0:000:00

0:00

W styczniu i na początku lutego 2019 roku, po zabójstwie prezydenta Pawła Adamowicza, grupa aktywistów przez kilkanaście dni protestowała przed gmachem TVP. Impulsem do akcji było powszechne przekonanie, że ataki mediów publicznych na opozycję, a zwłaszcza prezydenta Gdańska, pchnęły Stefana W. do jego czynu. Sytuację zaognił dodatkowo sposób, w jaki TVP relacjonowała wydarzenia związane ze śmiercią i pogrzebem Adamowicza.

Przynosili ze sobą banery z napisami „TVoja wina” i „Dosyć szamba”. Wieczorem 2 lutego grupka aktywistów blokowała Magdalenie Ogórek wyjazd z TVP. W stronę prezenterki krzyczano m.in. „sprzedajna kłamczucha”, „sprzedałaś się za pieniądze”, „lubi pani kłamać?”. Cała akcja trwała około 10 minut, ale wzbudziła dużo kontrowersji.

W związku z tymi wydarzeniami w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia toczy się sprawa o wykroczenie wniesiona przez policję, w której obwinionymi są Elżbieta Podleśna, Joanna Gzyra-Iskandar, Szymon Kaczanowski oraz Gabriela Lazarek. Zarzuty to:

  • „utrudnianie ruchu na drodze publicznej w ten sposób, że stali na jezdni, uniemożliwiając przejazd pojazdu BMW” (art. 90 kodeksu wykroczeń);
  • „umieszczenia nalepki na pojeździe BMW bez zgody zarządzającego tym pojazdem” (art. 63a kodeksu wykroczeń).

W czwartek 30 stycznia na trzeciej z kolei rozprawie pojawiła się w charakterze świadka Magdalena Ogórek.

Przeczytaj także:

Ogórek nazywa protestujących niepoczytalnymi

Magdalena Ogórek pojawiła się w sądzie w towarzystwie innego pracownika TVP. Mężczyzna nagrywał telefonem komórkowym jej zeznania, a także osoby, które znajdowały się na widowni.

Ogórek swoje zeznania rozpoczęła od stwierdzenia, że 2 lutego 2019 doszło do ataku na nią. Wychodziła z siedziby telewizji zaraz po skończeniu programu „Minęła 20".

„Po wyjściu trafiłam na agresywny tłum. Od razu przyspieszyłam kroku, bo wiele osób z tłumu było mi znanych. Przez długi czas obserwowałam jak prowokacyjnie zachowywali się pod gmachem".

Zeznała również, że kilka dni wcześniej była świadkiem sceny, jak jedna z demonstrantem zbliżyła się do policjanta i „prawie dotykając jego nosa mówiła »jak się czujesz, piesku władzy«". „To było obliczone na wymuszenie reakcji od tego policjanta".

Cały czas powracała do narracji o „ataku”.

„Tłum był wysoko pobudzony, nastrojony wyjątkowo bojowo. Towarzyszyły mi okrzyki i wyzwiska »kłamczucha, TVPiS, PiS to wstyd, wstydź się, jesteś sprzedajna«. Wszystkim tam zależało, żebym widziała kartki, które trzymali. Musiałam ich omijać, bo było ich tyle, że trudno było przejść".

Ale Magdalena Ogórek nie ograniczała się do opisu wydarzeń i dzielenia się swoimi odczuciami z tamtego wieczora. Prezenterka fantazjowała o tym, co mogło się wydarzyć, a nawet diagnozowała demonstrantów:

„Był klincz. Ostrożnie ruszyłam. Bałam się, że jak kogoś choćby musnę, to następnego dnia będą nagłówki w mediach »Dziennikarka TVP potrąciła protestujących w obronie prawdy i wolnych mediów« (...)

Przyszła mi do głowy taka myśl, że przecież kilka dni wcześniej zabito prezydenta Adamowicza i gdyby ktoś miał wówczas nóż, to mogłoby się skończyć źle. Obserwowałam to zachowanie wcześniej wśród protestujących. W mojej ocenie to były zachowania absolutnie odbiegające od normy, mogłam mieć do czynienia z osobami niepoczytalnymi".

Magdalena Ogórek zeznaje, 30.01.2020 r. fot. Dominika Sitnicka

Elżbieta Podleśna pytała, czy pamięta jak rozmawiały kilka dni wcześniej. Ogórek miała jej wtedy powiedzieć, że jeśli komuś z TVP coś się stanie, to będzie wina takich szczujących ludzi. Ogórek potwierdziła. I dodała:

„Poziom tego zaszczucia jest potworny. Nie ma innych stacji telewizyjnych, gdzie dziennikarze musieliby w asyście policji wchodzić do pracy, żeby wykonywać swoje obowiązki".

Prezenterkę pytano także, czy uważa, że treść banerów, jakie mieli ze sobą protestujący naruszała jej dobra osobiste. Ogórek potwierdziła. Pytana, czy hasła na banerach dotyczyły bezpośrednio jej osoby, odparła:

"Sam baner TVPiS jest dla mnie obraźliwy".

Magdalena Ogórek zeznawała i odpowiadała na pytania cały czas patrząc się w stronę sędziego. Ani razu nie zwróciła się w kierunku ław, gdzie siedzieli obwinieni.

Bez szarpaniny, bez zniszczeń

Późnym wieczorem 2 lutego 2019 Magdalena Ogórek zamieściła również tweeta, w którym poinformowała, że jej auto zostało porysowane, całkowicie obklejone i oplute, a ona sama poszarpana. Po tym wpisie słowa krytyki posypały się na demonstrujących nie tylko ze strony prawicowych komentatorów, ale także polityków lewicy i dziennikarzy liberalnych mediów.

Jednak z zeznań, jakie prezenterka złożyła w sądzie, wyłaniał się znacząco inny obraz wydarzeń tamtej nocy.

Ogórek opowiadała, jak ludzie zaczęli ją otaczać, a gdy wsiadła do samochodu przykładali do niego kartki.

„Miałam wrażenie, że niszczony jest samochód, słyszałam odgłosy, to było takie walenie w auto". Ogórek powróciwszy do domu, oddała samochód rodzinie, by ta zrobiła przegląd. Z zeznań prezenterki wynikało, że jeszcze tego dnia dowiedziała się, że auto nie zostało zniszczone.

A tweeta zdążyła opublikować jeszcze kilkanaście minut przed północą. Obrona obwinionych pytała, więc kiedy Magdalena Ogórek dowiedziała się, że do żadnych zarysowań nie doszło. Prezenterka zasłaniała się niepamięcią. Po roku nie wie, jaka była sekwencja wydarzeń tej nocy.

Zeznając Ogórek przyznała także, że nie doszło ani razu do kontaktu fizycznego między nią a demonstrującymi. Nie widziała także nikogo, kto by pluł na jej auto, choć po chwili zastanowienia dodała, że wcześniej w ciągu dnia widziała zaschniętą ślinę na karoserii.

Na pytanie, czy zamieściła później sprostowanie Ogórek odpowiadała, że miała inne rzeczy na głowie, przede wszystkim musiała uspokoić swoje trzynastoletnie dziecko, które „dostało spazmów, gdy zobaczyło nagranie w internecie".

Przy tej okazji nie zabrakło kolejnych szpil wbijanych w demonstrantów: „Elżbieta Podleśna i inna pani wydawały z siebie dziwne kwiki i z całą grupą ludzi cieszyły się z tego wydarzenia. Będąc świadkiem bezpośrednio takiej podłości ludzkiej zadziałało to na mnie w ten sposób, że się wyłączyłam z Twittera” - stwierdziła Ogórek i przyznała, że nie prostowała nigdy publicznie informacji o zniszczonym samochodzie, ale „przekazała ją policji".

„Pani gwiazda telewizyjna”

Zeznawał także jeden z czworga obwinionych, Szymon Kaczanowski. Podkreślał, że nie blokował ruchu, ale uczestniczył w spontanicznym proteście.

„Powodem protestu była śmierć prezydenta Adamowicza i udział propagandy telewizyjnej w tym wydarzeniu. Protestowaliśmy przeciwko nadmiernie agresywnej propagandzie telewizji rządowej wobec opozycji” - opowiadał mężczyzna.

I dodawał: „Poza tym dla mnie istotna jest sprawa uchodźców. Pochodzę z powstańczej rodziny, moi rodzice byli uchodźcami w czasie powstania warszawskiego. Dlatego do sprawy uchodźców mam stosunek emocjonalny i bardzo nie podoba mi się, że telewizja rządowa kształtuje postawy społeczne wrogie wobec uchodźców".

Wobec Magdaleny Ogórek konsekwentnie używał zwrotu „pani gwiazda telewizyjna".

Zeznania składali również dwaj funkcjonariusze policji, którzy tamtego dnia uczestniczyli w ochronie gmachu telewizji. Skupiały się głównie na wątku blokowania ruchu, choć pytano ich, czy zauważyli, by auto Ogórek było niszczone oraz, czy prezenterka zwracała się do nich o pomoc. Nic takiego sobie nie przypominali.

Konsekwencje demonstracji

To nie jedyne postępowanie, które toczy się w związku z wydarzeniami sprzed roku. Kilka dni temu jeden z uczestników tamtego zgromadzenia, Jakub Kocjan związany z Akcją Demokracją, otrzymał list z uzasadnieniem umorzenia jego sprawy.

Sędzia w uzasadnieniu zwracała uwagę, że: „Prawo do zgromadzeń i praktycznego realizowania w przestrzeni publicznej wolności wypowiedzi i wyrażania opinii, zakładać musi ograniczenia ruchu, przede wszystkim kołowego, w określonym miejscu, gdzie zgromadzenie się odbywa (...)

Wykonując swoje uprawnienie, płynące wprost z ustawy zasadniczej do demonstrowania swoich przekonań, uczestnik demonstracji może skandować hasła (…). Takim sposobem może być również wielokrotne przechodzenie po pasach, jak również zajęcie pozycji siedzącej na jezdni skoro wstrzymany był ruch kołowy”.

„Żadnego »ataku na Ogórek« nie było. Była żałosna narracja żałosnej propagandzistki i intelektualna słabość ludzi, którzy bezmyślnie ją powielali. Dla sądu sprawa była oczywista” - podsumował aktywista we wpisie na Facebooku.

W sprawie uczestniczących w demonstracji pod TVP Elżbiety Podleśnej i Ewy Borguńskiej toczy się także osobne postępowanie o zakłócenie miru domowego telewizji publicznej. Aktywistki 22 stycznia 2019 weszły do gmachu telewizji, skąd zostały w brutalny sposób wyrzucone przez ochronę. „Do holu telewizji miał prawo wejść taksówkarz, dostawca pizzy, a nie miałyśmy prawa wejść my, jako obywatelki” - opowiada Podleśna OKO.press.

View post on Twitter

Warto przypomnieć także, że w odwecie za akcję blokowania wyjazdu TVP - wbrew prawu - opublikowała w głównym wydaniu „Wiadomości” nazwiska uczestników protestu. W materiale Marcina Tulickiego były też ich zdjęcia, a w niektórych przypadkach informacje pozwalające zidentyfikować miejsce zamieszkania lub pracy. Powiedziano, że to dziesięcioro „szczególnie podejrzanych” o „napaść na Magdalenę Ogórek”.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze