0:00
0:00

0:00

„Polskę czeka kryzys gospodarczy, sytuacja pandemiczna się pogarsza, w związku z tym to bardzo wygodne dla rządu, nie rozliczać się z tego, czy chroni miejsca pracy i skutecznie ogranicza pandemię. Nie ma nic prostszego niż twarda obrona narodowo-katolickiej tożsamości” - mówi prof. Piotr Osęka* o rozdmuchiwaniu histerii anty-LGBT przez rząd i związane z nim media.

Przeczytaj także:

Estera Flieger: „W związku z obrazą uczuć religijnych i znieważeniem warszawskich pomników, stołeczni policjanci do sprawy zatrzymali pierwsze osoby podejrzane. Trafiły one do policyjnego aresztu. Czynności trwają. Zatrzymanie pozostałych to jedynie kwestia czasu” - tak warszawska policja poinformowała o zatrzymaniu aktywistek, które zawiesiły tęczowe flagi na pomnikach. Moją uwagę zwrócił język tego wpisu, ostatnie zdanie. Czy Panu to coś przypomina?

Prof. Piotr Osęka*: To wykorzystywanie zatrzymań policyjnych w walce politycznej. Niebezpiecznym przekroczeniem granicy, jest zaangażowanie policji w spory symboliczne. Do tej pory, kiedy palone były flagi, wykrzykiwane nienawistne hasła i gloryfikowano ideologie opierające się na przemocy, policja była powściągliwa.

Co więcej, w 2016 roku znak falangi został wykreślony przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji z listy symboli, o których policjanci uczą się na szkoleniach, co było ukłonem PiS w stronę radykalnej prawicy.

Dlaczego policja nie wezwała aktywistek na przesłuchania? To próba zastraszenia. W PRL, zwłaszcza w latach 80., zatrzymanie było jedną z głównych form walki z opozycją. Władza wolała unikać procesów sądowych, bo oddawała w ten sposób trybunę opozycjonistom, a rozprawy relacjonowali dziennikarze z całego świata, poza tym sędziowie niekoniecznie okazywali się dyspozycyjni.

Sprawa procesu jedenastu [jeden z najgłośniejszych procesów politycznych w latach 1981-1984 - oskarżeni m.in. Jacek Kuroń, Adam Michnik i Zbigniew Romaszewski] pokazała władzom PRL, że długa i trudna to droga.

SB częściej korzystała z formuły zatrzymania: nikomu nie musiała się z nich tłumaczyć i co więcej - po wypuszczeniu zatrzymanego z aresztu, zawsze mogła zatrzymać go ponownie.

Obraza uczuć religijnych jest nieprecyzyjna, podobnie jak „podważanie ustroju lub sojuszy” albo „postawa antysocjalistyczna”.

„Kolejny prowokator LGBT w rękach policji” - pisze prorządowy wPolityce.pl

Policja włączyła się do działania mniej więcej po 48 godzinach. Ten czas wypełniony był narzekaniem mediów konserwatywno-nacjonalistycznych na jej bezczynność i wyrażaniem oczekiwań, że aktywistki zostaną zatrzymane.

Oczywiście, prawicowe media mogą pisać, co tylko chcą. Ale policja nie powinna trzymać strony żadnego z uczestników sporu politycznego i działać w taki, a nie inny sposób, tylko dlatego, że domagają się tego określone media.

Prawica bardzo chce rozpamiętywać tęczową flagę na figurze Chrystusa, żeby w ten sposób wzmocnić narrację, że oto idą barbarzyńcy, którzy chcą zniszczyć chrześcijaństwo. To ma mobilizować własnych zwolenników i zwiększać nakład.

A jeśli już policja kieruje się katechizmem kościoła katolickiego, to równie stanowczo powinna reagować na zawłaszczanie figury Chrystusa przez nacjonalistów.

Zdumiewające jest również to, że za zawieszanie tęczowych flag na pomnikach, aktywistki zatrzymywane są z wykorzystaniem metod operacyjnych przypominających te stosowane wobec dealerów narkotykowych.

Natomiast bez reakcji pozostaje to, że po Warszawie jeździ ciężarówka, z której głośników wylewają się, podżegające do przemocy kłamstwa i nienawistne hasła o ludziach LGBT. Ma to znamiona terroryzmu.

Policja nic z tym nie robi, wręcz udziela ochrony: staje się przedłużeniem, orężem politycznego konfliktu.

W PRL milicja i SB zajmowały się pilnowaniem tego, żeby nikt niczego nie malował na pomnikach oraz żeby nie zawieszał flagi w niewłaściwym miejscu i czasie. Dużą energię służby wkładały w to, aby sfera symboliczna, która jest domeną władzy, nie została w żaden sposób naruszona przez obywateli i nie dochodziło w niej do oddolnych ingerencji. I to wraca.

„Po całym zajściu, sędzia z przychylnego zadymiarzom sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotowa, wypuściła go wolno, pomimo że w jego sprawie prokuratura wnioskowała o tymczasowy areszt” - to relacja wPolityce.pl. Czy „przychylny zadymiarzom sąd” to już partyjna „Trybuna Ludu”?

Nie. Ale to przykład destrukcji kultury politycznej. To pokazanie niejako, że „policja jest nasza, a sądy są wasze”. I co za tym idzie, „nasza policja łapie słusznie”, a „wasz sędzia wypuszcza niesłusznie, bo się sprzedał i nie potrafi oddzielić sympatii politycznych od obowiązków zawodowych”. I ten argument będzie się pojawiał.

Jeżeli dojdzie do procesu, w którym organizatorki akcji zostaną uniewinnione, to zbudowana zostanie opowieść o sędziach, którzy wydali niewłaściwy wyrok, bo sądy nie zostały jeszcze do końca zdekomunizowane, i dlatego Zbigniew Ziobro musi kontynuować reformę, może nawet jeszcze dokładniejszą.

Marzena Nykiel wPolityce.pl tłumaczy, że „jesteśmy w samym ogniu wojny cywilizacji”, a „szturm dopiero się rozpoczyna”.

Zadaję sobie pytanie, czy naprawdę w to wierzy, czy to strategia marketingowa? Prawicowe media słabo sobie radzą pod względem finansowym, więc potrzebują generować emocje, by przedstawiać siebie jako rycerzy broniących Polski na szańcach przed nadciągającymi na nią hordami.

Prezentują wizję, w której walka o prawa mniejszości seksualnych jest zasłoną dymną dla planu zniszczenia - wszystkiego.

To irracjonalność koncepcji spiskowych. I komiksowy światopogląd polityczny: jest w nim czarny charakter, który zanosi się ponurym rechotem i knuje spisek.

Chrześcijański Batman walczy z Jokerem LGBT. Powtarza się ten motyw w każdym kolejnym wydaniu „Sieci”, „Do Rzeczy” i wPolityce. Nic nowego tam się nie pojawia.

Jedną ze sztuczek, do których stale ucieka się prawica, jest przekonywanie o tym, że jest prześladowana.

Zbudowali markę na haśle walki z wykluczeniem prawicowego światopoglądu. Media tzw. niezależne i niepokorne nie mogą powiedzieć, że teraz są mainstreamem. Są obrońcami szturmującymi: walczą z najazdem wrogiej hordy, a jednocześnie cały czas kopią w drzwi salonów.

Marzena Nykiel apeluje by rząd nie odpuszczał, bo ponad 10 milionów Polaków „chce konserwatywnych rządów, które będą stanowczo i odpowiedzialnie walczyć o konserwatywne wartości”. Czy szczucie na społeczność LGBT+ działa i czy bez obietnic socjalnych PiS i Andrzej Duda wygrywaliby wybory?

Jedni głosują z powodów socjalnych, inni dlatego, że nie znoszą liberalnej retoryki gospodarczej, a pozostali bo usłyszeli w kościele, że tak trzeba. To suma oddolnych entuzjazmów i poczucia wspólnoty światopoglądowej.

Obóz zwycięski lubi przypisywać wyborcom proste motywacje. Choć z badań wynika, że gospodarka jest kluczowa: jej dobry stan daje zwycięstwo PiS i Andrzejowi Dudzie. Natomiast kwestie światopoglądowe utwardzają już utwardzony elektorat i nie muszą przekładać się na masowe poparcie.

Polskę czeka kryzys gospodarczy, sytuacja pandemiczna zaczęła się pogarszać, a przed nami jesień, w związku z tym to bardzo wygodne dla rządu nie rozliczać się z tego, czy zapewnił wystarczająca liczbę respiratorów oraz chroni miejsca pracy. Nie ma nic prostszego niż twarda obrona narodowo-katolickiej tożsamości.

Chodzi o to, żeby wciąż toczyć - nawet urojoną - walkę, do której opanowało się już ciosy. Uderzać w tego samego chochoła i jednocześnie opowiadać o poświęceniu dla sprawy.

Jak na to odpowiedzieć?

Należy domagać się od państwa i jego organów respektowania prawa: posłowie mogą składać interpelacje, a RPO interweniować.

Rozdziału ideologii państwowej i praktyki policyjnej należy pilnować.

Nie powinno być też zgody, a państwo - bo nie jestem zwolennikiem oddolnej przemocy - powinno w tej sprawie zdecydowanie działać, reagując na jeżdżące po Warszawie ciężarówki zrównujące homoseksualizm z pedofilią. To jest prowokacja obliczona na siłową reakcję tych, których przedstawi się potem jako barbarzyńców.

W wojnie na symbole powinno pilnować się więc pewnych zasad, ale nie pozwolić na zawłaszczenie tej sfery.

Dr. hab. Piotr Osęka - historyk, badacz najnowszej historii Polski, wśród jego zainteresowań naukowych są aparat bezpieczeństwa PRL i propagandy w XX wieku; profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN, publicysta

;
Na zdjęciu Estera Flieger
Estera Flieger

Dziennikarka, przez blisko cztery lata związana z „Gazetą Wyborczą”, obecnie redaktorka naczelna publicystyki w portalu organizacji pozarządowych ngo.pl, publikowała w „The Guardian”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Newsweeku Historii” i serwisie Notes From Poland.

Komentarze