Polski prezydent i premier nie pojechali do Waszyngtonu, żeby świętować rocznicę rozszerzenia NATO, choć to oficjalny powód zaproszenia. A zatem po co?
To prawda, że Andrzej Duda i Donald Tusk udali się do Waszyngtonu dokładnie w 25. rocznicę wejścia Polski do NATO, co miało miejsce 12 marca 1999 roku.
Wiosną 1999 ówczesny premier Jerzy Buzek i ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski pojechali razem na pierwszy dla Polski szczyt NATO. Wspólna wizyta premiera Tuska i prezydenta Dudy w 2024 jest poniekąd powtórzeniem tamtej historycznej podróży. I podobnie jak wtedy sygnałem, że bezpieczeństwo jest racją stanu, a nie przedmiotem partyjnych rozgrywek i efektownych, telewizyjnych sporów. Wtedy też szef rządu i głowa państwa reprezentowali odległe obozy polityczne.
Jednak historia i jej celebracja to najmniej istotny wątek wtorkowej wizyty.
Rozmowy mają dotyczyć: sytuacji NATO, przyszłego rozszerzenia Sojuszu m.in. o Ukrainę i polskich zakupów zbrojeniowych w USA. W tle jest pytanie o możliwość faktycznej współpracy ośrodka prezydenckiego z polskim rządem w sprawach dotyczących obronności i Ukrainy.
Nie bez znaczenia są osobiste relacje. Amerykańska administracja będzie miała okazję poznać nowego polskiego premiera.
Joe Biden podczas spotkań z Andrzejem Dudą traktował polskiego prezydenta z największym szacunkiem (choć Duda był przecież jednym z ostatnich światowych przywódców, którzy pogratulowali mu zwycięstwa w wyborach). Jednak z pewnością bliższy ideowo jest mu Donald Tusk. Tuska otacza też nimb zwycięstwa – na zachodzie Europy uchodzi za tego, któremu udało się pokonać politycznych fundamentalistów i przynajmniej chwilowo zatrzymać konserwatywną falę.
Dla Amerykanów ważny jest jeszcze inny aspekt tej wizyty. Ważą się losy amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy. Czy polscy politycy pomogą przekonać Republikanów i opinię publiczną, by nie zaprzestawała pomagania krajowi zaatakowanemu przez Rosję?
Osobiste spotkania przywódców są też okazją do przekazywania informacji, których wymienia się tylko w kontaktach twarzą w twarz. Nie można wykluczyć, że wizyta ta ma służyć również przekazaniu ważnych wywiadowczych informacji.
Tusk i Duda spotkają się z amerykańskim prezydentem o godz. 20:30 polskiego czasu.
Ambasador USA w Polsce Mark Brzeziński przypomniał w rozmowie z „Faktem”, że to „Joe Biden kierował przygotowaniem ustawy rozszerzającej Sojusz, aby wprowadzić Polskę do NATO. Zatem prezydent Biden od lat jest osobiście zaangażowany w rozbudowę NATO oraz w obronę Polski”.
„Wtorek będzie przede wszystkim świętem potwierdzającym, że obrona kolektywna NATO działa. Porozmawiamy także o wyjątkowo ważnym partnerstwie energetycznym USA i Polski” – zapowiedział Brzeziński.
W przeddzień wizyty Andrzej Duda opublikował w „Washington Post” tekst, w którym przedstawia główny oficjalny postulat, z jakim jedzie do USA. „Ze względu na rosnące zagrożenia, nadszedł czas, aby zwiększyć tę liczbę do 3 procent PKB. Zamierzam przekonać do tego naszych sojuszników, zarówno w Ameryce, jak i w Europie” – pisze Duda.
Już zdążył na ten apel opowiedzieć rzecznik Departamentu Stanu: „Myślę, że pierwszym krokiem jest skłonienie każdego kraju do spełnienia progu dwóch procent. Widzieliśmy w tej kwestii poprawę, około dwie trzecie z nich już to robi, ale myślę, że powinniśmy wykonać ten pierwszy krok, zanim będziemy rozmawiać o tej dodatkowej propozycji” – powiedział Matthew Miller podczas spotkania z dziennikarzami.
Osobista niechęć i polityczny konflikt między prezydentem Dudą i premierem Tuskiem dla opinii publicznej w Polsce są oczywistością. Ale również Biały Dom jest świadomy tych konfliktów. Według informatorów Onetu to jeden z powodów podwójnego zaproszenia.
Przypomnijmy: Andrzej Duda nie dość, że nie chciał od razu powołać Donalda Tuska na premiera, to od dnia zaprzysiężenia pozostaje z rządem w ciągłym konflikcie. Spór między radą ministrów a prezydentem dotyczył już prokuratury, mediów publicznych, skazania/ułaskawienia Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. Prezydenccy ministrowie zapowiedzieli też, że Andrzej Duda zawetuje ważne dla nowej większości ustawy związane z prawami kobiet – o pigułce „dzień po” i aborcji.
Prezydent zmienił też zdanie w sprawie wymiany ambasadorów. Do niedawna chciał pozostawić tylko czterech bliskich sobie dyplomatów na placówkach w ONZ, Rumunii, Chinach i Watykanie. Teraz jednak minister Marcin Mastalerek zapowiedział, że Andrzej Duda nie zgodzi się na odwołanie części ambasadorów. Miałoby chodzić m.in. o Marka Magierowskiego, który kieruje placówką w Waszyngtonie.
„Administracja amerykańska, zapraszając Dudę i Tuska do Białego Domu, chce otrzymać pełne gwarancje ze strony władz polskich, że wewnętrzna polityczna sytuacja nie wpłynie na politykę Polski w kontekście bezpieczeństwa oraz kontraktów energetycznych – m.in. na budowę elektrowni atomowej przez amerykańskie firmy” – pisze Onet.
„Te dwie strategiczne kwestie mają być na wyraźne życzenie USA wyłączone z polsko-polskiej wojny. Według źródeł Onetu ma to być warunek, bez którego spełnienia Amerykanie nie zainwestują miliardów dolarów zarówno w przemysł energetyczny, jak i zbrojeniowy”.
Zgodnie z tymi założeniami Andrzej Duda mówił w orędziu, które wygłosił w poniedziałek wieczorem:
„Potrzebujemy jedności, jedności i jeszcze raz jedności w kluczowych decyzjach dotyczących inwestycji w bezpieczeństwo, w kwestii wydatków na cele obronne czy wspólnej strategii wsparcia dla broniącej się przed rosyjską agresją Ukrainy”.
„Strategiczna współpraca polsko-amerykańska rozwija się niezależnie od tego, kto sprawuje władzę w Polsce i w Stanach Zjednoczonych” – podkreślał prezydent.
Podobne zapewnienia padły ze strony Donalda Tuska. „Z prezydentem Andrzejem Dudą różnię się politycznie niemal we wszystkim, ale w sprawie bezpieczeństwa naszej Ojczyzny musimy i będziemy działać razem. Nie tylko w czasie wizyty w USA” – napisał polski premier na Twitterze.
Donald Tusk ma w Waszyngtonie spotkać się tylko z Joe Bidenem, a potem wrócić do Polski.
Program amerykański Andrzeja Dudy ma o wiele więcej punktów.
Prezydent RP uda się do Savannah w Georgii, gdzie obejrzy elektrownię jądrową Vogtle. Koncern Westinghouse, do którego ona należy, ma też budować elektrownię w Polsce.
Przede wszystkim Andrzej Duda jednak ma spotkać się z politykami z Partii Demokratycznej i Republikańskiej. Tematem rozmów będzie zapewne sytuacja w Ukrainie i amerykańskiego wsparcie dla kraju walczącego z Rosją. Być może polski prezydent ma być pomocny amerykańskiej administracji w rozmowach z Republikanami.
Pakiet pomocy dla Ukrainy – o wartości 60 miliardów dolarów – został już przegłosowany przez Senat, ale utknął w Izbie Reprezentantów, gdzie republikański speaker nie poddaje go pod głosowanie.
„Moje przesłanie do prezydenta Putina, którego znam od dawna, jest proste: Nie odejdziemy” – mówił w State of The Union Joe Biden. I jak zwrócił uwagę reporter „Washington Post”, republikański speaker Mike Johnson potakiwał wtedy głową.
Jednak na razie wydaje się, że Republikanie bardziej boją się swojej wyborczej bazy spod znaku MAGA (Make America Great Again) niż Putina.
Tymczasem Joe Biden zarówno przez bardziej liberalnych, jak i bardziej konserwatywnych komentatorów jest krytykowany za to, że nie umie Amerykanom wytłumaczyć, dlaczego właściwie mają się angażować w wojnę w Ukrainie. Być może efekty widać w ostatnich sondażach.
Stany Zjednoczone robią w sprawie wojen na świecie tyle, ile trzeba i nie powinny się angażować bardziej – to przekonanie dominuje wśród obywateli i obywatelek USA.
Aż 36 proc. amerykańskich respondentów uważa, że Stany powinny odgrywać mniej aktywną rolę w wojnie Rosji z Ukrainą.
Tylko 22 proc. pytanych uważa, że rola USA w tej wojnie powinna być większa. Badanie dla agencji Associated Press (AP) i NORC Center for Public Affairs Research z takimi wynikami zostało opublikowane 6 marca 2024.
Jeśli uwzględnić sympatie partyjne, przekonania dotyczące amerykańskiego zaangażowania w wojnę wyglądają nieco inaczej.
Wśród zwolenników Demokratów:
A co na to zwolennicy Republikanów?
Skąd takie wyniki? Część amerykańskich wyborców, słysząc o wojnie w Ukrainie, przypomina sobie inne konflikty, w które Stany Zjednoczone angażowały się przez ostatnie dekady. Afganistan, Irak, Wietnam.
„Czuję, że jest wiele konfliktów, w które byliśmy zaangażowani, a które nigdy nie przyniosły żadnych pozytywnych rezultatów” – powiedział agencji AP Kurt Bunde, zwolennik Republikanów z Idaho. „Możemy mieć dobre intencje. Możemy czuć się zobowiązani do ochrony interesów naszych sojuszników, ale efekty mówią same za siebie”.
Inni rozmówcy agencji mówili, że Ameryka powinna dbać przede wszystkim o własne interesy, a dopiero jeśli zostaną jej jakieś zasoby – udzielać pomocy, np. humanitarnej.
Zdaniem analityków AP „znaczna część elektoratu jest sfrustrowana przejmującymi obrazami narastającego kryzysu humanitarnego podczas pięciomiesięcznej wojny w Strefie Gazy oraz wysokimi kosztami, jakie już poniosły Stany Zjednoczone, pomagając Ukrainie odeprzeć inwazję Rosji”.
Jednak według sondażu Pew Research Center aż 74 proc. Amerykanów uznaje wojnę Rosji z Ukrainą za ważną dla amerykańskich interesów. Według grudniowego sondażu tej pracowni jedna trzecia Amerykanów uważała, że Stany Zjednoczone dostarczają Ukrainie za dużą pomoc. A wśród wyborców Republikanów – aż połowa.
Wojna Rosji z Ukrainą trafiła w tym tygodniu do amerykańskich domów nie za sprawą polskiego prezydenta i premiera, tylko dzięki Oskarom.
„Będę prawdopodobnie pierwszym reżyserem, który z tej sceny powie: »Wolałbym nigdy nie zrobić tego filmu«”. Tymi słowami Mstysław Czernow, reżyser dokumentu „20 dni w Mariupolu” skomentował nagrodę dla swojego filmu. Na oskarowej gali zwrócił się do zebranych w Dolby Theatre „najbardziej utalentowanych ludzi na świecie”, by nie zapomnieli o Mariupolu.
Jednak nawet podczas tej gali więcej osób wyrażało solidarność z Palestyną niż Ukrainą. Kilkoro twórców (w tym Billie Eilish nagrodzona za piosenkę do filmu „Barbie”) nosiło przypinki Artists4Ceasefire. Symbolizują one wsparcie dla natychmiastowego zawieszenia broni. O dehumanizacji w Izraelu i Gazie mówił również Jonathan Glazer – reżyser nagrodzonego Oskarem filmu „Strefa interesów”.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze