0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Yasin AKGUL / AFPFot. Yasin AKGUL / A...

Na zdjęciu: wybory w Turcji – przewodniczący Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) i kandydat na prezydenta Turcji Kemal Kiliçdaroğlu gestykuluje na scenie podczas wiecu w Kocaeli, 28 kwietnia 2023.

„Sprawy w Turcji idą w złym kierunku”

Inflacja w Turcji w marcu wyniosła 50 proc. I to jest bardzo dobra wiadomość, bo to najniższy poziom od roku. Ale nie spada, bo prezydent każe bankowi centralnemu ciąć stopy procentowe, choć ekonomiści zgodnie uważają, że napędza to inflację.

50 tysięcy ludzi zginęło w trzęsieniu ziemi, bo władze nie egzekwowały przepisów prawa budowlanego i pozwalały szemranym firmom budować domy, które się rozpadły po pierwszym wstrząsie. Nieudolnymi służbami ratunkowymi kierował zaś nominat prezydenta, teolog bez żadnego wykształcenia fachowego. Zaufanie do prezydenta spadło po trzęsieniu o prawie 50 proc., a w rankingu korupcji Transparency International Turcja jest na 101. miejscu – gorzej niż Kazachstan, Ekwador czy Albania.

W więzieniach siedzi 40 tysięcy więźniów politycznych, co stanowi jedną ósmą wszystkich skazanych. Można tam trafić za noszenie szalika w kurdyjskich barwach narodowych, bo stanowi to „terrorystyczną propagandę”, albo za porównanie prezydenta do tolkienowskiego Golluma.

Tylko w 2020 roku za obrazę prezydenta skazano 3665 obywateli.

W ubiegłym roku, po wypowiedzeniu przez władze Konwencji Stambulskiej przeciwko przemocy domowej, 327 Turczynek zostało zamordowanych przez partnerów lub członków rodzin ze względów osobistych; rok wcześniej ofiar było jednak mniej – 247.

Mimo militarnych triumfów armii konflikt zbrojny z Kurdami trwa nadal, także poza granicami kraju: tureccy żołnierze giną na okupowanych kurdyjskich terytoriach Syrii i Iraku, a w kraju trwa głuchy, nienawistny bunt przeciwko dalszej obecności 4,5 miliona Syryjczyków, którzy schronili się w Turcji przed wojną domową.

Armia pozostaje bezkarna: 55-letni kurdyjski chłop, który cudem przeżył wyrzucenie go z lecącego wojskowego helikoptera (wojskowi podejrzewali, że sprzyja kurdyjskim partyzantom z PKK), został skazany na 7,5 roku więzienia za „terroryzm”.

O członkostwie w UE, ongiś niemal w zasięgu ręki, nie ma już co marzyć, a członkostwo w NATO, po interesach z Rosją i blokadzie członkostwa Szwecji, staje się niemal iluzoryczne.

62 proc. Turków jest niezadowolonych z „obecnego klimatu politycznego w kraju”, a 45 proc. uważa, że „sprawy w Turcji idą w złym kierunku”.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

Czarni Turcy kontra biali Turcy

Mimo to jest całkiem możliwe, że nawet bez ewentualnych prób sfałszowania wyników, prezydent Recep Tayyip Erdoğan wygra rozpisane na 14 maja wybory prezydenckie oraz parlamentarne. Sondaże są sprzeczne i żaden nie daje mu zwycięstwa w pierwszej turze. Ale jego szanse i szanse kandydata opozycji Kemala Kiliçdaroğlu, wydają się wyrównane. W badaniu bliskowschodniego portalu Al-Monitor i Premise Data, z którego pochodzą także wyniki cytowane powyżej, obaj mają w pierwszej turze po 45 proc. głosów – a w drugiej urzędujący prezydent będzie miał naturalną przewagę. Erdoğan urzęduje już bardzo długo: zanim w 2014 roku został prezydentem, od 2003 roku był premierem. Połowa ludności Turcji jest poniżej 32. roku życia i nie zna innego przywódcy.

Ale zarazem młodzież, w tym głosujący po raz pierwszy, jest wrogo do niego nastawiona. Prezydent wielokrotnie powtarzał, że pragnie wychować nową Turcję pobożną, a tymczasem, jak wynika z badań Pew Center, Turcja jest najszybciej sekularyzującym się krajem na świecie. 69-letni starszy pan, który udziela połajanek mocarstwom świata i piosenkarkom śpiewającym niesłuszne piosenki, inauguruje uniwersytety swojego imienia, zakazuje palenia i picia oraz promuje jogurt, niekoniecznie musi być dla młodzieży godnym zaufania przywódcą.

Tyle tylko, że te same cechy, które czynią z Erdoğana „dziadersa” w oczach Generation Z, czynią zeń bohatera dla drugiej połowy kraju. Jego Partia Sprawiedliwości (AKP) silna jest bezwarunkowym poparciem Turcji muzułmańskiej i konserwatywnej, która przez lata rządów świeckich liberałów różnej orientacji, oraz przejmujących władzę w zamachach stanu generałów, czuła się obywatelami drugiej kategorii. Pogardliwie mówiono o nich kara Türklar, „czarni Turcy”, przeciwstawiając im oświeconych „Turków białych”.

Plakaty kandydatów w wyborach w Turcji, na ich tle przechodzą przechodnie.
Para przechodzi obok billboardów z portretem prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana i portretem lidera Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) i kandydata na prezydenta, Kemala Kiliçdaroğlu w Sanliurfa, południowo-wschodnia Turcja, 28 kwietnia 2023. Fot. OZAN KOSE/AFP

Konserwatyści na salonach władzy

Rządzące elity, wierne przesłaniu twórcy nowoczesnej Turcji – Atatürka – siłą usiłowały zrobić z Turcji kraj zachodni i świecki. Studentka państwowej uczelni, kobieta pracująca na państwowym etacie, czy posłanka do parlamentu nie miała prawa nosić islamskiej chusty. To tak, jakby katoliczkom w Polsce zabronić noszenia krzyżyka. Mężowie tych kobiet nie mieli szans na kariery w państwowych urzędach, bo taka żona to wstyd.

W 2006 roku ówczesny prezydent, były przewodniczący Sądu Najwyższego i bojowy zwolennik świeckości Ahmed Sezer odmówił zaproszenia na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości posłów AKP, których żony nosiły chusty. Trudno o bardziej jednoznaczne przesłanie, że w kraju Sezera nie ma dla nich miejsca.

Erdoğan nie tylko zniósł te ograniczenia, ale zaprosił konserwatywną turecką klasę średnią na salony władzy.

Teraz to nienoszenie chusty stało się, przynajmniej gdzieniegdzie, powodem do wstydu. Zaś 15-letni okres nieprzerwanego rozwoju gospodarczego pod jego rządami dał tej klasie status nie tylko kulturowy i polityczny, ale także ekonomiczny. Czarni Turcy poczuli nie tylko, że kraj jest także ich, ale że jest ich, i kropka. Będą tego bronić.

Przeczytaj także:

Pozbawić władzy Erdoğana

Ale AKP, choć zawsze wygrywała uczciwe, choć nierówne wybory (w rękach jej rządów pozostaje niemal całość tureckich mediów, a jedynie 20 proc. Turków zna jakiś język obcy), to nigdy nie zdobyła absolutnej większości głosów. Większość konstytucyjną dała jej w 2018 roku ordynacja wyborcza, premiująca największą partię, i koalicja z faszyzującymi, lecz świeckimi nacjonalistami z Partii Ruchu Narodowego (MHP). AKP zdobyła 40 proc. głosów, MHP – 11 proc. Wystarczyło to, by zmienić konstytucję, wzmocnić władzę prezydenta, i uznać, że limit dwóch kadencji liczy się dopiero od tego momentu, a nie od pierwszego wyboru na tę funkcję.

Także i dziś AKP i MHP startują razem, przeciwko sobie mając Sojusz Narodu, zwany Stołem Sześciorga [Partii]. Dominuje w nim ongiś socjaldemokratyczna, dziś liberalna Republikańska Partia Ludowa, dawna partia uwielbianego powszechnie Atatürka. Korzysta ona na tym, że jest spadkobierczynią jego idei, lecz obciążają ją skutki jej wieloletnich rządów; w 2018 r. zdobyła 23 proc. głosów.

Obok niej do Sojuszu wchodzi rozłamowa Dobra Partia pani Meral Akşener, która zerwała z MHP w proteście przeciwko sojuszowi z Erdoğanem, lecz pozostała wierna autorytarnemu nacjonalizmowi Ruchu. Gdyby nie udział w Sojuszu, nie weszłaby w 2018 roku do parlamentu: zabrakło jej 0,04 proc. głosów do pokonania 10 proc. progu wyborczego.

Do Sojuszu dołączyły następnie dwie grupy rozłamowców z AKP, niewielka partia islamistyczna i równie niewielka liberalna. Oprócz chęci pozbawienia władzy Erdoğana i jego sprzymierzeńców nic właściwie Sojuszników nie łączy; co jest, rzecz jasna, ich siłą i słabością równocześnie.

Tym bardziej że przy Stole Sześciorga siedzi też decydujący siódmy Sojusznik, czyli lewicowa, demokratyczna i świecka Demokratyczna Partia Ludów (HDP) Selahattina Demirtaşa, który odsiaduje wyrok siedmiu lat więzienia za domniemany terroryzm. Jest to partia głównie kurdyjska, która głosi równouprawnienie wszystkich mniejszości, ochronę praw człowieka i świeckość państwa. Rząd oskarża ją, że jest tylko fasadą dla PKK.

Tysiące jej działaczy, w tym bardzo wielu wybranych członków władz samorządowych oraz posłów, siedzi w więzieniach.

Partia odżegnuje się od terroryzmu, ale uważa, że z PKK należy rozmawiać, jak robił to sam Erdoğan 10 lat temu, a nie strzelać do niej.

Kurdowie – kluczowy elektorat

Tego jednak było za dużo dla pani Akşener, która postawiła CHP warunek: sojusz z HDP albo z nami. Mimo że HDP ma większe poparcie (11,7 proc. głosów w 2018 roku), CHP opowiedziało się za Dobrą Partią, z obawy, że w przeciwnym razie mogłaby ona wrócić na łono MHP i zapewnić Erdoğanowi zwycięstwo. Zgodnie jednak z przewidywaniami, choć do wyborów parlamentarnych HDP pójdzie oczywiście oddzielnie – o ile nie zostanie wcześniej rozwiązana przez prokuraturę, która nieustannie usiłuje to osiągnąć – i zapewne ponownie pokona zaporowy próg i znów znajdzie się w Medżlisie. Ale w wyborach prezydenckich poprze kandydata opozycji, choć Kiliçdaroğlu, z obawy przed reakcją pani Akşener, o takie poparcie nawet nie poprosił.

Tym samym HDP zapewnił mu poparcie zdecydowanej większości Kurdów, jednego z trzech kluczowych elektoratów. Bez poparcia dwóch z tych trzech – a pozostałe to nacjonaliści i klasa robotnicza – nikt wyborów prezydenckich nie wygra. Część Kurdów jednak będzie głosować i na Erdoğana, i na AKP; dla nich tożsamość religijna – a kurdyjscy wieśniacy są najbardziej może konserwatywną częścią tureckiego elektoratu – ważniejsza jest od narodowej. Tym bardziej że na HDP głosuje też niekurdyjska turecka lewica, w tym organizacje feministyczne – bo partia przestrzega ściśle parytetu płci na wszystkich stanowiskach, oraz osoby LGBT – bo partia kategorycznie sprzeciwia się wszelkiej dyskryminacji.

Na Kiliçdaroğlu głosować będą też alawici – nieuznawana przez oficjalny islam sunnicki oraz przez rząd turecki społeczność muzułmańska. Alawici, podobnie jak szyici, uznają kalifa Alego za prawowitego spadkobiercę Proroka, ale także nie przestrzegają zakazu picia alkoholu, a kobiety traktują na równi z mężczyznami. Do tej społeczności należy około 20 proc. Turków, w tym i sam Kiliçdaroğlu, o czym pięknie, łamiąc publiczne tabu, mówił w niedawno ogłoszonym zapisie na twitterze.

View post on Twitter

„Dać Amerykanom nauczkę”

Ale im bardziej do kandydata opozycji lgnąć będą etniczne i religijne mniejszości, tym bardziej jego kandydatura będzie zrażać do siebie wyborców nacjonalistycznych. Większość z nich i tak oczywiście poprze Erdoğana, którego mocarstwowa polityka, negocjowanie z Putinem jakoby jak równy z równym, czy połajanki pod adresem USA, bardzo im przypada do gustu.

Gdy w marcu ambasador USA spotkał się z Kiliçdaroğlu, Erdoğan zapowiedział, że ambasador nie będzie odtąd przez rząd przyjmowany, i wezwał, by głosować na niego samego „by dać Amerykanom nauczkę”. Dodatkowym powodem jest sojusz AKP z MHP – ale część nacjonalistów religijnego kandydata na prezydenta i tak nie poprze, bo świeckość jest dla nich ważniejsza od polityki – tak, jak dla konserwatywnych Kurdów religijność jest ważniejsza od narodowości. Na tych wyborców liczy kandydat opozycji, a sojusz z Dobrą Partią ich może zapewnić. Ale pod warunkiem, że nie będzie się poparcia kurdyjskiego eksponować.

Zdecydują robotnicy i rolnicy

Tak czy inaczej, to nie nacjonalistyczni wyborcy, których zdecydowana większość zostanie jednak przy Erdoğanie, zadecydują o wyniku wyborów, choć rywalizacja w drugiej turze będzie zażarta, i każdy głos będzie się liczyć. O wyniku zadecydują zapewne głosy robotników i pracowników, których jest 40 milionów. Są z reguły konserwatywni, pochodzą bowiem ze wsi, która ze względu na religijność i nacjonalizm jest wyborczą bazą Erdoğana. Gdyby nie Kurdowie, sama ta baza wyborcza przesądziłaby właściwie o wyniku wyborów. Zaś rządowe programy socjalne jedynie cementowały tę więź i wsi, i robotników, z reżimem.

Ale więzi tej poważnie zagroziła utrzymująca się od ponad dwóch lat bardzo wysoka inflacja, jak i dramatycznie narastające nierówności społeczne. Górne 10 proc. ludności zarabiało w ubiegłym roku 23 razy więcej niż dolne 50 procent. Te nierówności mógłby wykorzystać Kiliçdaroğlu, gdyby się zdecydował powrócić do socjaldemokratycznych korzeni swej partii, ale nic na to nie wskazuje. Kandydat opozycji jest klasycznym liberałem, tak w kwestiach politycznych, jak i gospodarczych i społecznych.

Tym samym robotniczy elektorat Erdoğana nie ma żadnego powodu, by przejść do obozu opozycji, nawet jeśli skłonny byłby opuścić prezydenta, którego polityka przez 15 lat wzrostu dobrze służyła także ich interesom. Owe trzy kluczowe elektoraty (ich analizę opracował turecki politolog Halil Karaveli) oczywiście częściowo zachodzą na siebie i same zawierają sub–elektoraty, kierujące się odrębnymi interesami, co utrudnia czynienie precyzyjnych prognoz.

Ale nie widać czynnika, który pozbawiłby prezydenta uzasadnionych nadziei na kolejną reelekcję.

Lider opozycji bez charyzmy

Czynnikiem takim nie jest, niestety, charyzma kandydata opozycji; jest on jej niemal klinicznie pozbawiony. Sprawia raczej wrażenie głównego księgowego niż ludowego trybuna i nie zmieniły tego nawet efektowne kampanie jak marsz o sprawiedliwość z Ankary do Stambułu, z masowymi wiecami opozycji po drodze.

Dużo bardziej porywa tłumy opozycyjny burmistrz Stambułu Ekrem Imamoğlu, młodszy od Kiliçdaroğlu o całe pokolenie, który ewidentnie miał ochotę w tych wyborach wystartować. Przywódca CHP twardo jednak stał na stanowisku, że to właśnie on musi się zmierzyć z prezydentem, zaś Imamoğlu, oraz równie popularnego, lecz bardziej prawicowego opozycyjnego burmistrza Ankary mianował kandydatami na wiceprezydentów. Jest to jednak funkcja bez większego znaczenia.

Imamoğlu, którego Erdoğan rzeczywiście się obawiał, nie mógłby zresztą kandydować: został skazany za obrazę urzędników państwowych na 2,5 roku więzienia w zawieszeniu, czyli minimalny wyrok pozbawiający biernego prawa wyborczego. Obrazy tej burmistrz Stambułu dopuścił się zaś, gdy nazwał durniami urzędników Państwowej Komisji Wyborczej, którzy w 2019 roku nakazali powtórzenie wygranych przezeń wyborów na burmistrza. Kandydat rządzącej AKP przegrał jedynie 13 tysiącami głosów. W powtórnych wyborach mieszkańcy Stambułu tak jednak się oburzyli na próbę zakwestionowania werdyktu urn, że za tym drugim razem Imamoğlu wygrał większością 800 tysięcy głosów. Trudno nie uznać trafności oceny, za którą został on następnie skazany.

Prozachodni zwrot

Sprawa ta pokazuje, do jakich metod może się odwołać Erdoğan, jeśli przegra wybory w Turcji niewielką liczbą głosów. Nie należy jednak się obawiać próby zamachu na wynik wyborów, jeżeli będzie on jednoznaczny. Erdoğan dobrze pamięta, że Turcy wyszli na ulice, z gołymi rękami przeciwko czołgom, gdy w 2016 roku wojsko usiłowało przeprowadzić zamach. Nie będzie ryzykował powtórki.

Takie zwycięstwo opozycji oznaczałoby, że Turcja dokona gigantycznego politycznego zwrotu, powracając tak do demokracji i rządów prawa, jak i do dużo bardziej jednoznacznie prozachodniej orientacji w stosunkach międzynarodowych. Nie jest jednak jasne, czy po dwudziestu latach rządów Erdoğana, wykonanie takiego zwrotu będzie w ogóle możliwe. Czy też Turcja, jak ogromny tankowiec, będzie jeszcze przez jakiś czas szła starym kursem, mimo że kapitan przestawił już ster.

Zapewne konieczne będzie danie Erdoğanowi jakiejś formy immunitetu, inaczej stałby się permanentnym zagrożeniem dla odbudowującej się demokracji. To zaś wzbudzi protesty jego ofiar, w tym zwalnianych z więzień więźniów politycznych. Wybory i spory stanowią jednak istotę demokracji. Gdy nie będzie już tylko tak, jak sobie życzy pan prezydent, nawet jego zwolennicy odetchną z ulgą.

;
Na zdjęciu Konstanty Gebert
Konstanty Gebert

(ur. 1953), psycholog, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, obecnie stały współpracownik „Kultury Liberalnej”. Założyciel i pierwszy redaktor naczelny żydowskiego miesięcznika „Midrasz”. W stanie wojennym, pod pseudonimem Dawid Warszawski, redaktor i dziennikarz podziemnego dwutygodnika KOS, i innych tytułów 2. obiegu. Autor ponad dwóch tysięcy artykułów w prasie polskiej i ponad dwustu w międzynarodowej, oraz kilkunastu książek. Książka „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło” (Agora 2022) otrzymała nagrody im. Beaty Pawlak, Klio oraz im. Marcina Króla. Jego najnowsze książki to „Spodnie i tałes” (Austeria 2022) oraz „Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela” (Agora 2023). Twórca pierwszego polskiego podcastu o Izraelu: „Ziemia zbyt obiecana”.

Komentarze