0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Nikt z rządu PiS nie znalazł czasu na oficjalne spotkanie z przedstawicielami Komisji Weneckiej. Zaprosił ją do Polski marszałek Senatu, prof. Tomasz Grodzki (PO), aby wydała opinię na temat nowelizacji ustaw sądowych (w tym tzw. ustawy kagańcowej). Zaproszenie Komisji (przebywała w Polsce 9 i 10 stycznia 2020) wywołało wściekłość rządzących.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił nawet, że marszałek Grodzki nie miał do tego prawa, ponieważ Polskę poza granicami kraju reprezentuje prezydent i minister spraw zagranicznych. Powołując się na dokumenty Rady Europy OKO.press uznało tę wypowiedź za fałsz - prof. Grodzki jako przedstawiciel parlamentu miał prawo to zrobić. W podobnym duchu - i również niezgodnie z prawdą - wypowiadał się wiceminister Michał Wójcik.

Komisja przyjechała, ale do oficjalnego spotkania z przedstawicielami rządu nie doszło - byli zbyt zajęci. Komisja z kolei nie chciała obejrzeć muzeum, czemu trudno się dziwić.

Wiceminister Marcin Warchoł - prywatnie doktor habilitowany prawa, specjalizujący się w prawie karnym - wystosował za to list do Komisji Weneckiej, w którym napisał, że przedstawiciele rządu nie spotkali się z nią… z troski o dobre imię komisji.

Skoro bowiem, powtórzył swoją (niezgodną z prawdą) opinię minister, marszałek Senatu nie ma prawa do zaproszenia Komisji Weneckiej, komisja przyjmując je złamałaby jej własny statut, który RP „szanuje”:

[Rząd PiS nie przyjmie Komisji Weneckiej, bo] nie możemy pozwolić, aby pojawiły się w przestrzeni międzynarodowej wątpliwości co do legalności działań Komisji. Mogłoby to zaszkodzić jej bezstronności, apolityczności i eksperckiemu charakterowi (...)
Marszałek Grodzki mógł zaprosić Komisję Wenecką, bo takie uprawnienie przysługuje nie tylko rządom, ale także parlamentom
List do Komisji Weneckiej,10 stycznia 2020

Ta troska Warchoła o reputację "tego znamienitego organu" jest nie tylko z gruntu fałszywa, jakby wiceminister nie znał podstawowych zasad instytucji, w której pracach uczestniczy jako przedstawiciel Polski - chociaż już w lipcu 2018 roku grupa europejskich prawników apelowała o jego zawieszenie, ponieważ, jak pisali, bierze on udział „w czynnym demontażu rządów prawa w Polsce”.

Komunikat "zignorowaliśmy was dla waszego własnego dobra" ze strony przedstawiciela rządu, który wielokrotnie dezawuował Komisję Wenecką, trudno uznać za coś innego niż wystudiowaną obelgę.

Przeczytaj także:

Zwiedźcie sobie muzeum wyklętych

Obraźliwy wobec Komisji charakter listu podkreślał jego przedostatni akapit. Wiceminister proponował w nim członkom komisji, chcącym dowiedzieć się czegoś o stanie sądownictwa w Polsce, odwiedziny w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL - założonym w 2016 roku na terenie dawnego aresztu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. To tam władze komunistyczne przetrzymywały wielu opozycjonistów, i tam wykonywano część wyroków na skazanych żołnierzach antykomunistycznej partyzantki w latach 40. i 50.

Wiceminister Warchoł pisze: „Z uwagi na nieoficjalny i nieformalny charakter wizyty jesteśmy gotowi zaprosić Państwa jako przedstawicieli Komisji do zwiedzenia Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Jest ono miejscem symbolicznym, w którym można zobaczyć ślady okrucieństwa komunistycznego wymiaru sprawiedliwości i skutki braku rozliczenia sędziów z tego okresu.

Dyrektor Muzeum, dr Jacek Pawłowicz, wybitny historyk tego okresu dziejów naszego państwa jest gotów przyjąć Państwa osobiście i zapoznać z aspektami historyczno-kulturowymi przemian wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Niewątpliwie poznanie tego rodzaju kontekstu zmian w sądownictwie wzbogaci Państwa wiedzę i rzuci dodatkowe światło na potrzebę przeprowadzenia reformy”.

Także ten fragment jest obraźliwy - nie tylko wobec komisji weneckiej, ale także wobec polskich sędziów.

Co bowiem naprawdę mówi tutaj wiceminister Warchoł? Wypowiedzmy na głos i to, co jest w tym liście, i to, co zostało w nim niedwuznacznie zasugerowane.

Przedstawiciel rządu PiS mówi więc:

  • że w miejscu, w którym więziono „wyklętych” i wykonywano na nich wyroki śmierci, można się czegoś dowiedzieć o sądach polskich w 2020 roku;
  • że obecny stan sądownictwa to „skutek braku rozliczeń sądów z tego okresu”;
  • że rząd PiS oczyszcza sądownictwo polskie z pozostałości komunizmu;
  • że Komisja Wenecka nie ma o tym wszystkim pojęcia.

Polskie sądy i stalinizm

Wszystkie te twierdzenia są albo nieprawdziwe, albo obraźliwe, a najczęściej zarówno nieprawdziwe, jak i obraźliwe.

OKO.press przypomina ministrowi:

  • Stalinizm trwał w Polsce od 1949 do 1956 roku. Skończył się zatem 64 lata temu. Niemal wszyscy sędziowie, którzy wówczas orzekali, już od dawna nie żyją - a jeśli żyją (jak Stefan Michnik, o którego ekstradycję ze Szwecji rząd PiS bezskutecznie się ubiega, posuwając się do nacisków dyplomatycznych), to są ludźmi bardzo sędziwymi i nie mają od wielu dziesięcioleci wpływu na polskie sądownictwo. Pogląd, że obecny stan sądownictwa to „skutek braku rozliczeń sądów z tego [stalinowskiego] okresu” - to zupełna fantazja, obraźliwa dla polskich sędziów, którzy ze stalinizmem nic nie mają wspólnego, a najczęściej nawet go nie pamiętają, bo się urodzili później.
  • Dekomunizacja sądów - w tym Sądu Najwyższego - to jeden z najstarszych propagandowych zabiegów PiS. (Analizowaliśmy go tutaj.) Przypomnijmy, że w 1990 roku rozwiązano ten problem radykalnie. Wygaszono przed terminem kadencję aktualnego składu SN i powierzono Krajowej Radzie Sądownictwa powołanie zupełnie nowych sędziów do tego zaszczytnego grona. W efekcie w Izbie Karnej nie znalazł się ani jeden sędzia orzekający do tej pory, w Izbie Pracy i w Izbie Wojskowej – po jednym, a w Izbie Cywilnej – kilku.
  • Komisja Wenecka, analizuje bardzo dokładnie wszystkie okoliczności spraw, którymi się zajmuje — o czym wiceminister Warchoł mógłby wiedzieć, ponieważ sam tam został przez rząd PiS wydelegowany.

Nie jest dla OKO.press jasne, czy przedstawiciele PiS sami wierzą w swoje fantazje o stuletnich stalinistach kierujących polskim sądownictwem. W lipcu 2017 roku prezenter TVP Michał Rachoń wygłosił w telewizji słynną tyradę, z której - jak analizowaliśmy - wynikało mniej więcej coś takiego.

Wiemy jednak - z SMS-ów wymienianych przez sędziów z „grupy hejterskiej” związanej z ministerstwem sprawiedliwości, ujawnionych przez „Małą Emi” w czasie głośniej afery w 2019 roku - że ekipa Ziobry lubi sama uważać się za spadkobierców „wyklętych”.

„Mała Emi, zachowałaś się jak trzeba! Od Herszta i jego żołnierzy" - figurkę husarza z taką plakietką otrzymała Emilia w dowód uznania za szerzenie hejtu w internecie wobec sędziów sprzeciwiających się planom władzy.

Wiceminister Warchoł, pisząc obraźliwy list do Komisji Weneckiej, musiał więc słyszeć nad sobą donośny łopot husarskich skrzydeł.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze