0:000:00

0:00

O decyzji prezydenta Trzaskowskiego i wątpliwościach radnych PiS napisała „Gazeta Wyborcza”. „Upamiętniajmy śp. Pawła Adamowicza, proszę bardzo. Dziwi tylko, że nieżyjący prezydent Gdańska zasługuje na własną ulicę w Warszawie - i to przed upływem wymaganych uchwałą Rady Miasta pięciu lat od śmierci, a nieżyjący prezydent Warszawy nie zasługuje” - pisał na Twitterze radny PiS Radosław Fogiel.

View post on Twitter

Trzaskowski w końcu 9 stycznia 2020 obiecał, że Lech Kaczyński będzie miał swoją ulicę - ale dopiero "po wyborach prezydenckich", czyli za pół roku.

Taki spór nie jest w historii Polski - niestety - niczym nowym. Polacy o formy upamiętnienia wielkich zmarłych kłócili się „od zawsze”. Paweł Adamowicz i Lech Kaczyński nie są ani pierwsi - ani, niestety, ostatni. Dziś często samo wspomnienie tych sporów budzi zdziwienie: kto mógł się sprzeciwiać?

Słowacki za mało pobożny

Awantury o pochówki wielkich Polaków zdarzały się już długo przed wojną. W 1907 roku Kościół trzeba było długo przekonywać do pochowania na Skałce w Krakowie poety, pisarza i malarza Stanisława Wyspiańskiego, znanego antyklerykała skłóconego z duchowieństwem (co prawda wyspowiadał się przed śmiercią, co ułatwiło sprawę).

W 1927 roku sprowadzono z Francji prochy jednego z największych narodowych poetów Juliusza Słowackiego. Słowacki był na bakier z Kościołem, krytykował go wielokrotnie (każdy powinien pamiętać ze szkoły scenę audiencji papieskiej w „Kordianie”).

Metropolita krakowski Adam Sapieha nie palił się, jak się zdaje, do pochówku. Ostatecznie Józef Piłsudski, ówczesny dyktator i wielki wielbiciel romantyków, wydał po prostu polecenie pochowania Słowackiego na Wawelu.

Do prawdziwej awantury doszło w 1935 roku, kiedy umarł sam marszałek (opisywał ją w 2004 roku w „Wyborczej” Stanisław Mancewicz). Kościół pomysłowi pochowania Piłsudskiego na Wawelu powiedział zdecydowane „nie”.

Powodów było kilka: m.in. Piłsudski zmienił wyznanie i został luteraninem, żeby móc się ożenić z Marią Juszkiewiczową (jego wybranka była luteranką i rozwódką). Ponadto Piłsudskiego nienawidziła zarówno konserwatywna prawica, sprzymierzona z Kościołem, która przez lata uważała go za „bolszewika”, jak i nacjonaliści Dmowskiego, których wielu księży popierało.

Ostatecznie po długich naciskach Kościół zgodził się na pochówek Piłsudskiego na Wawelu. Dwa lata później arcybiskup przeniósł zwłoki z Krypty św. Leonarda pod Wieżę Srebrnych Dzwonów. „Młodzież załatwiała swe potrzeby po kątach, w związku z czym w świątyni śmierdziało, a lekarze wojskowi dokonywali zbyt często poprawek na źle zabalsamowanych zwłokach Marszałka” - pisał w 2004 roku Mancewicz.

Doszło do gigantycznej awantury: piłsudczyk, pisarz Wacław Sieroszewski, żądał nawet zamknięcia biskupa krakowskiego w areszcie.

Przeczytaj także:

Miłosz antypolak, a Szymborska czciła Stalina

W III RP do największej awantury o pochówek wielkiego Polaka doszło po śmierci poety i noblisty Czesława Miłosza w 2004 roku. Pomysł pochowania go na Skałce wzbudził histeryczne reakcje prasy i polityków prawicy. Niejaki dr Jan Majda, literaturoznawca z UJ, opublikował nawet książkę „Antypolskie oblicze Czesława Miłosza”.

Nie pomogło oświadczenie spowiednika, że Miłosz odszedł „pojednany z Bogiem i Kościołem”. Protestujący zapowiadali nawet zablokowanie konduktu pogrzebowego - chcieli kłaść się przed nim krzyżem.

Prawica cytowała zupełnie wyrwane z kontekstu cytaty z twórczości Miłosza: „Polska to ciemnogród” czy „na polskość jestem uczulony”. Powstał wtedy nawet „Społeczno-Patriotyczny Komitet Protestacyjny przeciwko Profanacji Narodowego Panteonu”. Podobne protesty, chociaż słabsze, towarzyszyły w 2007 roku planom budowy w Krakowie pomnika Miłosza.

Później PiS i Radio Maryja protestowali przeciwko uznaniu przez Sejm roku 2011 „rokiem Czesława Miłosza”. „Sześć lat, które minęły od śmierci Miłosza, nie stanowi jeszcze dystansu czasowego, z którego perspektywy można oceniać dorobek poety” - mówiła wówczas posłanka Anna Sobecka z PiS. O protestach powstała nawet praca magisterska na warszawskim kulturoznawstwie.

Wisława Szymborska utrudniła krytykom życie: zażyczyła sobie wyraźnie pogrzebu na Cmentarzu Rakowickim. „Nie przyszłoby nam do głowy, by się jej sprzeciwiać, choć zapewne wiele osób chciałoby, aby poetka spoczęła na Skałce obok Czesława Miłosza” - mówiła „Faktowi” po śmierci poetki w lutym 2012 ówczesna wiceprezydent Krakowa ds. kultury i promocji miasta Magdalena Sroka.

O Szymborskiej za to wypowiedziała się ówczesna posłanka PiS Krystyna Pawłowicz. W I Programie PR Pawłowicz powiedziała, że "Wisława Szymborska kojarzy mi się z Noblem, ale nie kojarzy mi się z Polską" i że poeci mają obowiązki wobec narodu, z których — zdaniem Pawłowicz - Szymborska się nie wywiązywała.

„Dla mnie ważniejsze jest, aby poeta towarzyszył Polakom w trudnych chwilach narodu. Wisława Szymborska nie towarzyszyła nam w odzyskiwaniu Polski, w odzyskiwaniu suwerenności. Nie gustuję w tej postaci, nie miałam z nią kontaktu, nie wyrażała moich myśli i uczuć i nie stawiała trudnych pytań o Polskę”

Pod listem otwartym wyrażającym oburzenie słowami Pawłowicz podpisało się wówczas kilkudziesięciu literatów. (Były to czasy, kiedy takie wypowiedzi uważano jeszcze za coś nadzwyczajnego i oburzającego).

Towarzyszył temu festiwal ataków w prawicowej prasie. Szymborskiej wypominano wiersze z czasów stalinowskich oraz m.in. to, że opublikowała wiersz „Nienawiść” na łamach „Gazety Wyborczej” w czasach apogeum sporu o lustrację.

Kaczyński nie dość wielki, a Dmowski - antysemita

Nie tylko prawica protestuje przeciwko upamiętnianiu wybitnych postaci o odmiennych poglądach politycznych - chociaż prawica robi to częściej.

W 2010 roku kilkaset osób protestowało też przeciwko pochówkowi na Wawelu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Mieli transparenty z hasłami „Czy na pewno godzien królów?” i „Kraków mówi nie” (relację TVN24 można obejrzeć tutaj).

Przeciwnicy polityczni prezydenta związanego z PiS, co ciekawe, używali często jednak języka troski - mówili, że pogrzeb na Wawelu zaszkodzi pamięci Kaczyńskiego (który do tego miejsca nie dorósł).

„Zaszczyt, który jest przesadny, i tak w kuriozalny sposób niezasłużony, obróci się w tej chwili w śmieszność. Domyślam się, że to jest jakaś cyniczna kalkulacja polityczna, która zrobi zmarłemu straszną krzywdę” - mówił jeden z protestujących TVN24.

Kaczyński został naturalnie upamiętniony w Warszawie, chociaż i tu nie odbyło się bez konfliktu: ma pomnik na pl. Piłsudskiego w Warszawie, ustawiony nieopodal pomnika Józefa Piłsudskiego przy sprzeciwie władz miasta z Platformy Obywatelskiej.

Pomnik Lecha Kaczyńskiego

Ma też tablicę pamiątkową umieszczoną z inicjatywy wojewody z PiS na wielkim głazie przed stołecznym ratuszem z napisem „Poległ w służbie ojczyzny".

Zewnętrzne źródło
W Warszawie będzie aleja Adamowicza, ale nie Kaczyńskiego. Dlaczego nie potrafimy się dogadać?

Przez wiele lat trwał także spór nadanie imienia zmarłego prezydenta al. Armii Ludowej w Warszawie. Próbował to narzucić wojewoda z PiS. Protestowali mieszkańcy, a sąd ostatecznie w grudniu 2018 roku przywrócił starą nazwę.

Protesty budził także pomnik Romana Dmowskiego przy Pl. Na Rozdrożu w Warszawie. W 2006 roku, zaraz po odsłonięciu, namalowano na nim swastykę. W 2007 roku pomazano go różową farbą, a z tyłu znów namalowano swastykę (Dmowski był znany z antysemickich poglądów). W 2014 roku został pomalowany czerwoną farbą.

Dlaczego nie potrafimy się dogadać?

Mogłoby się wydawać, że akurat upamiętnienie zmarłych powinno być najbardziej oczywistą i bezsporną sprawą. Nic jednak bardziej mylnego: wielcy zmarli po śmierci stają się symbolami idei i postaw, które wyznawali i szerzyli za życia. Przyznanie im miejsca w przestrzeni publicznej - albo w przestrzeni świętej jak Wawel czy panteon na Skałce - to pośrednio przyznanie miejsca ich poglądom i postawom.

Stąd budzi to takie konflikty i spory, nie tylko w Polsce zresztą, ale we wszystkich społeczeństwach silnie podzielonych politycznie. W Hiszpanii w październiku 2019 roku rozgorzał konflikt o usunięcie szczątków faszystowskiego dyktatora Francisco Franco z Doliny Poległych, mauzoleum ofiar wojny domowej w Hiszpanii, pierwotnie głównie żołnierzy Franco, ale potem także obrońców Republiki.

W USA toczy się od lat ostry spór wokół pomników bohaterów Konfederacji, walczących w czasie wojny secesyjnej 1861-1865, nieraz dzielnie, w obronie systemu niewolniczego i zbuntowanych przeciwko legalnej władzy USA.

Prawidłowość jest prosta: im bardziej kraj jest politycznie podzielony, im głębsza jest polityczna polaryzacja, tym trudniej żywym się dogadać - w tym także w delikatnej w kwestii upamiętnienia zmarłych.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze