"Niektórzy wyjeżdżali już o drugiej w nocy. Udział dla wielu osób był bardzo dużym wyrzeczeniem". Nauczycielki z ZNP i związkowcy z OPZZ domagali się w sobotę podwyżek. Podkreślali, że chodzi nie tylko o nich, ale o przyszłość dzieci: "To nasze dzieci ponoszą konsekwencje nieodpowiedzialnych decyzji minister Zalewskiej"
W sobotę ulicami Warszawy przeszli związkowcy z OPZZ, największą grupą wśród nich były nauczycielki z ZNP - maszerowało ok. 10 tys. pracownic i pracowników edukacji.
Przed godz. 14 nauczyciele przeszli pod budynek Ministerstwa Edukacji, gdzie dołączyli do protestujących rodziców. Był to ważny gest solidarności dwóch grup zaangażowanych w edukację, które często stoją po różnych stronach.
Pod MEN głos zabierały głównie matki — mówiły o przemęczeniu uczniów, o brakach w podstawie programowej. O utrudnianiu nauczania dzieciom z niepełnosprawnościami opowiadała Monika Mamulska, która zebrała ponad 100 tys. podpisów pod petycją przeciwko wykluczaniu dzieci z niepełnosprawnościami ze szkół.
"Czy jesteście wściekli?" - pytała na rozpoczęcie pikiety Dorota Łoboda, liderka ruchu Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji, odpowiedziały jej głośne brawa. „Nie wiem, czy pani minister pracuje 11 godzin dziennie. Nawet jeśli, to jest dorosła i podjęła taką decyzję. Nie chcę, żeby w ten sposób pracowała moja córka. Nie zgadzam się na to.
Nie chcę, żeby odpowiedzialnością obarczać nauczycielki i nauczycieli. To nie jest wasza wina. Te rozporządzenia powstają tu, w ministerstwie" - mówiła.
Tej reformy doświadczają wszyscy rodzice, niezależnie od tego, czy są lekarzami, czy politykami — mówiła Łoboda i zaprosiła na scenę Rafała Trzaskowskiego, kandydata na prezydenta Warszawy:
"Staję przed państwem nie jako polityk, tylko jako wkurzony ojciec. Wracam do domu o 22, 23 i widzę swoją córkę pochyloną nad książkami. Na to po prostu nie może być zgody. Ta reforma nas cofa kilkadziesiąt lat do tyłu. Nie może być tak, żeby nasze dzieci zamiast myśleć musiały wkuwać, a dokładnie o to w tej reformie chodzi". Dziękował nauczycielkom i nauczycielom, że stawiają czoła chaosowi.
Sławomir Broniarz , szef ZNP, zwrócił uwagę na solidarność rodziców i nauczycieli:
"Sukcesem tej manifestacji jest to, że próbujemy stworzyć wspólny zespół rodzice i nauczyciele. Mamy wspólny interes, nie stoimy po dwóch stronach barykady, nie chcemy być ze sobą skłóceni. Edukacja jest najważniejszą dziedziną życia społecznego i my jako rodzice i my jako nauczyciele mamy wspólny cel".
"Czujemy się oszukani" — mówił. Zauważył, że część osób dała się uwieść retoryce PiS, że reforma edukacji nie będzie miała kosztów dla dzieci, rodziców i nauczycieli. To okazało się nieprawdą - zaznaczył. "Do szewskiej pasji doprowadza mnie świadomość, że pani Zalewska, która oszukiwała społeczeństwo, oszukiwała premiera, teraz może mieć lukratywną posadkę w Brukseli".
Głos zabrała również kandydatka na radną z Koalicji Obywatelskiej Agata Diduszko-Zyglewska: "Ta szkoła zmieniła się w groteskowy poligon eksperymentu. Szkoła jest miejscem dla wszystkich dzieci, wszystkie powinny się tam czuć bezpiecznie, bez względu na wiarę, pochodzenie, czy są prawdziwymi czy nieprawdziwymi Polakami, czy są pełnosprawne, czy mają szczególne potrzeby edukacyjne".
Dorota Łoboda pisała w OKO.press o powodach pikiety pod MEN, która odbyła się pod hasłem "kumulacja chaosu". Przyczyny protestu to:
Niemal 20 tys. osób z całej Polski przeszło w sobotę ulicami Warszawy. Związkowcy z OPZZ domagali się podwyżek. Byli to strażacy, pracownicy urzędów, służby zdrowia, opieki społecznej, jednak największą grupę stanowiły nauczycielki i nauczyciele. Przyjechało ich do Warszawy ok. 10 tys.
Demonstrację OPZZ relacjonowaliśmy na żywo TUTAJ. W tekście "Polska nam kiepsko płaci" sprawdzaliśmy słowa związkowców, którzy mówią, że wynagrodzenia są za niskie.
"Płace to najważniejszy powód protestu" - mówi OKO.press Magdalena Kaszulanis ze Związku Nauczycielstwa Polskiego:
„Płace dzisiaj są powodem frustracji nauczycieli i braków kadrowych. Doświadczeni nauczyciele odchodzą, bo rynek oferuje im lepsze warunki. Młodzi za 1755 zł netto nie są w stanie przeżyć”.
Związkowcy chcą, by wynagrodzenia nauczycieli wzrosły o 1 tys. zł. "Nie chcę być siłaczką, chce godnie zarabiać za moją pracę, która jest przecież ważna, bo co jest ważniejszego niż dzieci?" – tłumaczyła Monika z Łodzi "Gazecie Wyborczej".
Pensje nauczycieli to dziś od 2417 zł brutto dla stażysty do 3317 zł brutto dla nauczyciela dyplomowanego. O sytuacji materialnej nauczycieli dokładnie pisaliśmy w tekście "Czarne prognozy płacowe dla oświaty".
Jednak nauczycielki nie maszerowały tylko we własnym imieniu - mówiły też o niedofinansowaniu całego systemu edukacji i chaosie z powodu deformy. "To jeden krok w naszym długim marszu. Po raz kolejny pokazaliśmy, że walczymy o swoje, nie poddajmy się, chcemy pokazać, że nie zgadzamy się na to, co się dzieje, a za co odpowiada minister Anna Zalewska" - mówi OKO.press Magdalena Kaszulanis. ZNP żąda dymisji minister edukacji.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze