0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciej Kuroń / Agencja GazetaMaciej Kuroń / Agenc...

Watykan udostępnił sądowi w Chodzieży 200 stron akt procesu kościelnego byłego ks. Krzysztofa G. z archidiecezji poznańskiej, oskarżonego o molestowanie i gwałt na ministrancie – informuje "Wyborcza".

To pierwszy taki przypadek w Polsce. Czy to przełom? Eksperci, z którymi rozmawiamy, studzą optymizm. Przez lata prośby prokuratury i sądu o udostępnienie akt w tej sprawie, kierowane do metropolity poznańskiego abp. Stanisława Gądeckiego, trafiały w próżnię. Choć sędzia groził hierarsze przeszukaniem budynku kurii, nigdy do tego nie doszło. Gądecki twierdził, że akta przekazał Watykanowi i nie zachował kopii. W końcu Watykan postanowił łaskawie udostępnić część akt sprawy sądowi.

"Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Kuria rzymska postępuje zupełnie uznaniowo, udostępnia tylko to, co chce udostępnić" – mówi OKO.press dr hab. Paweł Borecki z Zakładu Prawa Wyznaniowego Uniwersytetu Warszawskiego.

"Polski wymiar sprawiedliwości, w tym prokuratura pod kierunkiem obecnego prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, skapitulował wobec środowisk kurialnych.

Przypomnę tylko, że w katolickiej Belgii nie tak dawno temu organy wymiaru sprawiedliwości w poszukiwaniu dokumentacji dotyczącej przestępstw seksualnych księży wyłamywały krypty grobowe" – mówi ekspert.

Przeczytaj także:

Proszę pytać w Rzymie

Byłego już księdza Krzysztofa G. oskarżył o molestowanie i gwałt Szymon Bączkowski, w przeszłości ministrant. Jak przypomina "Wyborcza", Szymon ujawnił krzywdy w 2015 roku. Po sugestii spowiednika zawiadomił poznańską kurię. Gdy dowiedział się, że ksiądz nadal ma kontakt z dziećmi, powiadomił też prokuraturę.

Od 2015 roku równoległe toczyły się w tej sprawie postępowanie w sądzie oraz postępowanie kościelne. Bączkowskiemu i jego prawnikom zależało na dotarciu do akt kościelnych, bo – jak dowiedzieli się od osób z poznańskiej kurii – ksiądz G. przyznał się do molestowania ministranta, a w śledztwie prokuratorskim – zaprzeczył.

Kościelne akta chciał zdobyć najpierw prokurator Paweł Ciesielczyk, ale powstrzymali go przełożeni. Kolejną próbę podjęła sędzia Katarzyna Orzeł, gdy prokurator skierował do sądu akt oskarżenia.

Sędzia Orzeł zagroziła nawet, że jeśli Gądecki nie przekaże akt, nakaże przeszukanie budynku kurii i nałoży na hierarchę karę finansową. Na groźbach się jednak skończyło.

Hierarcha konsekwentnie odmawiał tłumacząc, że akta przesłał do Watykanu i to tam powinien zwrócić się sąd.

W końcu sędzia Orzeł napisała do Watykanu – zwróciła się o akta w drodze międzynarodowej pomocy prawnej, ale odpowiedź dalej nie nadchodziła. Sędzia nie chciała dłużej czekać. Uprzedziła strony, że wyda wyrok nawet bez wglądu w kościelne dokumenty. I wtedy – jesienią 2022 – Watykan niespodziewanie przesłał część akt. Jak dowiedziała się "Wyborcza", wynika z nich, że były duchowny dwa razy przyznał się pisemnie do molestowania dawnego ministranta.

"W kościelnych aktach są też zeznania świadków, głównie księży, których nie przesłuchano w prokuratorskim śledztwie i przed sądem. Tylko Kościół wiedział o ich istnieniu. Teraz okazuje się, że mają informacje, które mogą być przydatne dla sprawy. Sędzia Orzeł chce ich przesłuchać" - pisze "Wyborcza".

Jakie jest znaczenie kościelnych akt dla spraw dotyczących przestępstw seksualnych księży i tuszowania tych spraw przez biskupów?

Jak krew z nosa

"We wszystkich sprawach, które prowadziłem — karnych i cywilnych — nigdy żadna prokuratura ani żaden sąd nie zwróciły się do Watykanu" — mówi nam mec. Jarosław Głuchowski, jeden z adwokatów ofiary byłego księdza Krzysztofa G.

"Do proboszczów i biskupów sądy i prokuratury zwracają się bardzo rzadko. Ja kojarzę takich spraw ledwie kilka.

Tylko w dwóch przypadkach strona kościelna przekazała jakieś szczątkowe informacje, ale szło to jak krew z nosa – «dlaczego?», «po co?», «a co z niezależnością Kościoła?», «niech sędzia przyjdzie do kurii i sam sobie znajdzie akta».

I wreszcie po dwóch latach coś tam przekazują, ale nie mamy pojęcia, czy to kompletny materiał" – mówi prawnik.

Czy akta kościelne byłyby cenne dla wyjaśniania spraw dotyczących przestępstw seksualnych duchownych? "W sprawach karnych sąd sam ustala stan faktyczny, nie jest związany żadnymi innymi wyrokami, więc może stwierdzić, że to, co ustalił Kościół nic go nie obchodzi. Inaczej jest w sprawach cywilnych. Tutaj, moim zdaniem, kościelne akta byłyby pomocne. Na przykład jeżeli pozywam biskupa i mówię: kuria wiedziała już wcześniej, że ksiądz X naruszał szóste przykazanie, bo z kościelnych akt wynika, że już w latach 90. wpływały do kurii zgłoszenia na ten temat, to dzięki temu mogę pokazać winę biskupa" – tłumaczy mec. Głuchowski.

Jednak zdobycie kościelnych akt, ciągle jest dla polskich organów ścigania niezwykle trudne. Dlaczego?

Tajna instrukcja Watykanu

Zgodnie z kościelnymi wytycznymi, jeśli do kurii wpłynie zgłoszenie dotyczące przestępstwa seksualnego księdza, biskup ma obowiązek je zweryfikować, np. poprzez zaproszenie i rozmowę z ofiarą. Po wstępnej weryfikacji biskup zleca przeprowadzenie tzw. dochodzenia wstępnego. Jeśli jego wynik przynajmniej w jakiejś części potwierdza zarzuty, biskup musi skierować sprawę do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. To ona przejmuje sprawę i wydaje wyrok.

Arcybiskup Gądecki tłumaczył się, że – zgodnie z prawem kanonicznym i wytycznymi – przekazał sprawę do Watykanu, więc do tam musi zwrócić się sąd. Problem w tym, że Watykan do inne państwo. Co więcej, choć wskazania papieża Franciszka z 2019 roku nakazują współpracę z krajowymi organami ścigania w sprawach przestępstw seksualnych, w grudniu 2021 roku dziennikarze "Rzeczpospolitej" ujawnili tajną instrukcję Stolicy Apostolskiej, w której wyjaśniono zasady udostępniania kościelnych akt. Arcybiskup Salvatore Pennacchio, do niedawna nuncjusz papieski w Polsce, rozesłał instrukcje do wszystkich polskich diecezji i zakonów.

Z instrukcji wynika, że biskup może wymieniać informacje z policją, prokuraturą czy sądem, może udostępniać im różne dokumenty, ale tylko na etapie wstępnego dochodzenia kanonicznego, gdy próbuje zweryfikować zarzuty wobec podejrzanego księdza. Jeśli zakończy postępowanie w diecezji i wyśle materiały do Kongregacji Nauki Wiary, współpraca ma się zakończyć. „(…) sprawa przechodzi pod jurysdykcję Watykanu, a zatem zarówno dokumenty wystawione przez właściwe Dykasterie Stolicy Apostolskiej, jak i przez podmioty działające w Polsce na mocy jej delegacji (…), pozostają w dyspozycji Stolicy Apostolskiej”.

Co więcej, Watykan daje sobie prawo do oceny wniosków pod kątem „sensowności, zasadności i przydatności do celów procesowych". Krótko mówiąc: jeśli nie będzie chciał, to po prostu nie udostępni ich ani prokuraturze, ani sądowi. Dla organów ścigania sprawa jest dodatkowo utrudniona, bo – zgodnie z wyjaśnieniami Konferencji Episkopatu Polski – "udostępnienie akt procesowych powinno odbywać się drogą dyplomatyczną za pomocą wniosku o międzynarodową pomoc prawną".

"Bardzo krytycznie oceniam ten dokument. Uważam, że ta instrukcja jest niezgodna z konstytucyjną i konkordatową zasadą współdziałania państwa i Kościoła na rzecz dobra człowieka.

Instrukcja realnie przyczynia się do spowolnienia postępowań w sprawach o nadużycia seksualne duchowieństwa i oddaje postępowanie na łaskę i niełaskę kurii rzymskiej

– mówi nam dr hab. Paweł Borecki z UW. I chociaż udostępnienie akt przez Watykan ocenia pozytywnie, to jednak studzi emocje: "Jedna jaskółka wiosny nie czyni. O przełomie będzie można mówić, jeśli przybierze to charakter regularnej praktyki".

;

Udostępnij:

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze