0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Lukasz Cynalews...

Liberalizacja na pół gwizdka - tak można opisać zmiany wprowadzone przez Sejm do ustawy wiatrakowej. Do tej pory rozwój energii z wiatru na lądzie był niemal całkowicie zablokowany. Teraz będzie lepiej, ale lokalizowanie nowych farm i tak będzie bardzo trudne - wskazuje branża i część opozycyjnych posłów. A wiatraków potrzebujemy „na wczoraj”, bo oferują tanią i czystą energię.

W jakiej formie ustawa wiatrakowa przeszła przez Sejm? Najważniejszym jej zapisem jest ten określający minimalny dystans farm od zabudowań. W przypadku budynków mieszkalnych będzie to 700 metrów - zgodnie z poprawką zgłoszoną przez posła PiS Marka Suskiego.

Spisana odręcznie i złożona w trakcie prac komisyjnych poprawka szła wbrew postulatom rządu, który odległość tę chciał wyznaczyć na granicy 500 metrów.

Według najnowszych badań tyle wystarczy, by do minimum ograniczyć wpływ działalności elektrowni na pobliskich mieszkańców - w tym hałas czy cień rzucany przez łopaty wirnika na okolicę.

700 metrów albo 10H

Granica 700 metrów ma jednak obowiązywać jedynie tam, gdzie rozwój farm wiatrowych do planu miejscowego wpiszą lokalne władze. W innych przypadkach nadal będzie obowiązywać stara zasada „10H” - a granica wypadać będzie na dziesięciokrotności wysokości wiatraka razem ze śmigłem. Na bliskości wiatraków mają też korzystać mieszkańcy gmin, gdzie będą budowane. Ustawa wiatrakowa w nowej wersji zakłada, że dostaną oni dostęp do 10 proc. osiąganej przez nie mocy na preferencyjnych warunkach - po stawkach hurtowych.

Przeczytaj także:

Posłowie PiS nazywali te zasady „kompromisem” pomiędzy postulatami inwestorów a stroną społeczną. W rzeczywistości jednak możemy mówić bardziej o próbie (choć nieudanej) porozumienia pomiędzy dwiema partiami koalicji.

W Zjednoczonej Prawicy rozłam w sprawie wiatraków trwał od momentu wyjścia projektu nowelizacji z rządu. Politycy Solidarnej Polski, z ogniście walczącym z wiatrakami posłem Januszem Kowalskim na czele, nie chcieli słyszeć o tak dalekiej liberalizacji prawa. Z zewnątrz widać było konflikt, jednak rzecznik rządu Piotr Müller mówił konsekwentnie jedynie o „dyskusji”, w której słychać głosy o odsunięciu wiatraków 1000 metrów od zabudowań.

Ustawa wiatrakowa w Sejmie: opozycja się wstrzymuje

Po kilku miesiącach przepychanki wydawało się, że PiS porzucił plany dogadania się z koalicjantem. W grudniu premier Morawiecki pojawił się podczas obrad sejmowego zespołu ds. odnawialnej energii, zdominowanego przez posłów PSL-u. Ludowcy po tej wizycie zadeklarowali poparcie dla rządowego projektu, zakładającego 500-metrową odległość wiatraków od zabudowań. W podobnym tonie wypowiadali się również przedstawiciele innych opozycyjnych ugrupowań.

Wydawało się więc, że PiS dogada się z opozycją ponad głowami posłów dowodzonych przez Zbigniewa Ziobrę.

Sprawę skomplikowała jednak poprawka Suskiego. Wielu polityków opozycji zapowiadało, że nie podniesie ręki za ustawą zakładającą 700-metrowy dystans wiatraków od zabudowań, niektórzy zastanawiali się nad wstrzymaniem się. Opozycja wskazywała, że ta niewielka na pierwszy rzut oka różnica mocno przyhamuje rozwój energetyki wiatrowej, ograniczając powierzchnię, na której wiatraki mogłyby stanąć. Zapowiadali też sprzeciw wobec wrzuconej przez Solidarną Polskę na ostatniej prostej poprawki odsuwającej wiatraki od zabudowań na odległość kilometra - zapis ten ostatecznie przepadł podczas prac komisyjnych.

W środowy (8 lutego) wieczór pod głosowanie trafiła więc „700-metrowa” wersja nowelizacji. W tej formie została też przegłosowana. Za było 205 członków klubu PiS (19 przeciw - to wchodzący w skład klubu członkowie Solidarnej Polski, a także niektórzy posłowie i posłanki PiS, jak np. Teresa Hałas). Niemal wszyscy przedstawiciele opozycji się wstrzymali, z wyjątkiem pojedynczych posłów Konfederacji, Kukiza’15 i koła Polskie Sprawy.

wyniki głosowania nad ustawą wiatrakową
wyniki głosowania nad ustawą wiatrakową

"Zgniły kompromis"

"Cokolwiek poza 500 metrów to zgniły kompromis i udawanie, że spotykając się w połowie osiągamy jakiś konsensus. Nic bardziej mylnego" - mówi Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat, ekspert w zakresie energetyki i klimatu. "Istotna większość projektów gotowych do rozpoczęcia inwestycji tuż po liberalizacji ustawy antywiatrakowej była w ciągu ostatnich lat szykowana pod kątem właśnie tej odległości. Adaptacja tych przedsięwzięć do nowej odległości nie potrwa z dnia na dzień - wykosi masę gotowych projektów, których potrzebujemy na wczoraj" - dodaje.

Obecnie mamy około 7,8 GW - ta moc wciąż się zwiększa, ale to cały czas za mało. Dla porównania: elektrownia węglowa w Bełchatowie to 5 GW.

Eksperci z Instratu wyliczali w 2021 roku, że aby spełnić unijny cel redukcji emisji o 55 proc. do 2030, potrzebowalibyśmy ok. 18 GW mocy z wiatraków. To - przekonywali w raporcie "Wiatr w żagle" - byłoby możliwe, gdyby zostały poluzowane ograniczenia administracyjne i gdyby wprowadzono zasadę 500 metrów. "Wszystkie prognozy [dotyczące redukcji emisji] zgadzają się, że moc wiatrowa na lądzie w Polsce musi wzrosnąć do co najmniej 17 GW w 2030 r., przy czym bardziej ambitne ścieżki zmierzają do 22-27 GW" - to z kolei cytat z raportu think-tanku Ember.

Ustawa wiatrakowa ponownie mrozi wiatraki

Co więcej, liberalizacja zakładająca 500 metrów pozwalałaby na ponad 25-krotne zwiększenie dostępności terenów pod inwestycje wiatrowe. "Z obecnych 0,28 proc. do 7,08 proc. powierzchni Polski. To, wraz z modernizacją istniejących turbin, umożliwi zwiększenie mocy zainstalowanej w wietrze nawet do 44 GW" - czytamy.

Z odległością ustaloną na poziomie 700 metrów nie mamy szans osiągnąć celów redukcji.

Jak podaje Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW),

utrzymanie odległości minimalnej 700 metrów oznaczać będzie, że do 2030 r. powstaną co najwyżej 4 gigawaty nowych mocy wiatrowych.

"W wyniku uchwalonej w 2016 roku tzw. ustawy odległościowej wszystkie miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego przewidujące możliwość lokalizacji elektrowni wiatrowych stały się niemożliwe do wykorzystania. Odblokowanie przynajmniej części z nich to szansa na skrócenie procesu inwestycyjnego o minimum 2-3 lata" - podaje PSEW.

"Stopień odblokowania zależy od jednego parametru – minimalnej odległości pomiędzy zabudową mieszkalną a elektrownią wiatrową. Tutaj metry mają bardzo duże znaczenie. Duża część planów była sporządzana z uwzględnieniem minimalnej odległości 500 m, która przed 2016 rokiem nie była prawem, ale dobrą praktyką" - wyjaśnia.

84 proc. planów do kosza

Jak wynika z obliczeń Urban Consulting, aż 84 proc. planów zagospodarowania dopuszczających lokalizację elektrowni wiatrowych może trafić do kosza przez zmianę odległości na 700 metrów. W czterech województwach do kosza trafią wszystkie przygotowane plany. Chodzi o mazowieckie, kujawsko-pomorskie, śląskie i małopolskie.

Mapa_MPZP_700m

Z kolei firma konsultingowej Ambiens obliczyła, że poprawka Suskiego zmniejszy tereny dostępne dla energetyki wiatrowej o blisko połowę.

"Politycy PiS, zamiast rozwiązać problem, który sami stworzyli, tworzą kolejne problemy w energetyce. Nie tylko drastycznie ograniczają dostępne tereny dla elektrowni wiatrowych, ale też opóźniają inwestycje.

Pisana na kolanie poprawka posła Suskiego zahamuje rozwój taniej i czystej energii z wiatru na kolejne kilka lat, bo wiele inwestycji trzeba będzie zaczynać od nowa"

- komentuje Marek Józefiak z Greenpeace.

Każdy GW na wagę złota

Eksperci wyliczają, że każdy gigawat wiatraków na lądzie wyprodukuje rocznie 3,3 TWh energii. Tyle, ile w ciągu roku zużywa całe woj. podlaskie.

Bernard Swoczyna z Instratu wylicza: "Aby wytworzyć tyle samo prądu z gazu ziemnego – przypomnijmy, że to uzależnienie od niego wywołało kryzys energetyczny i rekordową drożyznę – trzeba by kupić za granicą ponad pół miliarda metrów sześciennych gazu. To przy dzisiejszej cenie z polskiej giełdy daje rachunek na poziomie aż 2 miliardów złotych (nie mówiąc o opłatach CO2). Tyle gazu zużywają w pół roku np. Zakłady Azotowe Puławy. To prawie 10 proc. rocznej przepustowości gazoportu. Podobny rachunek dla importowanego węgla kamiennego wskazuje na blisko 1 miliard złotych oszczędności".

Liberalizacja ustawy wiatrakowej jest jednym z kamieni milowych, które są konieczne do uzyskania środków z KPO. Chodzi o 158,5 mld złotych. W tym 106,9 mld złotych w postaci dotacji i 51,6 mld złotych w formie preferencyjnych pożyczek. Sprawa wiatraków miała być rozwiązana do końca czerwca 2022 - rozwiązania i tak zostają przyjęte z ogromnym opóźnieniem, po ponad 7 miesiącach w sejmowej zamrażarce.

Ustawa wiatrakowa w rękach Senatu

„Formalnie nie jest to superkamień milowy. Ale w istocie zapisy tam zawarte, jak i konsekwencja dochodzenia do ich realizacji przez Komisję Europejską sprawiają, że jest to ważny kamień milowy. Bez przyjęcia ustawy wiatrakowej trudno sobie wyobrazić możliwość pozytywnego rozpatrzenia wniosku przez Komisję Europejską o płatność” – mówił w styczniu 2023 minister ds. Unii Europejskiej Szymon Szynkowski vel Sęk na antenie radiowej Trójki.

Pytanie, jak KE oceni ostateczny kształt noweli, która przecież nie odblokuje pełnego potencjału wiatraków na lądzie.

Ustawa wiatrakowa teraz będzie skierowana do Senatu. Eksperci i aktywiści liczą na przywrócenie zasady 500 metrów do noweli.

"Senat musi naprawić błędy PiS-u i przywrócić do ustawy zapis o 500 metrach. Rozwój energetyki wiatrowej powinien być traktowany jako polska racja stanu. Na rozwoju wiatraków skorzystają polskie firmy, rolnicy dzierżawiący ziemię i samorządy, które będą zasilone podatkami. Wreszcie zyskamy na tym wszyscy jako obywatele i obywatelki. Wiatraki zapewnią nam tańszą energię i poprawią bezpieczeństwo energetyczne Polski" - podkreśla Mikołaj Gumulski z Greenpeace.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze