0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Thomas AlbothThomas Alboth

"Dla mnie w granicy nie chodzi o przekraczanie gór, morza, pustyni. To nie przechodzenie z jednego kraju do drugiego. Granica zaczęła dla mnie oznaczać izolację od świata. Jeśli nie pozwala ci się mówić, działać, brać udziału w życiu, jesteś zmuszony zwątpić w swoje człowieczeństwo" – pisze na swoim Facebooku Parwana Amiri, 17-letnia pisarka i uchodźczyni z Afganistanu (na zdjęciu).

Ucieczka jej rodziny trwała dwa lata, w 2019 roku trafili do Grecji. W obozie w Morii na Lesbos Parwana poznała Afgankę Fereszte, tak jak ona 17-letnią i tak samo szukającą swojej drogi w świecie, który nie został dobrze pomyślany ani dla uchodźców, ani dla kobiet.

Dzisiaj są w innych obozach, daleko od siebie, ale ich drogami idą też inni. Obie zaangażowały się w edukowanie mieszkańców obozu, założyły szkoły, wymyśliły program, zorganizowały Młodzieżowy Ruch Uchodźczy, który za cel stawia sobie ni mniej, ni więcej tylko zmienić świat: walczyć z głodem, nierównościami, zmianami klimatycznymi.

Przeczytaj także:

„Wierzę w siłę młodzieży. Młodzi ludzie są jak węże: mają w sobie bardzo silny jad, który może wiele zmienić, a który muszą uwolnić. I to od nich zależy, czy uwolnią go w sposób dobry, czy zły. Czy podpalą obóz, czy będą robić kreatywne happeningi" – mówi Parwana w wywiadzie dla Wysokich Obcasów.

Pomóc dziewczynom i wesprzeć edukację w obozach możecie tutaj. Za zebrane pieniądze zakupione zostaną pomoce naukowe dla nich i ich podopiecznych. Jeśli chcecie poznać dziewczyny lepiej, czytajcie dalej. Wiersz Parwany znajdziecie na końcu.

Parwana

Parwana i Fereszte poznały się w Morii. Obóz miał być przejściowym przystankiem na czas rozpatrywania wniosku o azyl, przewidzianym na 3 tys. osób. Podczas gdy państwa Unii Europejskiej pięć lat spierały się, kto, kiedy oraz ilu uchodźców powinien przyjąć, liczba osób w obozie urosła do 13 tys. Trudno było o schronienie, wodę, bezpieczeństwo.

W Morii Parwana pisze np. o przeprawie pontonem przez morze („nasza łódź tonie, nasze oczy toną”) albo o tym, że podczas jednego z wielu pożarów, które wybuchały spontanicznie w gąszczu namiotów, jedna z kobiet traci w płomieniach dziecko („dziecko płakało, płakało, płakało; dziecko płonęło, zostało zawiniątko z węgla”). „Płoniemy. Szukamy waszych oczu. Odwróciliście je od nas" – pisze.

Parwany w Morii już nie ma, Morii zresztą też. Spłonęła ostatecznie, a na jej miejsce powstała nowa, której poza płomieniami grożą powodzie. Jest też szczelniej zamknięta, żeby dziennikarze nie wściubiali tam ciekawskiego nosa. Obrazy jednak docierają, jak film opublikowany przez europosła Erika Marquardta, na którym widać podtopione namioty.

View post on Twitter

Zanim to wszystko się stało, Parwana razem z rodzicami i czwórką rodzeństwa trafiła do innego obozu – w Ritsonie, 20 km od Teb, pośrodku niczego. Jest tam do dziś, czeka na decyzję w sprawie wniosku o azyl.

W Szwajcarii niedawno wydano jej książkę. Szwajcarski rząd bardzo się starał, żeby mogła przyjechać na spotkanie autorskie. Bezskutecznie. „Dla uchodźców przewidziano dwie możliwości wyjazdu: ochronę humanitarną albo połączenie z rodziną. Tego, że mogą napisać książkę, system nie przewiduje” – mówi Parwana.

W Morii, poza okrucieństwem systemu, Parwana poznaje też kogoś wspaniałego – Fereszte.

Fereszte

Fereszte uciekła z mamą i siostrą. Tata zginął od bomby w okolicach Kabulu wiele lat temu. „Mama nie chciała wyjść za mąż za jego brata, w ogóle nie chciała być zmuszana siłą do małżeństwa. I nie chciała, żeby każdy z nami robił to, co chce. Ze mną, moimi trzema siostrami i dwoma braćmi. Uciekliśmy do Iranu" – opowiada. Mówi też o tym, czego wielu Europejczyków nie rozumie – że z Iranu też musieli uciekać, że bezpieczeństwa czasem nie zdobywa się przekraczając jedną granicę.

„Moja starsza siostra została w Iranie zgwałcona. Od tamtej chwili ma siwe włosy i zaczyna wymiotować, kiedy ktokolwiek w obozie pyta się o jej historię" – tłumaczy. „Mojemu bratu udało się przedostać do Europy, ale potem został deportowany z powrotem do Afganistanu. Od tamtej pory nie wiemy, czy żyje".

Na rozmowę, czyli następny etap w procedurze azylowej po złożeniu wniosku, musi czekać do 2023 roku. W obozie w Malakasa jest jej lepiej niż w Morii, gdzie nie mogła czuć się bezpiecznie. „Wśród tysięcy ludzi byli też ci źli, ci zdesperowani, ci, którym już wszystko jedno. Widziałam noże wiele razy, raz czułam jeden na skórze. Stałam godzinami w kolejkach: 40 minut do toalety, dwie-trzy godziny do łazienki, cztery-pięć godzin po jedzenie. Żeby dostać insulinę dla mamy, musiałam wstawać o czwartej rano i czekać pięć godzin. Wiesz, co może się wydarzyć przez takie pięć godzin?" – pyta.

W nowych obozach jest lepiej, są mniejsze, bezpieczniejsze. Ale tu też spotkał dziewczyny największy zawód. Okazało się, że na edukację nie ma szans, szkoły są dla nich zamknięte. „Starający się o azyl mają teoretycznie prawo do edukacji, ale w praktyce niewiele dzieci trafia do szkół. Formalności są zawiłe, nie są w stanie ich załatwić bez wsparcia pracowników socjalnych. Obostrzenia związane z epidemią tylko wszystko utrudniły” – tłumaczyła OKO.press Alexandra Bogos z Mobile Info Team, organizacji pomagającej uchodźcom w Grecji prawnie.

„Wpadłam w rozpacz" – mówi Parwana.

Wolni ludzie

Ale na rozpaczy się nie skończyło, tak naprawdę – wiele się zaczęło. „Skoro nie mogę zostać uczennicą, przecież mogę wciąż podzielić się z innymi tym, co sama umiem. I tak zostałam obozową nauczycielką" – mówi Parwana. Fereszte, która od dziecka kocha angielski, dochodzi do podobnego wniosku. Obie zakładają u siebie w obozach szkoły. Podczas lockdownu, kiedy uchodźcy byli odcięci od świata i wiedzy, przygotowywały plakaty informacyjne. Fereszte jest szczęśliwa widząc, jak mieszkańcy obozu, których uczy języka, zaczynają dogadywać się między sobą, z lekarzami, zaczynają uczyć innych.

We wrześniu powstaje też Młodzieżowy Ruch Uchodźczy – Youth Refugee Movement. „Chcemy uczyć się nawzajem o tym, jak osiągnąć Cele Zrównoważonego Rozwoju, takie jak walka z głodem, dyskryminacją, zmianami klimatycznymi i dać młodym uchodźcom możliwość działania” – mówi OKO.press Parwana.

Ze szkoły, którą koordynuje w obozie w Ritsonie dziennikarze wychodzą zszokowani. „Słuchałem 15-latek debatujących nad Celami Zrównoważonego Rozwoju. Czy u nas w ogóle uczą tego w szkole?”. Nie, tak samo jak tego, co znaczy i co powinno oznaczać bycie uchodźcą.

„Dla mnie bycie uchodźcą czy migrantem nie oznacza braku schronienia i samotności, zamknięcia i ograniczeń. Według mnie jesteśmy najbardziej wolnymi ludźmi, bo zdecydowaliśmy, gdzie chcemy być i mieliśmy determinację, żeby sprzeciwić się niesprawiedliwościom. Nawet jeśli musieliśmy przez to opuścić nasz kraj" – pisze Parwana.

Oto jeden z jej wierszy:

Każdej nocy, zanim zasnę

Każdej nocy, po cichu

Każdej nocy, samotnie

Ubieram surową rzeczywistość

W marzenia

Każdej nocy moim piórem

Każdej nocy moimi słowami

Przytulam marzenia,

Przyglądam się mojej historii

Każdej nocy, zanim zasnę,

Każdej nocy, gdy wszyscy śpią

W mojej ciszy, ze sobą

Buduję słowami

Nowy świat.

W moim świecie, dom jest dla wszystkich

W moim świecie, szkoła jest prawem

W moim świecie, panuje pokój

W moim świecie, wojna jest zakazana

W moim świecie, świat jest dla wszystkich

Słońce jest mamą, księżyc tatą

Matka ziemia jest planetą dla wszystkich

Ale

Kiedy zamykam oczy,

W snach, tak jak na jawie

Przeżywam koszmar.

Autorka: Parwana Amiri, tłum. Marta K. Nowak, wersję oryginalną znajdziecie tutaj

;
Na zdjęciu Marta K. Nowak
Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze