Premier Mateusz Morawiecki w swoim inauguracyjnym exposé mówił jak ważna jest ekonomia współdzielenia (sharing economy). To „nowy nurt myślenia w gospodarce o środowisku, o życiu społecznym, o życiu gospodarczym. Jest to odejście od skupienia się na własnych potrzebach na rzecz wspólnoty i wspólnego dobra. Zresztą jest to zbieżne z chrześcijańską nauką, jest to zbieżne z etyką Solidarności (…). Korzyści płynące z gospodarki współdzielenia to: wyższa produktywność gospodarki, właśnie czystsze środowisko, lepsze wykorzystanie zasobów naturalnych i oszczędności dla naszego portfela”.
Przypomnijmy, że gospodarka współdzielenia to sposób na wykorzystywanie wolnych zasobów w danej społeczności. Jeżeli np. ktoś może udostępnić nam wiertarkę, nie musimy kupować swojej, gdy potrzebujemy wywiercić dziurę w ścianie lub desce. Do niedawna takie współdzielenie nie było możliwe, bo po prostu nie wiedzieliśmy o tym, że ktoś w okolicy może wiertarkę nam pożyczyć.
Wszystko zmieniło się dzięki cyfrowym platformom. Dzięki odpowiednim aplikacjom na komórki możemy połączyć się z kimś, kto posiada pożądany przez nas przedmiot i za niewielką opłatą może nam pożyczyć, dzięki czemu nie musimy go kupować.
Jedną z flagowych inicjatyw sharing economy jest właśnie Uber. To aplikacja łącząca osoby, które mają samochód, z osobami, które potrzebują, aby je gdzieś podwieźć.
Wartość rynkowa Ubera szacowana jest na 70 mld dolarów. Platforma działa w 450 miastach w 76 krajach świata. W Polsce Uber działa od połowy 2014 roku. Korzysta z niego ok. 1,5 mln Polaków. W Warszawie przejazd Uberem jest znacznie tańszy niż najtańszą taksówką.
„Podstawą naszej działalności jest prawo krajowe bądź akty prawa międzynarodowego. Na przykład w Unii Europejskiej podstawą działania aplikacji są dyrektywa 2000/31/WE z dnia 8 czerwca 2000 roku o usługach w społeczeństwie informacyjnym oraz dyrektywa UE 2015/1535 ustanawiająca procedurę udzielania informacji w dziedzinie przepisów technicznych oraz zasad dotyczących usług społeczeństwa informacyjnego” – mówiła portalowi Forsal.pl Magdalena Szulc z polskiego biura spółki Uber.
Czy działalność Ubera nie przypomina jednak działalności firm taksówkowych? Tak, i między innymi stąd pojawiały się liczne protesty taksówkarzy, którzy aby wozić swoich pasażerów musieli zdobywać odpowiednie licencje, rejestrować obrót i płacić podatki. Kierowcy Ubera, najczęściej to osoby, które mają własną działalność gospodarczą i oferują swoje usługi za znacznie niższe stawki niż taksówkarze, bo dotychczas nie musieli się dzielić swoim dochodem z państwem, tak jak taksówkarze. Oddają jedynie 20 proc. dochodu Uberowi.
Protesty pojawiły się nie tylko w Polsce, ale między innymi w Hiszpanii. To właśnie barcelońscy taksówkarze w 2014 roku skierowali sprawę przeciwko Uberowi do sądu gospodarczego. A sąd skierował sprawę do Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
W środę 20 grudnia 2017 TSUE orzekł, że firma Uber świadczy „usługę transportową i musi być w ten sposób traktowana przez prawo europejskie”. Trybunał zaznaczył, że państwa członkowskie mogą regulować teraz działalność Ubera na zasadach regulacji usług z dziedziny transportu.
Rząd włącza Ubera do usług transportowych
Orzeczenie jest zgodne z kierunkiem zmian, które chce przeprowadzić ministerstwo infrastruktury. W uzasadnieniu projektu z września 2017 zmian w ustawie o transporcie drogowym oraz ustawie o czasie pracy kierowców możemy przeczytać:
„Na rynku przewozu osób samochodami osobowymi funkcjonują podmioty, których działalność polega na pośrednictwie w przekazywaniu zleceń przewozowych, złożonych za pomocą aplikacji mobilnych, pomiędzy pasażerami a kierowcami. Działalność w zakresie pośrednictwa przy przewozie osób nie jest obecnie uregulowana przepisami prawa, co powoduje często niejasności związane z charakterem zlecanych przez te podmioty usług przewozowych. Celem takiego rozwiązania jest uregulowanie działalności podmiotów pośredniczących przy zlecaniu usług w zakresie przewozu drogowego osób, zapewnienie równych warunków konkurencji na rynku i szans w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej w przewozach osób, oraz zagwarantowania bezpieczeństwa pasażerów”.
W lipcu 2017 portal wirtualnemedia.pl informował, że jednym z celów nowych regulacji jest „blokowanie programów komputerowych, numerów telefonów, aplikacji mobilnych, platform teleinformatycznych albo innych środków służących zlecaniu przewozów w przypadku, gdy czynności te są realizowane przez podmiot nieposiadający licencji w zakresie pośrednictwa przy przewozie osób samochodem osobowym, pojazdem samochodowym przeznaczonym do przewozów powyżej 7 i nie więcej niż 9 osób oraz taksówką”.
Takiej odpowiedzi udzielił rzecznik ministerstwa infrastruktury na pytania fundacji Panoptykon.

Przeczytaj także:
Koniec śmieciówek i 26 dni urlopu dla wszystkich. To musi kosztować
1 grudnia 2017
To sygnał dla całej branży ekonomii współdzielenia. Portal Chip.pl zwraca uwagę, że możliwy jest scenariusz, że kolejne projekty sharing economy będą przechodzić na systemy oparte o technologię blockchain (zdecentralizowany sposób tworzenia baz danych), która – zdaniem portalu – jest trudniejsza do prawnej regulacji.
Wyrok Trybunału wskazuje również na to, że Uber w zasadzie… nie jest przejawem ekonomii współdzielenia, tylko normalną firmą przewozową, która jedynie wykorzystuje nowoczesne technologie w celu świadczenia swojej usługi.
Równie kontrowersyjną platformą sharing economy jest platforma Airbnb, która w teorii ma łączyć ze sobą osoby potrzebujące noclegu z osobami dysponującymi wolnym pokojem. W praktyce jednak, zdaniem wielu ekspertów, w wielu dużych i atrakcyjnych turystycznie miastach świata Airbnr jest sposobem de facto usługi hotelowej.