0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Pierre-Philippe MARCOU / AFPFot. Pierre-Philippe...

To dzisiaj, 10 listopada 2023, portugalski prezydent – Marcelo Rebelde de Sousa – rozwiązał parlament i zaplanował przedterminowe wybory na 10 marca. Powód? Afera korupcyjna z udziałem centrolewicowego premiera António Costa. Zaangażowany był w nią sam premier, w którego gabinecie również znaleziono pieniądze pochodzące z tego procederu.

W Hiszpanii zaś wczoraj 9 listopada doszło w końcu do pierwszej umowy między liberalno-lewicową PSOE a katalońską partią Junts. Od wyników wyborów z 23 lipca toczyły się rozmowy z tą partią – do utworzenia rządu tak prawica, jak i lewica potrzebowały głosów dwóch ugrupowań – Junts i baskijskiego PSV. I o tyle, o ile PNV dosyć szybko opowiedziało się przeciw prawicy (mimo że dopiero dzisiaj podpisali oficjalne porozumienie z PSOE), to walka o Junts trwała do ostatniej chwili.

Umowa z Puigdemontem

Do dokumentu, który miał zostać zawarty wczoraj między PSOE a Junts, dotarł lewicowy portal ElDiario.es. Jak można przeczytać w tekście, dokument służy temu, „aby otworzyć nowy etap i przyczynić się do rozwiązania historycznego konfliktu o polityczną przyszłość Katalonii". Najważniejszy fragment znajduje się jednak na końcu, gdzie wylicza się, do czego zobowiązują się dwie strony porozumienia. Według nich, na pierwszym spotkaniu – które odbędzie się już w najbliższym tygodniu – zostaną poruszone następujące kwestie:

  • propozycja Junts, żeby przeprowadzić referendum w sprawie samostanowienia o politycznej przyszłości Katalonii na mocy art. 92 hiszpańskiej konstytucji;
  • ustawa o amnestii dla osób zaangażowanych w kataloński ruch niepodległościowy;
  • poprawka do LOFCA (prawo o finansach wspólnot autonomicznych w Hiszpanii), która da większą autonomię finansową Katalonii;
  • rozszerzenie bezpośredniego udziału Katalonii w instytucjach europejskich oraz innych organach i podmiotach międzynarodowych, zwłaszcza w sprawach, które mają szczególny wpływ na jej terytorium;
  • poparcie dla nowego rządu Pedro Sanchéza.

Wiadomo, że dla PSOE najważniejszy jest ostatni punkt: i fakt, że do podpisania takiego dokumentu doszło, oznacza, że jest już pewnikiem, że do utworzenia rządu dojdzie (wcześniej problemem była jakakolwiek rozmowa – niektórzy działacze Junts mówili wprost, że ich priorytetem jest władza w i niepodległość Katalonii, a nie sprawy Hiszpanii).

Przeczytaj także:

Manifestacje w Madrycie

Nie wszyscy są jednak zadowoleni z nowego rządu. W Madrycie wrze.

Przyczyną manifestacji są rozmowy szefostwa Junts, czyli konserwatywno-liberalnej partii, optującej za niepodległością Katalonii – i PSOE. Manifestacja, na którą przyszedł sam szef hiszpańskiej skrajnej prawicy – lider Vox Santiago Abascal, przebiegła jednak tak, że konserwatyści musieli się od Vox zdystansować. Manifestanci (na zdjęciu u góry) potwierdzili swym zachowaniem to, o czym lewica mówi od dawna: że hiszpańska prawica nie poradziła sobie z frankistowską przeszłością. Na manifestacji można było słyszeć nic innego niż hymn Falangi – „Cara el Sol”, zaś część protestujących krzyczała „Heil Hitler!” czy zawołania chwalące czasy Franco.

W pewnym sensie wracają więc historyczne podziały sprzed lat.

Konserwatyści, początkowo przychylni prawicy, odsuwają się od niej, gdy staje się radykalna – choć część ich wartości podzielają.

Tymczasem katalońscy separatyści, podobnie jak podczas wojny domowej 1936-39, wolą dogadać się z lewicą. Może w kwestiach gospodarczych nie będą się zgadzać, ale mają wspólnych wrogów. Poza skrajną prawicą — samą Hiszpanię. A jednolite, scentralizowane państwo z królem na czele. PSOE zaś, podobnie jak partie regionalne, powtarza, że Hiszpania powinna być przynajmniej federacją.

A przeciwko federalizacji protestowali demonstranci na ulicach Madrytu – i to nie tylko ci o poglądach faszystowskich. Zaś zwolennicy Hiszpanii scentralizowanej manifestowali i przeciwko amnestii dla katalońskich separatystów nie tak dawno na ulicach Barcelony. Na ich czele stanęła… prezydentka Wspólnoty Madrytu, Ayuso.

Tymczasem na jednej z madryckich ulic został postrzelony jeden z założycieli Voxu, Alejo Vidal-Quadras. Wszystko jednak wskazuje na to, że zamach nie miał związku z manifestacjami (media podają, że są szanse, że zlecenie zabójstwa pochodziło z… Iranu). Część prawicy i tak jednak przywołuje pamięć o wzajemnych mordach politycznych sprzed wojny domowej.

Przyszłość lewicy

Jedno jest więc już praktycznie pewne: będzie rząd liberałów, lewicy i partii regionalnych. O tym, jak będzie wyglądał, dowiemy się już między 16 a 17 listopada.

Tym samym Hiszpania będzie miała jeden z najbardziej progresywnych rządów w Unii Europejskiej.

Wybory w Portugalii będą miały za to miejsce już 10 marca. Na razie jednak trudno przewidzieć, jak będzie tam wyglądać sytuacja. Z pewnością partia Costy dużo traci wizerunkowo. Są więc duże szanse, że w wyborach wygra centroprawicowa PSD, która może próbować układać się ze skrajnie prawicowym ugrupowaniem Chega!.

10 marca Portugalia może więc znaleźć się w podobnej sytuacji, co Hiszpania – wyboru między siłami progresywnymi a konserwatystami układającymi się ze skrajną prawicą.

;

Udostępnij:

Krzysztof Katkowski

publicysta, socjolog, student Kolegium MISH UW i barcelońskiego UPF. Współpracuje z OKO.press, Kulturą Liberalną i Dziennikiem Gazeta Prawna. Jego teksty ukazywały się też między innymi w Gazecie Wyborczej, Jacobinie, Guardianie, Brecha, El Salto czy CTXT.es. Współpracownik Centrum Studiów Figuracyjnych UW.

Komentarze