„Reżim próbuje budować wizerunek potęgi, grożąc i »prężąc muskuły«, co ma wywołać strach u innych państw. Ogólnie Putin liczy na to, że zanim skończą mu się pieniądze, Zachód przestanie wspierać Ukrainę” – mówi w rozmowie z OKO.press Robert Pszczel, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.
Putin oświadczył, że Oriesznik (Орешник, po rosyjsku leszczyna) jest niemożliwy do przechwycenia przez przeciwnika i zapowiedział więcej testów tej broni. „Będziemy kontynuować testy, również w warunkach bojowych, w zależności od sytuacji oraz charakteru zagrożeń dla bezpieczeństwa Rosji” – zapowiedział podczas spotkania z dowódcami wojskowymi.
Po transmisji Putina w czwartkowe popołudnie nasiliły się obawy, że wojna w Ukrainie przerodzi się w otwarty konflikt globalny. Oprócz tego w sieci pojawiają się różne teorie na temat zdrowia Putina, bo ten podczas swojego wystąpienia rzekomo ani razu nie poruszył dłońmi.
Siergiej Karakajew, rosyjski dowódca Wojsk Rakietowych Strategicznego Przeznaczenia, oświadczył, że rakieta może atakować cele w całej Europie.
Cytowany przez BBC, rosyjski ekspert wojskowy Ilja Kramnik powiedział prokremlowskiej gazecie Izwiestija, że istnieje prawdopodobieństwo, iż nowy pocisk znajduje się w tzw. górnym segmencie rakiet średniego zasięgu. „Prawdopodobnie mamy do czynienia z nową generacją rosyjskich pocisków rakietowych średniego zasięgu [o zasięgu] 2500-3000 km, potencjalnie rozszerzającym się do 5000 km, ale nie międzykontynentalnym” – mówił. Tak więc w jej zasięgu mogłaby znaleźć się niemal cała Europa, ale nie Stany Zjednoczone.
Inny ekspert, Dmitrij Kornew, powiedział gazecie, że Oriesznik mógł zostać stworzony na bazie pocisków krótkiego zasięgu Iskander – powszechnie używanych na Ukrainie – ale z silnikiem nowej generacji.
W piątek Donald Tusk podczas swojego wystąpienia na zjeździe Związku Nauczycielstwa Polskiego powiedział, że jesteśmy w trudnej sytuacji historycznej. „Wojna na wschodzie wchodzi w decydującą fazę. Zbliża się nieznane, nikt z nas nie zna końca tego konfliktu. Wiadomo, że nabiera on bardzo dramatycznych wymiarów. Wydarzenia ostatnich kilkudziesięciu godzin pokazują, że to zagrożenie jest naprawdę poważne i realne, jeśli chodzi o konflikt globalny” – mówił premier.
Natalia Sawka, OKO.press: Nie przeraziło pana to niezapowiadane wcześniej przemówienie Putina?
Robert Pszczel*: Nie – proszę pamiętać, że Putin od dłuższego czasu mówi językiem gróźb, a zastraszenie jest celem tych przemówień.
To jest jasna strategia. On stosuje różnego rodzaju chwyty, łącząc nawet te najbardziej kontrowersyjne czy nieodpowiedzialne metody poprzez używanie niejasnych „straszaków”. Celem jest wywarcie presji i sprawdzenie gotowości przeciwnika. Ale Ukraińcy są już zahartowani przez wieloletnią agresję i trudno ich zastraszyć. Nie dają się, choć zmęczenie wojną jest odczuwalne.
Jednak część tej retoryki jest skierowana nie tyle przeciw Ukrainie, ile do wewnętrznego audytorium w Rosji. To typowe dla reżimu – wykorzystują czas kryzysu do propagandy i manipulacji własnym społeczeństwem.
Dlaczego?
Rosja ma poważne problemy wewnętrzne: gospodarka jest w złym stanie, co pokazują statystyki. Władze rosyjskie nie wymyślają takich strategii dezinformacji przypadkowo – one mają służyć odwracaniu uwagi od realnych problemów w kraju.
Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu z niezależnym ekspertem, który wskazał, że duża część samochodów w Rosji pochodzi z Chin. Warto przypomnieć, że choć Rosja podpisała wiele kontraktów na produkcję własnych pojazdów, w praktyce ich realizacja jest znikoma. Co więcej, chińscy producenci, dostrzegając zależność Rosji od ich produktów, więc znacząco podnieśli ich ceny, co dla Rosjan staje się coraz bardziej odczuwalne.
To efekt sankcji nałożonych przez Zachód?
W dużym stopniu tak. Samochody to tylko jeden przykład, ale dobrze ilustruje sytuację gospodarczą Rosji. Podobnie dzieje się w innych sektorach gospodarki pracującej na potrzeby cywilne – na przykład bardzo szybko rosną też ceny podstawowych produktów jak masło czy ziemniaki. To zjawisko pokazuje, jak bardzo Rosja staje się gospodarczo uzależniona od zewnętrznych dostaw państw niestosujących sankcji, zwłaszcza Chin, a gwałtowny wzrost inflacji jest nie do powstrzymania. Problemem jest także brak siły roboczej.
Rosja wyczerpuje swoje rezerwy finansowe, które miały zabezpieczyć budżet w sytuacjach kryzysowych. Choć prowadzenie badań w krajach autorytarnych jest trudne, dostępne dane wskazują, że większość Rosjan zaczyna odczuwać niezadowolenie i coraz częściej domaga się konkretnych rozwiązań. Nie oznacza to jednak masowego sprzeciwu wobec Putina czy przełożenia tego niezadowolenia na zmiany polityczne.
Rosyjski reżim, zamiast oferować swoim obywatelom realne wsparcie, nie jest w stanie zaproponować niczego konkretnego. Infrastruktura drogowa nie jest remontowana, poziom usług medycznych stale się pogarsza, zaś wydatki wojenne zjadają większą część budżetu socjalnego (są dwukrotnie większe od niego).
W obliczu tej wewnętrznej słabości Rosja skupia się na demonstrowaniu siły?
Reżim próbuje budować wizerunek potęgi, grożąc i „prężąc muskuły”, co ma wywołać strach u innych państw. Głównym odbiorcą tego przekazu są kraje Zachodu wspierające Ukrainę, a także sama Ukraina. Jednocześnie Ukraina ma pełne prawo do obrony, zgodnie z artykułem 51 Karty Narodów Zjednoczonych, który uznaje prawo do samoobrony w obliczu agresji. Ogólnie Putin liczy na to, że zanim skończą mu się pieniądze, Zachód przestanie wspierać Ukrainę.
Atak rakietą pośredniego zasięgu Oriesznik na miasto Dniepr to część kampanii propagandowej?
Ta broń nie jest międzykontynentalna, jak początkowo się mówiło. Ale mówimy o rakiecie zdolnej przenosić ładunki nuklearne. Istotne jest jednak, że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z użyciem potężnej rakiety w terenie zamieszkałym przez cywili. Takie działania należy uznać za szczyt barbarzyństwa. Rosjanie tym propagandowym działaniem chcą przekonywać, że „praktycznie” rozpoczęli masową produkcję prototypowych rakiet, które mają być niemożliwe do przechwycenia.
Podobne narracje słyszeliśmy w odniesieniu do ich „własnych” samochodów, samolotów czy innych technologii, które mają być symbolem rosyjskiej potęgi. Nawet jeśli Rosja faktycznie posiada pewne ilości tych rakiet, to należy zakładać, że są one ograniczone. W związku z tym trudno oczekiwać, aby miały one istotny wpływ na sytuację na froncie. Wątpliwe jest, aby ich użycie znacząco zmieniło dynamikę działań wojennych.
A to nie jest sygnał: „Dziś wystrzeliliśmy rakietę konwencjonalną, jutro to może być broń nuklearna”?
Owszem, wystrzelenie rakiety zdolnej do przenoszenia ładunków nuklearnych jest rzeczą poważną, nawet jeśli Moskwa uprzedziła o tym Waszyngton pół godziny przed. Tego typu działania niosą ze sobą ogromne ryzyko, w tym możliwość tragicznej pomyłki. Jeśli rakieta zostanie wystrzelona, a jej cel lub zamiary nie będą jednoznaczne, może dojść do błędnej interpretacji i potencjalnego kontrataku. Mówimy tutaj o kwestiach kluczowych dla globalnej równowagi strategicznej i systemu odstraszania nuklearnego – czyli groźbie wojny nuklearnej.
W czasach Związku Radzieckiego nigdy nie dopuszczono do takiej sytuacji. Używanie rakiet w kontekście tak zwanej „operacji specjalnej” w nomenklaturze rosyjskiej to przejaw skrajnej nieodpowiedzialności.
Istnieją podstawy, by przypuszczać, że nawet bliscy sojusznicy Rosji, mam na myśli Chiny, nie aprobują takich działań.
Rosja, przeprowadzając ten atak, nie osiągnęła żadnego istotnego celu – ani z punktu widzenia wojskowego, ani politycznego, ani tym bardziej w kontekście swojej reputacji.
Czy NATO odbiera to jako przejaw rosyjskiej eskalacji?
NATO jako organizacja zna rosyjskie modus operandi. Rosja, prowadząc od dłuższego czasu wojnę hybrydową, może w każdej chwili podjąć kolejne działania. Dlatego sojusznicy konsultują się na bieżącą i wzmacniają posturę obronną. Dla przykładu – sekretarz generalny NATO właśnie wrócił z podróży do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotkał się zarówno z prezydentem elektem, jak i z wieloma osobami przez niego nominowanymi na kluczowe stanowiska w administracji odpowiedzialnej za politykę bezpieczeństwa. W piątek ogłoszono, że jeden z zaawansowanych amerykańskich systemów obrony przeciwpowietrznej, zakupiony wcześniej przez Kanadę, dotarł już na Ukrainę. Warto również wspomnieć, że po spotkaniu ministrów obrony państw północy Europy, w tym Polski, padły konkretne deklaracje dotyczące Ukrainy. Kraje te ogłosiły swoją determinację i konkretne działania na rzecz szybkiego wzmocnienia wsparcia dla Ukrainy, w tym finansowania ukraińskiego przemysłu obronnego. Im większy będzie potencjał państw zachodnich, zarówno w zakresie obronności, jak i przemysłu obronnego, tym większe będą możliwości wspierania Ukrainy.
Donald Trump będzie eskalował czy prowadził spokojną politykę wobec tego, co robi Putin?
Putin nie jest absolutnie gotowy na żadne kompromisy. Wręcz przeciwnie, wszystkie jego wypowiedzi oraz stanowisko jego reżimu sugerują, że to, co uznają za możliwy kompromis, w rzeczywistości oznacza całkowitą kapitulację Ukrainy i Zachodu. Nie wyobrażam sobie, aby prezydent Trump był gotów zgodzić się na taki scenariusz. To oznaczałoby porażkę zarówno jego, jak i Stanów Zjednoczonych.
A jak Pan interpretuje telefon Olafa Scholza do Putina?
Ta rozmowa, jeśli chodzi o zmianę czegokolwiek na lepsze, nie miała szansy na powodzenie. Ani nie poprawiła sytuacji Ukrainy, ani nie przekonała strony rosyjskiej. Właśnie w ten sposób została wykorzystana przez rosyjską propagandę, co było oczywiste. To było działanie, którego konsekwencje są bardzo negatywne z punktu widzenia spójności stanowiska państw zachodnich i tych, które wspierają Ukrainę.
Co gorsza, sam ten telefon wynikał głównie z wewnętrznej kalkulacji politycznej związanej z nadchodzącymi wyborami w tym kraju.
* Robert Pszczel: Analityk w Zespole Bezpieczeństwa i Obronności. Były dyplomata z wieloletnim stażem pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w Warszawie i Brukseli. W 1997 roku członek zespołu ds. negocjacji akcesji Polski do NATO, radca polityczny w Stałym Przedstawicielstwie RP przy NATO. W latach 1999-2020 międzynarodowy urzędnik w Sekretariacie Kwatery Głównej NATO w Brukseli. Pracował w Biurze Prasowym, a także na wielu stanowiskach w Pionie Dyplomacji Publicznej Sojuszu. W latach 2010–2015 Dyrektor Biura Informacji NATO w Moskwie.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze