0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Kuba Atys / Agencja Wyborcza.plFot . Kuba Atys / Ag...

Politycy partii rządzącej długo zaprzeczali, że nad waloryzacją 500 plus pracują.

„W tej chwili nie pracujemy nad waloryzacją świadczenia 500 plus. Wprowadziliśmy szereg rozwiązań, które wspierają rodziny. To w praktyce oznacza, że w 2023 roku środki skierowane do rodzin to blisko 87 mld zł” – mówił pod koniec marca 2023 wiceminister finansów Artur Soboń.

W czerwcu 2022 roku Jarosław Kaczyński mówił:

„700 plus to właśnie posunięcie proinflacyjne. Nie sądzę, żeby było. Ale to nie oznacza, że my zaniechamy pomocy dla rodzin”.

Wówczas znaliśmy dane o inflacji za maj 2022. Ceny w ciągu roku urosły wówczas o 13,9 proc. Ale inflacja była w trendzie wzrostowym. Dziś jest wyższa – w kwietniu wyniosła 14,7 proc. Ale dziś spada. I prawie na pewno w kolejnych miesiącach będzie spadać dalej. Czy to znaczy, że za nieco ponad pół roku waloryzacja będzie inflacyjnie neutralna?

Politycy PiS mają na to odpowiedź:

"Przeprowadzamy to w bardzo konkretnym momencie czasowym. Nie teraz, kiedy jest to jeszcze cały czas dokuczliwa inflacja, bardzo wysoka, tylko w momencie, kiedy projekcja inflacji, analizy inflacyjne, które docierają do nas, pokazują bardzo mocny spadek inflacji, nawet być może do poziomu jednocyfrowej już w czwartym kwartale tego roku" – mówił premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla Polsat News wieczorem 15 maja.

Przeczytaj także:

Wpływ na inflację również w styczniu

Ta wersja powtarza się w każdej wypowiedzi polityków PiS na ten temat. To jednak nielogiczne tłumaczenie. Wpływ na inflację tylko w małym stopniu może zależeć od wysokości inflacji w danym momencie. Dalej będzie to dodatkowe dwadzieścia kilka miliardów złotych w gospodarce. To w oczywisty sposób może oznaczać większą inflację – bo w gospodarstwach domowych pojawi się więcej środków, które będzie można natychmiast wydać. A większy popyt to większa przestrzeń do dalszego zwiększania cen.

O ocenę tego argumentu poprosiliśmy też badacza inflacji, ekonomistę dr Wojciecha Paczosa z Cardiff University:

„Jeśli chodzi o moment wprowadzenia takiej waloryzacji, to nie ma tutaj prostych odpowiedzi” – mówi nam dr Paczos. – „Inflacja jest wysoka i bardzo rozchwiana - takie wydarzenia jak pojedyncza i wysoka waloryzacja świadczeń, mogą ją łatwo wybić ze ścieżki spadkowej. I to się nie zmieni w styczniu 2024. Oceniam, że na koniec roku inflacja będzie wciąż dwucyfrowa - to mniej niż teraz, ale wciąż daleko powyżej stabilności cenowej, którą NBP definiuje jako inflacja na poziomie 2,5 proc. rocznie”.

Ekspert: waloryzacja wpłynie na inflację

Odpowiedź na pytanie o ostateczny wpływ tego ruchu na inflację nie jest oczywista i łatwa. Dr Paczos nie ma wątpliwości, że ruch ten potencjalnie zwiększy inflację.

„Są dwa główne mechanizmy. Pierwszy to prosty mechanizm popytu - tutaj wiele zależy od tego, ile z tego dodatkowego dochodu rodzice przeznaczą na bieżące wydatki, a ile postanowią zaoszczędzić. To oczywiście działa różnie w zależności od dochodu, ale wątpliwe jest, aby wszyscy zaoszczędzili całą kwotę waloryzacji. Przy niezmienionej (lub niewiele zmienionej) podaży, to będzie impuls inflacyjny”.

Drugi mechanizm jest – zdaniem badacza - bardziej skomplikowany.

„Chodzi o finansowanie tych dodatkowych wydatków. Gdy nie są one pokryte nowymi podatkami, tylko deficytem, to taki wydatek jest inflacyjny. Czasami można myśleć o inflacji jako o podatku - to będzie podatek, który będzie spłacał te dodatkowe wydatki”.

Ekspert uważa jednak, że nie da się dziś jednoznacznie oszacować, jak duży może to być wpływ.

„Po pierwsze, nikt jeszcze nie wie, czy, jak i kiedy ta waloryzacja nastąpi. Premier Morawiecki proponuje tę waloryzację jako transakcję wyborczą, Donald Tusk proponuje uchwalić już w czerwcu. Po drugie, wpływ będzie rozłożony w czasie. Jeśli gospodarstwa domowe uznają, że waloryzacja jest pewna i stała, to nastąpi efekt antycypacyjny i ten wpływ na inflację pojawi się nawet przed wprowadzeniem waloryzacji w życie”.

Pomysł wyborczy

Jak słusznie zauważa dr Paczos, sposób ogłoszenia propozycji pokazuje, że jest to pomysł przede wszystkim wyborczy. Gdyby PiS zależało na sprawiedliwej i regularnej waloryzacji świadczenia, to rząd zrobiłby to wcześniej.

Aby jednak zaskoczyć politycznych przeciwników, zastosowano zasłonę dymną, do ostatniej chwili zaprzeczano, że rząd pracuje nad takim rozwiązaniem. Do tego stopnia, że zaledwie kilka tygodni wcześniej, w kwietniu 2023 roku rząd zaakceptował najnowszą Aktualizację Programu Konwergencji. To dokument z wieloletnim planem finansowym państwa, który należy co roku przygotować i przedłożyć Komisji Europejskiej.

Zobacz poniższy fragment, który przewiduje utrzymanie wielkości świadczenia i niewielki spadek kosztów programu 500 plus w kolejnych latach aż do 2026 roku:

Kuba

Gdyby dla PiS priorytetem było podtrzymywanie wartości nabywczej świadczeń socjalnych, partia nie wzbraniałby się przed waloryzacją innych świadczeń. Tymczasem rząd nie waloryzuje na przykład niskich zasiłków rodzinnych. W 2021 roku odmówił takiej waloryzacji, a kolejna weryfikacja nastąpi dopiero w 2024 roku.

Spadająca realna wartość 500 plus

Konieczność waloryzacji 500 plus wskazywano od dawna. Siła nabywcza świadczenia spadała co roku, spadek przyspieszył w ostatnich dwóch latach wraz z rosnącą inflacją. Dzisiejsze 500 złotych jest realnie warte około 340 złotych w momencie wprowadzenia programu w kwietniu 2016 roku.

„W 2016 roku świadczenie stanowiło 27 proc. minimalnego wynagrodzenia, zaś w tym roku (po uwzględnieniu podwyżki płacy minimalnej od lipca) będzie to ledwie 14 proc. Podniesienie świadczenia do 800 zł podbije relację do 22 proc., ale wciąż będzie to sporo mniej niż 6 lat temu. W przyszłym roku naturalnie relacja ta ulegnie dalszemu spadkowi ze względu na kolejny (dwucyfrowy) wzrost płacy minimalnej” – napisali w swojej analizie ekonomiści mBanku.

Z tej perspektywy wydaje się to naturalne. Jeśli oczywiście chcemy kontynuować ten sposób wspierania rodzin i w ten sposób wydawać państwowe środki. Koszt zwaloryzowania programu to około 25 mld złotych. W przyszłym roku wydatki budżetu państwa zapisane są na 670 mld złotych. W tej kwocie 25 mld zł to spora, ale nie ogromna kwota.

Dr Paczos: „Słuszny jest argument, że wartość nabywcza 500+ spadła, i aby nadal mogło służyć rodzicom i dzieciom tak jak wcześniej, świadczenie powinno być zwaloryzowane, właśnie do poziomu około 800 zł. To zresztą jest zasada, która powinna obowiązywać wobec wszystkich świadczeń, w każdym czasie, w sposób automatyczny - a nie tylko przy okazji walki o wyborców.

Wyborcy mają prawo żyć w państwie, którego polityka społeczna działa sprawnie, i odpowiednio reaguje na różne sytuacje, a nie na życzenie prezesów partii”.

Powszechne transfery

Ekonomista mówi nam, że jest zwolennikiem polityki społecznej, która jest celowa, a nie powszechna.

„Moją propozycją byłaby pełna waloryzacja 500 plus, ale nie dla zamożnych. Takie rozwiązanie wydaje mi się być sensownym kompromisem - z jednej strony pozwala utrzymać wartość nabywczą tym, którzy z niego faktycznie korzystają, a z drugiej strony znacząco ogranicza efekt inflacyjny”.

Sam jednak przyznaje, że może tak powiedzieć, bo jest ekspertem, a nie politykiem. Ci raczej nie zdecydują się na takie propozycje.

W przypadku waloryzacji programu problem transferu do najbogatszych pozostaje. W artykule o ewentualnej waloryzacji programu w 2021 roku specjaliści z think tanku ekonomicznego CenEA pisali:

„Prawie 25 proc. kosztów waloryzacji trafiłoby do rodzin z górnych 20 proc. rozkładu dochodów, a jedynie około 12 proc. do rodzin zaliczających się do najuboższych 20 proc. populacji”

Przed wyborami w 2015 roku, gdy 500 plus było dopiero propozycją wyborczą PiS, CenEA przygotowała alternatywną propozycję – Zintegrowanego Dodatku Rodzinnego.

W tym pomyśle wsparcie było progresywne – spadało w zależności od dochodów rodziców, ale nie spadało skokowo. A tak było w przypadku 500 plus na pierwsze dziecko przed upowszechnieniem programu w 2019 roku.

Wówczas rodzina, która przekraczała próg dochodowy 800 zł na osobę natychmiastowo traciła wsparcie, więc minimalne zwiększenie dochodów, tak, że przekroczony był próg dochodowy, oznaczało de facto zmniejszenie dochodów – bo traciło się 500 plus.

Dziś jesteśmy w innej sytuacji – program od czterech lat jest dostępny dla każdego rodzica, na każde dziecko. Ale propozycje modyfikacji – jeśli uznamy, że należy ograniczyć wypłaty z programu dla najbogatszych - istnieją.

Powszechność to ochrona przed stygmatyzacją?

Z perspektywy braku stygmatyzacji dla jego beneficjentów, powszechność to poważna zaleta. Przed 2015 rokiem w Polsce świadczenia socjalne kojarzyły się przede wszystkim z biedą, a gdy ktoś je pobierał, musiał liczyć się ze stygmatyzacją jako osoba ze społecznego marginesu.

W momencie, gdy świadczenie przeznaczone jest i dla najbiedniejszych, i dla najbogatszych, taka stygmatyzacja nie powinna być częścią problemu.

Z drugiej strony – stygmatyzacja istnieje nawet w przypadku powszechności. Sieć pełna jest memów i komentarzy o „patologii”, „pięćsetplusach”, którzy rzekomo mają pieniądze ze świadczenia przepijać i marnować. Takie komentarze nie dotyczą nigdy średnio zamożnych i bogatych.

Opierają się przede wszystkim o pojedyncze przypadki patologicznych zachowań niektórych rodzin i anegdoty, nie o twarde dane.

Argumenty przeciwko rezygnacji z powszechności

Jan Gromadzki, badacz ze Szkoły Głównej Handlowej i Instytutu Badań Strukturalnych, ma następujące argumenty przeciwko rezygnacji z powszechności programu. Na Twitterze napisał:

„Dochody rodzin są niestabilne - warunkowe świadczenie nie odpowiada na sytuację, gdy rodzina z dnia na dzień traci główne źródło dochodów. Powszechność daje stałe źródło dochodów. Warunkowe świadczenia wymagają składania dodatkowych dokumentów, obliczania dochodów co może być barierą dla części rodzin (zwłaszcza tych, które nie są pewne, że się kwalifikują). […]

Uzależnienie wielkości świadczenia od dochodów jest de facto dodatkowym opodatkowaniem pracy. […] Za targetowaniem tylko dla potrzebujących podaje się zwykle argument o bogatych rodzicach, którzy nie potrzebują świadczenia.

Co to znaczy bogaty? Łączny dochód rodziców powyżej 15 tys. zł? Takich rodzin jest mniej niż 10 proc. Dla 80 proc. rodzin z dwójką dzieci 500 plus to ponad 10 proc. ich dochodów. Nie potrzebują?

Podatki i świadczenia to jeden system. Chcemy ograniczyć 500 plus dla najbogatszych rodziców? Możemy zwiększyć progresywność podatków, zamiast komplikować program 500 plus” - napisał Gromadzki.

Problem w tym, że wprowadzanie większej progresji w polskim systemie podatkowym napotyka ogromny sprzeciw ze strony środowisk biznesowych. Jak to wygląda w praktyce, mogliśmy obserwować, gdy wprowadzany był podatkowy Polski Ład. Progresywność systemu wobec pierwotnych propozycji została bardzo stępiona.

Odpowiedź na rosnące ubóstwo

Waloryzacja programu może też odpowiedzieć na inny poważny problem społeczny – ponownie rosnące wskaźniki ubóstwa.

EAPN Polska, think tank zajmujący się walką z ubóstwem przewiduje, że wskaźnik skrajnego ubóstwa za 2022 rok wzrośnie do 6,5 proc., czyli do poziomu z 2015 roku. Ostateczne dane od GUS poznamy w połowie roku.

Prof. Ryszard Szarfenberg, badacz ubóstwa i przewodniczący EAPN Polska, mówi nam, że jego zdaniem ubóstwo w 2023 roku utrzyma się na tym samym poziomie co w zeszłym roku.

„Główne przesłanki tej prognozy są takie, że straty rodzin o niskich dochodach spowodowane wzrostem cen podstawowych dóbr i usług nie zostały zrekompensowane wzrostem płacy i świadczeń pieniężnych na dzieci. Płace realne spadły w 2022 r., a świadczenia na dzieci nie były waloryzowane, więc realnie zmniejszyły się jeszcze bardziej (od początku 2021 spadły o 25 proc.).

W wyniku tego wydatki uboższych gospodarstw domowych z dziećmi rosły wolniej, lub nawet były w stagnacji, a granica ubóstwa skrajnego jest waloryzowana nawet nieco wyżej niż ogólny wskaźnik inflacji" - mówi Szarfenberg.

Waloryzacja 500+ może zahamować wzrost ubóstwa

"Sytuacja w 2023 roku jest o tyle mniej jasna" - kontynuuje badacz. - "Że dynamika niższych płac realnych jest dodatnia ze względu na duże podwyżki płacy minimalnej i nadal niski poziom bezrobocia. Jest natomiast jasne, że wartość realna zasiłków rodzinnych i świadczenia wychowawczego dalej będzie spadała. Więc te dwa czynniki mogą się równoważyć, a nawet pierwszy wraz ze wzrostem zatrudnienia może być silniejszy”.

Według obecnych zapowiedzi waloryzacja programu 500 plus ma nastąpić od stycznia 2024. Jak może to wpłynąć na poziom ubóstwa?

„W 2024 roku sytuacja zmieni się tak, że czeka nas kolejna duża podwyżka płacy minimalnej z uwzględnieniem wysokiej inflacji z 2023 roku” – przypomina prof. Szarfenberg. – „Jeżeli dodatkowo nastąpiłaby waloryzacja 500 plus o 300 zł, co mocno odczują uboższe rodziny, a do tego jeszcze inflacja będzie się zmniejszała, to wówczas można przewidywać, że ubóstwo skrajne w rodzinach z dziećmi znacznie się zmniejszy i powróci do niskich poziomów znanych z lat 2019 i 2021”.

Ekspert zastrzega jednak:

„Gdyby jednak w 2024 roku inflacja nadal była wysoka i nie spadała, a dodatkowo wzrosłoby istotnie bezrobocie, to wtedy utrzymywanie się ubóstwa skrajnego na wyższym poziomie lub jego dalszy wzrost byłby możliwy. Ten scenariusz wydaje mi się jednak mniej prawdopodobny”.

Polityczne priorytety

Mamy jeszcze jedną ścieżkę krytyki programu, o której warto wspomnieć analizując skutki waloryzacji. To problem wysokości wydatków na 500 plus i możliwych innych sposobów spożytkowania tej kwoty. Ten problem występuje w przypadku każdego dużego wydatku budżetu państwa.

Ale rzadko kiedy pojedynczy cel pochłania tak dużą kwotę. Program 500 plus nie wspiera demografii, nie zwiększył przyrostu naturalnego w Polsce. Co roku rodzi się coraz mniej dzieci. Jest to więc przede wszystkim program walki z ubóstwem – jeśli będzie waloryzowany - i prostego wsparcia finansowego rodzin z dziećmi. Bo jak już pokazaliśmy, większość pieniędzy idzie do lepiej sytuowanych rodzin.

Dodatkowe 25 mld zł nie zniszczy państwowych finansów. Możliwości zadłużania się przez państwo są spore, ale budżetu nie zwiększa się skokowo, a finansowanie państwa planuje się powoli. A więc waloryzacja 500 plus oznacza, że na inne potrzeby środków może zabraknąć.

Rząd od dawna wzbrania się przed postulatem związków zawodowych, by podnieść płace w sektorze publicznym o 20 proc. Koszt takiej operacji to około 30 mld zł. Czyli – gdyby rząd chciał, znalazłby na to środki.

To pokazuje priorytety władzy. Pracownicy od ponad roku postulują taką podwyżkę, ale są zbywani. W kontekście wyborczym na waloryzację 500 plus środki znajdują się natychmiast.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze