0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Nowelizacja przepisów dotyczących elektrowni wiatrowych ma nowy dom - Ministerstwo Klimatu i Środowiska - oraz nowego opiekuna, pełnomocnika rządu ds. OZE Ireneusza Zyskę. Do tej pory wiatraki były pod nadzorem resortu rozwoju, któremu nie udało się doprowadzić do zmian w przepisach.

Nowela, która ma odmrozić budowę nowych elektrowni wiatrowych, jest zapowiadana od trzech lat, projekt pojawił się rok temu i sprawa stanęła.

A czas na osiągnięcie celów klimatycznych ucieka.

Walka z wiatrakami

Walka Prawa i Sprawiedliwości z wiatrakami zaczęła się już w 2016 roku, kiedy wprowadzono tzw. ustawę odległościową, nazywaną 10H. Miała być to odpowiedź na protesty mieszkańców, którzy nie chcieli mieć za swoim płotem wielkich wiatraków.

Według ustawy turbiny można budować w odległości równej 10-krotności ich wysokości od budynków mieszkalnych i terenów cennych przyrodniczo.

To w praktyce oznacza mniej więcej 1,5 km do nawet 2 km. Think tank Instrat wyliczył, że aż 99,7 proc. powierzchni Polski jest wyłączona spod wiatrowych inwestycji. To spowodowało, że po 2016 roku jedynymi elektrowniami wiatrowymi, jakie powstały w Polsce, są te, które dostały pozwolenie na budowę jeszcze przed wprowadzeniem ustawy.

W Polityce energetycznej Polski do 2040 roku wiatrakom na lądzie nie poświęcono wiele miejsca. Dokument ogłoszony w 2021 roku, a w tym roku modyfikowany, przewiduje jedynie "zmianę zasady 10H". Bez konkretów.

W 2019 roku ówczesna minister rozwoju Jadwiga Emilewicz mówiła: „Będziemy zajmować się też nowelizacją ustawy wiatrowej – tzw. 10H, odległościowej – która ułatwi inwestycje wiatrowe na lądzie, przy jednoczesnym uwzględnieniu interesów wspólnot lokalnych”. Zapowiedziała, że projekt nowelizacji powinien być gotowy do końca 2020 roku. Jednak we wrześniu 2020 odeszła z rządu.

"Największym problemem dla gmin jest ograniczenie inwestycyjne. Nie możemy mieć nowych farm wiatrowych i nie możemy niczego budować w pobliżu już istniejących" - komentował w rozmowie z OKO.press Leszek Kuliński, wójt gminy Kobylnica (woj. pomorskie) i przewodniczący Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej.

Przeczytaj także:

Nowela jak gorący ziemniak

Projektem wiatrakowym zajmowała się następnie wiceminister Anna Kornecka, która przeprowadziła go przez konsultacje. Po jej odwołaniu elektrownie wiatrowe trafiły w ręce Artura Sobonia, który teraz już zajmuje się Polskim Ładem w ministerstwie finansów. Ustawę w lutym 2022 przejął wiceminister rozwoju Michał Wiśniewski i słuch o niej zaginął.

Jeszcze za "kadencji" Anny Korneckiej - w maju 2021 - udało się przynajmniej opublikować projekt nowelizacji ustawy.

Nowela nie znosi zasady 10H, a jedynie daje samorządom możliwość jej liberalizacji na podstawie Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP). Przed uchwaleniem takiego planu samorząd byłby zobowiązany do sporządzenia prognozy oddziaływań, uzgodnienia jej z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska i przeprowadzenia konsultacji społecznych w swojej i sąsiednich gminach.

Nowelizacja ustaliła również minimalną odległość wiatraków od zabudowań: 500 metrów.

Według Ministerstwa Rozwoju i Technologii w ciągu 10 lat od momentu przyjęcia noweli powstałoby od 6 GW do 10 GW nowych mocy w elektrowniach wiatrowych. Powoli i za mało, ale eksperci i tak podkreślali, że nowelizacja jest krokiem w dobrą stronę.

Instrat wyliczał, że "proponowana liberalizacja pozwala na ponad 25-krotne zwiększenie dostępności terenów pod inwestycje wiatrowe – z obecnych 0,28 proc. do 7,08 proc. powierzchni Polski. To, wraz z modernizacją istniejących turbin, umożliwi zwiększenie mocy zainstalowanej w wietrze nawet do 44 GW". Jednak - jak podkreślali analitycy - niepokojące jest wydłużenie procesów biurokratycznych. Mogłoby spowodować, że do 2030 udałoby się osiągnąć tylko 12-13 GW z wiatru, pomimo ogromnego potencjału energetyki wiatrowej.

Źródło: Instrat

Resort klimatu przejmuje wiatraki

Za chwilę jednak minie rok od momentu publikacji projektu, a sprawa nie drgnęła. Powołana pod koniec 2021 roku minister klimatu i środowiska Anna Moskwa pytana o zmianę zasady 10H opowiadała wymijająco. W założeniach do zmian w PEP2040, podyktowanych wojną w Ukrainie, wiatrakom na lądzie nie poświęcono nawet pełnego zdania. "W perspektywie 2040 r. dążyć się będzie do tego, aby ok. połowa produkcji energii elektrycznej pochodziła z odnawialnych źródeł. Obok dalszego rozwoju mocy wiatrowych i słonecznych, zintensyfikowane będą działania mające na celu rozwój wykorzystania OZE niezależnych od warunków atmosferycznych" - czytamy w rządowym komunikacie.

21 kwietnia 2022 MKiŚ poinformowało jednak, że chce przejąć kwestię wiatraków od resortu rozwoju. W informacji na stronie ministerstwa podano, że "po zmianie gospodarza projektu trwają prace i analizy zmierzające do szybkiego przekazania projektu do rozpatrzenia przez Stały Komitet Rady Ministrów".

Resort podkreśla, że uelastycznienie 10H jest "kluczowe dla dalszego rozwoju technologii wiatrowej na lądzie oraz możliwości wykorzystania taniej energii dla przemysłu". Nowe przepisy, według MKiŚ, mają ułatwić lokalnym społecznościom kontrolę na wiatrowymi inwestycjami, ale jednocześnie pomóc w osiągnięciu ambitnych celów OZE. W 2030 ministerstwo chciałoby osiągnąć 50 GW mocy zainstalowanej w odnawialnych źródłach.

"Jest prościej kiedy całość odnawialnych źródeł energii jest w jednym ręku. Stąd decyzja, żeby tę ustawę przesunąć do nas"

- powiedziała minister Anna Moskwa w rozmowie z Polsat News.

Ireneusz Zyska, który ma nadzorować projekt, podkreślał w rozmowach z mediami, że liberalizacja 10H powinna zostać wprowadzona jak najszybciej. "W niedługim czasie ustawa trafi najpierw na Stały Komitet Rady Ministrów, następnie do Sejmu. Naszym dążeniem jest, aby ustawa do końca czerwca została przez parlament uchwalona" - mówił w Polsacie.

Potencjał w wietrze

"Dopóki nie zobaczę ustawy o 10H w dzienniku ustaw, to nie uwierzę” – ironizował w rozmowie z OKO.press Paweł Czyżak, analityk z think tanku Ember.

W marcu 2022 opublikował analizę, w której wyliczał, że jeśli zasada 10H zostanie utrzymana, nie będziemy w stanie osiągnąć celów klimatycznych do 2030. Przeanalizował kilka scenariuszy dekarbonizacji - w żadnym z nich Polska nawet nie zbliża się do wypełnienia zobowiązań. Czyżak wylicza, że potrzebujemy 17-27 GW z wiatru, żeby wypełnić unijne klimatyczne wymogi. Tymczasem moc z wiatru została zamrożona na poziomie 10 GW - choć i tego jeszcze nie osiągnęliśmy.

Źródło: EMBER

W styczniu 2022 moc zainstalowana farm wiatrowych wyniosła 7,1 GW. W porównaniu do stycznia poprzedniego roku, kiedy było to 6,6 GW, zwiększyła się o 10,7 proc.

Przez silne wiatry turbiny działały jednak z taką mocą, jakiej wcześniej nie widzieliśmy. Cały styczeń był rekordowy pod względem produkcji energii z wiatru - wytworzono ponad 2,5 terawatogodzin (TWh). Ostatni weekend miesiąca (29-30 stycznia) energetyka wiatrowa zaspokajała nawet 35 proc. polskiego zapotrzebowania na energię.

W lutym również zdarzały się dni, kiedy turbiny wiatrowe zaspokajały dużą część zapotrzebowania. Na przykład 18 lutego z wiatru wyprodukowaliśmy 135,67 gigawatogodzin (GWh). To więcej niż z węgla brunatnego, który wygenerował wtedy 104,68 GWh. Wiatr osiągnął podobny wynik także na początku kwietnia, podczas silnych wichur. 8 kwietnia wygenerował 136,46 GWh. Węgiel brunatny: 90,16.

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze