Po raz kolejny wojsko wykradło spod pomnika smoleńskiego wieniec Zbigniewa Komosy. Bo nie podoba się on obecnej władzy. I po raz kolejny policjanci są ślepi i udają, że nic nie widzieli. Tym razem próbowali wmówić aktywiście, że jego wieńca... nie było
Prokuratura, która prowadzi sprawę zaboru wieńca sprzed 1,5 roku nie chce przesłuchać ministra Błaszczaka – jego postać przewija się w zeznaniach żołnierzy.
10 tego lutego Zbigniew Komosa – aktywista prodemokratyczny – jak co miesiąc złożył swój wieniec pod pomnikiem smoleńskim, tuż po miesięcznicy polityków PiS.
Gdy ok. 20-30 min. później wrócił na plac Piłsudskiego zobaczył jak wjeżdża bus Garnizonu Warszawa, z reklamą na burtach zachęcającą do wstąpienia do armii. Taki sam jak ten, jakim podjechali żołnierze 10 września 2022, by chyłkiem wykraść wieniec aktywisty i uciec z nim - to nagrała kamera OKO.press.
Komosa z innym członkiem tzw. opozycji ulicznej – Bogdanem Kucharskim – zaczęli biec. Do żołnierza, który zabierał wieniec, krzyczeli: „Zostaw to!”. Pomnik otaczało kilku policjantów, a w odległości 30-70 m stały jeszcze 3 radiowozy + 1 auto nieoznakowane, z szacunkowo kilkunastoma mundurowych w środku. Nikt z nich nie reagował.
Bus wojskowy odjeżdżał, gdy nadbiegający Komosa próbował mu zagrodzić drogę. Auto go wyminęło. „Złodziej!” - krzyknął za nim.
- wyraźnie poirytowany Komosa pytał dwóch młodych, zamaskowanych policjantów, którzy stali tuż obok busa, kilka metrów od pomnika.
Ten bez widocznego identyfikatora z nazwiskiem: „Nie było kradzieży wieńca”.
„A co to było?! Sąd Najwyższy potwierdził, że te wieńce mogą tu stać!” - podkreślał aktywista.
„I stoją” - odparł mundurowy wskazując na te zostawione przez Jarosława Kaczyńskiego i jego świtę.
„Dlaczego pan robi ze mnie idiotę?”
Do dyskusji włączyli się kolejni mundurowi, prawie wszyscy z zamaskowanymi twarzami i niewidocznymi imiennikami. Nadkomisarz bez imiennika, który mówił najwięcej, podciągnął sobie komin, by jeszcze mniej twarzy było mu widać – Komosa cały czas to filmował.
Nadkomisarz: „W czym problem?”
„Ukradziono mój wieniec, a policja na to nie zareagowała”.
„Jaki wieniec?” - pytał oficer. Później zdradził się, że dobrze zna Komosę: „już niejeden raz miałem z panem styczność”.
Funkcjonariusz, który był najbliżej busa i pomnika nie chciał odpowiedzieć na pytanie: czy widział jak kradli wieniec.
„Jaki wieniec?” - w końcu przyjął retorykę komisarza.
Chwilę po tym najwyraźniej na rozkaz do radiowozów, a Komosę zagadywali inni mundurowi.
Komosa od prawie pięciu lat składa co miesiąc wieńce z tabliczką o niezmiennie tej samej treści. „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski. STOP KREOWANIU FAŁSZYWYCH BOHATERÓW!”
To irytuje polityków władzy. Dlatego na początku żołnierze Garnizonu Warszawa cichcem wykradali jego wieńce. Potem przez ok. trzy lata wyrywali je aktywiście, często bardzo brutalnie. Dochodziło do szarpaniny kilkudziesięciu osób. Policjantów wspierało wojsko.
Mundurowi wielokrotnie poturbowali przy tym aktywistów, którzy chronili wieńca – symbolu walki z kłamstwem o rzekomym zamachu smoleńskim. Wojsko czasami całkowicie niszczyło zagrabianą rzecz.
Od lutego 2020 roku prokuratura też co miesiąc wytaczała aktywiście nową sprawę, oskarżając go o „znieważenie” pomnika.
Komosa wygrał wszystkie sprawy, dwie dotarły aż do Sądu Najwyższego. Tam też wygrał.
Dopiero po tym blamażu wojsko zaprzestało stosowania przemocy w zagrabianiu wieńca i wróciło do pierwotnych działań – wykradania ich cichaczem, jak tylko Komosa znikał z placu Piłsudskiego. Autor niniejszego tekstu wielokrotnie krótko po kolejnej kradzieży pytał policjantów – czasem kilkunastu - stojących przy pomniku kto tego dokonał. Milczeli. Lub mówili, że nie wiedzą.
W pismach do komendanta Garnizonu Warszawa, gen. bryg. Tomasza Dominikowskiego, Komosa kierował „obywatelskie wezwania”, by Wojsko Polskie te wyroki uszanowało i nie wykradało wieńców. Bo mają prawo stać pod pomnikiem smoleńskim.
Nie dostał na nie żadnej odpowiedzi.
Wcześniej Garnizon Warszawa tłumaczył się, że zabierają wieńce, bo tego wymaga od nich regulamin – dbają o porządek i powagę miejsca. Ale wojsko już nie wytłumaczyło, dlaczego w ramach porządkowania usuwają wieńce Komosy, zaś złożone przez polityków PiS tkwią tam wiele dni.
„Wyroki sądu się nie liczą dla tej władzy i wojska”
- komentuje Komosa.
Czy żołnierze działają zgodnie z prawem?
Prokurator Ewa Wrzosek nie ma wątpliwości. „Jeśli wieńce nie są zabezpieczaniem do jakiegoś toczącego się postępowania i nie jest wydawane pokwitowanie na to zatrzymanie mienia właścicielowi, to żaden funkcjonariusz wojska, czy policji nie ma prawa zabierać wieńca składanego przez pana Komosę. Takie działania stanowią czyn zabroniony” - informuje. W przypadku mienia o wartości poniżej 500 zł – tak jest w tym przypadku - to wykroczenie. Wówczas postępowanie prowadzi policja.
Prokurator Wrzosek zastanawia się jedynie nad kwalifikacją prawną - czy to zabór w celu przywłaszczenia mienia popularnie zwany kradzieżą (par. 278 KK), czy przywłaszczenie mienia (art. 284 KK), czy też działanie ukierunkowane na zniszczenie rzeczy, lub też przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy. Te wątpliwości powinno rozwiać postępowanie. „Podkreślę – wieniec nie może być zabrany bez jakiegokolwiek uzasadnienia, podstawy prawnej i pokwitowania. Bo wówczas to działanie bezprawne” - kończy prokurator Wrzosek.
„Wieniec nie jest ich, a jest przez nich zabierany, nie sporządzają protokołu zajęcia mienia – to są niewątpliwe rzeczy, które można kwalifikować jako kradzież” - nie ma także wątpliwości Jerzy Jurek, adwokat Komosy. Wcześniej, gdy zaboru wieńców mundurowi dokonywali brutalną siłą, interpretacja prawna tej sytuacji była znacznie ostrzejsza. „To grabież. A właściwie to już rozbój, bo z użyciem przemocy. Nigdy nie wydano mojemu klientowi pokwitowania przymusowego zaboru tych rzeczy, nie zatwierdzono ich zatrzymania” – mówił wówczas Jerzy Jurek.
Czy więc Komosa złożył lub będzie składał zawiadomienie w tej sprawie? Nie.
Rzecznika Garnizonu Warszawa chcieliśmy zapytać:
Rzecznik Dowódcy Garnizonu Warszawa, ppłk Artur Sak nie odebrał żadnego z naszych telefonów. Nie odpowiedział też na zostawione prośby o kontakt zwrotny.
Wysłaliśmy pytania mailem. Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Przy poprzedniej publikacji o tej sprawie ppłk Sak postępował analogicznie – całkowicie milcząc.
Rzecznika prasowego Komendy Stołecznej Warszawa nadkom. Sylwestra Marczaka też próbowaliśmy pytać o tę sprawę:
Rzecznik nie odbierał od nas telefonu, smsem odesłał do dyżurnego. Komisarz Małgorzata Wersacka też nie chciała odpowiedzieć na pytania telefonicznie. Wysłaliśmy je mailem, nie dostaliśmy odpowiedzi.
Jednym z powodów, dla których Komosa nie złożył obecnie zawiadomienia o kradzieży, jest fakt, że Prokuratura Rejonowa Warszawa Ursynów prowadzi postępowanie w związku z przekroczeniem uprawnień (art. 231 K.K. ) przez żołnierzy Garnizonu Warszawa poprzez zabór wieńca 10 października 2021. „My próbujemy naświetlić, jak wyglądał cały ten proceder” - dodaje mec. Jurek.
Doniesienie w tej sprawie złożył anonimowy obywatel, zbulwersowany tym jak brutalnie wojsko z policją, wyrywało wieniec Komosy.
Aktywista jest osobą poszkodowaną i może brać udział w przesłuchaniach. Przesłuchano już wielu – od szeregowych żołnierzy Garnizonu, pełniących wtedy służbę, po dowódcę gen. Dominikowskiego. Także miał być przesłuchiwany poprzedni dowódca Garnizonu gen. Robert Głąb – za jego kadencji zaczął się i długo trwał ów proceder. Decyzje w sprawie zajęcia wieńców miały zapadać na najwyższym poziomie garnizonu.
Najpierw prokurator prowadzący sprawę mjr Marcin Maksjan miał go przesłuchać zdalnie – to standard. Ale pod koniec ub.r. Komosa dostał pismo, iż postępowanie zostanie wstrzymane do czasu powrotu generała do Polski tj. sierpnia 2024. W grudniu opisaliśmy w OKO.press tę bulwersującą decyzję i przypomnieliśmy, że zgodnie z prawem generał powinien być przesłuchany zdalnie. Komosa oferował swoje łącza, jeśli wojsko nie ma takowych. Aktywista też napisał do bazy NATO w Norfolk oraz do dowódcy Garnizonu Warszawa.
Prokuratura zmieniła zdanie - 27 stycznia wysłała pismo do aktywisty z prośbą o listę pytań do przesłuchania gen. Głąba.
Komosa stworzył ją – 23 pytania.
W tej sprawie prokuratura milczy, mimo iż poszkodowany już dwukrotnie składał wnioski o jego przesłuchanie.
„Czemu nie chcą przesłuchać min. Błaszczaka, który jest w Polsce?” - docieka Komosa.
Aleksandrę Skrzyniarz, rzeczniczkę Prokuratury Okręgowej w Warszawie, w grudniu zapytaliśmy, czemu nie przesłuchuje min. Błaszczaka i czy aby problemem nie jest fakt, że to ważny i wpływowy minister rządzącego PiS, nadzorujący służby mundurowe. „Organ procesowy biorąc pod uwagę plan czynności śledczych, podejmie decyzję co do złożonych wniosków dowodowych” - odpowiedziała rzeczniczka.
Po wznowieniu w styczniu postępowania ponownie zapytaliśmy rzeczniczkę, czemu prokuratura nadal milczy w sprawie przesłuchania ministra i czy to problem dla tej instytucji, że to wpływowy, rządzący polityk.
Czekamy na odpowiedź.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze