Janusz Korwin-Mikke twierdzi, że Ukraina może odebrać Przemyśl i Rzeszów. Grzegorz Braun ostrzega przed powstaniem w Polsce Ukropolin. Szeregowi działacze zrywają ukraińskie flagi i zapowiadają, że zatańczą na grobie Zełenskiego. OKO.press prezentuje Konfederację doby wojny
"Konfederacja konsekwentnie sprzeciwia się ustawom z cyklu »Ukrainiec Plus« - nie zgadzamy się na obciążanie Polaków kosztami i podwyższonym ryzykiem wojny - także wewnętrznej, bo do tego prowadzi uprzywilejowanie jednych kosztem drugich" - pisze 28 kwietnia na Twitterze poseł Konfederacji Grzegorz Braun. W poście linkuje wideo z sejmowej konferencji.
"Od początku wojny do Polski przyjechało ponad 3 miliony uchodźców, których utrzymanie spoczywa teraz na barkach państwa polskiego. My jako Konfederacja uważamy, że nie tędy droga. Nie po to Polacy ciężko pracują, żeby utrzymywać obywateli innych państw!" - mówi na filmie poseł Robert Winnicki, były szef Młodzieży Wszechpolskiej.
Dzień wcześniej posłowie Konfederacji jako jedyni w Sejmie zagłosowali przeciwko projektowi o pomocy uchodźcom z Ukrainy przedłużającym możliwości dofinansowania ich pobytu. Oficjalny profil partii na Twitterze narzeka, że pewnie z tego powodu znowu zostaną nazwani onucami.
W co gra Konfederacja? I jak jej politycy promują się na antyukraińskiej propagandzie?
Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę najgłośniejszym politykiem Konfederacji zdecydowanie stał się Janusz Korwin-Mikke. Szef partii KORWiN jeszcze kilka dni przed 24 lutego twierdził w mediach, że żadnej wojny nie będzie. Po jej wybuchu oświadczył, że Władimir Putin popełnił ogromny błąd i świadczy to o tym, że najprawdopodobniej zwariował. Korwin-Mikkemu nie chodziło oczywiście o to, że błędem jest zbrodnicza napaść na suwerenne państwo. Przeciwnie, w kolejnych wpisach powtarzał, że...
"Zmiany są czymś NORMALNYM. Często dokonywane są siłą. Państwa powstają, łączą się, rozpadają... Zasada »nienaruszalności granic w Europie« służy temu, by rządzące gangi mogły nakładać na »obywateli« gigantyczne podatki - bez obawy, że ktoś z zewnątrz pomoże opozycji. I to działa!".
Wojna wybuchła dlatego, że "Londyn z pomocą Warszawy i Waszyngtonu podjudzał Ukrainę, by nie ustępowała". A przecież zabieranie terytoriów jest stare jak świat. W końcu same USA oderwały się kiedyś od Imperium Brytyjskiego i ukradły Texas i Kalifornię Meksykowi.
Mikke twierdzi wprost, że nieuznawane przez żaden kraj na świecie oprócz Rosji separatystyczne Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa to pełnoprawne państwa. Do dziś twierdzi też uparcie, że szpital w Mariupolu nie został zbombardowany, gdy byli tam ludzie, a wszystkie materiały wideo, które pochodzą z tego miejsca, to ustawka władz Ukrainy.
Potwierdzeniem tego mają być m.in. zeznania influencerki, która najprawdopodobniej została porwana i zastraszona przez Rosjan.
Kiedy po wycofaniu się spod Kijowa rosyjskich wojsk świat dowiedział się o zbrodniach w Buczy, twierdził, że to nie trupy, tylko "upozowani ludzie", a nawet jeśli to trupy, to 99 proc. z nich to nie są mieszkańcy miasta, tylko podstawione ciała. I nie wiadomo właściwie, czy mordowali Rosjanie, czy Ukraińcy.
Gdy zaczęły spływać relacje, dowody w postaci zdjęć, raportów międzynarodowych organizacji, czy wreszcie zdjęcia satelitarne potwierdzające, że na ulicach leżały ciała w czasie okupacji przez Rosjan, Korwin-Mikke niechętnie przyznawał, że być może zrobili to Rosjanie, ale wciąż podważał wszystkie okoliczności zbrodni:
Wypowiedzi Korwin-Mikkego na temat Buczy zrobiły ogromną karierę w mediach rosyjskich, ponieważ pokrywają się z linią propagandową Kremla. Służą tam, nie pierwszy raz zresztą, jako jej legitymizacja, rzekome potwierdzenie, że nawet na Zachodzie są politycy, którzy "nie wierzą w ukraińskie kłamstwa".
Choć JKM zastrzega, że "w interesie Polski jest, by Ukraina tej wojny nie przegrała", to nie ma mowy o żadnym zwracaniu Krymu, ponieważ to terytorium rosyjskie. Jeśli Rosja oddałaby Krym Ukrainie, to Ukraina niechybnie zgłosiłaby roszczenia względem po Chełma, Przemyśla i Rzeszowa.
Co więcej, regularnie straszy, że Putin w szaleństwie może zrzucić bombę atomową na Warszawę za to, że polski rząd jest zbyt zaangażowany w konflikt. Zresztą, jego zdaniem ta wojna toczy się "głównie o to, żeby Ukraina nie była w NATO", więc z polskiej perspektywy gra ma być niewarta świeczki.
Powróciły oczywiście ulubione wątki Korwin-Mikkego, więc wpisy i o tym, że Hitler może był zły, ale tylko relatywnie. Bo na przykład w porównaniu do takiego Trockiego, odznaczał się właściwie "rozsądkiem i umiarkowaniem". A skoro jesteśmy już przy porównaniach, to Kaczyński i Morawiecki wyzyskują Polaków bardziej niż Hitler.
Wypowiedzi Korwina spotykają się w internecie z ogromną krytyką i to nie tylko ze strony oponentów politycznych. Na jego wpisy odpowiadał także poseł Konfederacji Artur Dziambor, czy nawet oficjalny profil Konfederacji. Na początku marca Dziambor wraz z Jakubem Kuleszą oraz Dobromirem Sośnierzem ogłosił, że opuszczają partię-matkę:
"Niestety, po prawdziwej kanonadzie nieodpowiedzialnych wypowiedzi prezesa na tematy, nazwijmy to, ukraińskie, jesteśmy zmuszeni wypisać się z partii KORWiN" - ogłosił Dobromir Sośnierz. "Partia nazywa się tak, jak się nazywa. Trudno się odcinać od wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego z etykietką partii KORWiN".
Dobromir Sośnierz podczas konferencji potwierdził, że Korwin-Mikke od dawna znany był z prorosyjskich wypowiedzi. Argumentował jednak, że w czasach pokoju można było to odbierać jako "irytujący ekscentryzm", obecnie jest jednak nie do zaakceptowania. Oprócz putinizmów wymieniono także niesławne wypowiedzi Korwin-Mikkego o "lekkiej pedofilii".
Partia, którą założyć ma Dziambor, Kulesza i Sośnierz, ma skupiać się - zaskoczeń nie będzie - na gospodarce. Pozostając oczywiście także częścią Konfederacji. W partii KORWiN pozostaje Konrad Berkowicz, który sprawuje mandat posła, oraz Sławomir Mentzen, jedna z bardziej rozpoznawalnych twarzy formacji.
W kwietniu z KORWiN wyrzucono z kolei jej rzecznika, Tomasza Grabarczyka. Według jego wersji powodem było to, że podczas konferencji prasowej dotyczącej mordów w Buczy nazwał Władimira Putina zbrodniarzem wojennym. Sprawę skierowano do sądu partyjnego, zarzucając działaczowi, że jego wypowiedzi są niezgodne ze stanowiskiem prezesa Korwin-Mikkego i jako takie szkodzą partii.
Jak twierdził Marcin Dobski na łamach Salonu24, marcowy rozłam w KORWiN spowodowany był tak naprawdę nie awanturą o Putina, ale chęcią zmiany rozkładu głosów w Radzie Liderów Konfederacji, która decyduje o ustalaniu list wyborczych oraz podziale subwencji.
Tłumaczyłoby to też absurd sytuacji - dlaczego bowiem politycy, którzy uznając prorosyjskość Korwina za niedopuszczalną, wychodzą z jednej partii, ale z uśmiechem na ustach pozostają w drugiej - tej, która jest przepustką do Sejmu?
W 2019 roku właśnie z powodu Korwina-Mikke z Konfederacji odszedł Piotr Liroy-Marzec:
"Zaczęliśmy rozmawiać na temat współpracy Polski z Rosją. I zadaliśmy pytanie: gdyby był konflikt Rosja - Polska i Rosja by powiedziała, że w tych twoich wydumanych rzeczach cię popiera, to kogo byś poparł? Rosję (odpowiedział Korwin-Mikke - red.). Słowo, on to powiedział przy nas wszystkich – mówił Liroy-Marzec. I dodawał, że nie chce mieć nic wspólnego z takimi ludźmi, ani pomagać im w dostaniu się do Sejmu.
Janusz Korwin-Mikke od lat wychwalał bowiem Putina. Twierdził, że jest świetnym prezydentem Rosji. Podziwia go za tępienie lewactwa, feministek i gejów, marzy o tym, żeby był także prezydentem Polski i "zrobił tu wreszcie porządek".
JKM słynie zresztą z wychwalania i wybielania rozmaitych dyktatorów i zbrodniarzy. Jego ulubieńcem od lat pozostaje Adolf Hitler, który, zdaniem Korwina, nie wiedział o Holocauście, a do tego ustanawiał na terenach okupowanych wyjątkowo niskie podatki.
Wygłaszanie podobnych opinii jest oczywiście polityczną strategią, obliczoną na szokowanie i wyróżnienie się w panującym konsensusie oceny pewnych zjawisk. Jeśli chodzi jednak o poglądy Korwin-Mikkego w kwestii Rosji i Putina, to jest to z pewnością coś więcej niż kontrariańska retoryka.
W grudniu 2014 roku Janusz Korwin-Mikke udał się z oficjalną wizytą na Krym, gdzie spotkał się z władzami okupowanego przez Rosję półwyspu. Towarzyszyła mu jego współpracownica Lilija Moszeczkowa, rosyjskojęzyczna obywatelka Polski związana z klubem proputinowskich bikerów "Nocne wilki", kandydatka Konfederacji w wyborach do PE w 2019 roku. Moszeczkowa weszła do polityki po wybuchu wojny w Ukrainie, opowiadając się po stronie separatystów z Donbasu i angażując w antyukraińskie happeningi.
Wizytę na Krymie Korwin-Mikkego skrytykowało polskie MSZ, a Ukraina objęła go zakazem wjazdu na jej terytorium. To jednak nie jedyna tego rodzaju wycieczka polityka Konfederacji. Media rozpisywały się także o jego wyjeździe do Czeczenii w 2016 roku, podczas którego wychwalał w wywiadzie Ramzana Kadyrowa i zasnął na stole.
W wywiadzie w TVN24 w 2015 roku stwierdził wprost:
"To Ukraina jest wrogiem, nie Rosja, tam w tej chwili głosują na banderowców, banderowcy rosną w siłę".
Na uwagę prowadzącego rozmowę Bogdana Rymanowskiego, że banderowcy mają tam kilka procent poparcia, odpowiedział, że "to samo mówiono o Hitlerze".
W obliczu wojny w Ukrainie prowadzonej pod pretekstem denazyfikacji używanie przez Janusza Korwin-Mikkego putinowskiej linii propagandowej jest po latach zupełnie oczywiste. A to nie jedyny powtarzany przez niego element kremlowskiej narracji.
Mikke wielokrotnie udzielał wywiadów tubie rosyjskiej propagandy "Sputnikowi". Twierdził tam wprost, że Rosja jest sojusznikiem Polski, wojsk amerykańskich nie powinno być na terenie Polski, bo stanowi to poważne naruszenie umów z Rosją, ekspansja NATO w Europie Wschodniej jest zagrożeniem dla Rosji, NATO to sojusz "agresywny", a Unię Europejską trzeba zniszczyć.
Zresztą, co wielokrotnie powtarzał, Rosja bije "Unię Gejropejską" na głowę pod względem gospodarczym i demograficznym.
Rozmowy te odbywał najczęściej z Leonidem Swiridowem, który decyzją ABW ma od 2014 roku zakaz wjazdu do Polski i strefy Schengen, obowiązujący do 2025 roku. Z dokumentów wynika, że przebywanie przez niego na terenie Polski "stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa".
Ze Swiridowem serdeczną relację ma również Grzegorz Braun, który nadal pozostaje w kole Konfederacji. Polityk zrobił sobie nawet wspólne zdjęcie ze szpiegiem podczas wizyty w Moskwie.
Antyukraińskie poglądy Brauna również nie są tajemnicą. "Ukraina to fikcja. I to fikcja niebezpieczna. Fikcja niepodległego państwa jako cywilizowanego partnera i fikcja suwerennego narodu, z którym można trwale normalizować sąsiedzkie relacje" - pisał w 2018 roku w tekście "Ukraińskie upiory i urojenia".
W pierwszym miesiącu po wybuchu wojny udzielił wywiadu Agnieszce Piwowar, dziennikarce związanej z polską redakcją Sputnika, w którym debatowali o tym, że "Rosja nie jest jedynym winowajcą" w tym konflikcie, a poza tym należy teraz rozliczać Ukraińców z banderyzmu.
W nowej rzeczywistości Braun skupia się przede wszystkim na snuciu wizji, w której Ukraińcy właściwie przejmują Polskę, czyniąc z Polaków obywateli drugiej kategorii.
"To nie jest pomoc uchodźcom wojennym, to jest masowe przesiedlenie ludności. Tam, gdzie się otwiera zachęty, promocje na przesiedlenia, tam wzmaga się popyt. I wiemy, że ten popyt skutkuje już reeksportem, transferem uchodźców z innych krajów przybywających do Polski. Ponieważ jak tu się wieść rozniosła warunki są preferencyjne (...) To totalna zmiana struktury ludnościowej Rzeczpospolitej Polskiej" - mówił podczas konferencji w Sejmie.
Wywieszenie flagi ukraińskiej w Sejmie symbolicznie przypieczętowuje proces przemiany Polski w Ukropolin, dlatego też "należy odrzucić politykę instytucjonalnego wikłania polskich obywateli w nie naszą (Chwała Bogu) wojnę. Należy stanowczo sprzeciwić się tworzeniu popytu na migrację wojenną. Należy sprzeciwiać się dyskryminacji obywateli polskich".
Prorosyjską i antyukraińską propagandę szerzą oczywiście nie tylko Braun i Korwin-Mikke, ale dziesiątki mniej znanych działaczy Konfederacji i partii do niej należących.
Przykładem jest choćby Piotr Panasiuk, kandydat na posła w wyborach w 2019 roku, który zaprzecza zbrodniom wojennym dokonywanym przez Rosjan, o mordy na cywilach oskarża samych Ukraińców, publikuje fałszywe zdjęcia pokazujące, że Wołodymyr Zełenski rzekomo przemawiał razem z Andrzejem Dudą na tle banderowskiej flagi, czy nawet wprost promuje "Z" - symbol wspierający rosyjską inwazję.
Sebastian Ross, członek rady krajowej partii KORWiN, twierdzi, że Ukraińcy uciekają tak naprawdę przed "reżimem Zełenskiego", którego oskarża oczywiście o kłamstwa i manipulacje.
Inny członek rady krajowej partii Jakub Grygowski, komentując odkrycia w Buczy, stwierdził, że "aktor Zełenski załatwił kolegom z branży rolę życia i pozwolił grać trupy leżące na ulicach".
Poza tym uważa, że "Ukraina to sztuczne państwo, a Ukraińcy to sztuczny naród". W Ostrzeszowie działacz Konfederacji zerwał jedną z flag Ukrainy, które w publicznych miejscach wieszały na znak solidarności władze miasta. Artur Jabłoński, były lider okręgu koszalińskiego partii KORWiN, każe Zełenskiemu się pier...lić i zapowiada, że będzie tańczył na jego grobie.
Sebastian Pitoń, założyciel Góralskiego Veta, blisko związany z Konfederacją, apeluje, by nie tworzyć w Polsce "Ukropola", bo "byłby to cywilizacyjnie krok wstecz". Masakra w Buczy to jego zdaniem inscenizacja Ukraińców, a wojna wybuchła z winy Stanów Zjednoczonych, które w tej części Europy są okupantami i należy ich wyrzucić wraz z wojskami NATO.
Podobne przykłady można mnożyć.
Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w mediach ruszyło się wielkie poszukiwanie onuc, czyli proputinowskich polityków. O prorosyjskość oskarżają się wzajemnie demokratyczna opozycja z PiS-em.
Rozpowszechnianie kremlowskiej propagandy w formie, w jakiej robi to Janusz Korwin-Mikke jest oczywiście toksyczne dla jakiejkolwiek partii, która myśli o przekroczeniu progu wyborczego. A zwłaszcza dla partii, do której już w 2019 roku przylgnęła łatka "Konfederosji".
Przetasowania w partii KORWiN oraz sporadyczna krytyka słów jej prezesa ze strony sejmowych kolegów nie naruszają jednak trzonu Konfederacji. Partia działa i próbuje się odnaleźć w nowej rzeczywistości politycznej.
Po oficjalnym zniesieniu jakichkolwiek obostrzeń, wycofaniu testowania i właściwie ogłoszeniu przez polski rząd końca pandemii, skończyło się antyszczepionkowe i antysanitarystyczne paliwo, na którym Konfederacja dobijała do 10, nawet 11 proc. w sondażach.
Teraz widać, że przestawia się na inne źródła energii i jest nim w tej chwili szczucie na uchodźców. Pierwszymi przymiarkami było podgrzewanie do agresji przeciwko niebiałym uchodźcom w Przemyślu, ale politycy Konfederacji bardzo szybko przerzucili się na narrację zaproponowaną przez Grzegorza Brauna.
Mechanizm jest taki sam jak w przypadku pandemii. Jeśli wszystkie partie głównego nurtu ostrzegają przed wirusem, to Konfederacja musi być tą jedyną, która poleca "włączać myślenie". Jeśli wszystkie partie głównego nurtu popierają pomoc uchodźcom z Ukrainy, to Konfederacja będzie tą jedyną bijącą na alarm, by nie rozdawać im przywilejów.
Nacjonalizm
Świat
Grzegorz Braun
Janusz Korwin-Mikke
Władimir Putin
Wołodymyr Zełenski
Rosja
wojna w Ukrainie
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze