0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.plFot. Jacek Marczewsk...

Kolejowy chaos wokół Warszawy trwa w najlepsze. Odczuwają to przede wszystkim mieszkańcy dojeżdżający pociągami do stolicy z najbliższego jej otoczenia.

Rozkłady jazdy nie wytrzymały zderzenia z okresem kluczowych dla PKP PLK remontów. Dlatego część kursów trzeba było odwołać, a rozkład w drugim tygodniu kryzysu znacząco się skurczył. Mimo to sytuacja widocznie się nie poprawiła.

Za to po raz czwarty w ciągu dwóch tygodni kolejarze wypuścili pociąg na niewłaściwy tor. Na razie daleko jest od prawdziwej tragedii - na szczęście technika czuwa nad tym, by po jednym torze nie kursowały dwa składy jadące na czołowe zderzenie. Cierpi jednak reputacja kolei i nerwy sfrustrowanych pasażerów.

Zupełnie nowa Warszawa Zachodnia

Poważne problemy zaczęły się 12 marca, gdy w Warszawskim Węźle Kolejowym zaczął obowiązywać nowy rozkład jazdy. Zmiany dotknęły między innymi kursów Szybkiej Kolei Miejskiej (SKM).

Nowy rozkład miał być dostosowany do zmieniającej się sytuacji kolejowej w stolicy i wokół niej. Kursy niektórych linii obcięto, na tory za to ruszyły nowe pociągi S4 (z Piaseczna na południe od stolicy do Wieliszewa na północy) i S40 (z Piaseczna do centrum Warszawy).

Rozkład zmienił się w czasie największej w ostatnich latach przebudowy warszawskiego węzła, tworzonego przez dworce (między innymi Wschodni, Gdański, Centralny i Zachodni) i stacje w pobliskich miejscowościach. Szczególnie ważna jest przebudowa Dworca Zachodniego.

Przeczytaj także:

"Zakres przebudowy obejmuje między innymi wymianę torów, sieci trakcyjnej, urządzeń sterowania ruchem kolejowym. Dla zapewnienia w trakcie realizowanej inwestycji sprawnych połączeń - PLK SA wspólnie z przewoźnikami ustalają zmiany w rozkładzie" - mówiła TVN24 Małgorzata Janus z PKP Polskie Linie Kolejowe (PLK).

PKP chce zdążyć

"Nie jest tajemnicą, że ostatnio na kolei absolutnym priorytetem są inwestycje. W momencie, gdy zderzają się one z potrzebami w zakresie prowadzenia ruchu, to oczywiście wygrywają" - mówi Jakub Majewski, ekspert z Fundacji ProKolej.

"Wszyscy czują ciśnienie, by skończyć terminowo rozgrzebane projekty, albo przynajmniej ich główne etapy. Bo do końca bieżącego roku można jeszcze korzystać z kończącej się unijnej perspektywy budżetowej. Co gorsza, inwestycje są mocno opóźnione, więc robi się wszystko, by przyspieszyć prace. Nawet, kosztem opóźnień, czy odwoływania pociągów. I w rezultacie ruch prowadzony jest po wielkim placu budowy".

Odwołania pociągów i opóźnienia to codzienność dla osób korzystających z docierających do Warszawy kursów Szybkiej Kolei Miejskiej (SKM) i Kolei Mazowieckich. Bywa, że ich składy na docelowe stacje docierają spóźnione o 100 minut. Mimo to odpowiadające za utrzymanie i modernizację infrastruktury, jak i za ruch po polskich torach PKP PLK winę za kolejowy kryzys zrzuciło na przewoźników.

"Spotkaliśmy się z bardzo dużymi oczekiwaniami ze strony przewoźników samorządowych, co do ilości realizacji przejazdów pociągowych przez stację Warszawa Zachodnia, jak i przez cały Warszawski Węzeł Kolejowy. Zwróciliśmy uwagę przedstawicielom przewoźników, że liczba przejazdów jest zbyt wygórowana i może spowodować pewne perturbacje w ruchu" - mówił w środę 15 marca wiceprezes PLK Mirosław Skubiszewski.

"Wskutek bardzo wielkiego nasycenia rozkładu jazdy te wydarzenia spowodowały efekt domina opóźnień dalszych pociągów" - wyjaśniał przedstawiciel kolejowej spółki.

Trzaskowski w smutnej dojazdowej rzeczywistości

Przedstawiciele SKM ostrzegali, że na lokalnych trasach może zrobić się ciasno, a Dworzec Zachodni stanie się wąskim gardłem. Jednak ustalając rozkład razem z PLK nie spodziewali się chyba aż takiego chaosu.

"Trudno powiedzieć, kiedy sytuacja wróci do normy, a normą dla nas jest to, że kursujemy zgodnie z rozkładem i przewozimy w sposób sprawny i bezpieczny naszych pasażerów i pasażerek" - mówił po trzech dniach od wprowadzenia nowego rozkładu rzecznik SKM, Karol Adamaszek.

Z rzeczywistością dojazdów do Warszawy zderzył się również jej prezydent, Rafał Trzaskowski, gdy w dniu inauguracji nowego rozkładu próbował przejechać do stolicy z Piaseczna nową linią S40.

Delegacja warszawskiego ratusza nie dotarła do celu pociągiem. Ten, skierowany na zły tor, zaliczył 80-minutowe opóźnienie, zamiast na Dworzec Główny (pełniący przed wybudowaniem Warszawy Centralnej funkcję najważniejszej stacji w mieście) dojechał na Warszawę Gdańską. W trakcie kursu prezydent Warszawy na prośbę spóźnionych na lekcje uczniów podpisał kilka usprawiedliwień nieobecności.

Po przekroczeniu granic miasta Trzaskowski ze świtą przesiedli się do autobusu.

View post on Twitter

PKP PLK na złym torze

To był pierwszy, i niestety nie ostatni przypadek skierowania pociągu na niewłaściwy tor. Od 12 marca zdarzyło się to aż cztery razy, a każda z tych informacji mogła działać na emocje pasażerów. W Warszawie nie było i najpewniej nie będzie jednak możliwości czołowego zderzenia dwóch pociągów w takiej sytuacji - tłumaczy Jakub Majewski.

"Prawidłowo funkcjonujące urządzenia sterowania ruchem kolejowym blokują możliwość skierowania pociągu na tor, na którym znajduje się inny skład. Co innego wysłanie pociągu w złym kierunku. Nie doprowadzi do katastrofy, ale kompletnie zdezorganizuje ruch. I przy niewydolnej informacji pasażerskiej natychmiast wprowadzi chaos" - komentuje ekspert dla OKO.press.

Po środowym, czwartym przypadku błędu przy skierowaniu pociągu na właściwy tor, PKP PLK obiecało zwiększyć obsadę stanowisk kierowania ruchem. Każdy z przypadków przejazdu niewłaściwą trasą jest badany przez powołaną w PLK komisję. Na dłuższą metę to nie pomoże - zauważają niektórzy z komentatorów.

"Od wielu lat zarządca infrastruktury PKP PLK jest rozliczany wyłącznie z realizacji inwestycji. Prowadzenie ruchu to dla nich coś dodatkowego, co niepotrzebnie kręci się pod nogami. Taki zbudowano system. Mówię o tym od lat, że PKP PLK powinna zostać podzielona na dwie spółki: jedna realizuje inwestycje, druga prowadzi ruch pociągów" - powiedział portalowi Nowiny 24 Leszek Miętek ze Związku Zawodowego Maszynistów.

A może remonty w niedziele i święta?

Spodziewanego efektu na pewno nie dają cięcia - mówi nam Jakub Majewski. Może się okazać, że jedyny wykonalny w trudnych warunkach rozkład to ten, z którego wyrzucimy większość pociągów. Ale nie tędy droga - argumentuje ekspert:

"To byłby fatalny sposób rozwiązania problemu i potwierdzenie złośliwych żartów, że kolei najbardziej przeszkadzają pasażerowie. Oczywiście pustawe tory pomogłyby kolejarzom poprawić punktualność i nadgonić roboty budowlane. Tylko, że kolej nie ma być podporządkowana interesom kolejarzy czy budowlańców, ale pasażerów i odbiorców ładunków" - przypomina Majewski.

Według niego rozwiązanie godzące inwestycje z ruchem pociągów jest. Nie byłoby jednak łatwe do zaakceptowania przez wykonawców robót i wiązałoby się z wyższymi kosztami remontów.

"Świetnym wzorem są inwestycje na kolei brytyjskiej, obciążonej gigantycznym ruchem pasażerskim, szczególnie w aglomeracji londyńskiej. Tam inwestycje są planowane np. w nocy albo w dni wolne, tak by minimalizować ich wpływ na rozkład jazdy. U nas też można sobie wyobrazić, że przed świętami wielkanocnymi z Dworca Zachodniego odjedzie ostatni pociąg, a następnie przez całe święta, przez całą dobę gigantyczna ilość sprzętu i ludzi będzie pracować 24 godziny na dobę. I po świętach wróci normalny ruch, tyle że prowadzony już po nowych torach" - mówi Majewski.

Na razie nic nie wskazuje na to, by taki scenariusz wchodził w grę. Pozostaje nam więc czekać na wyniki prac kolejowych komisji, a mieszkańcom Mazowsza - na koniec remontów skomplikowanej plątaniny podwarszawskich torów.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze