0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Przeprosiny mają być wyświetlane przez 40 sekund przed głównym wydaniem “Wiadomości” TVP. Szybko tego nie zobaczymy, bo wyrok nie jest prawomocny, a TVP zapewne się odwoła.

Sprawa ta jest ważna z dwóch powodów. Pokazuje:

  • jak rządowa propaganda próbowała zaszczuć obywateli,
  • jak opinia publiczna dała się nabrać na twitta pracowniczki rządowych mediów.

Protest pod TVP

Po zamordowaniu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza 13 stycznia 2019, aktywiści urządzali w Warszawie protesty pod TVP. Rządowa telewizja przez miesiące prowadziła bowiem kampanię nienawiści wobec Adamowicza. Protestujący przynieśli ze sobą banery z napisami „TVoja wina” i „Dosyć szamba”, „sprzedajna kłamczucha”, „sprzedałaś się za pieniądze”, „lubi pani kłamać?” (na zdjęciu u góry - protest z 21 stycznia 2019).

2 lutego 2019 z powodu protestu pracownica TVP Magdalena Ogórek miała kłopoty z wyjazdem spod budynku. Na Twitterze oskarżyła protestujących o czynną napaść. Potem, w sądzie, okazało się, że do napaści nie doszło - Ogórek po prostu usłyszała od protestujących, co myślą o jej działalności („sprzedajna kłamczucha”, „sprzedałaś się za pieniądze”, „lubi pani kłamać?”).

„Miałam wrażenie, że niszczony jest samochód, słyszałam odgłosy, to było takie walenie w auto”. Ogórek powróciwszy do domu, oddała samochód rodzinie, by ta zrobiła przegląd. Z zeznań prezenterki w sprawie o wykroczenie, jaką policja zrobiła protestującym, wynikało, że jeszcze tego dnia dowiedziała się, że auto nie zostało zniszczone - pisała w OKO.press Dominika Sitnicka 30 stycznia 2020. Toczyła się wtedy sprawa o wykroczenie wniesiona przez policję, w której Magdalena Ogórek zeznawała w charakterze świadka, a obwinionymi byli Elżbieta Podleśna, Joanna Gzyra-Iskandar, Szymon Kaczanowski oraz Gabriela Lazarek.

Tweeta Ogórek zdążyła opublikować jeszcze kilkanaście minut przed północą. Obrona obwinionych pytała więc, kiedy Magdalena Ogórek dowiedziała się, że do żadnych zarysowań nie doszło. Prezenterka zasłaniała się niepamięcią. Po roku nie wie, jaka była sekwencja wydarzeń tej nocy.

Zeznając Ogórek przyznała także, że nie doszło ani razu do kontaktu fizycznego między nią a demonstrującymi. Nie widziała także nikogo, kto by pluł na jej auto, choć po chwili zastanowienia dodała, że wcześniej w ciągu dnia widziała zaschniętą ślinę na karoserii.

Na pytanie, czy zamieściła później sprostowanie Ogórek odpowiadała, że miała inne rzeczy na głowie, przede wszystkim musiała uspokoić swoje trzynastoletnie dziecko, które „dostało spazmów, gdy zobaczyło nagranie w internecie”.

TVP bierze protestujących na celownik

Faktem jest jednak, że przez kilka dni opinia publiczna wierzyła w relację Ogórek, a dziennikarze największych mediów nierządowych posunęli się nawet do apeli wobec protestujących, by nie byli agresywni. Dziennikarze kupili wersję Ogórek.

4 lutego 2019 TVP w “Wiadomościach” poświęciła protestującym specjalny felieton o „brutalnym ataku zorganizowanej grupy osób na Magdalenę Ogórek”. TVP podała nazwiska dziesięciorga protestujących, pokazała ich twarze, ujawniła miejsca pracy. Był to – nawet w tamtym czasie – absolutny skandal.

Jak to potem opisaliśmy w cyklu “Na celowniku”, wykorzystanie rządowej propagandy do szczucia na aktywistów było już wtedy jednym z elementów SLAPP po polsku. Tradycyjne SLAPPy to pozwy sądowe o ogromne odszkodowania, których celem nie jest zwycięstwo przed sądem, ale zmuszenie aktywistów do zaniechania działalności w interesie publicznym - jeśli taka działalność nie podoba się władzy/wielkiemu biznesowi.

W Polsce rozwinęła się szczególna odmiana tego procederu – państwo używa wszystkich narzędzi, w tym rządowych mediów i rządowych zasobów o niepokornych aktywistach, by ich zmusić do milczenia. Szczucie w mediach rządowych i w ramach kampanii nienawiści w mediach społecznościowych jest jedną z tych metod.

Przeczytaj także:

O konsekwencjach wybryku TVP opowiadała potem OKO.press Elżbieta Podleśna, jedna z zaatakowanych przez TVP. Hejterzy dzwonili do niej do pracy, w mediach społecznościowych dostawała pogróżki typu "wiemy, gdzie mieszkasz", prawicowe media lustrowały jej rodzinę.

„Pod szpitalem czekają na mnie wozy transmisyjne, ekipa TVP żąda zajęcia stanowiska przez mojego dyrektora, pseudoreporter wpada bez pukania do mojego gabinetu i mnie filmuje. Bałam się wtedy, że zostanę zwolniona, z jakiegokolwiek powodu, na przykład za narażanie na szwank opinii szpitala czy ze względu na narażanie bezpieczeństwa pacjentów. Grono znakomitych naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego pisze do mojej dyrekcji list w mojej obronie. Oficjalnie nikt ze mną nie rozmawia, ale wiem, co się dzieje i jak moja osoba dzieli załogę szpitala.

Dzwonią do mnie do pracy, do szpitala, np. że jest kurier z paczką: odbieram służbowy telefon i słyszę stek inwektyw. Ktoś musiał się namęczyć, żeby przebić się do mnie przez dyżurkę. Na Messengerze pojawia się hejt w stylu „wiemy, gdzie mieszkasz”, piszą: warchlak, spaślak, szmata, lewacka suka, obelga dla narodu polskiego, esbecka ściera, czerwony śmieć, paskudna, brudna, śmierdząca kurwa, zdychaj kurwo w męczarniach, dziecko komunistycznego sędziego. I że piorę mózgi pacjentom i robię z nich »lewackie bojówki faszystowskie«".

Na to warto zwrócić uwagę: Podleśna mówi publicznie, że sprzeciwia się faszyzmowi w Polsce. Akcja hejterska odwraca znaczenia tych słów. Białe zamienia w czarne. To się będzie powtarzać w sprawach SLAPPowych innych aktywistów i aktywistek.

„Dziecko komunistycznego sędziego” to też ciekawy wątek. Kolportują to prawicowe media, ale nawet znajomy dziennikarz zwraca się do Podleśnej, by „zajęła stanowisko”. I daje jej tego linka do dokumentów z IPN. Dokumentów, jak to w IPN, jest dużo, trzeba przeczytać.

„Pomyślałam, że może nie znałam jednak całej przeszłości ojca. Więc klikam. A tam informacje, że ojciec orzekał w stanie wojennym w jednej sprawie politycznej. W II instancji podtrzymał wyrok sądu rejonowego – UNIEWINNIENIE pracowników konspiracyjnej drukarni. I tyle. Bo potem odsunęli go od orzekania w takich sprawach. Ale NIKT TEGO NIE SPRAWDZA, do lżenia wystarcza sam link. Przykro mi, że choć przez chwilę zwątpiłam w tatę”.

Kurski decyduje o tym, kto ma jakie prawa

W sprawie interweniował ówczesny RPO Adam Bodnar. Jego pismo, cały czas dostępne w serwisie Rzecznika, przypomina to, co pracownicy mediów powinni wiedzieć o ochronie wizerunku i prywatności obywateli (wizerunek człowieka można zgodnie z polskim prawem publikować w mediach tylko za jego zgodą, lub za zgodą sądu/prokuratora w toczącym się postępowaniu. Reguły te nie dotyczą wyłącznie osób publicznych i tych, które zostały sfotografowane w tle publicznego wydarzenia).

RPO regularnie interweniował w tamtym czasie w TVP. Zebrał m.in. wstrząsający materiał o szczuciu na prezydenta Adamowicza i jego następczynię Aleksandrę Dulkiewicz i o groźbach, jakie dostawali po materiałach TVP. Jego interwencje nie przynosiły żadnych efektów, poza oficjalnymi odpowiedziami TVP i Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Te są ważnym dokumentem epoki.

W przypadku “sprawy Ogórek” wypowiedział się sam Jacek Kurski. Oznajmił, że osoby, które regularnie uczestniczą w demonstracjach, są osobami publicznymi i prawo do prywatności ich nie chroni.

Powoływał się przy tym na komentarze potępiające demonstrujących (napisane pod wpływem twitta Ogórek):

„Czynna napaść na dziennikarkę TVP S.A. była wydarzeniem bez precedensu. Spotkała się z potępieniem ze strony dziennikarzy i polityków reprezentujących różne poglądy, w tym np. Dominiki Wielowiejskiej, Sławomira Neumanna, Adama Pieczyńskiego, Wojciecha Czuchnowskiego, Seweryna Blumsztajna”.

Dalej Kurski wywodził: “Powstaje oczywiście pytanie, jak zdefiniować pojęcie osób powszechnie znanych oraz co jest równie ważne osób budzących powszechne zainteresowanie”. Powołując się na przedstawicieli doktryny wskazał, że do takich osób “zaliczani mogą być ci, którzy świadomie wybrali życie na oczach publiczności”.

Według prezesa TVP, osoby regularnie uczestniczące w demonstracjach i kierujące nimi, są osobami publicznymi i jako takie muszą liczyć się ze zwiększonym zainteresowaniem społeczeństwa w sprawach dotyczących ich działalności zawodowej i społecznej.

Dziesięcioro aktywistów pozwało TVP. OKO.press uzyskało zgody na publikację danych od siedmiorga z nich: to Elżbieta Podleśna, Dawid Winiarski, Ewa Borguńska, Iwona Wyszogrodzka, Joanna Gzyra-Iskandar, Margdalena Kim i Monika Twarogal-Przybylska.

W sądzie musieli po raz kolejny obejrzeć materiały TVP na swój temat.

Wyrok sądu w imieniu Rzeczpospolitej

19 kwietnia 2022 roku Sąd Okręgowy w Warszawie, po rozpoznaniu na posiedzeniu niejawnym w Warszawie sprawy o ochronę dóbr osobistych, zobowiązał pozwaną Telewizję Polską Spółkę Akcyjną z siedzibą w Warszawie do dopełnienia czynności potrzebnych do usunięcia skutków bezprawnego naruszenia dóbr osobistych powodów poprzez złożenie w terminie 14 dni od daty uprawomocnienia się orzeczenia w niniejszej sprawie, dziesięciu oświadczeń z przeprosinami:

„Telewizja Polska SA wyraża szczere ubolewanie z powodu naruszenia dóbr osobistych [tu nazwisko] w postaci podania danych osobowych, w szczególności imienia i nazwiska, oraz przeprasza za naruszenie dobrego imienia oraz godności osobistej w wyniku publikacji w dniach 4 i 5 lutego 2019 r. w głównych, ogólnopolskich wydaniach Wiadomości TVP, materiałów opatrzonych wizerunkiem, w których nieprawdziwie wskazano, że wraz z grupą osób zaatakowała panią Magdalenę Ogórek podczas protestu w dniu 2 lutego 2019 r. przy ul. Jasnej w Warszawie.

Zarząd TVP SA z siedzibą w Warszawie”

Tekst ten powstał w ramach projektu „Na celowniku”, który OKO.press prowadzi razem Archiwum Osiatyńskiego. Dokumentujemy działania osób zaangażowanych w obronę praworządności i praw jednostki w Polsce po 2015 r. Staramy się opisać represje, jakim zostali poddani aktywiści. A także to, jak państwo stara się wypchnąć ich ze sfery publicznej i zniechęcić do zabierania głosu.

Projekt prowadzimy od 2021 r. Początkowo wspierała nas w tym norweska Fundacja Rafto; od 2022 r. - amerykański German Marshall Fund.

Materiały zebrane w 2021 r. podsumowaliśmy raporcie opublikowanym na początku 2022.

;

Udostępnij:

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Komentarze