0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Cezary Aszkielo...

Posłowie i posłanki we wtorek i czwartek (24 i 26 stycznia 2023) debatowali nad liberalizacją zasad stawiania elektrowni wiatrowych na lądzie. Ustawa wiatrakowa przeszła przez dyskusję na posiedzeniu połączonych Komisji ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Samorządu Terytorialnego. Wiadomo już, że projektu jej nowelizacji nie uda się przegłosować w styczniu. Co więcej, nie można wykluczyć, że projekt przepadnie przez brak poparcia ze strony opozycji. Na ostatniej prostej PiS wprowadził do niego zmianę, która ograniczy skalę inwestycji w energię z wiatru.

Ustawa wiatrakowa: co wiemy po pracach w Sejmie?

  • Nowelizacja formalnie utrzymuje zasadę 10H wprowadzoną w 2016 roku. W jej myśl wiatrak może stać w odległości równej 10-krotności jego wysokości łącznie z ustawioną na sztorc łopatą turbiny. De facto zasada ta przestaje jednak obowiązywać w gminach, które wpiszą do swojego planu zagospodarowania opcję utworzenia farmy.
  • Poprawka wniesiona przez Marka Suskiego (PiS) zakłada, że farmy wiatrowe będą mogły powstawać w odległości 700 metrów od budynków mieszkalnych. Pierwotnie projekt nowelizacji wyznaczał granicę na 500 metrach niezależnie od rodzaju zabudowy. W przypadku budynków gospodarczych czy przemysłowych odległość ta się nie zmienia i nadal wynosi 500 metrów.
View post on Twitter

Projekt poprawki został wniesiony zaraz przed startem posiedzenia komisji, w formie zapisanej odręcznie kartki.

  • Na przyjęcie tej poprawki przystała bez poddawania jej w wątpliwość ministra klimatu Anna Moskwa. Stwierdziła, że jej resort nie widzi problemu, jeśli chodzić będzie jedynie o budynki mieszkalne. Jeśli wierzyć słowom prowadzącego obrady posła Suskiego, szefowa resortu klimatu nie wiedziała wcześniej o tym, że taka poprawka wchodzi pod głosowanie komisji.Według wypowiadającego się podczas posiedzenia Komisji Janusza Gajowieckiego z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej konsekwencje takiej zmiany będą jednak poważne. Według PSEW przesunięcie granicy o 200 metrów spowoduje "redukcję możliwej mocy zainstalowanej o około 60-70 proc.". "To duże rozczarowanie" - nie krył przedstawiciel branżowej organizacji.
  • Komisje odrzuciły poprawkę dotyczącą obowiązkowych referendów przeprowadzanych w gminach, które planują dopuszczenie budowy farm wiatrowych na swoim terenie. Według ministry klimatu Anny Moskwy mieszkańcy mają prawo wypowiadać się w sprawie ich utworzenia podczas konsultacji społecznych. Taka poprawka byłaby też bezprzedmiotowa w sytuacji, gdy mieszkańcy i tak mają prawo do inicjatywy referendalnej i mogą wpłynąć na zorganizowanie głosowania w swojej gminie na każdy ważny dla niej temat.

Przeczytaj także:

Ustawa wiatrakowa to kamień milowy, ale nie najistotniejszy

  • Ustawa wiatrakowa jest wymieniona jako jeden z kamieni milowych, których wypełnienie odblokuje wypłatę środków z Krajowego Planu Odbudowy. Komisja Europejska dopuszcza utrzymanie zasady 10H i jej liberalizację w gminach, które wyrażą na to zgodę. Nie precyzuje jednocześnie, jaka miałaby być odległość zabudowań od wiatraków w gminach, które dopuściły budowę farm na swoim terenie. Dlatego możliwe, że Bruksela uzna przegłosowanie nowelizacji w obecnym kształcie za wypełnienie swoich wymagań.

Jak czytamy w stanowisku Komisji Europejskiej chodzi o:

"Wejście w życie ustawy zmieniającej, co przyczyni się do usunięcia formalnych barier dla inwestycji w infrastrukturę lądową. W ramach zmiany zostanie uelastyczniona zasada odległości (minimalna odległość wiatraka od budynku mieszkalnego na poziomie dziesięciokrotności wysokości wiatraka, 10H), przyznając gminom większą władzę w zakresie określania minimalnych odległości w ramach procedury zagospodarowania przestrzennego i procedury planistycznej, a także regionalnym dyrekcjom ochrony środowiska w ramach procedury wydawania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. Ogólna zasada 10H zostanie utrzymana przy równoczesnym umożliwieniu odchyleń od niej oraz przyznaniu poszczególnym gminom większej władzy w zakresie określania lokalizacji farm wiatrowych w ramach procedury opracowywania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (procedura planistyczna/zagospodarowania przestrzennego)."

  • Rząd planuje wysłać wniosek o odblokowanie pieniędzy z KPO po uchwaleniu nowej wersji ustawy odległościowej. Rządzący przyznają jednak, że formalnie mogliby zrobić to bez jej nowelizacji. Uporządkowanie sprawy wiatraków nie stanowi „superkamienia milowego", którego niewypełnienie uniemożliwia wypłatę jakichkolwiek pieniędzy z unijnego mechanizmu. Za „superkamień" uznawane są za to wymagane przez Brukselę zmiany w sądownictwie. „Formalnie nie jest to superkamień milowy, ale w istocie zapisy tam zawarte, jak i konsekwencja dochodzenia do ich realizacji przez Komisję Europejską sprawiają, że jest to ważny kamień milowy. Bez przyjęcia ustawy wiatrakowej trudno sobie wyobrazić możliwość pozytywnego rozpatrzenia wniosku przez Komisję Europejską o płatność" - mówił o ustawie wiatrakowej minister ds. Unii Europejskiej Szymon Szynkowski vel Sęk na antenie radiowej Trójki.
  • Ustawy nie uda się przegłosować w styczniu. Najprawdopodobniej trafi ona na salę plenarną podczas kolejnego posiedzenia zaplanowanego na 6,7 i 8 lutego.

A czego jeszcze nie wiemy?

To najważniejsze fakty dotyczące nowelizacji ustawy wiatrakowej i wagi czekających nas zmian. Po dwóch dniach sejmowej pracy nad odblokowaniem wiatraków pojawiło się jednak też kilka istotnych znaków zapytania. Dotyczą one przede wszystkim parlamentarnej arytmetyki.

Nie jest jasne, czy rząd zbierze wystarczającą liczbę głosów poparcia dla ustawy w nowym brzmieniu.

Nie wiadomo, jak do rozwodnionej wersji projektu podejdą posłowie koalicyjnej Solidarnej Polski, do tej pory przeciwni liberalizacji zasady 10H. Ponadto nie można wykluczyć, że ustawa wiatrakowa podzieli członków Prawa i Sprawiedliwości. Przeciwniczkami liberalizacji ustawy wiatrakowej są nadal wpływowe europarlamentarzystki Beata Szydło i Anna Zalewska. „Nasi wyborcy nie godzą się na to. To wygląda na samobój" - mówiła z kolei posłanka PiS z Krasnegostawu Teresa Hałas.

W tej sytuacji rząd Mateusza Morawieckiego musi liczyć na poparcie opozycji. Jej przedstawiciele podczas obrad komisyjnych podchodzili do zmiany odległości sceptycznie. Mówili o poprawce spisanej "na kolanie" i narzekali na brak czasu na jej interpretację. Jednoznacznie krytycznie do propozycji sygnowanej przez Suskiego odniósł się poseł Lewicy Maciej Konieczny. "Zgniły kompromis w ramach Zjednoczonej Prawicy psuje rządowy projekt" - pisał w komentarzu zamieszczonym na Twitterze.

Organizacje były za, będą przeciw

Projekt na pewno stracił za to poparcie organizacji pozarządowych, które do tej pory były skłonne zgodzić się na liberalizację w zgodzie z "zasadą 500 metrów".

„Bez 500 metrów ustawa wiatrakowa jest bublem – przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa" - komentował już po komisyjnej debacie Janusz Gajowiecki z Polskiego Stowarzyszenia Energii Wiatrowej. - "Zmiana minimalnej odległości elektrowni wiatrowych na 700 metrów niesie za sobą tragiczne dla energetyki wiatrowej konsekwencje. Uniemożliwi ona wykorzystanie potencjału, jaki drzemie w polskim wietrze. Zamiast kilkunastu powstanie co najwyżej kilka GW mocy w wietrze. To de facto dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie. To niezrozumiałe w obliczu kryzysu energetycznego i dramatycznie wysokich cen energii" – podkreślał Gajowiecki.

"Efekty nieprzemyślanej zmiany będziemy odczuwać latami. Rząd ograniczając rozwój taniej, czystej i bezpiecznej energii z turbin wiatrowych cementuje wysokie ceny energii i wpędza nas w ryzyko niedoborów mocy spowodowanych wypadającymi z systemu przestarzałymi i nieefektywnym elektrowniami węglowymi oraz zwiększa uzależnienie gazu ziemnego" - dodaje w rozmowie z OKO.press Mikołaj Gumulski z Greenpeace Polska. - "Strategia energetyczna naszego państwa opiera się nie na ekspertyzach, a o wyniki, które wyrzuci generator liczb losowych na ulicy Nowogrodzkiej. Teraz kluczowe jest, żeby politycy i polityczki opozycji nie pozwolili na przejście tej farsy. Tę poprawkę trzeba odrzucić. Politycy muszą zrozumieć, że definiują na lata gospodarkę 38-milionowego kraju, a nie negocjują długość klombu na ryneczku w Pcimiu, żeby móc nagle dodawać sobie tu i tam kilkaset metrów według uznania" - podsumowuje działacz.

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Przeczytaj także:

Komentarze