0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Porzycki ...

Czy władze Ukrainy powinny oficjalnie przeprosić za masakry Polaków na Wołyniu w 1943 r.? Domaga się tego rządząca Polską prawica. O tym, czy takie naciski mają sens, i jak warto tę sprawę rozwiązać w przyszłości — mówi OKO.press prof. Michał Bilewicz, psycholog społeczny z Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego.

Tydzień temu rzecznik MSZ Łukasz Jasina w wywiadzie dla Onetu pytany o to jakiej spodziewa się reakcji strony ukraińskiej w związku z 80 rocznicą rzezi wołyńskiej, odpowiedział, że prezydent Zełenski powinien powiedzieć: "przepraszam i prosimy o wybaczenie".

Zareagował ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz: "Wszelkie próby zmuszenia prezydenta Ukrainy lub Ukrainy do tego, co musimy zrobić w związku z naszą wspólną przeszłością, są niedopuszczalne i godne ubolewania".

W innym tonie natomiast odniósł się do tej sprawy przewodniczący Radu Najwyższej Ukrainy Rusłan Stefanczuk, który wystąpił w Sejmie 25 maja.

„Rozumiemy wasz ból po stracie swoich najukochańszych. Wszystkim rodzinom i potomkom ofiar ówczesnych wydarzeń na Wołyniu składam wyrazy szczerego współczucia i wdzięczności za podtrzymywanie światłej pamięci o swoich przodkach. Pamięci, która nie wzywa do zemsty ani nienawiści, ale służy jako ostrzeżenie, że nic takiego nigdy więcej nie powtórzy się między naszymi narodami (…).

Życie ludzkie jest równie cenne, niezależnie od narodowości, płci, rasy czy religii. I z tą świadomością będziemy współpracować z wami, drodzy polscy przyjaciele, akceptując prawdę, bez względu na to, jak bolesna może ona być. Razem musimy zdać ten niełatwy, ale wyjątkowo niezbędny egzamin, aby formuła „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” uzyskała prawdziwy sens i praktyczny wymiar.

Pragnę, abyśmy zdali sobie sprawę z tego, że być może pierwszy raz historia daje naszym prezydentom, parlamentom i rządom wyjątkową szansę i odpowiedzialność, aby stać się twórcami nowej przyszłości dobrych sąsiadek: Ukrainy i Polski. Pragnę, abyśmy wspólnie napisali naszą nową historię, bez jej retuszowania albo wyrywania z niej jakichkolwiek zapisanych i przeżytych kart" – mówił Stefanczuk.

Coś się zmienia w dobrym kierunku

Adam Leszczyński, OKO.press: Przewodniczący Stefanczuk jednoznacznie jednak nie przeprosił za zbrodnie. Zajmujesz się jako psycholog społeczny badaniem uprzedzeń. Co nieustające żądanie przeprosin i ukraińska odmowa mówi zarówno o nich, jak i o nas?

Prof. Michał Bilewicz*: To nie był też pierwszy taki gest ekspiacyjny. Pamiętamy, że w 2016 roku prezydent Ukrainy Petro Poroszenko złożył kwiaty pod pomnikiem upamiętniającym ofiary zbrodni wołyńskiej. Takie gesty ze strony ukraińskiej były więc wcześniej. Mam więc wrażenie, że teraz się próbuje te przeprosiny jakoś wymazać – twierdzić, że w ogóle ich dotąd nie było.

Zacznijmy jednak od strony ukraińskiej. To, że cała awantura o Wołyń wybucha właśnie teraz, jest bardzo smutne. Nie ma na ten temat bardzo wielu badań, ale mamy te, które prowadził profesor Wadym Wasiutyński z kijowskiego Instytutu Psychologii Społecznej i Politycznej, już w czasie wojny w Ukrainie, dotyczące pamięci historycznej Ukraińców. M.in. zadawał pytania o relacje Ukraińców z Polakami w przeszłości czy Ukraińców z Żydami.

Pytał, czy według Ukraińców te narody doświadczyły więcej złego ze strony ich rodaków, czy więcej dobrego. Zauważył, że w czasie wojny wzrosła gotowość do mówienia o czarnych kartach historii.

Większy odsetek badanych przyznawał, że faktycznie Polacy czy Żydzi w przeszłości doświadczyli więcej złego niż dobrego od Ukraińców i że o tym trzeba mówić.

Ta zmiana postaw to coś nowego. To proces, który trwa i wydaje mi się bardzo optymistyczny. Oczywiście wynika on w dużej części z tego, że sami Ukraińcy zdali sobie sprawę jak bardzo ich byt państwowy, ich niepodległość i wolność zależą od dobrych relacji i wsparcia ze strony Polaków czy Żydów – w ogóle ze strony różnych narodów, które w przeszłości miały z Ukraińcami trudne relacje.

Coś się więc zmienia w dobrym kierunku.

Przeczytaj także:

Wymuszone przeprosiny niewiarygodne

Możemy to popsuć?

Takie ponaglanie do przeprosin ze strony Polaków wydaje mi się bardzo niepokojące. Istnieje bardzo znane zjawisko psychologiczne, jakim jest reaktancja: nikt nie lubi być zmuszany do czegokolwiek.

Procesy pogodzenia się z niewygodną prawdą o własnej wspólnocie mogą rozwinąć się wtedy, kiedy ludzie mają wolność wyboru. Kiedy są narzucone, żadnej ekspiacji być nie może. Przymus nastawia do niej ludzi bardzo niechętnie.

To działa w obie strony. Wymuszone przeprosiny będą też odebrane jako niewiarygodne przez samych Polaków. Te same prawicowe konta na Twitterze, które dziś hejtują Ukraińców, napisałyby – gdyby Ukraina przeprosiła pod presją, np. ze strony naszego MSZ – że są one niewiarygodne.

Napisaliby, że Ukraińcy przepraszają dlatego, że się boją o polskie „Kraby” czy inną polską broń, którą im obiecaliśmy i której potrzebują. Do przepraszania nie należy i nie warto więc Ukrainy zmuszać.

Takie przeprosiny nie mogą być proste. Duża część tożsamości Ukrainy jako państwa i jej sił zbrojnych ufundowana jest na micie partyzantki UPA. Wyobraźmy sobie Polaków w takiej sytuacji – w której nagle słyszymy od sąsiadów, że to byli ludobójcy. To nie jest trudna sytuacja poznawczo?

Oczywiście, że jest ona bardzo trudna. Na początku 2022 roku w Ukrainie zrobiono badania o stosunku do różnych postaci historycznych. Wówczas 76 proc. Ukraińców wyraziło pozytywny stosunek do Stepana Bandery, założyciela UPA. Dominuje więc tam przekonanie, że to wielkie postaci ukraińskiej historii, chociaż oczywiście złożone.

W Polsce też tak jest z pamięcią różnych polskich bohaterów. Np. ojciec Maksymilian Kolbe: w pamięci żydowskiej będzie twórcą koncernu medialnego w Niepokalanowie, rozsadnika przedwojennego antysemityzmu, a w pamięci polskiej będzie to ten, który oddał życie za bliźniego w Auschwitz. Wiele postaci historycznych jest złożona i różne narody pamiętają różne aspekty ich działalności.

Dla Ukraińców żołnierze UPA będą pewnie głównie tymi, którzy walczyli o wolność i niezależność.

I bardzo trudno się będzie pogodzić z tym, że te postaci są faktycznie związane ze zbrodniami. Jednak, jak wspominałem, gotowość do mówienia o zbrodniach UPA w Ukrainie rośnie.

Wojna to najgorszy moment

Kiedy pojawia się po stronie polityków?

Z pewnością wojna to najgorszy moment, w którym Zełenski czy ktokolwiek z rządu ukraińskiego może w jasny sposób potępić dziedzictwo Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, czy Ukraińskiej Powstańczej Armii.

To trzeba było zrobić przed 2022 roku i rosyjską inwazją, a idealnie – przed 2014. Na wojnie każdy żołnierz na froncie się liczy. Pamiętajmy, że walczą tam również ukraińscy nacjonaliści. Brygada „Azow” czy Sicz Karpacka wprost się odwołują do tradycji nacjonalistycznej.

Jeśli to zły moment na przeprosiny, to można chociaż pozwolić na ekshumacje ofiar? Ukraina nadal zabrania.

Myślę, że od takich akcji można zacząć… Ale Polska teraz najbardziej się domaga przeproszenia i odcięcia się od postaci Bandery. To bardzo trudne w tym momencie.

Myślę, że pewnie najbardziej polskie władze byłyby zachwycone, gdyby Ukraińcy zrobili to, jednocześnie potępiając zepsucie zachodniej Europy i Niemiec oraz osób LGBT+.

Ale właśnie to bardzo dobrze pokazuje, że Polacy nie rozumieją sytuacji w Ukrainie. W jej armii walczą geje, walczą osoby transpłciowe, walczą nacjonaliści i walczą lewacy. To jest ich wspólna walka. Ważna jest wolność Ukrainy i w tym momencie Ukraina nie może się odżegnać od żadnej części swojego dziedzictwa, jakiejkolwiek ideologii.

Trzeba jasno napisać, że jest to po prostu nie nie do wyobrażenia – nie do wyobrażenia teraz, nie w czasach pokoju. Może w momencie, w którym nastąpiłoby jakieś rozwiązanie tego konfliktu albo jego zamrożenie, wtedy można otworzyć dyskusję o przyszłości.

Polska pamięć ufundowana na cierpieniach

Co ten nacisk na przeprosiny mówi o potrzebach strony polskiej?

W Polsce uznanie polskich cierpień to w ogóle bardzo ważny element pamięci zbiorowej. Ona jest ufundowana na cierpieniach. To niesłychanie silny wątek z psychologicznego punktu widzenia. To też utrudnia Polakom relacje z wieloma narodami, zwłaszcza kiedy w grę wchodzi konflikt o uznanie historycznych cierpień.

Np. w 2014 roku robiliśmy badania hejtu w internecie. Analizowaliśmy treści hejtu skierowanego wobec różnych grup etnicznych i mniejszościowych, też gejów, lesbijek czy transfobicznej mowy nienawiści.

W przypadku Ukraińców naprawdę wszystkie hejterskie wypowiedzi, które wtedy znaleźliśmy w internecie, dotyczyły właśnie tego – że Ukraińcy są sprawcami ludobójstwa, że są mordercami, że mordowali Polaków. Zaskoczyło nas to.

Wówczas nam się wydawało, że może więcej będzie np. pogardy wobec ukraińskich sprzątaczek. Kuba Wojewódzki i Michał Figurski mówili, że to „sprzątające roboty”. Ale wszystko koncentrowało się na Wołyniu.

W 2022 roku, po wybuchu wojny, to się wycofało – w internecie jest takiej mowy nienawiści mniej, nagle politycy się przestali się do tego odwoływać. Chyba było wiadomo, że to najbardziej zapalny temat, którego nie powinno się dotykać.

PiS odpala teraz każdy stereotyp i uprzedzenie

Teraz jednak w Polsce zbliżają się wybory i odpala się wszystko, co władza ma w arsenale, każdy stereotyp i uprzedzenie. Wracają w propagandzie władzy wszystkie te tematy, które nam wychodziły jeszcze w badaniach mowy nienawiści w 2014 roku. Teraz się pojawiają w wypowiedziach przedstawicieli obozu władzy.

Może boją się, że uprzedzi ich Konfederacja?

Możliwe. Ale i tak szkodliwe.

Jak taką kwestię modelowo załatwić? Wyobraź sobie, że kończy się wojna, chcemy mieć sprawę Wołynia z głowy. Chcemy się tych uprzedzeń pozbyć. Doradzasz politykom, co mają zrobić.

Polskim politykom bym powiedział pewnie, że trzeba po prostu poczekać i budować pozytywne relacje, to znaczy wspierać powojenną odbudowę Ukrainy. W tym przedsięwzięciu odbudowy po wojnie rozwijać się będzie dialog pomiędzy naukowcami. Taki proces musi mieć zawsze wsparcie ze strony akademickich historyków, autorów podręczników itd.

Kiedy społeczeństwo będzie przygotowane na to, trzeba czekać na moment, w którym się pojawi polityk nieubiegający się już potem o reelekcję. Tak było z Aleksandrem Kwaśniewskim w 2001 roku, kiedy przeprosił za zbrodnię w Jedwabnem. Dla takiego polityka kwestia przyszłości politycznej nie może być centralna.

Dlaczego?

Ponieważ akcje ekspiacyjne uwalniają często złe emocje. Tylko taki polityk może wyrazić to, co jest zgodne z racją stanu, a niekoniecznie z interesem wyborczym.

W tamtych czasach wyraźnie było widać, że postawy Polaków wobec Żydów się poprawiały. Po przeprosinach jednak przyszedł backlash i bardzo wyraźnie znów się pogorszyły, zwłaszcza po debacie wywołanej „Sąsiadami” Jana Tomasza Grossa.

Pewnie dwa czy trzy lata później polityk, który by się zdecydował na taki akt publicznych przeprosin, bardzo dużo by już ryzykował. Dlatego ogólnie uważam, że słowa w polskim Sejmie to ważny krok ku polsko-ukraińskiemu pojednaniu. W czasie wojny jakiekolwiek dalej idące akty ekspiacji byłyby wręcz nie na miejscu.

*Michał Bilewicz: psycholog społeczny, socjolog, publicysta, doktor habilitowany nauk społecznych, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego. Kierownik Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW oraz wykładowca na Wydziale Psychologii UW

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze