0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

W piątek 15 października 2021 w auli Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej odbyła się konferencja pt „Europejski Zielony Ład – szanse i zagrożenia”. Wzięło w niej udział kierownictwo Lasów Państwowych, kilku parlamentarzystów — w tym europosłanka Beata Kempa (Solidarna Polska) i posłanka Maria Kurowska (Solidarna Polska). Wystąpił też sam Ojciec Dyrektor z osobliwymi uwagami na temat etyki koranicznej i talmudycznej i z kuriozalną tezą, że 60 tys. hektarów Puszczy Białowieskiej zostało zniszczonych przy braku aktywnego sprzeciwu miejscowej ludności, która jak to Białorusini, „to tak patrzą, jaki rozkaz z góry… to, jak car powiedział”.

Ale byli też członkowie rządu. Wśród nich Edward Siarka – wiceminister klimatu i środowiska, pełnomocnik do spraw leśnictwa, poseł partii Zbigniewa Ziobry. I to właśnie jego wystąpienie i wygłaszane w nim tezy przykuły uwagę środowisk i osób zaangażowanych w sprawy polskich lasów i szerzej, ochrony przyrody.

Zła lewica i dobry węgiel

Minister Siarka podzielił referat na dwie części. W pierwszej z nich przykuł uwagę słuchaczy swoimi spostrzeżeniami na temat polityki klimatycznej.

„Z pozoru słuszne założenia zostały bardzo szybko przejęte przez środowiska lewicowe, których twarzą stała się dziewczynka – Norweżka (sic!)” - wyjaśniał Siarka.

Jak stwierdził, „to jest przykład tego, jak można dobrą ideę obrócić w taką ideę, która będzie się obracała przeciwko ludziom”. Dalej usłyszeliśmy, że węgiel stworzył podstawy polskiej gospodarki i był źródłem jej konkurencyjności.

Minister poświęcił też chwilę uwagi odnawialnym źródłom energii. Usłyszeliśmy, że prąd z fotowoltaiki w Polsce nie może pokryć istotnej części zapotrzebowania, ponieważ „mamy noc mamy ciemne dni…” i w związku z tym sprawność (tych instalacji) jest „bardzo, bardzo niska” (czyli około 11 proc.).

To drobny przykład niewiedzy ministra — lub też ludzi piszących mu tezy przemówienia.

  • Po pierwsze, sprawność obecnie montowanych instalacji przekracza 20 proc., a jedenaście procent miały może instalacje montowane 20 lat temu, kiedy Edward Siarka był wójtem w Rabie Wyżnej.
  • Po drugie — i istotniejsze — wygląda na to, że minister kompletnie nie odróżnia sprawności od wydajności.

Ta pierwsza jest cechą produktu i jej wartość opisuje jaki procent energii słonecznej docierającej do panelu jest zamieniana w energię elektryczną. Ten procent zasadniczo nie zmienia się w zależności od intensywności promieniowania. Inaczej jest z wydajnością, która określa, ile dana instalacja jest w stanie wyprodukować prądu z metra kwadratowego panelu w ciągu roku, biorąc pod uwagę wszelkie uwarunkowania pogodowe. A zatem „ciemne dni i krótkie noce” mogą wpływać tylko na wydajność, a nie na sprawność.

Osobliwych tez w tej części wystąpienia ministra znalazłoby się więcej. Dla przykładu, wbrew jego twierdzeniom, we Włoszech i Francji nie płaci się 150 EUR za wstęp do lasu na grzyby, można to łatwo sprawdzić w internecie, a w większości krajów UE wstęp do lasów jest wolny.

Przeczytaj także:

Stare drzewa "nie bronią się"

W drugiej części wystąpienia wiceminister Siarka przeszedł do zasadniczego tematu konferencji, czyli dlaczego Unijna Strategia Bioróżnorodności oraz propozycje Strategii Leśnej są złe dla Polski.

Zaczął od straszenia: wg niego wprowadzenie ochrony ścisłej na 10 proc. powierzchni kraju (czyli na 30 proc. lasów) wynikające ze Strategii będzie skutkowało zakazem zbierania owoców runa leśnego czy też wręcz zakazami wstępu. A spadek pozyskania drewna spowoduje zapaść przemysłu drzewnego, który w tej chwili tworzy 500 tys. miejsc pracy. Takie tezy znajdowały się w ekspertyzach zamówionych przez Lasy Państwowe. I zostały poddane miażdżącej krytyce, między innymi we wspólnym opracowaniu organizacji pozarządowych.

Ale największe zainteresowanie wzbudziła teza Siarki, jakoby 14 procent lasów starych, obecnych w Polsce to jest „zmartwienie leśników”, a stare drzewa są nieprzydatne w pochłanianiu dwutlenku węgla i „w ochronie klimatu właściwie nie bronią się”. Trzeba więc je wycinać, a w ich miejsce sadzić nowe - bo one w okresie wzrostu szybciej pochłaniają dwutlenek węgla.

Warto się pochylić nad tą tezą, bo jest ona rozpowszechniona nie tylko wśród słuchaczy Radia Maryja, ale też wśród całej rzeszy leśników, którzy opierają swoją działalność na założeniu „czynienia sobie Ziemi poddaną” i „pomagania przyrodzie”.

Żeby poważnie ocenić argumenty „przeciwko starym drzewom” przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że w poważnych dyskusjach na ten temat mówi się zawsze o lesie, a nie o drzewach. A las to bardzo skomplikowana struktura, której drzewa, a szczególnie ich naziemne części stanowią jedynie fragment. Można powiedzieć, że minister Siarka i jego akolici „widzą drzewa, a nie widzą lasu”.

O roli lasów (a nie drzew!) w obiegu węgla w przyrodzie piszą profesorowie Jerzy Szwagrzyk z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie i Jan Kozłowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego w referacie przedstawionym na niedawnym zjeździe Polskiego Towarzystwa Leśnego.

Mogłoby się wydawać, że w przypadku lasów nieeksploatowanych gospodarczo bilans pochłaniania i wydzielania dwutlenku węgla musi zmierzać do równowagi (tzn. tempo pochłaniania węgla i jego rozkładu jest takie samo). Tymczasem okazuje się, że w lasach niezagospodarowanych wychwytywanie netto CO2 ma w dalszym ciągu miejsce. Dlaczego się tak dzieje? To nie do końca wyjaśnione, prawdopodobnie ma to związek ze zwiększona zawartością dwutlenku węgla w atmosferze - lasy rosną szybciej, niż kiedyś. Drzewa 80-letnie są dziś tak duże, jak drzewa stuletnie kilkadziesiąt lat temu.

Jak piszą profesorowie Kozłowski i Szwagrzyk,

„w skali globalnej sekwestracja węgla w lasach o charakterze naturalnym jest większa niż w plantacjach drzew, przy czym brany pod uwagę jest zarówno węgiel zgromadzony w biomasie, a więc przede wszystkim żywym i martwym drewnie, jak i w glebie. W przypadku lasów strefy umiarkowanej różnica może sięgać nawet 50 proc., gdy za podstawę przyjmie się zapas węgla w lesie użytkowanym.

Poza większą ilością żywej biomasy lasy naturalne zawierają więcej martwego drewna, którego czas rozkładu jest przecież bardzo długi, a ponadto część zawartego w nim węgla będzie rezydować w glebie przez bardzo długi okres, liczony w setkach, a nawet tysiącach lat".

I konkludują: "W celu poprawy bilansu węglowego zaleca się zatem ochronę lasów o charakterze naturalnym oraz ich odtwarzanie tam, gdzie uległy one wyniszczeniu”.

Powtórzmy: mówiąc o wycinaniu starych drzew, nie bierzemy pod uwagę skutków dla lasu jako całości, chociażby przez to, że każdy taki proces wiąże się z niszczeniem ściółki leśnej i naruszaniem gleby (często przez oranie) co samo w sobie uwalnia węgiel do atmosfery. A wiemy, że lasy na naszej szerokości geograficznej gromadzą w glebie nie mniej węgla niż w części naziemnej. Zwolennicy szybkiego zastępowania starych drzew nowymi jako remedium na globalne ocieplenie najczęściej ignorują to, co się dzieje pod ziemią.

Poza tym, dla obiegu węgla kluczowe jest to, co się dzieje z drewnem po jego pozyskaniu. Teoretycznie rzecz biorąc, takie drewno mogłoby „zniknąć z obiegu”, gdyby było magazynowane w kopalniach albo zatapiane na dnie oceanu (to tylko eksperyment myślowy!). Wtedy można by — czysto teoretycznie — rozważyć sens wycinania drzew i zastępowania ich nowymi nasadzeniami. Tymczasem, mimo postępu w tej dziedzinie, bardzo mała cześć drewna jest „więziona” w trwałych strukturach (np. w budynkach, które będą stały przez kolejne setki lat, jak drewniane kościółki w Karpatach).

W większości przypadków cykl życiowy produktów z drewna jest jednak o wiele krótszy i węgiel wraca do atmosfery szybciej niż gdyby pozostał w starym drzewie. Wystarczy spojrzeć, jak szybko na wysypiska śmieci trafiają niemodne meble i różne produkty drewniane. Szczególnym przypadkiem ekspresowego przyspieszania tego powrotu węgla do atmosfery jest spalanie drewna „surowca odnawialnego”, promowane jako „ekologiczne”.

Warto dodać ponadto, że gospodarka leśna sama w sobie jest źródłem emisji dwutlenku węgla: aby drzewo wyciąć, przetransportować i trzeba spalić setki litrów paliwa: w maszynach, narzędziach, pojazdach. Nie znamy dokładnych danych na ten temat, ale tych wartości nie można pomijać w równaniach.

Konflikt interesów, konflikt wartości

To jest zdanie zdecydowanej większości świata nauki. Ale, jak wiadomo, nauka to proces żmudnego dochodzenia do prawdy przez ścieranie się poglądów, dyskusję. Zawsze część naukowców ma zdanie odmienne od mainstreamu — to normalne.

Jednak w przypadku nauk leśnych sponsorowanych przez Lasy Państwowe i leśnej praktyki (których przedstawiciele liczni zasiedli w auli w Toruniu) mamy do czynienia z selektywnym podejściem do źródeł: cytuje się tylko te, które potwierdzają z góry założoną tezę: że żaden las bez leśników nie da sobie rady, a gospodarka leśna jest w sumie formą ochrony przyrody. I że zawsze lepiej coś robić, niż niczego niż robić.

I to jest chyba istota sporu, który ma charakter nie tylko konfliktu interesów, ale też konfliktu wartości. Chińska cnota wu-wei (powstrzymania się od działania) przyjmuje się ciężko wśród leśnej braci.

Dr Antoni Kostkaz wykształcenia geolog, przez wiele lat przedsiębiorca. Przewodniczący Rady Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze – organizacji zajmującej się ochroną przyrody Karpat.

Przeczytaj także:

Komentarze