0:000:00

0:00

Zaczęło się prawdopodobnie od pielęgniarki, która pracowała w domu pomocy w Niedabylu, wsi w powiecie białobrzeskim. Jak informowało "Echo Dnia" kobieta po raz ostatni miała dyżur około 15 marca. Miała się źle poczuć pod koniec ubiegłego tygodnia. Została przyjęta do szpitala. Wyniki badań potwierdzających zakażenie przyszły w poniedziałek 23 marca.

We wtorek sanepid zdecydował o kwarantannie 67 pensjonariuszy i 14 osób z personelu. Wszystkim zrobiono testy na obecność koronawirusa.

W czwartek przyszły wyniki testów. OKO.press dostało informację, że znaczna liczba przebadanych jest zarażona.

Aby to potwierdzić, zadzwoniliśmy do rzeczniczki Mazowieckiego Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego Joanny Narożniak.

"Mamy informacje o wynikach pozytywnych dużej część pensjonariuszy i personelu. W tej chwili trwa jeszcze weryfikacja wszystkich wyników.

Pełne dane będą znane najpewniej w poniedziałek" – mówi nam rzeczniczka. W piątek wieczorem TVN24 ustalił, że zakażonych jest aż 60 osób - 52 pensjonariuszy i 8 członków personelu.

W tej chwili domu pomocy pilnują policjanci. Wszyscy pensjonariusze i osoby z personelu znajdują się w DPS-ie na kwarantannie. Ustalana jest także lista osób, które mogły mieć z nimi kontakt.

DPS w Niedabylu jest domem dla niepełnosprawnych intelektualnie dorosłych, dzieci i młodzieży. Jak czytamy na stronie internetowej, przebywają w nim mieszkańcy w wieku od 6 do 83 lat.

DPS-y: nie ma procedur, nie ma środków ochrony

Domy pomocy społecznej to publiczne instytucje utrzymywane przez samorządy i nadzorowane przez wojewodów. W Polsce mieszka w nich ok. 80 tysięcy osób. DPS-y dzielą się na różne typy. Są domy przeznaczone np. dla osób w podeszłym wieku, uzależnionych od alkoholu lub osób z niepełnosprawnościami. Eksperci i pracownicy socjalni alarmowali już wcześniej, że DPS-y są szczególnie zagrożone teraz, w czasie epidemii.

"To miejsce, gdzie znajduje się dużo osób z grypy wysokiego ryzyka zakażenia. Średnio w jednym DPS-ie mieszka około 100 osób, najczęściej w podeszłym wieku, o złym stanie zdrowia, nierzadko dotkniętych wielochorobowością. To bardzo groźna sytuacja" – mówi OKO.press dr Rafał Bakalarczyk, badacz polityki senioralnej.

Na razie DPS-y przede wszystkim minimalizują ryzyko kontaktu z osobami z zewnątrz. Nie ma odwiedzin, wychodzenia mieszkańców, a paczki i listy zamiast listonosza dostarcza personel. Ograniczono także wewnętrzne aktywności, np. różne formy terapii zajęciowych.

Najbardziej ryzykowny jest kontakt z personelem, który opiekuje się mieszkańcami DPS-ow. Pracownicy widzą się z rodziną, robią zakupy, jeżdżą komunikacją. Mogą więc przynieść wirusa do domu pomocy i nieumyślnie zarazić mieszkańców.

Ryzyko jest spore, bo w wielu DPS-ach brakuje środków ochronnych. Zdarza się, że maseczki szyje sobie sam personel.

Duży problem to bark szczegółowych procedur, jak pracować w czasie epidemii.

Przeczytaj także:

Dwie strony instrukcji. I tyle

12 marca RPO wysłał do Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zapytanie o stan przygotowania DPS-ów. Rzecznik pytał m.in. o to, czy i jakie procedury zostały wprowadzone w domach pomocy.

W tym samym czasie (pismo, które mamy datowane jest na 14 marca) wojewodowie rozesłali instrukcje dotyczące DPS-ów. Dyrektorzy i pracownicy socjalni alarmują jednak, że wytyczne mieszczące się na dwóch stronach A4 są zbyt ogólnikowe.

Wojewodowie zalecają m.in.:

  • bezwzględnie przestrzegać zasad higieny osobistej mieszkańców domów oraz personelu z wykorzystaniem środków dezynfekujących i środków ochrony osobistej;
  • gwarantować ciągłość usług na poziomie obowiązującego standardu z uwzględnieniem zaleceń Głównego Inspektora Sanitarnego;
  • stosować właściwe postępowanie z osobami podejrzanymi o zakażenie oraz pozostawać w stałym kontakcie z lokalnymi służbami sanitarno-epidemiologicznymi;
  • uniemożliwić wstęp na teren obiektów domów osobom, których obecność nie jest konieczna do zapewnienia ciągłości działalności.

"Dla mnie jako praktyka jest to bardzo ogólny zbiór reakcji na sytuację, kiedy zakażenie już nastąpi.

Część dotycząca profilaktyki brzmi tak, jakby kogoś odesłać na stronę gov.pl i powiedzieć: tak myj ręce. Moim zdaniem to nie są zasady dla pracowników, którzy mają styczność z osobami z grupy wysokiego ryzyka

– mówi OKO.press Paweł Maczyński, przewodniczący Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej.

"Boimy się scenariusza z Hiszpanii"

Maczyński zwraca uwagę, że brak szczegółowych procedur w obliczu tak dużego kryzysu może być bardzo niebezpieczny.

"Mamy oczywiście dyrektorów domów, którzy bardzo odpowiedzialnie podchodzą do zagrożenia, sami zaostrzają rygor. Ale docierają do nas sygnały o DPS-sach, w których dyrektorzy bardziej martwią się o to, żeby ktoś im nie zarzucił niewykonania jakichś zadań, niż o bezpieczeństwo pracowników i pacjentów. Po to są potrzebne szczegółowe procedury, żeby nikt z tym nie mógł z nimi dyskutować." – mówi przewodniczący Federacji.

Maczyńskiemu chodzi np. o brak wytycznych dotyczących pracy rotacyjnej. Personel dzieli się na dwa składy, które nie mają ze sobą kontaktu. W razie zarażenia kogoś w jednym składzie drugi może dalej pracować. To oczywiście trudna sytuacja, bo połowa personelu jest na kwarantannie, ale nie paraliżuje zupełnie pracy.

Przez to, że procedury są tak ogólne, wielu dyrektorów i pracowników zwraca się do Federacji z pytaniami, co mają robić. Przykład: mąż jednej z pracownic DPS-u jest kierowcą i jeździ za granicę. Jako kierowcę nie obowiązuje go kwarantanna, tak samo jak jego żony. Zgodnie z prawem może więc normalnie wykonywać pracę, ale czy w takiej sytuacji powinna ona dalej opiekować się mieszkańcami domu pomocy?

Albo inna sytuacja. Kilkudziesięciu pacjentów musi być poddanych kwarantannie. Nawet jeśli DPS umieści ich na jednym piętrze i zakaże wychodzenia, to personel musi przejść przez inne piętra, wejść tym samym wejściem, mieć odpowiedni strój ochronny.

Jak zwraca uwagę Bakalarczyk, jeszcze gorzej może być w prywatnych domach pomocy, gdzie standardy opieki są mniej doprecyzowane, a publiczna kontrola nad nimi jest dużo trudniejsza niż w przypadku DPS-ów. Ponadto część placówek prywatnych uchyla się od rejestracji u Wojewody. Tu standardy bezpieczeństwa są najsłabiej respektowane i monitorowane.

"Boimy się, żeby w końcu nie wydarzyło się u nas to, co w Hiszpanii, gdzie pracownicy jednego domu pomocy zostawili swoich podopiecznych. Skończyło się tragicznie, wiele z tych osób umarło. Władze obwiniały personel, że odszedł od łóżek, ale z drugiej strony jak długo pracownicy mogą ryzykować życie, jeśli nie ma procedur, nie ma środków ochrony?" – martwi się Maczyński.

W piątek hiszpański rząd poinformował, że z powodu koronawirusa w domach opieki zmarło do tej pory ponad tysiąc seniorów.

Udostępnij:

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze