0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Ustawa incydentalna, która ma zmienić proces orzekania o ważności uzupełniających wyborów do Senatu oraz wyborów prezydenckich w 2025, została uchwalona przez Sejm 24 stycznia. Podczas prac komisji projekt przeszedł gruntowną przemianę.

O ważności wyborów ma orzekać 15 sędziów SN najstarszych stażem, a protesty wyborcze i odwołanie od decyzji PKW – trójkowe składy losowane z najstarszej piętnastki.

Celem jest uniknięcie orzekania w sprawach wyborczych przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, której status jest wadliwy w świetle orzecznictwa ETPCz, TSUE oraz samej SN m.in. ze względu na to, że zasiadają w niej wyłącznie osoby powołane przez KRS ukształtowany po 2018 roku, które skład uważany jest za upolityczniony.

Połączone senackie komisje mają się zająć projektem dopiero 11 lutego. Posiedzenie Senatu to z kolei 12 i 13 lutego. Jeśli nie zostaną wprowadzone żadne poprawki, prezydent będzie miał od tej daty 21 dni na podpisanie ustawy, która wchodzi w życie 3 dni po jej ogłoszeniu. Tymczasem wyboru uzupełniające go Senatu odbywają się już 16 marca. Czy to problem? Nie, ponieważ ustawa nie ma w tej formie szans na wejście w życie.

Hołownia szukał kompromisu

W sprawie szczególnych rozwiązań na zbliżające się wybory Szymon Hołownia spotkał się 20 grudnia 2024 roku z Andrzejem Dudą. W końcu to od podpisu prezydenta zależą losy ustawy. „Prezydent ostro krytykował uchwały PKW, ale zadeklarował otwartość na nasze propozycje” – mówił marszałek Sejmu w rozmowie z OKO.press. Andrzej Duda miał powiedzieć między innymi, że Konstytucja rzeczywiście przewiduje, że o ważności wyborów decyduje Sąd Najwyższy, zatem możliwe są różne rozwiązania, które będą zgodne z tym przepisem.

Przeczytaj także:

Dla porządku trzeba dodać, że spotkanie to odbyło się po decyzji PKW wstrzymującej przyjęcie sprawozdania PiS (16 grudnia), ale przed decyzją PKW o przyjęciu sprawozdania z zastrzeżeniem w postaci paragrafu drugiego, mówiącego o wątpliwym statusie Izby Kontroli Nadzwyczajnej (30 grudnia).

Zaproponowany przez Szymona Hołownię projekt zakładał, że o ważności nadchodzących wyborów prezydenckich oraz wyborów do Senatu orzekałyby trzy izby Sądu Najwyższego: Karna, Cywilna i Pracy, a nie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, która w świetle orzecznictwa TSUE, ETPCz oraz samego Sądu Najwyższego nie jest legalnym sądem. Odwołania od uchwał PKW związanych z wyborami miały rozpatrywać składy trzech sędziów losowanych spośród sędziów trzech wymienionych Izb.

Propozycja Hołowni spotkała się z chłodnym przyjęciem tzw. starych sędziów SN

Wskazywali oni, że we wszystkich izbach zasiadają neosędziowie, co projekt zupełnie pomija. W rozmowie z OKO.press sędzia Piotr Prusinowski z Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych zapowiadał już 24 grudnia:

„Sytuacja wygląda dość jasno. My nie możemy usiąść w jednym składzie z neosędziami (...), gdybyśmy usiedli z nimi do jednego składu, to godzilibyśmy się na to, żeby wydawać orzeczenia, które są dotknięte nieważnością”.

Sędzia stwierdził też, że możliwość składania wniosków o wyłączenie sędziów są w SN iluzoryczne:

„To jest utopia, że ktokolwiek wyda jakieś postanowienie o wyłączeniu w jakiejkolwiek ze spraw. Dopóki pani Manowska trzyma rękę na biurze podawczym, dopóty żaden wniosek o wyłączenie nie zostanie rozpoznany przez starego sędziego. Tak wygląda prawda o Sądzie Najwyższym”.

Stąd upór tzw. starych sędziów SN. Istniał zatem scenariusz, że w przypadku składów trójkowych, w których wylosowano by neosędziego, pozostali odmawialiby orzekania. A co za tym idzie, do składu dolosowywano by kolejnych neosędziów, w efekcie tworząc skład złożony tylko z osób powołanych po 2018 roku. Nic mogłoby nie wyjść także z orzekania w sprawie ważności wyborów. „Żeby mógł orzec Sąd Najwyższy w składzie połączonych Izb Cywilnej, Karnej oraz Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, a tak przewiduje projekt, to w posiedzeniu powinna uczestniczyć co najmniej połowa sędziów Sądu Najwyższego z każdej Izby. Zapewne w Izbie Karnej oraz Pracy i Ubezpieczeń Społecznych takiej większości nie uda się zebrać” – mówił OKO.press sędzia Prusinowski.

Tymczasem od początku jasne było, że prezydent mógłby podpisać taką ustawę, tylko jeśli nie wyłączałaby automatycznie tzw. neosędziów z orzekania.

„Prezydent jasno o tym wielokrotnie mówił, że skoro on powołuje kogoś na sędziego, to jest on czy ona sędzią. Ja się oczywiście z prezydentem w tej kwestii fundamentalnie nie zgadzam. Jednak kiedy szukamy tymczasowego porozumienia, musimy brać pod uwagę racje wszystkich stron” – wyjaśniał Szymon Hołownia.

„Chcę zrobić to, co w mojej mocy, żeby znaleźć rozwiązanie, które byłoby do zaakceptowania dla wszystkich stron”.

Prezydent nie podpisze

Ustawa incydentalna w swojej pierwotnej formie dostała półoficjalnie zielone światło od Donalda Tuska. Siłą polityczną, która w koalicji najgłośniej wyrażała wobec niej obiekcje była — co może być nieco zaskakujące — Nowa Lewica. Politycy ugrupowania głośno podnosili właśnie kwestię dotyczącą możliwości udziału neosędziów w orzekaniu.

Ostatecznie ugrupowaniem, które złożyło podczas prac w komisji poprawkę wychodzącą naprzeciw zgłaszanym postulatom w sprawie udziału neosędziów, było Polskie Stronnictwo Ludowe.

Poprawka teoretycznie usuwała wszystkie potencjalne problemy ustawy incydentalnej. W sprawie ważności wyborów orzekać ma 15 sędziów najstarszych stażem, a z tej piętnastki losowane mają być składy trójkowe do rozpatrywania protestów wyborczych. Dla polityków Prawa i Sprawiedliwości poprawka ta była od początku niezbyt zawoalowanym odsunięciem neosędziów od orzekania. Identyczna dyskusja odbywała się w Sejmie już kilka lat temu podczas prac nad ustawą likwidującą Izbę Dyscyplinarną i powołującą Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. PSL proponowało wtedy, by orzekali tam sędziowie z 7-letnim stażem w SN, co spotkało się z twardym sprzeciwem PiS.

Wiadomo było zatem, że poprawka PSL wysadzi ustawę w powietrze, a jednak została przyjęta głosami KO, PSL, Razem i samej Polski 2050. „Jeśli PSL by jej nie zgłosiło, to KO zgłosiłaby poprawkę wyłączającą wprost neosędziów” – słyszymy od osoby związanej z partią. W Polsce 2050 panuje rozczarowanie postawą klubu Lewicy, która nie poparła ustawy nawet w takiej formie, tylko wstrzymała się od głosu. Usłyszeliśmy także, że nie pierwszy raz w koalicji upada „zdroworozsądkowa propozycja” ze względu na nieprzejednany stosunek wobec neosędziów części środowiska sędziowskiego i prawniczego.

Rozczarowanie dotyczy jednak także samego prezydenta, który co prawda spotkał się z marszałkiem 20 grudnia, ale na późniejszym etapie nie wykonał publicznie żadnego zachęcającego gestu, który byłby dla partnerów w tej dyskusji potwierdzeniem, że kompromis jest na wyciągnięcie ręki. Nie zrobił tego także nikt z jego kancelarii.

W tej chwili nikt już nie wierzy, że ustawa ma sens

Koalicja spodziewa się, że prezydent odeśle ją do Trybunału Konstytucyjnego w procedurze kontroli prewencyjnej. Na brak zgody dla takiego rozwiązania wskazują także słowa szefa Gabinetu Prezydenta RP Marcina Mastalerka:

„To prezydent będzie decydował, ale mam nadzieję, że ta sprawa ustawy incydentalnej będzie tylko brzydkim incydentem. To jest absurd i mam nadzieję, że tak samo jak wybory parlamentarne były rozstrzygane w oczywisty sposób, tak i będą te prezydenckie (...) To, co oni robią, naprawdę brzydko pachnie i mam nadzieję, że prezydent tego nie podpisze, ale nie rozmawiam z prezydentem o sprawach prawnych, bo to on jest doktorem nauk prawnych i to on jest tu wybitnym specjalistą” – powiedział 27 stycznia w TVN24.

W tym samym duchu wypowiedziała się w tym tygodniu także szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Paprocka. Na antenie Radia ZET nazwała ustawę „inżynierią wyborczą na chwilę przed wyborami”.

„Oczywistym jest, że prezydent, z którego inicjatywy uchwalono ustawę i kształtowano Izbę Kontroli Nadzwyczajnej, który stoi za w pełni legalnymi powołaniami sędziowskimi, teraz nie będzie zwolennikiem takich regulacji, które są sprytnym wybiegiem marszałka Sejmu Szymona Hołowni” – dodała.

Co dalej? Prawnicy uspokajają, ale politycy obawiają się zemsty Izby Kontroli

Obecnie najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że wszystko odbywać się będzie tak, jak w ostatnich latach. Izba Kontroli orzekać będzie w sprawach dotyczących procedur wyborczych, a PKW przyjmować te decyzje — z zastrzeżeniami albo i bez zastrzeżeń. I to samo stanie się z orzeczeniem w sprawie ważności wyborów.

Co w takim wypadku z wątpliwym statusem izby? Czy podważanie ważności takiego orzeczenia wpływa na objęcie urzędu przez nowowybranego prezydenta? W ostatnich tygodniach pojawiło się dużo głosów ekspertów i ekspertek, którzy uważają, że do zaprzysiężenia nowego prezydenta nie jest potrzebna uchwała SN o ważności wyborów. Mówiła o tym w rozmowie z OKO.press prof. Ewa Łętowska. Podobna analiza autorstwa dr. Marcina Krzemińskiego ukazała się na portalu konstytucyjny.pl.

Ale w sprawie odsunięcia Izby Kontroli od wyłącznego orzekania w sprawie ważności wyborów chodzi nie tylko o rozważania, czy orzeczenie legalnego, niebudzącego wątpliwości sądu jest konieczne do objęcia urzędu przez nowego prezydenta.

W obozie władzy istnieje realna obawa o to, że jeśli kandydat pochodzący z obozu rządowego wygra z kandydatem PiS niewielką przewagą, IKNiSP orzeknie o nieważności wyborów.

Taki ruch oznacza co prawda, że po skończeniu kadencji Andrzeja Dudy funkcję prezydenta czasowo przejąłby marszałek Sejmu. Ale sam fakt podważenia wyniku wyborów doprowadziłby do głębokiego kryzysu w państwie, którego skutki są trudne do przewidzenia.

Politycy PiS w wypowiedziach medialnych dość wyraźnie wskazują, że będą kwestionować wybory w przypadku przegranej Karola Nawrockiego.

„Wysokie zwycięstwo [Nawrockiego – przyp.] gwarantuje to, że nie będzie fałszerstwa” – mówił Mariusz Błaszczak w Polsat News 28 stycznia. Co sugeruje, że jego przegrana oznaczać będzie fałszerstwo. Jakiego rodzaju? „Na przykład takie jak w Rumunii” – precyzował Mariusz Błaszczak. Przede wszystkim jednak politycy PiS wskazują na brak wypłaty środków budżetowych dla partii.

„Bez tych pieniędzy wybory nie będą równe” – mówił Mariusz Błaszczak. W ten sam sposób wypowiadała się także Małgorzata Paprocka, szefowa Kancelarii Prezydenta:

„Tu nie ma żadnej tajemnicy, niewypłacanie środków należnych PiS może się przełożyć na orzeczenia o ważności wyborów prezydenckich” – powiedziała w PolsatNews.

Od osoby współpracującej z Szymonem Hołownią słyszymy, że „oni [neosędziowie w SN] są zdolni do wszystkiego”,

co widać było choćby w sprawie dotyczącej wygaszania poselskich mandatów Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. W sprawie wyborów chodzić ma już nie tylko o orzekanie zgodnie z interesem partyjnym Prawa i Sprawiedliwości, ale także o interes samych neosędziów.

Wybór prezydenta z obozu rządowej koalicji oznaczać będzie w końcu odblokowanie głębokiej reformy sądowej, która zakłada m.in. zlikwidowanie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Neosędziowie w SN będą musieli się również liczyć z bardziej surowym potraktowaniem niż neosędziowie w sądach powszechnych, ponieważ SN to sąd ostatniego słowa i będą wobec niego zastosowane bardziej wyśrubowane standardy. Oznacza to, że zasiadający w IKNiSP, orzekając w sprawie wyborów, będą też orzekać w sprawie swojej zawodowej przyszłości.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze