0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto ROMAIN LAFABREGUE / AFPFoto ROMAIN LAFABREG...

Ale zacznijmy od początku.

31 lipca 2025 roku w Szpitalu Wojewódzkim w Poznaniu zespół pod kierownictwem prof. Dawida Murawy przeprowadził pierwszy w regionie zabieg zwany w skrócie PIPAC (Pressurized Intraperitoneal Aerosol Chemotherapy – dootrzewnowa chemioterapia podciśnieniowa aerozolem).

Terapii poddanych zostało czterech pacjentów. Były to osoby z rozsianą chorobą nowotworową, u których pojawiły się liczne przerzuty w otrzewnej (otrzewna to rodzaj worka, w którym mieszczą się nasze trzewia, a więc m.in. jelita). Chorzy ci w tej fazie choroby nie nadawali się już do operacji.

Zmiany nowotworowe w otrzewnej są trudne do leczenia. Stąd poszukiwania metody, by zwiększyć skuteczność tradycyjnej chemoterapii.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Skuteczniejszy aerozol

Metodę taką znaleziono kilkanaście lat temu.

Polega ona w uproszczeniu na wprowadzeniu do brzucha pacjenta rurki, przez którą można wpuścić leki i pod ciśnieniem rozpylić je.

Przybierając postać aerozolu łatwiej docierają do zmian nowotworowych w otrzewnej i u części pacjentów wywołują efekt terapeutyczny. Czasem guzy na tyle się zmniejszają, że można ponownie rozważać operację.

Przeczytaj także:

Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że jest to nadal leczenie paliatywne, a więc nastawione na przedłużenie życia pacjenta i na zmniejszenie dolegliwości związanych z nowotworem, a nie na wyleczenie.

Tańsze czeskie rozwiązanie

System do opisywanego zabiegu wymyślili Amerykanie. Jak nietrudno przewidzieć, postanowili go sprzedawać za odpowiednio wysoką cenę. W Polsce po raz pierwszy techniki PIPAC użyto w Bydgoszczy w roku 2017. Od tego czasu, głównie ze względu na cenę, nie stosowano jej.

W międzyczasie nasi południowi sąsiedzi – Czesi skonstruowali podobne, za to znacznie tańsze rozwiązanie. Prof. Dawid Murawa wybrał się niedawno do Pragi, gdzie obserwował, jak czescy lekarze stosują technikę rozpylania chemoterapeutyków w brzuchu pacjentów. I postanowił sam spróbować.

Wyjazdy do Izraela

W ciągu ostatnich kilku lat, jeśli ktoś z polskich ciężko chorych pacjentów chciał skorzystać z tej szansy leczenia, musiał jechać za granicę. Ratunku szukano głównie w Izraelu. Terapia w tamtejszych szpitalach kosztowała ok. 60 tys. dolarów. Stąd apele o zbiórki funduszy na takie właśnie leczenie poza krajem.

Wieść o czterech, pierwszych od lat, darmowych zabiegach w kraju, rozeszła się lotem błyskawicy. Rodzime media odtrąbiły sukces.

I może sprawa na tym by się zakończyła, tzn. poznańscy lekarze spokojnie szukaliby kolejnych kandydatów do nowatorskiej terapii, a ta – miejmy nadzieję – przyniosłaby części z nich ulgę.

Tak się jednak nie stało m.in. za sprawą Łukasza Litewki, młodego, aktywnego posła Nowej Lewicy ze Śląska.

900 zgłoszeń po poście Litewki

Na jego nazwisko natknąłem się za sprawą organizowanych przez niego akcji w obronie zwierząt. Jako właściciel trzech psów i dwóch kotów odebrałem te działania za potrzebne i użyteczne. Jakiś czas temu wysłuchałem też fragmentu rozmowy Marka Czyża z panem Litewką, w której polityk mówił, że oddźwięk, jaki mają jego akcje i pomysły jest gigantyczny i że się tego nie spodziewał.

Jeśli jednak ma się tak spory wpływ na odbiorców, warto dobrze się zastanowić, zanim poda się jakąś informację na swoim Facebooku czy Instagramie. Gdy dotyczy ona zwierząt, też należy uważać, ale gdy ludzi nieuleczalnie chorych na nowotwór – już szczególnie.

Łukasz Litewka (jak podało TVN24) zamieścił na własnym Facebooku informację o sukcesie poznańskich lekarzy, przedstawiając je jako „wyjątkowo skuteczne” i „stanowiące ogromną szansę i nadzieję”.

Efekt? 900 zgłoszeń z całej Polski pacjentów, którzy proszą, by objąć ich takim leczeniem.

Eksperci ostrzegają

Infolinia szpitala została zablokowana. Placówka uruchomiła specjalny adres mailowy, na który można było słać zapytania w kwestii zabiegu. Obiecywano, że wszyscy dostaną odpowiedź.

W międzyczasie tytuły w różnego rodzaju komunikatach przybrały formę: „Koniec ze zbieraniem pieniędzy na zabiegi za granicą!”.

Zaniepokojeni takim obrotem sprawy eksperci z Polskiego Towarzystwa Onkologicznego i Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej 4 sierpnia 2025 r. opublikowali wspólny komunikat. Zwrócili w nim uwagę, iż skuteczność metody zastosowanej przez poznaniaków „nie została jednoznacznie udowodniona w badaniach klinicznych”.

„Dotychczas przeprowadzono jedynie małe badania kliniczne fazy II, w których nie porównywano metody PIPAC do aktualnego standardu leczenia” – czytamy w komunikacie.

I dalej: „Z uwagi na brak jednoznacznych dowodów naukowych z randomizowanych badań klinicznych terapia PIPAC pozostaje nadal metodą eksperymentalną, która powinna być stosowana wyłącznie w warunkach badań klinicznych po uzyskaniu zgody komisji bioetycznej i odpowiednich organów administracyjnych…”

Zabieg nierefundowany

Eksperci z obu towarzystw wyrazili też niepokój z racji doniesień medialnych, które wprowadzają ich zdaniem opinię publiczną w błąd, sugerując, iż jest to metoda o udowodnionej skuteczności oraz określonych wskazaniach. Takie informacje mogą ich zdaniem wzbudzać wśród chorych poczucie fałszywej nadziei.

Dodajmy, że jako terapia eksperymentalna, nierekomendowana ani przez polskie, ani międzynarodowe towarzystwa onkologiczne, nie może być finansowana przez NFZ.

Poznańscy lekarze nie występowali zresztą o taką refundację. Wojewódzki oddział NFZ dowiedział się o sprawie z mediów.

Prof. Murawa ripostuje

Prof. Murawa zareagował na komunikat ekspertów. Bronił się, podkreślając, że na świecie toczą się liczne badania kliniczne weryfikujące skuteczność terapii PIPAC. Zaznaczał, iż do takiego leczenia trzeba precyzyjnie kwalifikować pacjentów. Należy wykluczyć np. chorych mających przerzuty do wątroby, kości czy płuc.

Prof. Murawa ma nadzieje, że inne ośrodki onkologiczne w Polsce wezmą udział w badaniach nad tą terapią. Kierowany przez niego szpital złożył już wnioski do sześciu zagranicznych ośrodków, które prowadzą badania kliniczne z wykorzystaniem metody. Być może uda się takie badanie uruchomić także w Polsce.

Na razie szpital zawiesił zabiegi „wyłącznie z powodu powstałego zamieszania”. De facto czeka na zaakceptowanie wniosków o włączenie Polaków do międzynarodowych badań.

Zabiegi czasowo zawieszone

Na stronie Szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu jeszcze dwa dni temu można było przeczytać zdawkowy komunikat, iż placówka obecnie nie przeprowadza zabiegów PIPAC.

W tej chwili widnieje tam znacznie dłuższa informacja, że „Szpital Wojewódzki w Poznaniu nie zrezygnował, a jedynie czasowo zawiesił wykonywanie zabiegów PIPAC. Decyzja ta ma charakter wyłącznie organizacyjny i porządkujący. Jej celem jest uporządkowanie kwestii formalnych i konieczność wprowadzenia jednolitej, przejrzystej dla wszystkich ścieżki kwalifikacji do procedury”.

Szpital informuje też, że otrzymał w tej kwestii aż 1400 maili od pacjentów z prośbą o konsultację.

Poseł Litewka nie odpowiada

Napisałem do posła Łukasza Litewki na wszystkie możliwe adresy prośbę o krótką rozmowę. Chciałem go spytać, czy nie czuje się winny zamieszania w całej tej sprawie. A może niesłusznie go oskarżam, wszak informację o jego istotnym udziale podał tylko TVN24. Szukałem na Facebooku posła stosownego wpisu o sukcesie poznaniaków. Niczego takiego nie znalazłem, być może poseł go usunął.

Życie w erze mediów społecznościowych nie jest łatwe.

Gdybym sam miał wśród bliskich czy przyjaciół osobę z nowotworem rozsianym do otrzewnej, po przeczytaniu posta pana Litewki uderzałbym natychmiast do Poznania.

Być może pozytywem całej tej sprawy będzie to, że zespół prof. Murawy weźmie ostatecznie udział w badaniu klinicznym, że jego rezultaty będą pozytywne (nie w sensie wyleczenia, ale pożądanego leczenia paliatywnego). I że skorzysta z tego pewna grupa pacjentów. Trzymam kciuki.

Tak czy inaczej, apeluję o szczególny namysł i ważenie każdego słowa, gdy zwracamy się do tzw. szerokiej publiczności z informacją o raku. Brak tego namysłu może naprawdę szkodzić.

;
Na zdjęciu Sławomir Zagórski
Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze