0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Na zdjęciu: Ostatni oddział spadochroniarzy wyjeżdża z bazy sowieckiej w Termez w Afganistanie 6 lutego 1989 roku. 10 lat po rozpoczęciu interwencji w Afganistanie, Związek Radziecki zdecydował wycofać swoje wojska.

Historia Rosji jest pełna porażek militarnych, których przyczyną była głupota, nieposkromione ambicje, okrucieństwo i mściwość rządzących. Od XVI wieku państwo carów, a potem I sekretarzy, poniosło szereg spektakularnych klęsk: od wojny z Tatarami krymskimi, przez konflikt z Turcją, wojnę zimową z Finlandią, po interwencję w Afganistanie. Czy historia powtórzy się w przypadku wojny w Ukrainie? O najgłupszych wojnach Rosji pisze dla OKO.press Adam Węgłowski, dziennikarz i autor książek popularyzujących historię.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

O prymat nad ziemiami ruskimi rywalizowało w przeszłości wiele metropolii: Nowogród Wielki, Kijów, litewskie Wilno. Aż wreszcie do gry weszła Moskwa. Zrzuciwszy jarzmo mongolskie po bitwie na Kulikowym Polu (1380), wielki książę moskiewski Dymitr Doński zaczął podbijać kolejne ziemie, stając się konkurencją dla Wielkiego Księstwa Litewskiego, niedługo później połączonego unią z Polską. To musiało zakończyć się zbrojnymi konfliktami.

Szaleństwo Iwana, przez które Tatarzy krymscy spalili Moskwę

W 1547 roku wielki książę moskiewski Iwan Groźny koronował się na cara. Uznał swoje państwo za kontynuację i „spadkobierczynię” Rzymu oraz Konstantynopola. Carstwo Rosyjskie rościło sobie pretensje do wszystkich ziem ruskich, do zwierzchnictwa nad prawosławiem oraz do spuścizny po Cesarstwie Bizantyjskim, ponieważ Iwan był wnukiem bizantyjskiej księżniczki Zofii Paleolog.

Car podczas prawie czterdziestoletnich rządów wielkie ambicje łączył z niesłychanym okrucieństwem. Wobec krnąbrnych bojarów i chłopów wykorzystywał terror swoich wiernych przybocznych żołnierzy, zwanych opricznikami, pełniących rolę swoistych ówczesnych enkawudzistów.

To opricznina zdobyła i zniszczyła zbuntowany wobec cara Nowogród Wielki. Jak pisała brytyjska historyk Isabel de Madariaga w biografii Iwana, po tej masakrze nastąpił wielki głód. Gdy zwłoki trafiały do beczek z solą, pojawiły się pogłoski o aktach kanibalizmu.

Car nie liczył się z własnymi możliwościami: uwikłany w Inflantach w długotrwały konflikt (m.in. z państwem polsko-litewskim) dopuścił do tego, że w granice państwa wtargnęła wielka armia Tatarów krymskich. „Szaleństwa opriczników zrujnowały znaczną połać kraju, zwłaszcza gospodarstwa chłopskie, i osłabiły siłę militarną państwa. Tylko w podobnych warunkach mogła spotkać kraj tak nieprawdopodobna klęska, jak najazd chana krymskiego Dewlet-Gireja, który w 1571 roku dotarł aż do Moskwy, ograbił i spalił całe miasto, z wyjątkiem Kremla, po czym zawrócił, pędząc przed sobą tysiące jeńców” – pisze badacz dziejów Europy Wschodniej, prof. Ludwik Bazylow w „Historii Rosji”. Ten tragiczny najazd kosztował życie, według rozmaitych źródeł, od 250 do nawet 800 tysięcy zabitych lub wziętych do niewoli.

Nieudana zemsta, która doprowadziła do katastrofy pod Smoleńskiem

Epilogiem panowania Iwana Groźnego były krótkie i pełne niejasnych zgonów rządy kilku kolejnych carów, a następnie kilkunastoletnia tzw. wielka smuta – od śmierci ostatniego władcy z dynastii Rurykowiczów (1598) do wejścia na scenę dynastii Romanowów (1613). To czas dymitriad, czyli sponsorowanych przez polskich możnowładców prób osadzenia na tronie carskim uzurpatorów, udających cudem ocalałego syna Iwana, carewicza Dymitra.

Szukając sojuszników, car nieudacznik Wasyl IV Szujski wszedł wtedy w alians ze Szwedami, co dało pretekst Rzeczypospolitej do oficjalnego przystąpienia do wojny. Armia Zygmunta III Wazy ruszyła na Moskwę. Wojska rosyjsko-szwedzkie zostały zmiecione przez husarię pod Kłuszynem (1610). Szwecja zmieniła po kilku latach front i zaczęła korzystać na słabości Rosji. W rezultacie odcięła ją od Bałtyku. Polacy zaś usadowili się na pewien czas na Kremlu.

Zadane wówczas Rosji klęski i upokorzenia wywołały na Kremlu potrzebę rewanżu i zemsty. Takie uczucia nie są w polityce i wojskowości dobrymi doradcami. Przekonały się o tym rosyjskie wojska, gdy obległy jesienią 1632 roku należący do Rzeczypospolitej Smoleńsk, z racji strategicznego położenia nazywany bramą lub kluczem do Moskwy.

Rosja chciała wykorzystać fakt, że zmarł Zygmunt III Waza, a bezkrólewie zawsze jest okresem pewnego chaosu w państwie. Te rachuby zawiodły. Rzeczpospolita wyjątkowo się zmobilizowała, a na wielką armię rosyjską oblegającą Smoleńsk ruszyła w 1633 roku wielka armia polsko-litewska, ze sporym kontyngentem Kozaków zaporoskich. Na jej czele stał nowy król Władysław IV Waza. Rosjanie pod Smoleńskiem sami zostali okrążeni i ponieśli katastrofalną klęskę.

Przeczytaj także:

Masakra w Chiwie, czyli zły wstęp do Wielkiej Gry w Azji

Zadziwiające niepowodzenia przytrafiały się Rosji także w Azji. Dopuszczając do nadużyć i oszustw swoich urzędników, carskie władze sprowokowały udany bunt Baszkirów w latach 1662–1664. W efekcie car musiał spełnić ich żądania. Kiedy więc obecnie, w chwili ogłoszenia w putinowskiej Rosji mobilizacji, do protestów wezwał anonimowy „Komitet Baszkirskiego Ruchu Oporu”, nie oznacza to dla Moskwy nic dobrego…

Nawet Piotr I zanotował w Azji spektakularną klapę, gdy podniecony perspektywą przejęcia złóż złota nad Amu-darią i rozkręcenia zyskownego handlu z Indiami wysłał w 1717 roku siedem tysięcy żołnierzy do Chanatu Chiwy. Rosjanie dali się wciągnąć w pułapkę, masakrę przeżyło ledwie kilkudziesięciu wojaków.

Zaś łakome spoglądanie przez Moskwę w stronę Azji Środkowej i Indii miało w przyszłości przysporzyć jej wielu kłopotów. Przede wszystkim ze strony Imperium Brytyjskiego, które samo chciało zyskać w tym miejscu jak najszersze wpływy. Rywalizację tę nazwano Wielką Grą.

Dotyczyła zresztą nie tylko Azji Środkowej, lecz także Bliskiego Wschodu. W tym kontekście strategicznie z nią związana była wojna krymska (1853–1856), w którą wmieszała się jeszcze Francja.

Russian President Vladimir Putin tours a new exhibition dubbed "Peter the Great: The Birth of the Empire" and dedicated to the 350th anniversary of tsar Peter the Great's birth in Moscow on June 9, 2022. (Photo by Mikhail METZEL / SPUTNIK / AFP)
Prezydent Rosji Władimir Putin w czerwcu 2022 roku zwiedził wystawę „Piotr Wielki: Narodziny Imperium", zorganizowaną w Moskwie w 350. rocznicę urodzin cara. XVIII wieczny władca miał na swoim koncie również spektakularne klęski militarne. Fot. Mikhail METZEL / SPUTNIK / AFP

Rozróba w Jerozolimie, od której zatrząsł się Krym

Zaczęło się od... rozrób mnichów w Jerozolimie walczących o pierwszeństwo dostępu do Bazyliki Grobu Pańskiego w Jerozolimie. „W Wielki Piątek 10 kwietnia 1846 roku turecki zarządca miasta i jego żołnierze byli w stanie podwyższonej gotowości bojowej. Tegoroczna Wielkanoc prawosławna i katolicka przypadała w tym samym dniu. Zakonnicy z bazyliki Grobu Świętego nie tylko napełniali kadzielnice, ale przemycali do środka pistolety i noże, ukrywając je za filarami i pod habitami. Kto pierwszy odprawi nabożeństwo?

Grecy wygrali wyścig o nakrycie obrusem ołtarza na Kalwarii. Katolicy spóźnili się o włos. Czy sułtan wam na to pozwolił? – zapytali Greków. Ci odpowiedzieli pytaniem: czy katolicy mają sułtański firman, przyznający im pierwszeństwo odprawiania modłów?

Nastąpił impas. Pod habitami palce zaciskały się na spustach.

Raptem rozpętała się walka; obie strony używały w niej wszelkich akcesoriów religijnych, jakie były pod ręką: krucyfiksów, lichtarzy i lamp, aż w końcu błysnęły szable i rozległ się huk wystrzałów. Żołnierze tureccy wbiegli, aby rozdzielić walczących, ale wokół Grobu Świętego leżało już czterdzieści trupów.

Incydent odbił się głośnym echem na całym świecie, ale przede wszystkim w Petersburgu i Paryżu. Walczący reprezentowali nie tylko dwa wyznania, ale także dwa popierające je imperia” – opisuje ze swadą Simon Sebag Montefiore w książce „Jerozolima. Biografia”.

Car Mikołaj I był konserwatystą, strojącym się w piórka obrońcy prawosławia. Zaczął grozić Turcji, która od czasów odsieczy wiedeńskiej w 1683 roku traciła na sile i znaczeniu. „Sułtan, naciskany z jednej strony przez Francuzów, a z drugiej przez Rosjan, 8 lutego 1852 roku wydał dekret, w którym usiłował rozwiązać spór. Potwierdził dominującą pozycję prawosławia w bazylice Grobu Świętego, a zarazem poczynił pewne ustępstwa wobec katolików. Nie zadowoliło to jednak Francuzów (...). W listopadzie sułtan ugiął się i przyznał priorytet katolikom. Mikołaj był oburzony. Zażądał przywrócenia praw kościołowi prawosławnemu w Jerozolimie i zawarcia »sojuszu«, który sprowadziłby imperium osmańskie do roli rosyjskiego protektoratu” – opisuje Montefiore.

Mikołaj wysłał wojska przeciw Turcji, sądząc, że Brytyjczycy i Francuzi nie zareagują. Nie miał racji. W odpowiedzi na Półwyspie Krymskim wylądowało kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy z koalicji państw zachodnich. Wojna zakończyła się blamażem carstwa. Pół miliona żołnierzy zacofanej armii Mikołaja I zostało rannych, padło ofiarą zarazy lub poległo. To dlatego w lutym 2022 roku brytyjski minister obrony Ben Wallace pozwolił sobie ostrzec Putina, że

„Gwardia Szkocka kopnęła w tyłek cara Mikołaja I w 1853 roku na Krymie i może to zrobić jeszcze raz”.

Fatalne skutki niedocenienia samurajów

Z kolei car Mikołaj II ciężkie lanie dostał pod drugiej stronie świata: w walce z Japonią. Kraj Kwitnącej Wiśni, długo zamknięty i zacofany, na przełomie XIX i XX wieku szybko się modernizował. Na dodatek domagał się wpływów w Korei i Mandżurii, co nie było w smak Rosji. Carska generalicja nie wyobrażała sobie, że Japończycy odważą się zaatakować.

Tymczasem Tokio wiedziało dzięki szpiegom, jak słabo zorganizowane i skorumpowane jest carskie wojsko. Na dodatek Imperium Rosyjskim chwiały rewolucyjne ruchy i głód, wzmagający społeczne niezadowolenie. Dlatego na początku lutego 1904 roku Cesarstwo Japonii wypowiedziało Rosji wojnę.

Car miał kilkakrotnie większą armię, ale musiałby ściągać jednostki na Daleki Wschód. Tymczasem Japończycy, korzystając ze swej przewagi w rejonie konfliktu, ruszyli na Port Artur (dziś Lüshun, Chiny) – główną bazę rosyjskiej marynarki wojennej na Pacyfiku. Zaatakowali tam carską flotę i oblegli fortecę. Rosjanie nie potrafili przyjść ze skuteczną odsieczą, generałom brakowało odwagi i talentów, szerzył się defetyzm.

„Port Artur jako twierdza morska i lądowa bronił się 329 dni, z tego 237 dni po odcięciu połączeń lądowych z Mandżurią i 136 dni w warunkach ścisłej blokady” – podsumowuje Józef Wiesław Dyskant w monografii „Port Artur 1904”. Kapitulacja twierdzy w styczniu 1905 roku była dla Rosji szokiem. Doszedł do niej kolejny, gdy na przełomie lutego i marca Japończycy zwyciężyli w bitwie lądowej pod Mukdenem. Ostatnim ciosem było rozbicie carskiej floty pod Cuszimą 27–28 maja 1905 roku. Wojna została przegrana.

To była katastrofa. Zginęło lub zostało rannych 200 tysięcy rosyjskich żołnierzy, a kilkadziesiąt tysięcy trafiło do niewoli. Rosja straciła prestiż, w imperium wybuchła w 1905 roku rewolucja, kończyło się carskie samodzierżawie.

Mikołaj II jeszcze przetrwał, ale kolejne klęski podczas I wojny światowej kosztowały go nie tylko tron, ale i życie.

Wygrana z Finami, która była przegraną

Podczas wspomnianej wcześniej wojny krymskiej flota brytyjsko-francuska zaatakowała także wybrzeże Finlandii, znajdującej się od 1809 roku pod panowaniem Rosji. Nic jednak nie mogło tam wtedy zagrozić carskiej władzy. Co innego, gdy wskutek I wojny światowej carstwo zaczęło upadać. Wtedy Finowie wybili się na niepodległość.

Finlandia stała ością w gardle nowej imperialnej Rosji – najpierw bolszewickiej, potem stalinowskiej. Na mocy tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow, 30 listopada 1939 roku wojska sowieckie zaatakowały sąsiada. Pretekst: rzekome ostrzelanie przygranicznej wioski przez Finów. Jeszcze dziś moskiewscy dyplomaci podkreślają, że władze ZSRR musiały zapewnić bezpieczeństwo Leningradowi (Petersburgowi), leżącemu tylko trzydzieści kilometrów od granicy.

„»Wojna zimowa« z lat 1939–1940 ujawniła poważne braki Armii Czerwonej, stając się jednocześnie próbą granic tolerancji zachodnich mocarstw. Przez pięć miesięcy silnie motywowane wojska fińskie powstrzymywały sowieckiego najeźdźcę. W pierwszych miesiącach urządziły krwawą rzeź w odpowiedzi na podjęte przez Sowietów niezdarne próby sforsowania Linii Mannerheima. Sowiecką taktykę i wyposażenie przedstawiano jako gorsze; politykę sowiecką potępiano za jawną agresję. Kiedy Liga Narodów wyłączyła ZSRR ze swojego grona, zachodnie mocarstwa nie mogły już udawać – tak jak to było w przypadku Polski – że rozboje Stalina są w jakiś sposób bardziej uprawomocnione niż rozboje Hitlera” – ocenia Norman Davies w swojej „Europie”.

To była wojna Dawida z Goliatem, w której omal nie wzięli udziału polscy żołnierze, ewakuowani na Zachód po przegranej kampanii wrześniowej. Oczywiście mieli być częścią większego kontyngentu organizowanego przez Londyn i Paryż. Nic jednak z tego nie wyszło, Finowie zdani byli na własne siły.

Ostatecznie Finowie musieli uznać formalną wygraną ZSRR i przekazać w ręce Stalina 35 tysięcy kilometrów kwadratowych swojego terytorium. De facto jednak Finlandia obroniła swoją niezależność. Stalin pokazał zaś, jak nieprzygotowaną i słabą ma armię, co już niebawem wykorzystał Hitler.

Nieodrobiona lekcja z Afganistanu

ZSRR był militarną potęgą, ale kiedy chwiał się w posadach, dobiła go bezsensowna interwencja w Afganistanie. Trwała od 25 grudnia 1979 roku do 15 lutego 1989. Nie był to pierwszy raz, gdy Armia Czerwona tam interweniowała: poprzednio zrobiła to w 1929 roku. Nikt z rządzących na Kremlu nie spodziewał się jednak, że tym razem walki tak się przeciągną. Ale przecież Afgańczycy wielokrotnie uprzykrzali życie obcym wojskom: od Aleksandra Wielkiego, przez Brytyjczyków, po czerwonoarmistów (a potem Amerykanów i ich koalicjantów).

Według danych statystycznych, wojna nie zachwiała ani sowieckim budżetem, ani liczebnością armii. Niecałe 15 czy 30 tysięcy ofiar zdawało się do przełknięcia dla reżimu w Moskwie.

Sam jednak fakt, że tej wojny nie dawało się wygrać, kolejni żołnierze jadą na front z musu, a wracają jako inwalidzi, narkomani lub alkoholicy – zaczął budzić społeczny niepokój i sprzeciw. Widoczny zwłaszcza za rządów Michaiła Gorbaczowa, w czasach deklarowanych haseł pierestrojki i głasnosti. Reagował też świat: kraje Zachodu zbojkotowały w 1980 roku Letnie Igrzyska Olimpijskie w Moskwie, a USA zaczęły udzielać wydatnej pomocy militarnej pomocy afgańskim mudżahedinom.

chłopiec biegnie po ulicy, w tle sowiecki czołg
Kwiecień 1989, Kabulu: afgański chłopiec biegnie za autobusem, w tle sowiecki czołg patrolujący miasto. Podczas 10-letniej wojny w Afganistanie zginęło, według różnych ocen, od 15 do 30 tys. sowieckich żołnierzy. 50 tys. zostało rannych. Liczba ofiar po stronie afgańskiej szacowana jest na 1,5 mln. Fot. DERRICK CEYRAC / AFP

Powtórka z historii?

Co wynika z tych historycznych doświadczeń Rosji? Czy można odnieść je do wojny na Ukrainie? Z pewnością warto. Trzeba przecież zauważyć, że

Putin powtórzył wszystkie najgorsze błędy swoich poprzedników. Zlekceważył Ukrainę i przecenił możliwości własnej armii – jak car Mikołaj II w przypadku Japonii.

Spodziewał się, że jego wojsko szybko zapanuje nad sytuacją, a lokalni przyjaciele Moskwy łatwo przejmą kontrolę nad całym krajem, podobnie jak sądziły władze ZSRR w przypadku Afganistanu. Podejrzewał mylnie, że Zachód nie zareaguje, podobnie jak sądził car Mikołaj I podczas wojny krymskiej. Nie wziął pod uwagę warunków pogodowych i desperacji obrońców Ukrainy, tak jak Stalin w przypadku Finlandii. Putin zaczął pokładać nadzieję we własnych opricznikach: kadyrowcach, wagnerowcach, byłych więźniach.

Czy to oznacza klęskę Rosji? Niekoniecznie. Carska Rosja przegrała wojnę krymską, ale na swoją korzyść rozstrzygnęła konflikt zbrojny z Turcją w latach 1877–1878. Pamiętajmy, że Moskwa zrewanżowała się po latach na Japonii. Związek Radziecki zaś doprowadził jednak do kapitulacji Finów podczas II wojny światowej (1944).

Z kolei już pięć lat po wycofaniu Armii Czerwonej z Afganistanu, armia rosyjska wkroczyła do Czeczenii, by tam ukrócić tendencje niepodległościowe. Potrzeba było dwóch wojen i cierpień setek tysięcy Czeczenów, by zaprowadzić promoskiewski ład. Zaczął Jelcyn, skończył: Putin. To były kompromitujące i szokujące interwencje, ale Kreml z nich się wykaraskał i odtrąbił sukces. Świat milczał, a Putin i jego zbrodniczy czeczeński kompan Ramzan Kadyrow triumfowali. Dziś sieją zniszczenie na Ukrainie.

Dlatego tak ważne jest wsparcie, na jakie wciąż liczą i o które apelują Ukraińcy. Trzeba pamiętać, że Ukraina stanowi dawną część imperium, które walczyło w XIX wieku z Turcją, a na początku XX stulecia z Japonią, potem najechało Finlandię i Afganistan. Rosja bez Ukrainy nie jest taką potęgą jak kiedyś, a niedawni jeszcze towarzysze walki stają przeciw sobie jak zawzięci wrogowie.

Kreml nie może też wykorzystywać na wojnie aspektów religijnych, tak w przeszłości cenionych. Pozostały tylko propagandowe wrzutki o nazistach i satanistach na Ukrainie. Na dodatek Putin musi uważać, by nie powtórzyć losu cara Mikołaja II. Ostatniego władcę Rosji, po kolejnych klęskach podczas I wojny światowej oraz w obliczu katastrofy gospodarczej, zrzuciło z tronu wojsko i wściekłe społeczeństwo.

;
Na zdjęciu Adam Węgłowski
Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze