarnych z art. 107 ust.1 ustawy o ustroju sądów powszechnych.
Przepis ten mówi o obrazie przepisów i uchybieniu godności urzędu sędziego. Według rzecznika Frąckowiak miała m.in. przekroczyć terminy na sporządzanie uzasadnień do wyroków, doprowadzić do przewlekłości postępowań. Jak pisało OKO.press rzecznicy dyscyplinarni przyjrzeli się statystykom sędzi po tym, jak wzięła udział w festiwalu Jerzego Owsiaka Pol’and’Rock. Udział sędziów Iustitii w wydarzeniu spotkał się z dużym oburzeniem ze strony władzy, a sędziom zaczęto zakładać sprawy dyscyplinarne. W przypadku sędzi Frąckowiak - wykorzystując dane o typowych dla polskich sądów opóźnieniach w pracy.
Jej sprawą zajmuje się Sąd Dyscyplinarny-Sąd Apelacyjny w Lublinie, który to wyznaczył Jan Majchrowski, sprawujący wtedy funkcję Prezesa Izby Dyscyplinarnej. Sędzia Frąckowiak złożyła pozew do Sądu Najwyższego, w którym domagała się uznania, że Majchrowski nie pozostaje w stosunku służbowym sędziego SN, argumentując, że procedura, w której powołano sędziów do Izby Dyscyplinarnej była wadliwa. Swoją sprawę skierowała do Izby Pracy SN, która w czerwcu 2019 zdecydowała się zadać TSUE pytania prejudycjalne:
Trybunał w wyroku z 22 marca uznał pytania za niedopuszczalne. Stwierdzono, że pytania zadawane przez sąd krajowy powinny odpowiadać potrzebie rozstrzygnięcia zawisłego przed nim sporu i by sąd ten rozpatrywał spór w postępowaniu głównym. TSUE zwrócił uwagę, że w tym przypadku warunki te nie są spełnione, ponieważ powództwo cywilne sędzi Frąckowiak nie ma na celu podważenia istnienia stosunku służbowego między Janem Majchrowskim a Sądem Najwyższym, ale dotyczy postanowienia o wyznaczeniu sądu dyscyplinarnego. Trybunał uznał zatem, że pytania te są związane z inną sprawą, posiłkową wobec tego, czego dotyczy główne postępowanie.
Trybunał stwierdził także, że sędzia Frąckowiak nie jest uprawniona do bezpośredniego zaskarżenia przed sądem powołania Jana Majchrowskiego na prezesa ID ani jego postanowienia o wyznaczeniu sądu dyscyplinarnego, ale "mogła ona podnieść przed owym sądem zarzut dotyczący ewentualnego wynikającego z tego postanowienia naruszenia jej prawa do tego, by rzeczona sprawa została rozpoznana przez niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony uprzednio na mocy ustawy".
TSUE dodał, że orzekał już w sprawie tego rodzaju uprawnień prezesa Izby Dyscyplinarnej do dyskrecjonalnego wyznaczania sądu dyscyplinarnego do prowadzenia postępowań przeciwko sędziom sądów powszechnych. I uznał je za niezgodne z prawem UE.
"Postanowienie to, w zakresie, w jakim ustanawia taki wymóg, należy również uznać za mające skutek bezpośredni, w związku z czym zasada pierwszeństwa prawa Unii nakłada na wyznaczony w ten sposób sąd dyscyplinarny obowiązek odstąpienia od stosowania przepisów krajowych, na mocy których dokonano jego wyznaczenia, i w rezultacie uznania się za niewłaściwy do rozpoznania przekazanej mu sprawy" - czytamy w komunikacie prasowym.
Trybunał zastrzegł jednak, że "w niniejszym przypadku powództwo wytoczone w postępowaniu głównym ma zasadniczo na celu doprowadzenie do pewnego rodzaju stwierdzenia nieważności erga omnes powołania J.M., mimo że na gruncie prawa krajowego ogół jednostek nie jest i nigdy nie był uprawniony do podważenia powołania sędziego w drodze bezpośredniego powództwa o stwierdzenie nieważności lub o unieważnienie takiego powołania".
Politycy Zjednoczonej Prawicy, którzy do tej pory uznawali, że TSUE nie ma prawa orzekać w kwestiach dotyczących wymiaru sprawiedliwości, zaczęli cytować najnowszy wyrok, twierdząc, że ten jest zgodny z ich dotychczasową argumentacją.
"Sędziowie Izby Pracy SN czekali na ten wyrok, ponieważ miał stanowić pozakonstytucyjną podkładkę do orzekania o braku stosunku służbowego sędziów SN w związku z rzekomymi naruszeniami w procedurze powołania. Po raz pierwszy TSUE odmówił takiej podkładki sędziom SN" - pisał na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. "TSUE odpowiedział: 1/ nie może tego ocenić, 2/ TSUE uznaje niedopuszczalność w świetle prawa krajowego generalnego podważenia statusu sędziego, odmówił sędziom SN prawa do łamania Konstytucji".
Kaleta dodał także, że najnowszy wyrok TSUE zgadza się z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej:
"W świetle tej tezy TSUE wynika, że kwestionowanie statusu sędziów nie tylko narusza Konstytucj, co wielokrotnie stwierdzał TK, ale i prawo unijne, skoro dziś zakazał tego TSUE.
W ten sposób orzecznictwo TK i TSUE są spójne i komplementarne. Oby tę tezę podtrzymał".
Odmiennego zdania jest jednak Iustitia. "Dzisiejszy wyrok TSUE nie oznacza, że tzw. neosędziowie mogą orzekać" - czytamy w komentarzu rzecznika Iustitii, Bartłomieja Przymusińskiego. Sędzia zaznacza, że TSUE przypomniał, że orzekł już o niezgodności z prawem UE uprawnień prezesa ID do wyznaczania właściwego sądu dyscyplinarnego. Oznaczać ma to, że postanowienia Jana Majchrowskiego ma być dla sądu pytającego "niewidoczne".
"Rzeczą natomiast polskich sadów, a nie TSUE, jest rozwiązanie problemu wynikającego z faktu, że polskie prawo nie przewiduje wprost szczególnego środka prowadzącego do stwierdzenia nieistnienia stosunku służbowego tak [w wadliwej procedurze - przyp.] powołanych osób. To z reguły jest zawsze kwestia prawa krajowego.
Rozwiązanie takie przewiduje natomiast projekt ustawy o przywróceniu praworządności, opracowany przez Iustitię" - czytamy.
OKO.press poprosiło także o komentarz prof. Stanisława Biernata, byłego sędziego TK oraz eksperta w zakresie prawa europejskiego:
"W tym wyroku Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że pytania Sądu Najwyższego były niedopuszczalne. Procedura prejudycjalna wymaga bowiem, aby odpowiedzi TSUE na pytania dotyczące interpretacji lub ważności prawa unijnego były niezbędne dla wydania wyroku w sprawie, którą rozpoznaje sąd krajowy. W omawianym wyroku TSUE doszedł do wniosku takiego wymaganego związku nie ma, a pytania SN mają charakter hipotetyczny. W takim przypadku pytań nie można skutecznie zadawać, a TS nie może na nie odpowiadać. Jest to linia orzecznicza wytyczona przez Trybunał od dziesięcioleci" - wyjaśnia prof. Biernat.
"Trybunał Sprawiedliwości uznał bowiem, że wniesione przez sędzię M.F. powództwo o ustalenie nieistnienia stosunku służbowego między J.M. a Sądem Najwyższym ma w ostateczności na celu podważenie ważności powołania J.M. do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego Sądu Najwyższego i rozwiązanie w ten sposób kwestii prawnej. Kwestia ta pojawia się w ramach postępowania dyscyplinarnego toczącego się obecnie przeciwko niej przed innym sądem, czyli postępowania sądowego odrębnego od postępowania głównego, którego zawieszenia powódka w postępowaniu głównym domaga się od sądu odsyłającego tytułem zabezpieczenia.
Tak więc TSUE odmówił wypowiedzenia się na temat prawidłowości powołania J.M. na stanowisko Prezesa Izby Dyscyplinarnej SN. Przeciwnicy rzekomego »wtrącania się« instytucji unijnych w sprawy sądownictwa w Polsce nie powinni jednak mieć powodów do radości. Trybunał Sprawiedliwości mianowicie stwierdził:
»Należy przypomnieć, że – jak wynika z utrwalonego orzecznictwa – chociaż organizacja wymiaru sprawiedliwości w państwach członkowskich należy do kompetencji tych ostatnich, to przy wykonywaniu tej kompetencji państwa członkowskie mają obowiązek dotrzymywać zobowiązań wynikających dla nich z prawa Unii, oraz że może to dotyczyć w szczególności przepisów krajowych dotyczących przyjmowania decyzji o powołaniu sędziów lub, w stosownym wypadku, przepisów dotyczących kontroli sądowej przewidzianej w kontekście takich postępowań nominacyjnych oraz przepisów regulujących system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów«.
Co więcej, TSUE szeroko przytoczył i potwierdził swoje wcześniejsze orzeczenia m.in. dotyczące przepisów zmieniających procedurę powoływania sędziów i znoszących kontrolę sądową nad uchwałami KRS, które to przepisy: »mogą wzbudzić w przekonaniu jednostek uzasadnione wątpliwości co do niepodatności sędziów powołanych w tym trybie przez Prezydenta RP na podstawie rozstrzygnięć organu takiego jak KRS na czynniki zewnętrze, w szczególności na bezpośrednie lub pośrednie wpływy władzy ustawodawczej i wykonawczej, oraz co do ich neutralności względem ścierających się przed nimi interesów i prowadzić w ten sposób do braku widocznych oznak niezawisłości lub bezstronności tych sędziów, który to brak mógłby podważyć zaufanie, jakie sądownictwo powinno budzić w jednostkach w społeczeństwie demokratycznym i w państwie prawnym«.
Niech się nie cieszą ci, którzy uważają, że TSUE orzekł désintéressement w sprawach sędziowskich w Polsce"
– zaznacza sędzia Biernat. "Jest dokładnie odwrotnie. Dodatkowo zwrócił uwagę, że powódka, czyli sędzia M.F. może wybrać inną drogę i zakwestionować status sądów dyscyplinarnych w ewentualnym postępowaniu, jakie byłoby jej wytoczone, powołując się właśnie na orzecznictwo Trybunału".
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze