„Wiadomości” TVP w ogóle nie zajmują się tym, czy propozycja jest sensowna, czy nie. Ważne jedynie, kto ją zgłosił. A skoro wychodzi od lidera PO Donalda Tuska, to znaczy, że należy ją potępić
9 lipca 2022 na spotkaniu z młodzieżą w Szczecinie Donald Tusk ogłosił: „Do wyborów będziemy mieli przygotowany precyzyjny program pilotażu na czterodniowy tydzień pracy”. Już 10 lipca pomysłem zajęły się „Wiadomości” TVP, a w kolejnych dniach stał się on tematem paru innych programów prorządowej telewizji. Pomysł był wyśmiewany i krytykowany, choć używanie w tym kontekście słowa „krytyka” zakrawa na przesadę — merytorycznych argumentów przeciwko tej propozycji w TVP ze świecą szukać.
Fakt, że TVP krytykuje propozycje Tuska, nie jest zaskoczeniem. Celownik TVP ustawiony jest na Tuska na stałe. Snajperzy TVP czasem wyprowadzają strzały trafione, czasem nietrafione, a często takie, które nie mieszczą się w polu demokratycznej debaty (o tym na końcu tekstu). Jednak tym razem krytyka i kpina wymierzone są w pomysł, który równie dobrze mógłby zgłosić PiS. Kto zresztą wie, czy za czas jakiś tego nie zrobi.
Gdy tematem jest krótszy czas pracy, w wypowiedziach prezenterów TVP i ich gości z rządu PiS, próżno szukać tonu zrozumienia, obecnego, gdy mówią np. o 500 plus. Nie wykazują się zrozumieniem dla zaharowujących się lub zmuszanych do harówki pracowników (a że Polska haruje, potwierdzają badania, o których pisał np. Jakub Szymczak tutaj). Zamiast tego padają słowa o tym, że „trzeba zakasać rękawy i wziąć się do roboty”. A poza tym to pomysł Putina.
Donald Tusk o czterodniowym tygodniu pracy mówił już przed rokiem na wiecu w Gdańsku. „Świat też dyskutuje o takich, wydawałoby się rewolucyjnych pomysłach, widziałam to w kilku państwach europejskich, robią tam programy, na przykład skrócenie wydatne tygodnia pracy” - powiedział wtedy.
I świat nadal dyskutuje, a nawet tu i ówdzie wprowadza te „rewolucyjne pomysły”. Ostatnio Tusk mógł przeczytać o tym np. w serwisie Politico — popularnym wśród osób interesujących się polityką, zajmujących się nią zawodowo oraz jej uczestników.
„Czy piątek to nowa sobota? Europa patrzy na czterodniowy tydzień pracy” — zatytułowany był tekst z 16 marca 2022. Zaczynał się słowami: „Od Belgii po Hiszpanię pomysł nabiera tempa z powodu coraz większej popularności i rzeczywistych lub spodziewanych korzyści”. Autorka zwraca uwagę, że zwolennikami skrócenia tygodnia pracy są ludzie z politycznych antypodów. Na przykład Íñigo Errejón z hiszpańskiej lewicowej partii Más País i flamandzki liberał Egbert Lachaert. Skrócenia czasu pracy chcą związki zawodowe w wielu krajach, managerowie rosnącej liczby korporacji twierdzą, że krócej znaczy efektywniej, a politycy zaczynają dostrzegać, że kiedy automaty przejmują coraz więcej zajęć, pracą trzeba zacząć się dzielić.
„Czterodniowy tydzień pracy nadchodzi” — to tytuł codziennego newslettera Politico z 11 maja 2022. Serwis opisuje go jako trend w amerykańskich korporacjach: najpierw „casual Fridays”, potem przeznaczanie piątku na najróżniejsze „szkolenia z rozwoju osobistego”, skracanie piątkowej pracy „do lunchu”, a w końcu w ogóle wykreślenie piątku z tygodnia pracy. „Przechodzisz na czterodniowy tydzień pracy?” — pyta na koniec autor newslettera.
Skrócenie tygodnia pracy do 35 godzin od lat proponuje w Polsce partia Razem, obecność tego tematu w takim portalu jak Politico pokazuje, że wszedł on do zachodniego mainstreamu politycznej debaty. W TVP jednak kpiny.
„Jeszcze cztery lata temu politycy Platformy Obywatelskiej byli przeciwni niedzieli wolnej od handlu” — przypomina Marcin Tulicki 10 lipca w materiale "Wiadomości" „Polska według Tuska”. I przypomina - tu zgodnie z prawdą - że Platforma uderzała wtedy w tony obrony wolności: niech każdy robi z niedzielą, co uważa. A PiS bronił wolnych niedziel, argumentując między innymi, że ludzie powinni mieć czas dla rodziny.
„Zdaniem wielu to może być obietnica, która przykryje brak programu” — mówi lektor („zdaniem wielu” to jedna z magicznych formuł „Wiadomości”, występuje też w wersji: „komentatorzy uważają” i „zdaniem ekspertów”, czytaj: „zdaniem tych kilku komentatorów, których stale zaprasza TVP”).
Już w tym pierwszym materiale można zauważyć rzecz charakterystyczną: „Wiadomości” w ogóle nie zajmują się tym, czy propozycja jest sensowna, czy nie. Ważne jest jedynie to, kto ją zgłosił. A skoro wychodzi od lidera PO, to znaczy, że należy ją potępić.
W tym kontekście ciekawa jest wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, którą cytują „Wiadomości”. Prezes PiS powiedział w Grójcu: „Jak obiecali, że będzie czterodniowy tydzień pracy, jeśli wziąć pod uwagę, jak to było z ich dotychczasowymi ważnymi obietnicami, to znaczy, że będzie, proszę państwa, sześciodniowy”.
Kaczyński nie krytykuje tu wprost samego pomysłu, tylko straszy: czytajcie słowa Tuska nie jak obietnicę, tylko jak groźbę.
Propozycją Tuska zajął się też Michał Rachoń w porannym programie „Jedziemy” w TVP Info 11 lipca.
Dla czytelniczek, które mogą nie kojarzyć tego produktu telewizyjnego: to formuła typu „u wuja na imieninach”. Sporą część programu zajmują komentarze trojga gości, tyle że nie są to zawodowi komentatorzy polityczni, jak w prywatnych telewizjach informacyjnych, bo „w demokracji każdy obywatel może komentować sprawy publiczne", jak tłumaczył Rachoń na Twitterze w 2020 roku. „Każdy”, czyli były aktor Jarosław Jakimowicz, były bokser i nieudolny zawodnik MMA Marcin Najman, lider zespołu Bayer Full Sławomir Świerzyński, satyryk Jan Pietrzak, czy działacz skrajnej prawicy Marian Kowalski.
Prowadzący przypomina, że Tusk sprzeciwiał się wprowadzeniu wolnych niedziel, za to podwyższył wiek emerytalny. A potem Rachoń jedzie dowcipem:
„Jak twierdzą złośliwcy: program pilotażowy — to jest dobre słowo, ponieważ pilot, który woził premiera z Gdańska do Warszawy w czasie weekendów, miał wylatywać w czwartek, a wracać we wtorki. I to był taki pilotażowy program”.
Chodzi o to, że gdy Tusk był premierem, weekendy spędzał w rodzinnym Trójmieście, a część podróży odbywał nie samolotami rejsowymi, lecz rządową maszyną. Tygodnik „Wprost” ujawnił, że w latach 2007-2011 Donald Tusk do swojego domu w Sopocie poleciał rządowym samolotem 175 razy, kosztowało to 6 milionów złotych. Ten sam motyw pojawia się w „Wiadomościach” z 13 lipca: „Złośliwi mówią, że być może Tuskowi chodzi o jego tydzień pracy. Nie ma opinii wyjątkowo pracowitego”.
Tymczasem u Rachonia głos zabiera Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska, szefowa serwisu Dzień Dobry Białystok i wicenaczelna dwóch dzienników Polska Press: „Kuriera Porannego” i „Gazety Współczesnej”:
„Ja bym poszła dalej. Jak się licytować, to można by pójść dalej ze strony Donalda Tuska i obiecać w ogóle tydzień bez żadnej pracy. Na przykład. Że pieniądze będą się brały, nie wiem, z budżetówki może…”
Wtrąca wuj Rachoń: „Marek Jakubiak zawsze powtarza, że pieniądze biorą się z bankomatu”.
Siewiereniuk-Maciorowska: „Ale pieniądze w budżetówce zawsze są, więc można głosić tydzień w ogóle bez pracy. Jak już szaleć, to szaleć. Nie, ale mówiąc poważnie, widać, że Platforma nie ma żadnego pomysłu na to, żeby gdzieś tam do czegoś przekonać i od jakiegoś czasu podbiera pomysły lewicy”.
Dołącza wuj Marian Kowalski: „Jednocześnie pan Tusk nie ujawnił, czy to by miało wpływ na zarobki pracowników, mniej pracować i mieć mniej forsy, to żaden interes. Taki pomysł przy pięcioprocentowym bezrobociu to jest niewykonalne”.
Ale dalej Kowalski wyprowadza kontrę, której w tej dyskusji brakowało. Nie było przecież nic o Tusku i Putinie, a to w programach TVP standard. No to jest. „Jaki przywódca europejski pierwszy wprowadził taki program pilotażowy?” - pyta Marian Kowalski. „To jest pomysł Putina zeszłoroczny. I myślę sobie, że potem poszło do wojny, to lepiej niech Tusk nie naśladuje”.
W skrócie: Kowalskiemu wszystko się pomyliło. O czterodniowym tygodniu pracy powiedział w czerwcu 2019 roku były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew: „Jest bardzo prawdopodobne, że przyszłość leży w czterodniowym tygodniu pracy”. Po tych słowach media w Rosji rozpisywały się, czy skrócenie czasu pracy faktycznie jest możliwe. Zaś Ministerstwo Pracy zamówiło ekspertyzy na ten temat. W 2022 roku stwierdziło, że nie widzi przesłanek, by wprowadzić krótszy tydzień pracy, mimo że opowiadają się za tym rosyjskie związki zawodowe.
Jednak tak jak w wielu innych krajach - w Rosji korporacje same eksperymentują z krótszym czasem pracy. Pilotażowy program wprowadził m.in. Sovcombank. W reżimie 36-godzinnym pracują też kobiety na dalekiej północy Rosji. Teraz pomysł czterodniowego tygodnia w Rosji wraca, bo władze chcą ukryć bezrobocie związane z zachodnimi sankcjami.
Bezrobocie pojawia się w wypowiedzi innego rachoniowego wuja. Zbigniew Górniak z TVP3 Opole mówi: „Być może wynika ta zapowiedź z pewnych wizjonerskich umiejętności, właściwości, wizjonerskiego daru Donalda Tuska, który już wie, że kiedy oni zdobędą władzę, to bezrobocie będzie tak duże, że pracą po prostu trzeba będzie się dzielić. Że na tym samy etacie dwie osoby będą musiały pracować w ten sposób, że jedna będzie pracowała cztery dni w tygodniu, a druga trzy dni w tygodniu i będą się dzieliły tą pracą”.
W wydaniu „Jedziemy” z 15 lipca rozmowa znów dotyczy Tuska. Tym razem jego słów z partyjnej konwencji. Tusk zapowiedział, że po wyborach doprowadzi do tego, by „gościa wyprowadzić” — chodziło o pozbawienie Adama Glapińskiego funkcji prezesa NBP. „Można było błysnąć w ten sposób, że można się posypać brokatem. A Donald Tusk kolejny raz błysnął jak chrząstka w salcesonie z tym swoim tekstem i z tymi swoimi ekspertami” - mówi Siewiereniuk-Maciorowska.
Czterodniowy tydzień pracy nie podoba się również twórcom satyrycznego programu TVP „W tyle wizji”.
„Przed wyborami można rzucić każdą bzdurę” — zaczyna rozmowę na ten temat Marcin Wolski 11 lipca 2022. Dlaczego to bzdura? „W sytuacji, w której podobno grozi nam kryzys czy nawet jesteśmy w kryzysie, należy raczej apelować, żeby ludzie pracowali więcej, z wytężeniem. Pot, krew i łzy, prawda? I tak dalej, i tak dalej”.
Czyli: ludzi trzeba zaganiać do roboty, a nie dawać im wolne.
Wolski zapewne nie słyszał, że w Stanach Zjednoczonych w 1940 roku skrócono tydzień pracy właśnie dlatego, że kraj dotknął kryzys (Wielki Kryzys). Zamiast trzymać ludzi na bezrobociu, można podzielić robotę między większą liczbę osób.
„A obietnice czterodniowego tygodnia pracy? To chyba nawet Szwajcaria sobie na to nie pozwoliła, ani Zjednoczone Emiraty Arabskie”.
O tym, że eksperymenty prowadzi się między innymi w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Nowej Zelandii i Kanadzie — ani słowa.
W te same tony uderza Wiktor Świetlik: „Czterodniowy dzień pracy jest najkrótszą drogą do tego, żeby odbudować to, czego nie mamy od dłuższego czasu, czyli po pierwsze bezrobocie. Po drugie, no faktycznie nikt tego nie wprowadził, wiadomo, że to bzdura. Dzień pracy skróciła Francja, ale nikt nie wprowadzał, z tego co mi wiadomo, czterodniowego tygodnia pracy”.
Nie, nie wiadomo, że to bzdura. Pilotaże trwają, włączają się do nich kolejne kraje.
Wolski natomiast ubolewa, że Donald Tusk zapomniał, kim jest — liberałem. Powinien więc mówić po liberalnemu. „Świat, który jest wzorem, to wyścig szczurów i katorżnicza praca, to może zrobić liberał” - podpowiada Tuskowi właściwą wersję.
Następną wypowiedź warto odnotować, bo pojawia się w niej coś w rodzaju yeti — mianowicie krytyka członka rządu.
Świetlik: „Gdybym porównał usposobienie dwóch ludzi, premiera obecnego i Donalda Tuska, to rzeczywiście Donaldowi Tuskowi bliższy jest taki styl pracy krótszej”. I dalej bum: „Dwudziestogodzinny dzień pracy również nie jest wskazany, a mniej więcej taki reprezentuje obecny szef rządu, to powinno być wypośrodkowane. Ta obecna sytuacja jest całkiem dobra”.
Wolski konkluduje, że „robienie takich obietnic jest niesłychanie niebezpieczne” i rzuca ironicznie, że Tusk to geniusz, który przypomina mu Gomułkę.
Z ironią o skróceniu tygodnia pracy mówi twarz TVP - Danuta Holecka: „Mamy nadzieję, że wojna się skończy, że inflacja zacznie spadać, a wtedy to już będzie tak dobrze, że Donald Tusk proponuje wprowadzenie na początek pilotażowego, a później jak się sprawdzi, rozumiem, czterodniowego tygodnia pracy” („Gość Wiadomości” z 14 lipca).
Jej rozmówczyni, Anna Kwiecień z PiS, powtarza za Kaczyńskim, że Tusk tak naprawdę chce wydłużyć tydzień pracy - do sześciu, a może nawet siedmiu dni. Dorzuca, że 32-godzinny tydzień pracy spowodowałby braki kadrowe w ochronie zdrowia i policji. I konkluduje: „Może na końcu cel jest jeden? Zahamować ten rozwój gospodarczy, który mamy”.
Jednym słowem: posłanka nominalnie prospołecznej partii prospołeczną propozycję najpierw sprowadza do absurdu, a za ostateczny argument przeciwko niej uznaje wskaźnik ekonomiczny.
Pomysłu nie broni też Miłosz Kłeczek, prowadzący program „Minęła 20” 10 lipca. „Wydaje się, że w czasach szalejącej globalnej inflacji i wzrostu cen, trzeba zakasać rękawy i wziąć się do roboty, mówiąc kolokwialnie. Ale Platforma Obywatelska ma inny pomysł - populistyczny, chwytliwy, łatwo się sprzeda. Ale czy można Platformie Obywatelskiej wierzyć? Jaki to pomysł? Skrócić tydzień pracy” - zagaja.
Kłeczek kpiąc, zwraca się do posłanki Hanny Gill-Piątek: „Jakie dni by pani preferowała: od soboty do środy czy od niedzieli do czwartku?”. Polityczka Polski 2050 nie daje się wrobić w drwinę, do niej należy bodaj najrozsądniejszy głos na temat skróconego dnia pracy, jaki w ostatnich tygodniach mogli usłyszeć widzowie TVP. Mówi, że pracy globalnie ubywa, staje się ona dobrem rzadkim, „trzeba się będzie pracą podzielić, to jest pewien globalny trend, który ekonomiści widzą od ponad dekady”. Dodaje też, że kiedy „gospodarka jest rozchwiana, to nie jest czas na mówienie o takich pomysłach, powinny się wypowiedzieć związki zawodowe, przedsiębiorcy”.
Wśród rozmówców Kłeczka jest też jednak Janusz Kowalski z Solidarnej Polski, który przywraca rozmowę na tory ustalonej kpiny: „Donald Tusk i praca to są dwa terminy, które kompletnie się ze sobą nie łączą. Gdyby mógł, to by zaproponował, żeby w tygodniu w ogóle nie pracować, bo on nigdy nie pracował. On nie wie, co to jest ciężka praca”.
Kowalski nie jest jedynym politykiem obozu rządzącego, który mówi o skróceniu czasu pracy w ten sposób. Bo nie tylko propagandziści TVP krytykują ten pomysł, ale ministrowie - też.
„Ja bym się bał, czy za tym się nie kryją pracujące soboty w wykonaniu Donalda Tuska” - stwierdził 11 lipca w Polsat News minister rozwoju i technologii Waldemar Buda. Przyznał jednak, że rząd robił analizy pod kątem skrócenia czasu pracy. „To jest zawsze obniżanie konkurencyjności gospodarki. Ważny jest timing, w którym momencie należałoby to zrobić. Idą bardzo trudne czasy dla gospodarki, przedsiębiorców, ale i dla pracowników. Pytanie, czy to ten moment jest najlepszy”.
Dużo ostrzej i bardziej jednoznacznie wypowiedziała się minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg: „Zmiany te, utopijne zmiany (…) nie są realne, nie są potrzebne”.
Z pierwszych badań poparcia dla skrócenia tygodnia pracy wynika, że poparcie dla tego postulatu nie jest w Polsce wysokie. Według SW Research dla „Rzeczpospolitej” „za” opowiedziało się 27,6 proc. ankietowanych.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze