„Chcę zmienić polską politykę. Chcę, żeby politycy przestali zaciskać pięści, a zaczęli podawać sobie ręce, żeby nauczyli się ze sobą rozmawiać. Chcę nowej, jasnej, uśmiechniętej Polski” - mówiła Małgorzata Kidawa-Błońska. Koalicja Obywatelska uśmiechnęła się nie tylko do swoich wyborczyń, ale również do Lewicy
„Małgosiu, zapraszam, słucha Cię cała Polska” — zapowiedział piątkową konwencję programową Koalicji Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. Małgorzata Kidawa-Błońska odpowiedziała, dystansując się od przewodniczącego: „Wiele osób mnie prosiło, żeby Ci powiedzieć, że podjąłeś dobrą decyzję”.
Po tym jak Schetyna we wtorek 3 września 2019 ogłosił, że Kidawa-Błońska będzie kandydatką KO na szefową rządu i „jedynką” na warszawskiej liście, faktycznie opinia publiczna czekała na jej pierwsze wystąpienie.
Po Kidawie-Błońskiej siedem polityczek Koalicji zaprezentowało kolejne składowe programu.
Polityczki ze sprinterską prędkością wymieniały mniej lub bardziej ogólne propozycje. Całość trwała godzinę, a zamknął ją i podsumował Jacek Karnowski — prezydent Sopotu: „Jutro może być lepsze, tak jak lepsze są nasze gminy i miasta, które budujemy od 30 lat”.
I to właśnie jest hasło wyborcze Koalicji: „Jutro może być lepiej”.
Hasło ma mówić o możliwości zmiany, ale wybrzmiewa w nim niepewność i niezdecydowanie: może być lepiej, a może gorzej. Może/morze jest wszak głębokie i szerokie.
Na końcu pojawił się zgrzyt, przy włączonych jeszcze mikrofonach Tomasz Zimoch zagrzewał działaczy KO: „Flauty nie ma, ciszy nie ma! To, co ćwiczyliśmy przed konwencją, panie i panowie, razeeeeeeeem! Dajmy głos! Siła w naszych gardłach!” Sala odpowiedziała niemrawo: „Zwyciężymy”. Zimoch nie dawał za wygraną: „Niech rozbłyśnie ta magma nadziei, ta magma zwycięstwa, krótko mówiąc: do pracy!”
Uśmiechnięta, lecz wyraźnie przejęta nową rolą Małgorzata Kidawa-Błońska kilka razy myliła słowa, zapomniała też o jednym z postulatów, zresztą bardzo jej bliskim: „O boże, zapomniałam o in vitro!” Media obiegł już moment, kiedy pytała: „Gdzie jest program?” - książeczkę programową podał ktoś z publiczności. „Mamy program!” - skwitowała.
Nie wiadomo, czy ten moment był wyreżyserowany. Nie sprawiał jednak wrażenia mocnej odpowiedzi na powtarzające się zarzuty („KO nie ma programu”), tylko zagubienia.
Podobnie zresztą całe wystąpienie: mogło wyglądać na to, że Kidawa-Błońska jest zdenerwowana lub nieprzygotowana, a zatem mało profesjonalna. Paradoksalnie efekt tych pomyłek może jednak okazać się pozytywny. Kidawa-Błońska, która ma wizerunek „damy”, pokazała spontaniczność. Z uśmiechem radziła sobie z własnymi błędami.
Jej atutem może być to, że jest zupełnie inna niż Mateusz Morawiecki: premier-cyborg, który do niedawna recytował swoje przemówienia (powoli się to zmienia). Próby pokonywania zdenerwowania, które towarzyszy nowej roli, mogą być odbierane jako waleczność Kidawy i przynieść jej wsparcie ze strony wyborczyń. Za tego, kto się stara, zwykle trzymamy kciuki.
W Polsce (i nie tylko tu) kobiety, które bez ogródek walczą o władzę, nie mają najlepszej prasy. Przekonała się o tym Katarzyna Lubnauer, gdy stawiła czoła Ryszardowi Petru. Choć wygrała demokratyczne wybory w partii, pisano, że wbiła poprzedniemu przewodniczącemu nóż w plecy. Kidawa-Błońska z pewnością nie robi wrażenia osoby, która walczy o własną pozycję. Pytanie, czy zbuduje wizerunek osoby, która nie ustępuje pola w walce o sprawy obywatelek i obywateli.
To, nie pomyłki Kidawy-Błońskiej mogą się okazać największym problemem Koalicji.
Badania opinii wielokrotnie pokazywały, że największy elektorat partie tworzące KO mają wśród kobiet. Zwłaszcza wśród pokolenia „matek i córek”. I to mimo tego, że największa partia Koalicji — zawodziła kobiety nie raz, również w czasie rządów PiS. Jak wtedy, kiedy część posłów i posłanek PO wyjęła karty podczas głosowania projektu „Ratujmy kobiety”.
„Ten rząd obalą kobiety” - hasło ulicznej opozycji towarzyszące czarnym protestom i strajkom kobiet oraz manifestacjom przeciwko antykobiecej kościelnej polityce, trafiło na profile społecznościowe polityczek KO.
Wystawienie w roli osób prezentujących program samych kobiet to mocny symbol. Żadnej z nich nie można odmówić kompetencji w dziedzinie, o której mówiła, każda była tam na swoim miejscu. Świetnie w tej roli sprawdziła się choćby Marzena Okła-Drewnowicz od lat zajmująca się polityką senioralną.
Jednak w sytuacji, kiedy liderem bloku pozostaje Grzegorz Schetyna, trudno nie postawić pytania o to, ile autonomii i wpływu na działalność partii będą miały te polityczki.
Koalicja nie przedstawiła ani kolejnej "piątki" lub "szóstki", ani jednego kluczowego postulatu (jak PiS-owskie 500+), tylko całą baterię najróżniejszych propozycji i obietnic. Wiele z nich brzmiało, jak przepisanych z programu Lewicy, co zresztą zarzucają KO politycy Wiosny ("Alimenty będą ściągane jak podatki" - pisała w swoim programie Wiosna, "Alimenty tak nieuchronne jak podatki" - pisze Koalicja Obywatelska).
Jednak Koalicja nie musiała od nikogo przepisywać. Podwyżki pensji dla nauczycieli, walka ze smogiem i plastikiem, równe płace dla kobiet i mężczyzn, in vitro, systemowe wsparcie seniorów - nie są własnością jednej partii.
To sprawy obecne na co dzień w debacie publicznej i akceptowane przez elektorat KO. Dzięki programom społecznym PiS, a także doświadczeniom Polaków-migrantów w innych krajach i zmianie kierunku debaty publicznej na całym Zachodzie - postulaty dotyczące rozbudowania usług publicznych przestały być domeną lewicowych ugrupowań. W Polsce usłyszały je również partie tworzące Koalicję Obywatelską.
Inna sprawa to przygotowanie do tworzenia wspólnego rządu z Lewicą. Badania opinii wskazują na to, że sama KO nie ma najmniejszych szans na wygranie wyborów, natomiast nie jest bez szansy rząd KO-Lewica. Dzisiejszy program daje pole do negocjacji i porozumienia.
Pod wielkim znakiem zapytania stoi jednak jego finansowanie. Wygląda on na bardzo kosztowny, a brakuje w nim instrumentów, które pozwoliłyby na dopływ środków do budżetu państwa.
Co proponuje KO - wybrane obietnice:
„Chcę czegoś więcej: chcę zmienić polską politykę. Chcę, żeby politycy przestali zaciskać pięści, a zaczęli podawać sobie ręce, żeby nauczyli się ze sobą rozmawiać. Chcę nowej, jasnej, uśmiechniętej Polski” - mówiła Kidawa-Błońska. To „czegoś więcej” odnosiło się do tego, że nie chce być tylko premierem, ale ma szerszą wizję.
Już w lipcu podczas Forum Programowego Koalicji Obywatelskiej (tuż po zerwaniu rozmów z PSL i kiedy jeszcze toczyły się rozmowy z SLD) Grzegorz Schetyna mówił „językiem miłości”: „I przede wszystkim sami [musimy] być inni. Czynić dobro, mówić prawdę i być przyzwoitym. Wtedy przekonamy Polaków, wtedy wygramy”.
Te deklaracje brzmiały wtedy gołosłownie. Kto miałyby być twarzą Koalicji odżegnującej się od nienawiści i „czyniącej dobro"? Sam Schetyna? Czy może Bartosz Arłukowicz - nie należący do łagodnych polityków. Kidawa-Błońska uwiarygadnia taki przekaz.
„Koledzy często mi mówią, że jestem spokojna, za delikatna, a ja nie mogę się zmienić, bo przestałabym być sobą. Chciałabym, żebyśmy namawiali do zmieniania, ale tylko na lepsze".
Pytanie, czy przez pozostałe 5 tygodni przed wyborami Koalicja Obywatelska będzie konsekwentna w swoich wyborach - personalnych i programowych.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze