„Chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by pokazać, że nie zgadzam się z umieszczeniem mnie w detencji” – mówi głodujący w przemyskim ośrodku zamkniętym Nazar. Irakijczyk przebywa w zamknięciu już 18 miesięcy, sąd postanowił przedłużyć jego pobyt w ośrodku o kolejne trzy miesiące
Mężczyzna zdecydował się rozpocząć strajk głodowy w odpowiedzi na decyzję o przedłużeniu detencji o kolejne trzy miesiące. 7 lutego wystosował pismo do komendanta Straży Granicznej w Przemyślu, w którym poinformował, że rozpoczyna protest.
„Przebywam w zamkniętych ośrodkach od 18 miesięcy. To niesprawiedliwe” – stwierdza w piśmie Nazar. „Uciekłem z mojego kraju przed przemocą do Europy w nadziei na normalne życie. Ale spadły tu na mnie same cierpienia”.
Mężczyzna przekroczył polsko-białoruskiej granicę 13 sierpnia 2021 roku i został skierowany do ośrodka w Kętrzynie, gdzie spędził trzy miesiące. Następnie trafił do cieszącego się złą sławą i nieistniejącego już ośrodka w Wędrzynie na sześć miesięcy. Gdy szykowano Wędrzyn do likwidacji, trafił na tydzień do ośrodka w Krośnie Odrzańskim, a następnie przeniesiono go do ośrodka w Przemyślu, gdzie przebywa po dziś dzień.
Mężczyzna ubiegał się w Polsce o ochronę międzynarodową dwukrotnie – za każdym razem bezskutecznie.
„Cudzoziemiec może występować ponownie o ochronę międzynarodową, jeśli zgłosi nowe przesłanki. Niestety wówczas szanse na uzyskanie tej ochronę są niewielkie, organy traktują bowiem te nowe przesłanki jako mało wiarygodne” – komentuje prawnik mężczyzny Filip Rakoczy–Nazimek.
„W takim wypadku detencja może trwać nawet dwa lata – dodaje i wyjaśnia, że na okres tych dwóch lat składa się maksymalne sześć miesięcy detencji podczas rozpatrywania wniosku o azyl oraz maksymalne 18 miesięcy w trakcie zobowiązania cudzoziemca do powrotu” – mówi prawnik i dodaje: – „Natomiast na chwilę obecną nie znam uzasadnienia sądu w sprawie Nazara, więc nie mogę się do niej odnieść”.
Sprawą Nazara interesuje się także Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich.
„Pierwsze pismo w jego sprawie wystosowaliśmy w lutym zeszłego roku, gdy jeszcze przebywał w ośrodku zamkniętym w Wędrzynie. Od lutego 2022 roku pisaliśmy w jego sprawie, apelowaliśmy o zwolnienie z detencji" – mówi nam Maciej Grześkowiak z RPO.
„W styczniu dostaliśmy informację o planowanej deportacji mężczyzny, która udało się powstrzymać. Mężczyzna ujawnił wtedy nowe powody, dla których nie może wracać do kraju pochodzenia. Wystosowaliśmy więc pismo z wezwaniem do wszczęcia postępowania o wydanie zgody na pobyt ze względów humanitarnych” – tłumaczy Grześkowiak.
Takie żądanie ze strony RPO jest dla organów wiążące i z automatu wstrzymuje deportację.
„Jednak kilka dni później dostaliśmy informację, że mężczyzna znów ma zostać deportowany” – mówi Grześkowiak. „Wystosowaliśmy więc pismo przypominające o naszym żądaniu. I dopiero w odpowiedzi na nasze przypomnienie, dostaliśmy informację, że wreszcie zostało wszczęte postępowanie o pobyt humanitarny”.
Ale wraz ze wszczęciem tego postępowania – sąd przedłużył detencję Nazara o kolejne trzy miesiące.
„Bardzo często obserwujemy brak wrażliwości ze strony Straży Granicznej oraz sądów. Detencja jest środkiem ostatecznym, a to znaczy, że najpierw powinno się wziąć pod uwagę środki wolnościowe, np. wpłacenie zabezpieczenia pieniężnego, czyli tzw. kaucji, czy nałożenie na cudzoziemca obowiązku stawiania się w określonych odstępach czasu na placówce Straży Granicznej. Tymczasem, jak obserwujemy, detencja stosowana jest jako zasada, a nie jako wyjątek” – zauważa Grześkowiak.
Z Nazarem kontaktowaliśmy się dwukrotnie, wczoraj mężczyzna poinformował nas, że prowadzi tzw. strajk suchy, czyli że odmawia zarówno przyjmowania pokarmów, jak i płynów. W piątek zrezygnował z tej radykalnej formy protestu.
„Wczoraj rozbolały mnie nerki, ale dziś czuję się lepiej, bo wróciłem do picia wody” – przekazał nam w godzinach wczesnodopołudniowych. „Jak na razie żaden lekarz mnie nie badał. Pewnie sprawdzą mi cukier w przyszłym tygodniu, żeby sprawdzić, czy naprawdę nie jem. Straż graniczna ciągle mnie pyta, czy będę jadł. Oczywiście odmawiam”.
Straż Graniczna potwierdza, że mężczyzna prowadzi protest, choć wbrew temu, co wynika ze skierowanego do komendanta pisma z 7 lutego, twierdzi, że odmawia chodzenia na stołówkę dopiero od wczoraj, tj. od 9 lutego. Jednocześnie, tak samo jak w przypadku poprzednich protestów w ośrodkach zamkniętych Straż Graniczna sugeruje, że protestujący mężczyzna wcale nie głoduje.
„Fakt, iż cudzoziemiec nie wychodzi wraz z innymi osobami na stołówkę, nie oznacza, że nie spożywa on posiłków” – informuje nas rzecznik prasowy Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.
„Wszystkie osoby przebywające w ośrodku mają możliwość realizacji zakupów (w tym zakupu żywności) 2 razy w tygodniu. W ostatnim okresie cudzoziemcy przebywający w tutejszej placówce detencyjnej otrzymują paczki, w których przesyłana jest żywność w znacznej ilości. Jednocześnie informujemy, że cudzoziemcy mogą bez żadnych ograniczeń dzielić się ze sobą zakupami lub posiłkami przyniesionymi ze stołówki” – czytamy w odpowiedzi od ppor. Piotra Zakielarza.
Nas Nazar przekonuje, że posiłków nie spożywa, mimo że jest namawiany przez swoich kolegów, by zakończyć protest.
„Chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby wysłać sygnał do Straży Granicznej, że nie zgadzam się z umieszczeniem mnie w detencji. Wiem, że robię sobie krzywdę, ale zamierzam kontynuować swój protest” – mówi.
Nazara wspiera aktywistka Karolina Mazurek, która wraz z nim prowadzi protest głodowy. „Ponieważ nasze sądy, straż graniczna i wszelkiego typu instytucje powołane do ochrony osób szukających schronienia zajmują się doprowadzaniem tych osób do ostateczności, postanawiam rozpocząć strajk głodowy” – pisze Mazurek w mediach społecznościowych.
Przedłużając detencję uchodźców i osób migrujących przez granice polsko-białoruską, sądy najczęściej wskazują na ryzyko ucieczki, czyli wyjazdu z kraju przed zakończeniem postępowania azylowego. I owszem, praktyka pokazuje, że po zwolnieniach z detencji większość obcokrajowców z Polski wyjeżdża.
Prawnicy prowadzący sprawy uchodźców i osób migrujących z polsko-białoruskiej granicy, jak i pracownicy trzeciego sektora i organizacji pomocowych, jako powód tych wyjazdów wskazują złe doświadczenia z polskimi służbami. Znakomita większość osób, które trafiają do polskich ośrodków ma za sobą doświadczenia wielokrotnych push-backów, wielu z nich skarży się na przemoc ze strony polskich służb. A przedłużana wielokrotnie detencja jest dla nich po prostu niezrozumiała.
„Najważniejsze jeśli chodzi o działanie tych placówek detencyjnych jest to, że żaden z osadzonych nie wie, kiedy zostanie wypuszczony” – mówi Nazar na nagraniu opublikowanym przez Grupę Granica. „Wszyscy wiedzą, że w Europie są prawa człowieka, ale póki co przestrzegania praw człowieka tu nie doświadczyłem”.
Polskie prawo stanowi, że detencji nie mogą być poddawani obcokrajowcy, dla których detencja może stanowić zagrożenie dla zdrowia lub życia a także obcokrajowcy, których stan psychofizyczny pozwala domniemywać, że byli ofiarami przemocy czy tortur. Obrońcy praw człowieka wskazują, że każda osoba, która przekraczała granicę polsko-białoruską jest osobą, która doświadczyła przemocy. Teza znajduje potwierdzenie nie tylko w licznych publikacjach prasowych, w kraju i zagranicą, ale także w licznych raportach, jak choćby w głośnym raporcie Amnesty International Polska: Okrucieństwo zamiast współczucia na granicy z Białorusią.
Tymczasem polskie sądy nie biorą pod uwagę nie tylko doświadczeń z pogranicza polsko-białoruskiego, ale także doświadczeń z krajów pochodzenia. W powszechnej opinii prawników, ale także ekspertów, czy polityków interweniujących w zamkniętych ośrodkach dla cudzoziemców, detencja wobec osób przekraczających granicę polsko-białoruską jest stosowana oraz przedłużana automatycznie.
Jednocześnie nie można pominąć faktu, że dla wielu osób migrujących przez tę granicę Polska nie jest krajem docelowym, a tranzytowym w drodze na zachód Europy. W tym świetle ciężko mowić o detencji jako o środku ostatecznym, czy zabezpieczającym postępowanie azylowe. Staje się ona kolejnym sposobem uszczelniania zewnętrznej granicy Unii Europejskiej a jej stosowanie coraz częściej nosi znamiona odpowiedzialności zbiorowej.
O tym jak nieskuteczny a jednocześnie niebezpieczny jest to sposób świadczy choćby sprawa głodującego i przetrzymywanego ponad miesiąc w izolatorium Sewara, o którym pisaliśmy ostatnio na łamach OKO.press.
W ubiegłym tygodniu mężczyzna kolejny już raz trafił do szpitala, jak nas przekonywał, po próbie samobójczej. A tym tygodniu, decyzją Urzędu ds. Cudzoziemców został z detencji zwolniony. Urząd orzekł bowiem, że w jego przypadku istnieje wysokie prawdopodobieństwo uzyskania ochrony międzynarodowej, bo Sewar jest Syryjczykiem. Nie przeszkadzało to jednak ani Straży Granicznej, ani sądom, by skierować go na dwa miesiące do ośrodka zamkniętego, a następnie detencję przedłużyć o kolejne cztery miesiące.
Tak jak Sewar, do detencji trafiają i inni Syryjczycy, a także Jemeńczycy, czy Afgańczycy, czyli osoby, które w Polsce ochronę międzynarodową najprawdopodniej mogłyby uzyskać. Irakijczycy, czy iraccy Kurdowie mają mniej szczęścia, bo im Polska ochrony przyznawać nie chce. Nie chce więc też ich z detencji zwalniać, woli przetrzymywać ich miesiącami w obawie, że z Polski wyjadą, choć większość ostatecznie to zrobi.
Bo mimo – jak pisała na łamach OKO.press Małgorzata Tomczak – nie sposób dokładnie określić, ile osób ze strzeżonych ośrodków wyjechało prostu na Zachód (Straż Graniczna nie zbiera w tym zakresie danych), to
prawnicy z organizacji pozarządowych nieoficjalnie mówią o 90 proc.
W tej grupie jest już i Sewar, który tuż po wyjściu ze szpitala – Polskę po prostu opuścił.
Komentarze