Kreml uruchomił propagandową opowieść o ukraińskiej „brudnej" bombie atomowej. Ostrzegamy - to klasyczna narracja dezinformacyjna obliczona na wywołanie lęku wśród społeczeństw Zachodu - w tym w Polsce. Tymczasem Ukraińcy odnotowali istotny sukces na froncie w Donbasie
Po niemal trzech miesiącach szturmowania Bachmutu odpowiedzialni za ten kierunek rosyjscy najemnicy z Grupy Wagnera w ostatnich dniach zostali odrzuceni przez Siły Zbrojne Ukrainy o ok. 2-3 km z bezpośrednich obrzeży miasta w kierunku Sołedaru i Wesełego. Niewiele nowych informacji dociera do nas natomiast z prawobrzeżnej części obwodu chersońskiego – jest jednak jasne, że toczą się tam wciąż bardzo ciężkie walki.
Rosjanie nadal atakują pociskami manewrującymi i dronami-kamikaze infrastrukturę energetyczną i ciepłowniczą oraz miasta Ukrainy. Ataki są prowadzone na sporą skalę, konsekwentnie i na dobrze dobrane cele. Mimo więc, że codziennie około połowy rosyjskich rakiet i dronów jest zestrzeliwanych przez ukraińską obronę przeciwlotniczą, cała rakietowo-dronowa ofensywa powietrzna zapoczątkowana przez generała Siergieja Surowikina pozostaje niestety skuteczna.
Obecnie – według różnych, niekoniecznie w pełni spójnych, komunikatów ukraińskich instytucji państwowych – Ukraina produkuje od 30 do 50 procent mniej energii elektrycznej niż przed rozpoczęciem zmasowanych ataków rakietowo-dronowych. Celami Rosjan pozostają również ciepłownie i infrastruktura ciepłownicza w dużych miastach Ukrainy – w niektórych z nich nastąpić miała już utrata mocy grzewczych na poziomie 50 procent. Pogoda na Ukrainie wciąż jest raczej przyjazna – w centrum kraju notowane jest w dzień ok. 15 stopni C, gdy na wschodzie - ok 12 C. Jest już jednak jesień. W dużych miastach, w których ogromną rolę odgrywają systemy centralnego ogrzewania, straty w infrastrukturze ciepłowniczej mogą u progu zimy okazać się drastycznie dotkliwe dla ich cywilnych mieszkańców.
Na terenie niemal całej Ukrainy obowiązują harmonogramy wyłączeń dostępu do prądu, energia elektryczna jest też oszczędzana na każdy możliwy sposób, co dotyczy m.in. oświetlenia ulicznego, produkcji przemysłowej, czy transportu kolejowego.
Oprócz wyłączeń w ramach harmonogramu, w wielu regionach kraju następują jednak gwałtowne i często długotrwałe przerwy w dostawach energii, będące bezpośrednimi skutkami nowych rosyjskich ataków. Rosyjska propaganda napawa się scenami ataków i tym, że Ukraińcy nawet w mediach występują przy świecach (choć jest to przecież najprostszy sposób wezwania ludzi do wspólnego oszczędzania energii).
Tymczasem w Donbasie – daleko za obecną linią frontu - oraz w rosyjskim obwodzie biełgorodzkim – wzdłuż granicy z Ukrainą – trwa budowa „linii Wagnera”, czyli systemu umocnień mających w domyśle powstrzymywać Ukraińców przed dalszymi działaniami kontrofensywnymi.
Rosyjska propaganda uruchomiła natomiast nowy straszak – wymierzony przede wszystkim w społeczeństwa Zachodu i sąsiadów Ukrainy w tym Polski. Już w niedzielę 23 października rosyjski minister obrony narodowej Siergiej Szojgu obdzwonił szefów resortów obrony USA, Francji, Wielkiej Brytanii i Turcji – „ostrzegając ich”, że Ukraina rzekomo zamierza zdetonować „brudną” bombę nuklearną o ogromnym zasięgu. Temat jest bardzo aktywnie eksploatowany przez rosyjską propagandę. Dziś była to czołówka wieczornych telewizyjnych "Wiadomości" ("Wiesti"). Należy się spodziewać, że takie "straszaki" pojawią się w polskim internecie - bo rosyjska propaganda działa tą metodą: dystrybuuje po sieci główne tezy przekazu Kremla, dostosowując je odpowiednio do potrzeb odbiorców.
Koncepcja brudnej „bomby” nuklearnej – szczęśliwie nadal istniejąca tylko w teorii – zakłada rozrzucenie na pewną odległość izotopów promieniotwórczych (pochodzących np. z odpadów atomowych) z pomocą eksplozji konwencjonalnych materiałów wybuchowych – bez eksplozji nuklearnej.
Musimy tu pamiętać, że potencjalne użycie „brudnej bomby” rozpatrywane jest najczęściej w scenariuszach odnoszących się do działalności terrorystycznej. Odpowiednio spreparowane urządzenie o rozmiarach mniej więcej dużej ciężarówki byłoby w takich scenariuszach zdolne do skażenia w wyniku eksplozji terenu o powierzchni maksymalnie kilku kilometrów kwadratowych. Taki atak przeprowadzony w centrum dużego miasta czy podczas zgromadzenia masowego mógłby przynieść ogromną liczbę ofiar – jednak wciąż pozostawałby ograniczony pod względem zasięgu.
Dziś jednak w rosyjskim MON odbył się szeroko relacjonowany przez kremlowskie agencje i media briefing szefa radiacyjnych chemicznych i biologicznych sił obrony Sił Zbrojnych FR, generała Igora Kiriłłowa. Straszył na nim katastrofą o ogromnej skali. Od razu zaznaczamy - to wymysł rosyjskiej propagandy.
"Jeśli Ukraina zdetonuje »brudną bombę«, izotopy promieniotwórcze rozprzestrzenią się w atmosferze na ogromne odległości i mogą zagrażać na przykład Polsce" – wynika z „prezentacji” rosyjskiego MON przedstawionej na briefingu Kiriłłowa. Padło tam też stwierdzenie, że jeśli Ukraina zdetonuje radiologiczny ładunek wybuchowy, „obecność radioaktywnych izotopów w powietrzu będzie rejestrowana przez stacje międzynarodowego systemu monitoringu (MSM) w odległości do 1500 km”.
To oskarżenie trudno uznać tym razem nawet za wstęp do analogicznej rosyjskiej operacji pod fałszywą flagą – należy ją traktować jako wyłącznie element kampanii dezinformacyjnej, wymierzonej w społeczeństwa Zachodu, nastawionej na wzbudzanie strachu.
Z technicznego punktu widzenia wizja monstrualnej „brudnej” bomby nuklearnej, która miałaby jakkolwiek zagrozić sąsiadom Ukrainy, ociera się bowiem o absurd. Osiągnięcie takiego efektu wymagałoby bowiem wysadzenia dosłownie hałdy (dziesiątek tysięcy metrów sześciennych) odpowiednio rozdrobnionych materiałów promieniotwórczych z pomocą drugiej hałdy (dziesiątek tysięcy metrów sześciennych) konwencjonalnych materiałów wybuchowych. Abstrahując od związanych z tym wyzwań logistycznych (jak to wszystko przetransportować w jedno miejsce, skąd zdobyć tak ogromne ilości materiałów promieniotwórczych etc.?) spowodowanie takiej katastrofy w równym stopniu zagrażałoby wszystkim stronom znajdującym się w jej zasięgu – nie miałoby więc najmniejszego sensu jako narzędzie podboju Ukrainy.
Opowieści o „brudnej bombie” wygłaszane przez ministra Szojgu oraz propagandowe kremlowskie media mają natomiast mnóstwo sensu jako narracja dezinformacyjna nastawiona na wzbudzanie strachu w społeczeństwach Zachodu. Odpowiedzią na nie powinna być przede wszystkim właściwa polityka informacyjna nastawiona na dekonstruowanie rosyjskiej narracji.
A oto, jak dokładnie wyglądała sytuacja na frontach wojny w Ukrainie w trakcie jej 343. doby.
O mapie: Mapa jest aktualizowana w rytmie odpowiadającym publikacji kolejnych analiz z cyklu SYTUACJA NA FRONCIE – za każdym razem przedstawia zatem ten względnie* bieżący stan działań wojennych, nie zaś ten historyczny zgodny z datami publikacji poszczególnych odcinków. Dla wygody korzystania mapę zdecydowanie warto rozwinąć – służy do tego przycisk w jej lewym dolnym rogu.
Odwzorowany przebieg linii frontu ma charakter mniej lub bardziej przybliżony – zwłaszcza w rejonach, gdzie biegnie ona wzdłuż krętych meandrów rzek Doniec i Ingulec.
*Musimy pamiętać, że część informacji trafia do nas z dobowym (lub i dłuższym) opóźnieniem, część zaś wymaga weryfikacji – aktualizując mapę korzystamy wyłącznie z potwierdzonych danych, choć w analizach wspominamy i o tych nie w pełni jeszcze zweryfikowanych.
Rosjanie nie ustają w swych kontrofensywnych wysiłkach wzdłuż północnego brzegu Dońca. Ponawiają ataki w kierunku miejscowości Torśkie, być może z nadzieją na uzyskanie pozycji wyjściowych do próby ponownego zdobycia Łymanu.
Siły Zbrojne Ukrainy ostrzeliwują drogę R66 Rubiżne-Kreminna-Swatowe, nie odnotowały jednak nowych postępów w kierunku żadnego z tych miast.
Wydaje się, że również na wschód od Kupiańska Ukraińcy wstrzymali działania ofensywne i skupiają się na konsolidowaniu efektów dotychczasowych postępów.
Ukraińskie lokalne kontruderzenia pod Bachmutem doprowadziły w ostatnich dniach do odrzucenia Rosjan o 2-3 kilometry od miasta – w kierunku Sołedaru i wsi Wesełe. To najprawdopodobniej znak wyczerpywania się rosyjskiego potencjału ofensywnego nawet na tym - właściwie jedynym już dziś - kierunku, w którym Rosjanie konsekwentnie i stale próbują atakować.
Rosyjscy najemnicy z Grupy Wagnera odpowiedzialni za działania pod Bachmutem ponawiają próby uderzenia na miasto od pierwszych dni lipca – zaczęli niemal bezpośrednio po zajęciu Łysyczańska i przyległych do niego miejscowości. Choć po ukraińskiej kontrofensywie w obwodzie charkowskim i odbiciu Iziumu, szturmowanie umocnionych ukraińskich pozycji pod Bachmutem straciło operacyjny sens, a Rosjanie zaprzestali aktywności ofensywnej na niemal wszystkich innych odcinkach frontu, wagnerowcy nie ustawali w swych wysiłkach. Trudno tu o stricte militarne uzasadnienie – najprawdopodobniej wytrwałe i bardzo kosztowne próby uderzenia na miasto mają związek z politycznymi ambicjami kremlowskich patronów Grupy Wagnera z Jewgienijem Prigożynem na czele – oraz z ich rozgrywkami z kierownictwem rosyjskiego MON
W pierwszych dniach października - po mniej więcej dwóch miesiącach nieustannych i okupowanych poważnymi stratami natarć, na skutek których albo musieli wycofywać się, albo też osiągali mikroskopijne postępy, wagnerowcy zdołali wreszcie osiągnąć bezpośrednie przedpola miasta – jednak nigdy nie udało im się do niego wkroczyć. Przez ostatnie tygodnie walki miały miejsce na południowych i południowo wschodnich obrzeżach miasta – jednym ze „strategicznych” obiektów zdobytych przez Rosjan było tam na przykład wysypisko śmieci, innym ulokowana pod miastem wytwórnia asfaltu.
Przez cały ten czas przedpola Bachmutu zamieniły się w księżycowy obraz jak z pól bitew I wojny światowej.
W obrębie miasta wielotygodniowy ostrzał artyleryjski spowodował natomiast niezliczone zniszczenia.
Rosjanie ponawiali w ostatnich dniach próby natarcia na zachód od Doniecka – w rejonie Marijnki, Pierwomajśkiego i Awdijewki – jednak bez żadnego skutku.
Z obwodu chersońskiego dochodzą nie w pełni potwierdzone pogłoski, jakoby Rosjanie mieli ewakuować lokalne „władze” okupacyjne i kolaboracyjne z Berysławia i czynić przygotowania do opuszczenia miasta.
Chersoń ma być z kolei przygotowywany przez Rosjan do ciężkich walk ulicznych.
Nie ma przy tym oznak, by Siły Zbrojne Ukrainy osiągnęły w ostatnich dniach w prawobrzeżnej części obwodu chersońskiego jakiekolwiek bardziej znaczące nowe postępy. Bardzo ciężkie walki toczą się nad Dnieprem w rejonie na północ od miejscowości Myłowe, gdzie Ukraińcy dążą do przełamania rosyjskiej linii obronnej.
Stosunek w pełni udokumentowanych zdjęciowo i fotograficznie strat sprzętowych armii rosyjskiej i ukraińskiej wynosi obecnie 3,6:1. Rosjanie stracili dotychczas 7498 egzemplarzy sprzętu, a Ukraińcy 2074 – wciąż trwa inwentaryzowanie strat poniesionych przez Rosjan w wyniku ukraińskich działań kontrofensywnych. Do wszelkich danych o stratach przeciwnika podawanych oficjalnie przez obie strony należy podchodzić z ostrożnością i krytycyzmem.
Wciąż czekamy na przesilenie w obwodzie chersońskim – gdzie Ukraińcy podejmują próby przełamania rosyjskiej obrony na prawym brzegu Dniepru. W Donbasie natomiast znaczącym wydarzeniem – ze względu na skalę rosyjskiego zaangażowania w tym rejonie walk - był udany ukraiński kontratak pod Bachmutem skutkujący odepchnięciem Rosjan spod miasta.
Wszystkie dotychczasowe teksty z cyklu SYTUACJA NA FRONCIE, w których relacjonujemy przebieg działań wojennych w Ukrainie, znajdziesz TUTAJ.
Świat
Władimir Putin
Wołodymyr Zełenski
agresja Rosji na Ukrainę
brudna bomba atomowa
Sytuacja na froncie
Ukraina
wojna w Ukrainie
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze