0:000:00

0:00

12 września 20018 technicy farmaceutyczni zorganizowali protest pod Sejmem.

"Nie róbcie z technika zbędnego pracownika" to hasło na jednym z transparentów. Ale też: "Dla pieniędzy nie walczymy. Chcemy robić, co robimy"

Od kilku tygodni prasa donosiła o przedłużających się i bezproduktywnych rozmowach między przedstawicielami tego zawodu, Ministerstwem Zdrowia i kilkoma podmiotami uczestniczącymi w konsultacjach społecznych nowego projektu rozporządzenia w sprawie wydawania z apteki produktów leczniczych. To akt regulujący między innymi uprawnienia zawodowe osób pracujących w aptekach.

Technicy stoją na stanowisku, że mamy do czynienia z próbą ograniczenia ich uprawnień na rzecz aptekarzy - magistrów farmacji.

W Polsce mamy bowiem zatrudnionych wg różnych szacunków około 27 tys. magistrów farmacji w nieco ponad 13 tys. placówek. Oraz około 40 tys. techników farmaceutycznych. Z punktu widzenia codziennych doświadczeń sprawa może się zdawać zagmatwana. W aptece przecież pracuje aptekarka - pani w białym kitlu, która wydaje leki i odpowiada na pytania. O co więc chodzi?

Warto poznać tło całego zamieszania - zjawiska i procesy na rynku aptecznym w Polsce są mniej znane, ale równie ciekawe jak w innych obszarach ochrony zdrowia. I mogą mieć równie krytyczne konsekwencje.

O coraz gorętszej sytuacji wokół aptek dla OKO.press pisze Jerzy Przystajko, aptekarz z Opola, członek Rady Krajowej partii Razem, współpracownik Stowarzyszenia Na Rzecz Polityki Zdrowotnej Opartej Na Nauce.

Dwie prędkości

Debata o ustroju aptek wielu dwóch lat kręci się wokół wykształcenia personelu. Mamy zasadniczo dwie grupy zawodowe w nich zatrudnione.

Magister farmacji aptekarz w rozumieniu ustawy "Prawo Farmaceutyczne". Magistrowie kończą 5,5 roku studiów na Uniwersytetach Medycznych. Później mogą się specjalizować, tak jak lekarze, co daje im uprawnienia do kierowania apteką. Ze względu na bardzo głęboki niedobór kadr, kierownikiem apteki może zostać również magister farmacji z pięcioletnim stażem pracy. Magistrzy mają obowiązek ciągłego kształcenia. Są również obligatoryjnie członkami Izby Aptekarskiej i mają samorząd zawodowy. Ciąży na nich odpowiedzialność zawodowa, karna i cywilna za własną pracę, a jeżeli są kierownikami aptek - również za pracę techników farmaceutycznych w nich zatrudnionych. Magister farmacji zawsze musi być obecny w aptece w trakcie godzin jej otwarcia - wymaga tego prawo.

Technik farmaceutyczny by móc posługiwać się takim tytułem, należało ukończyć policealną dwuletnią szkołę, zdać egzamin państwowy i odbyć dwuletni staż w aptece. "Należało", bo kształcenie w tym zawodzie wstrzymano. Po uzyskaniu uprawnień i trzech latach stażu technik farmaceutyczny może zostać kierownikiem punktu aptecznego (to taka “mała apteka”, w której niektórych rzeczy nie ma). Z wyjątkiem wydawania z apteki bardzo silnie działających leków i wystawiania odpisów recept właściwie mają podobny do magistrów zakres obowiązków. Technicy nie mają obowiązku kształcenia ustawicznego, nie są też zrzeszeni w izbie zawodowej. Ciąży na nich również skromniejszy zakres odpowiedzialności za ewentualne błędy.

Zawód technika podobnie jak zawód felczera medycyny i pielęgniarki po liceum został dawno temu pomyślany jako szybsza w kształceniu alternatywa dla obsady z wyższym wykształceniem. Ale alternatywa tymczasowa - tylko na czas “produkcji” absolwentów akademii i uniwersytetów medycznych. To postrzeganie techników jest głęboko zakorzenione w głowach przedstawicieli mojego środowiska.

Pewnie każdy w branży słyszał wypowiedzi w stylu: “Każdy aptekarz powinien być magistrem, technik nie powinien być podstawą obsługi. To prowizorka, chwilowe rozwiązanie”.

Niestety, “chwila” trwa w najlepsze kilkadziesiąt lat, a środowisko aptekarskie wciąż tkwi w zakłopotaniu sytuacją zamiast przyjąć do wiadomości trudną rzeczywistość.

Kim stoi polska apteka?

Stan realizacji projektu “każdy aptekarz z wyższym wykształceniem” widać jak na dłoni, gdy spojrzymy na ilość magistrów i techników w aptekach. Pisała o tym w początkach roku "Gazeta Prawna":

niedobór magistrów jest głęboki w wielu regionach w Polsce mamy niecałych dwóch aptekarzy na aptekę. Rekordzistą jest tu woj. zachodniopomorskie, gdzie ten wskaźnik wynosi jeden.

To krytycznie niska liczba i często powoduje poważne problemy z wydawaniem urlopów wypoczynkowych, nieustannym zapotrzebowaniem na nadgodziny i zapewnieniem obsady w wypadku absencji chorobowej. Znamy to wszystko z opowieści lekarzy rezydentów tu bywa podobnie.

Przeczytaj także:

Kto więc pracuje? Załogi aptek składają się w przeważającej liczbie z techników farmaceutycznych. Nic dziwnego prawidłowego funkcjonowania średniej polskiej apteki, do której trafia kilka tysięcy pacjentów miesięcznie nie da się zapewnić dwoma pracownikami (choć i takich patologicznych praktyk próbują niektórzy pracodawcy).

Statystyki potwierdzają ten obraz w Polsce mamy wg różnych szacunków zatrudnionych około 27 tys. magistrów farmacji w nieco ponad 13 tys. placówek. Oraz około 40 tys. techników farmaceutycznych. Warto wspomnieć, że wśród aptekarzy i aptekarek prawie jedna trzecia jest w wieku przedemerytalnym. Zabraknie ich więc tak samo jak pielęgniarek i lekarek.

Niedobór kadr ma też inne przyczyny Polska jest krajem z niezwykle wysoką na tle innych krajów UE liczbą aptek. Na jedną aptekę przypada u nas mniej niż 3 tys. mieszkańców, w Europie ten odsetek potrafi być nawet ponad dwukrotnie wyższy: w Holandii na 17 mln mieszkańców aptek jest tylko około 2 tysiące (a więc na aptekę przypada 8,5 tysiąca mieszkańców). Dla pacjentów duża liczba aptek tylko pozornie jest korzystna: w rzeczywistości lepiej mieć mniej aptek, w których leki są dostępne od ręki, a obrót pozwala na finansowanie zaawansowanych usług, niż mnóstwo małych punktów, w których wszystko jest "na jutro".

Taka sytuacja jest skutkiem wieloletniej polityki. Wśród rządzących panowało przekonanie, że “przyjdzie rynek i wyrówna”. Niestety - radosny leseferyzm rzadko kończy się porządkiem i tak też jest z rynkiem aptek.

Widmo krąży nad apteką

Między technikami i magistrami tli się konflikt. Dyskusja na temat uprawnień zawodowych wywołuje w mediach społecznościowych długie i często agresywne kłótnie pt. “magister kontra technik”.

Pozwolę sobie w tym miejscu na jedną osobistą uwagę: za przemoc mojego własnego środowiska wobec kolegów i koleżanek z pracy jest mi wstyd. Da się o przyszłości branży dyskutować spokojnie, nawet mimo oczywistych konfliktów "klasowych" między pracującymi w niej zawodami.

Dlaczego użyłem brzydkiego słowa na “k” do określenia natury tego sporu? To proste - technicy farmaceutyczni są opłacani dużo gorzej od magistrów.

W czasach przed wygaszeniem kształcenia zdarzały się osoby gotowe pracować za darmo, byle ukończyć obowiązkowy dwuletni staż. W tej chwili standardem płacy technika-stażysty jest najniższa krajowa. Po stażu też bez szału to zawód wynagradzany w okolicach polskiej mediany, czyli słabo.

Żeby nie było zbyt prosto, magistrzy farmacji również nie są jednorodną grupą: mamy magistrów najemników - znajdują się w uprzywilejowanej pozycji ze względu na wielki niedobór kadr. Zaraz po studiach mogą żądać wielokrotnie więcej niż technik: górny decyl polskich zarobków. Najemnicza arystokracja. Na górze skali mamy też magistrów-właścicieli, jednak to kategoria podobnie uprzywilejowana w stosunku do najemników, jak oni względem techników.

Tygiel podobny do tego na linii lekarze specjaliści-rezydenci-pielęgniarki.

Technicy chcą ewolucji

Trzeba oddać obecnej władzy, że za regulację rynku aptek wreszcie się zabrała. Słynna “apteka dla aptekarza” zamroziła niekontrolowany przyrost ilości placówek. Wprowadzono też, skromną na tle europy, regułę demograficzno-geograficzną przy rozmieszczeniu aptek - 3000 mieszkańców na aptekę, 500 metrów odległości. Wygaszono także kształcenie w zawodzie technika farmaceutycznego, co ustabilizowało nieco płace w tym zawodzie.

Ministerstwo postanowiło iść za ciosem. Od wiosny 2018 trwają prace nad doprecyzowaniem uprawnień zawodowych techników farmaceutycznych i magistrów farmacji. Losy projektu można prześledzić na stronach Rządowego Centrum Legislacji.

Po konsultacjach społecznych Związek Zawodowy Techników Farmaceutycznych zaczął alarmować, że technicy mieliby zostać w nowym układzie pozbawieni mi.n. możliwości udzielania informacji o lekach, co sprowadziłoby ich pracę właściwie do zakresu obowiązków kasjera.

Tymczasem technicy mają własne postulaty. Słusznie dostrzegają, że dotychczasowy ustrój polskich aptek powinien zostać zmieniony ewolucyjnie, domagają się dla swojego zawodu kształcenia ustawicznego. Na stole jest również wznowienie kształcenia, przekształcenie tego zawodu w licencjata farmacji, oraz uruchomienie dla techników studiów pomostowych umożliwiających zdobycie tych uprawnień. Niestety, naprzeciw jest często ściana niezrozumienia i przywiązanie do koncepcji odejścia od stosowanego kilkadziesiąt lat “tymczasowego rozwiązania”.

Za wszelką cenę. Bez refleksji, że na szali jest los kilkudziesięciu tysięcy pracownic i pracowników aptek, również magistrów farmacji. Bo przecież 27 tysięcy starzejących się aptekarzy-magistrów nie wyjdzie z siebie i nie stanie obok, by zastąpić 70-tysięczną armię pracowników w codziennych obowiązkach.

Krok w tył?

Projekt zaproponowany na dziś przez ministerstwo zakłada utrzymanie dotychczasowej praktyki, gdzie uprawnienia techników i magistrów nie różnią się bardzo. W kompromisowej wersji w rękach aptekarza zostawiono bowiem na wyłączność tylko “przeprowadzanie analizy farmakologicznej”.

Przecieki z Ministerstwa Zdrowia, GIF i Izby Aptekarskiej z negocjacji wokół niego jednak nie nastrajają optymistycznie - zawód technika ma być całkowicie wygaszony. Osoby związane z ZZTF alarmują, że zastąpi go bliżej nieokreślony “zawód z przyuczenia”, a ich uprawnienia miałyby zostać z nim zrównane.

To oznaczałoby niestety krok w tył, nawet w stosunku do dalece niedoskonałej dzisiejszej sytuacji. Taki pomysł oznaczałby bowiem degradację dzisiejszych techników do roli “ludzi z ulicy”. Dlatego coraz głośniej protestują.

Jest nas za mało

Dla aptek i samych magistrów farmacji to duże niebezpieczeństwo. Jest nas co najmniej dwa razy za mało, by zapewnić obsadę placówek. Tak jak w innych zawodach medycznych - wykształcenie lub sprowadzenie brakującej armii aptekarzy z wyższym wykształceniem prawdopodobnie należy rozpatrywać w perspektywie dekady. Gwałtowne ruchy są bardzo złym pomysłem.

Dyskusja o przyszłości branży trwa. Miejmy nadzieję, że odejdziemy w niej od ambicjonalnych przepychanek - takich jak najnowsze stanowisko GIF w sprawie ujawnionych przez ZZTF kulisów rozmów.

W aptekach technicy i magistrzy pracują wspólnie. Warto, by ci ostatni zdjęli klapki z oczu i wspólnie z innymi pracownicami i pracownikami aptek zastanowili się, jak z dzisiejszej trudnej sytuacji dojść do lepszych rozwiązań.

Udostępnij:

Jerzy Przystajko

Farmaceuta z Opola, członek Rady Krajowej partii Razem, współpracownik Stowarzyszenia Na Rzecz Polityki Zdrowotnej Opartej Na Nauce.

Komentarze