Administracja prezydenta Trumpa wstrzymała finansowanie badań gain-of-function na patogenach wysokiego ryzyka. Ma to być obrona „biologicznego bezpieczeństwa narodowego". Decyzja wywołała poruszenie wśród naukowców: bez takich badań zostaniemy bezradni wobec kolejnej pandemii
5 maja 2025 roku Biały Dom opublikował nową strategię bezpieczeństwa biologicznego, ogłaszając m.in. całkowity zakaz finansowania przez agencje federalne tzw. badań typu gain-of-function (GoF) obejmujących patogeny o potencjale pandemicznym (PPP).
W komunikacie wskazano, że „żadne finansowanie nie zostanie przeznaczone na tworzenie nowych wariantów koronawirusów, grypy, hantawirusów i innych patogenów, które mogłyby przenosić się między ludźmi i spowodować pandemię”. To radykalne posunięcie natychmiast wywołało sprzeciw w środowiskach naukowych. Czy słusznie?
By zrozumieć kontrowersje wokół decyzji Białego Domu, warto przyjrzeć się dokładnie, czym są badania typu gain-of-function (GoF) i dlaczego wzbudzają tak silne emocje.
W najprostszym ujęciu są to eksperymenty biologiczne, w których mikroorganizmom – najczęściej wirusom – celowo nadaje się nowe, wcześniej przez nie nieposiadane cechy. Może to obejmować zwiększenie zakaźności, zasięgu gospodarzy, oporności na leki lub zdolności do wywoływania ciężkich chorób.
Na przykład: jeśli naukowcy chcą zrozumieć, jak wirus grypy może przystosować się do rozprzestrzeniania się między ludźmi, mogą w laboratorium wprowadzić mutacje, które tę zdolność symulują. Celem nie jest stworzenie „superwirusa", lecz odwzorowanie możliwej przyszłej mutacji w warunkach kontrolowanych – zanim nastąpi ona naturalnie.
Nie każda forma gain-of-function budzi jednak kontrowersje. Tysiące takich badań są codziennością w laboratoriach na całym świecie. Przykładowo, modyfikowanie bakterii w celu wytwarzania większej ilości insuliny lub przystosowywanie drożdży do produkcji bioetanolu to również „zyskiwanie funkcji" – tyle że bez dramatycznych implikacji zdrowotnych.
Problem pojawia się wtedy, gdy przedmiotem eksperymentów są wirusy mogące wywołać pandemię, a celem – choćby pośrednim – jest uczynienie ich groźniejszymi.
W tym właśnie miejscu granica między nauką a bioetyką staje się mglista. Dla jednych badania GoF to rodzaj „ubezpieczenia pandemicznego" – pozwalają opracować szczepionki, zanim nowy wirus pojawi się w środowisku. Dla innych
to ryzykowna zabawa w Boga, która może wymknąć się spod kontroli.
W ostatnich latach największe kontrowersje budziły badania prowadzone nad wirusami grypy, SARS-CoV i MERS-CoV. Szczególnie głośne były dwa projekty z 2011 roku – kierowane przez Rona Fouchiera z Erasmus MC w Holandii oraz Yoshihiro Kawaokę z Uniwersytetu Wisconsin.
Oba zespoły niezależnie wykazały, że ptasi wirus H5N1 można zmutować tak, by rozprzestrzeniał się drogą kropelkową między fretkami – ssakami wykorzystywanymi jako model ludzkiego układu oddechowego. Świat naukowy stanął wtedy przed pytaniem: czy publikować wyniki, które mogłyby zostać wykorzystane do stworzenia broni biologicznej? Czy raczej ukryć je, ryzykując, że przyszła mutacja zaskoczy świat nieprzygotowany?
W 2022 roku Amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) zreformowały system oceny ryzyka badań GoF, tworząc nowe procedury rewizji projektów wysokiego ryzyka.
Wprowadzono obowiązek oceny przez niezależne komisje etyczne, konieczność uwzględnienia scenariuszy awaryjnych i planów zarządzania ryzykiem. Niemniej wielu ekspertów uważało, że te zmiany nie wystarczą – stąd też presja polityczna na całkowity zakaz.
Trzeba jednak podkreślić, że GoF to także źródło przełomów medycznych. Dzięki tego typu badaniom udało się m.in. zidentyfikować kluczowe mutacje wirusa Ebola, które odpowiadają za jego zdolność do szybkiego rozprzestrzeniania się.
Badania nad koronawirusami nietoperzy pozwoliły wcześniej opracować potencjalne strategie szczepionkowe, zanim jeszcze doszło do pandemii COVID-19. Bez tych eksperymentów, szczepionki mRNA mogłyby powstać znacznie później – z tragicznymi skutkami takiego opóźnienia.
Obrońcy GoF argumentują, że ignorowanie tych badań nie sprawi, że zagrożenie zniknie. Przeciwnie – świat będzie mniej przygotowany. Z kolei przeciwnicy, tacy jak organizacja biosceptyczna US Right to Know, twierdzą, że „nigdy nie da się w pełni zabezpieczyć laboratorium".
I że
nawet najostrzejsze protokoły nie zapobiegną błędom ludzkim, sabotażowi czy katastrofom naturalnym.
Właśnie dlatego debata o GoF nie jest czysto naukowa. To spór o granice kontroli, odpowiedzialności i przewidywania. Czy człowiek może – i czy powinien – wyprzedzać naturę, nawet ryzykując stworzenie zagrożenia, które wcześniej nie istniało?
Administracja prezydenta Trumpa od początku drugiej kadencji postawiła na silny przekaz dotyczący suwerenności biologicznej i bezpieczeństwa narodowego. W nowej doktrynie bezpieczeństwa biologicznego, ogłoszonej w maju 2025 roku, zapisano m.in. że Stany Zjednoczone nie będą finansować „żadnych eksperymentów zwiększających pandemiczny potencjał patogenów, bez względu na ich cel naukowy".
Choć sam Trump nie przytoczył konkretnych przykładów badań, które miałyby prowadzić do pandemii, jego administracja konsekwentnie wiązała pandemię COVID-19 z działalnością zagranicznych laboratoriów, szczególnie w Chinach. W oficjalnych komunikatach wielokrotnie podkreślano potrzebę „odcięcia amerykańskiego finansowania eksperymentów, które mogą generować nowe zagrożenia biologiczne„ i „zapewnienia, że USA nie będą więcej wspierać potencjalnych źródeł przyszłych pandemii”.
Tego rodzaju narracja – choć politycznie skuteczna – budzi wątpliwości ekspertów, którzy podkreślają, że nie ma żadnych jednoznacznych dowodów na to, iż SARS-CoV-2 powstał w wyniku eksperymentów typu GoF. Choć hipoteza o wycieku z laboratorium w Wuhan pozostaje przedmiotem śledztw i analiz, większość badaczy uważa za bardziej prawdopodobne naturalne pochodzenie wirusa, poprzez zoonozę – przeskok z dzikiego zwierzęcia na człowieka.
Mimo to teoria o laboratoryjnym pochodzeniu wirusa została skutecznie upolityczniona. W połączeniu z narastającą nieufnością wobec instytucji, takich jak WHO czy NIH, stworzyła idealne warunki do uzasadnienia radykalnych działań – jak całkowity zakaz badań GoF.
Strach przed pandemią stał się politycznym kapitałem. W kampaniach wyborczych republikańscy kandydaci coraz częściej mówią o „odpowiedzialności naukowców„ za globalne kryzysy, a w Kongresie pojawiły się propozycje uchwał wzywających do audytu „wszystkich programów biologicznych finansowanych przez państwo”. W tej atmosferze nauka stała się polem ideologicznej bitwy.
Tymczasem wielu badaczy ostrzega, że zakaz, choć zrozumiały emocjonalnie, może przynieść efekt przeciwny do zamierzonego. Gigi Gronvall z Johns Hopkins Center for Health Security zwraca uwagę, że „populistyczne decyzje podejmowane w odpowiedzi na strach społeczny nie są równoznaczne z realnym zwiększeniem bezpieczeństwa biologicznego".
Dodatkowym problemem jest fakt, że zakaz obejmuje nie tylko finansowanie eksperymentów stricte laboratoryjnych, ale również niektóre rodzaje modelowania komputerowego i analiz ewolucyjnych. Wielu naukowców obawia się, że tak szeroka interpretacja „gain-of-function" może sparaliżować prace nad przygotowywaniem szczepionek, monitorowaniem mutacji wirusów i prognozowaniem zagrożeń.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że zakaz ma wymiar strategiczny w globalnej rywalizacji naukowej. Gdy USA wycofują się z finansowania części badań, Chiny, Indie i inne państwa rozwijające swoje programy biologiczne nie sygnalizują podobnych ograniczeń.
Może to doprowadzić do sytuacji, w której kluczowe badania nad przyszłymi wirusami będą prowadzone poza zasięgiem demokratycznych instytucji kontrolnych. Polityka może więc – paradoksalnie – zwiększyć zagrożenie, które próbuje wyeliminować.
Pandemia nauczyła świat jednego: patogeny nie znają granic. A nauka, jeśli ma skutecznie reagować, musi wyprzedzać rzeczywistość – nie być jej bierną ofiarą.
Zwolennicy zakazu badań typu GoF często argumentują, że współczesna nauka oferuje wystarczający zestaw bezpieczniejszych alternatyw. Ich zdaniem nie trzeba manipulować rzeczywistymi, niebezpiecznymi wirusami, by zrozumieć ich zachowanie i przygotować się na potencjalne zagrożenia pandemiczne. Ale czy rzeczywiście istnieją metody, które mogą całkowicie zastąpić eksperymenty GoF bez utraty ich potencjału poznawczego?
Najczęściej wymienianą alternatywą są symulacje komputerowe – coraz bardziej zaawansowane modele ewolucji patogenów, które pozwalają przewidywać mutacje i ich wpływ na transmisję, zjadliwość czy oporność na leki.
Dzięki postępom w obliczeniach bioinformatycznych, uczeniu maszynowym i sztucznej inteligencji, takie modele stają się coraz dokładniejsze. Ale nawet najbardziej zaawansowana symulacja opiera się na danych empirycznych – czyli na wcześniejszych eksperymentach, często właśnie z zakresu GoF.
Jak zaznacza prof. Jesse Bloom, wirusolog z Fred Hutchinson Cancer Research Center: „Komputery nie przewidują wirusów z powietrza. Muszą się czegoś nauczyć. A uczą się na podstawie eksperymentów z żywymi patogenami".
Inną, często wskazywaną alternatywą są tzw. modele organ-on-chip – czyli miniaturowe, bioinżynieryjnie stworzone układy komórkowe, które imitują funkcjonowanie ludzkich narządów, np. płuc, jelit czy mózgu. Na takich platformach można testować reakcje tkanek na infekcje wirusowe bez ryzyka związanego z pracą na żywych organizmach.
Jednak i te modele mają swoje ograniczenia – nie odwzorowują całego organizmu ani interakcji między układami (np. immunologicznym a nerwowym), a ich wiarygodność dla modelowania transmisji wirusa w populacji ludzi wciąż jest ograniczona.
Coraz większe nadzieje wiąże się także z tworzeniem syntetycznych wirusów defektywnych – takich, które mają usunięte kluczowe geny odpowiedzialne za replikację lub zakaźność. Pozwalają one badać wpływ poszczególnych mutacji bez generowania w pełni funkcjonalnego patogenu. Jednak nawet tu pojawiają się pytania: czy modyfikacja jednego genu rzeczywiście oddaje pełny obraz możliwej mutacji? Czy wirus, który nie replikuje się w laboratorium, może nieoczekiwanie odzyskać tę zdolność w wyniku błędu lub rekombinacji?
Istnieje także droga pośrednia: zamiast prowadzić pełne eksperymenty GoF, naukowcy mogą badać jedynie wpływ konkretnych mutacji na poziomie molekularnym, np. analizując, jak zmiana aminokwasu wpływa na powinowactwo białka kolca SARS-CoV-2 do receptora ACE2 w komórkach ludzkich. Jednak i tutaj nie ma gwarancji, że pojedyncze dane biochemiczne wystarczą, by zrozumieć złożone zachowanie wirusa w żywym organizmie.
Problem polega na tym, że żadne z tych rozwiązań – choć cenne i rozwijające się – nie daje dziś pełnej odpowiedzi na pytanie: jak wirus będzie zachowywał się w realnym świecie. Symulacje nie odwzorowują biologii. Modele in vitro nie uwzględniają układu odpornościowego. Wirusy syntetyczne są zawsze uproszczeniem. Dlatego część naukowców uważa, że badania GoF – prowadzone w odpowiednich warunkach – pozostają niezastąpionym narzędziem naukowym.
Z drugiej strony, zwolennicy zakazu przypominają o realnych przypadkach naruszenia procedur bezpieczeństwa. W 2014 roku w USA doszło do kilku incydentów, w których patogeny takie jak wąglik, grypa H5N1 czy wirus ospy prawdziwej były niewłaściwie przechowywane lub przypadkowo przesłane do niewłaściwych instytucji.
Te wydarzenia, choć nie zakończyły się epidemią, ujawniły słabości w systemie nadzoru i standardów BSL-3 i BSL-4 – poziomów bezpieczeństwa biologicznego stosowanych w takich laboratoriach.
Czy więc istnieje rozwiązanie pośrednie?
Wiele organizacji, w tym Narodowa Akademia Nauk USA, sugeruje kompromis: zamiast pełnego zakazu, należałoby wdrożyć ściślejsze, zewnętrzne mechanizmy oceny ryzyka, z udziałem bioetyków, epidemiologów, przedstawicieli społeczeństwa i międzynarodowych instytucji nadzoru.
Każdy projekt GoF byłby oceniany indywidualnie, a nie automatycznie zakazywany. Taki system już częściowo funkcjonował w ramach amerykańskiego HHS P3CO (Potential Pandemic Pathogen Care and Oversight), lecz jak pokazuje obecna decyzja administracji Trumpa, nie spełnił oczekiwań polityków – którzy chcieli zero-jedynkowego podejścia.
Decyzja administracji USA o całkowitym zakazie finansowania badań gain-of-function wywołała natychmiastowy oddźwięk poza granicami kraju.
W ciągu kilku dni oficjalne stanowiska opublikowały m.in. chińska Narodowa Komisja Zdrowia, indyjski Departament Biotechnologii oraz brazylijski Instytut Fiocruz. O ile Chiny i Indie jasno zadeklarowały, że nie zamierzają wprowadzać podobnych ograniczeń, o tyle Brazylia, choć bardziej wstrzemięźliwa, zapowiedziała „przegląd swoich priorytetów badawczych w kontekście globalnych standardów".
Ta rozbieżność ujawnia kluczowy problem: brak międzynarodowego konsensusu w sprawie GoF grozi powstaniem biologicznego „dzikiego Zachodu".
Jeśli jedne kraje zrezygnują z eksperymentów na niebezpiecznych wirusach w imię bezpieczeństwa, podczas gdy inne będą je prowadzić bez nadzoru lub w ramach tajnych wojskowych programów – ryzyko dla ludzkości wcale się nie zmniejszy. Przeciwnie: badania mogą przenieść się do mniej przejrzystych środowisk, a ich wyniki – zarówno pozytywne, jak i ryzykowne – nie będą dostępne dla globalnej społeczności naukowej. To może doprowadzić do pogorszenia zdolności szybkiej reakcji na nowe zagrożenia biologiczne.
Pandemia COVID-19 pokazała, jak kluczowa jest szybka wymiana danych – o mutacjach, transmisji, skuteczności szczepionek. Jeżeli zakaz badań GoF doprowadzi do wycofania się USA z międzynarodowych konsorcjów monitorujących ewolucję wirusów (np. GISAID, CEPI), może to ograniczyć zdolność wspólnego reagowania na przyszłe kryzysy zdrowotne. Zresztą samo pojęcie „bezpiecznej przyszłości" bez GoF jest iluzoryczne, jeśli inne supermocarstwa nie wprowadzą równoległych ograniczeń.
Eksperci i organizacje międzynarodowe proponują kilka możliwych scenariuszy. Po pierwsze, postulują utworzenie nowego, globalnego ciała nadzorczego – odpowiednika Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA) dla biologii.
Takie ciało mogłoby certyfikować laboratoria wysokiego ryzyka, koordynować audyty, wymuszać przejrzystość badań i mediować spory między państwami. Pomysł ten pojawił się już w raportach ONZ i WHO, ale jak dotąd nie zdobył odpowiedniego wsparcia politycznego.
Drugim krokiem mogłoby być odnowienie międzynarodowych zasad Konwencji o Broni Biologicznej (BWC), która – choć formalnie obowiązuje od 1975 roku – nigdy nie została wyposażona w skuteczne narzędzia kontrolne. Nowe, cyfrowe narzędzia śledzenia badań, rejestry eksperymentów i zobowiązania do udostępniania sekwencji genomowych mogłyby zwiększyć zaufanie i nadzór nad działalnością laboratoryjną.
Trzecia opcja – już bardziej realistyczna – to powrót do systemu selektywnego nadzoru zamiast absolutnych zakazów. Wiele środowisk naukowych w USA apeluje o rewitalizację programu P3CO (Potential Pandemic Pathogen Care and Oversight), który do 2024 oceniał ryzyko i bezpieczeństwo projektów GoF.
Nowa wersja tego programu mogłaby działać bardziej transparentnie, z udziałem społeczeństwa obywatelskiego i niezależnych ekspertów – i być wzorem dla innych państw.
Wreszcie, nie można zapominać o znaczeniu edukacji i komunikacji. Jednym z powodów, dla których badania GoF stały się tak kontrowersyjne, jest ich tajemniczość i niezrozumiałość dla opinii publicznej.
Jeśli społeczeństwo nie wie, czym naprawdę są te badania i czemu służą – łatwo je zmanipulować, upolitycznić lub zbanalizować.
Przyszłość badań nad patogenami wysokiego ryzyka będzie zależeć także od zdolności nauki do mówienia prostym językiem o trudnych sprawach.
W tym momencie świat stoi na rozdrożu. Jedna droga wiedzie przez odgórne zakazy i izolację nauki od ryzyka – druga przez złożony, ale bardziej realistyczny model nadzoru, współpracy i kontroli. Zakaz wprowadzony przez USA to tylko jeden ruch na tej szachownicy. Pytanie brzmi: jakie będą następne? I czy zdążymy nauczyć się zarządzać ryzykiem, zanim natura przyniesie nam kolejny kryzys?
Biolog, dziennikarz popularnonaukowy, redaktor naukowy Międzynarodowego Centrum Badań Oka (ICTER). Autor blisko 10 000 tekstów popularnonaukowych w portalu Interia, ponad 50 publikacji w papierowych wydaniach magazynów „Focus", „Wiedza i Życie" i „Świat Wiedzy". Obecnie publikuje teksty na Focus.pl.
Biolog, dziennikarz popularnonaukowy, redaktor naukowy Międzynarodowego Centrum Badań Oka (ICTER). Autor blisko 10 000 tekstów popularnonaukowych w portalu Interia, ponad 50 publikacji w papierowych wydaniach magazynów „Focus", „Wiedza i Życie" i „Świat Wiedzy". Obecnie publikuje teksty na Focus.pl.
Komentarze