0:000:00

0:00

"Większość potrąconych przez samochody wilków ginie od razu. Są jednak takie, którym mimo ran starcza jeszcze sił na ucieczkę z miejsca wypadku” - mówi OKO.press dr hab. Sabina Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury “Wilk”, które zajmuje się badaniem i ochroną tych dużych drapieżników.

“Dwa lata temu widziałam dorosłą samicę w Puszczy Bydgoskiej, która na Drodze Krajowej nr 10 koło Solca Kujawskiego wpadła pod tira i urwało jej obie tylne łapy. Jeszcze przez kilka godzin czołgała się przez las, tak silna była jej wola przetrwania. W końcu ją znaleziono i humanitarnie uśpiono" – dodaje.

Badaczka mówi, że od kilku lat obserwuje się wzrost liczby wypadków komunikacyjnych z udziałem wilków. Dane są jednak niekompletne, bo nie istnieje centralny rejestr tego rodzaju zdarzeń.

Ratowanie wilków po wypadkach wiążę się z koniecznością podejmowania trudnych wyborów moralnych. Bo, paradoksalnie, czasem trzeba wilka uśpić, nawet jeśli weterynarz jest w stanie mu pomóc.

Przeczytaj także:

Niebezpieczne tiry

Jak mówi OKO.press dr hab. Nowak, najczęściej giną młode osobniki na nieznanym sobie terenie. "Dzieje się to podczas tzw. dyspersji, czyli wędrówki w poszukiwaniu partnera i obszaru, na którym mogłyby się osiedlić i założyć rodzinę. Zdarza się też, że wypadkom ulegają szczenięta, które próbują nadążyć za przemieszczającą się grupą rodzinną” - mówi badaczka.

Z kolei najrzadziej giną starsze wilki, które dobrze znają swoje terytorium i mają większe doświadczenie przy przekraczaniu dróg. Dlaczego wilki giną? "Prędkość przejeżdżających samochodów jest duża, więc wilk przypuszczalnie nie jest w stanie dobrze ocenić czasu w którym auto będzie na jego wysokości” - wyjaśnia dr hab. Nowak.

Okazuje się, że dla wilków bardzo niebezpieczne są tiry, ponieważ ich długość razem z przyczepą dezorientuje te zwierzęta - po prostu nie wiedzą, czy pojazd już przejechał, czy nie. “Zdarza się, że gdy miną je przednie światła i robi się ciemno, wskakują wprost pod kolejne koła" – mówi badaczka.

Zimą giną częściej

Z danych Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” wynika, że najwięcej wypadków drogowych z udziałem wilków jest w północno-zachodniej Polsce, bo tam jest dużo dróg krajowych o dużym natężeniu ruchu, szczególnie tirów. Te drapieżniki giną najczęściej na drogach krajowych 6, 10, 11, 20 czy 22, zdarzają się też wypadki na drogach lokalnych.

"Czasem jest tak, że droga przecina terytorium jakiejś grupy rodzinnej i wtedy wilki muszą stale ją pokonywać, co zawsze wiąże się z ryzykiem potrącenia. Wilki giną najczęściej tuż po zmroku albo tuż przed świtem - gdy udają się na polowanie lub z niego wracają” - mów dr hab. Nowak.

“Nasilenie takich wypadków zwykle obserwuje się w miesiącach jesiennych i zimowych, bo wtedy dzień jest krótszy i szybciej zapada zmrok, ale ruch pojazdów na drogach nadal jest duży" – dodaje.

Faktyczna skala tych wypadków jest jednak nieznana. Dane liczbowe są niekompletne, ponieważ nie ma żadnego centralnego systemu, który by rejestrował tego rodzaju zdarzenia. Co prawda jest przepis, który nakazuje zgłaszać takie przypadki do regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, ale, jak wskazuje badaczka, “mało kto o tym wie”.

“Najczęściej zgłaszają takie zdarzenia nadleśnictwa. Prosiliśmy wojewódzkie zarządy dróg, by nas informowały o przypadkach potrąconych wilków, ale kategorycznie odmówiły" – mówi dr hab. Nowak.

W 2019 roku Stowarzyszenie dla Natury „Wilk” zebrało informacje o 45 zabitych na drogach wilkach, głównie w zachodniej Polsce. Organizacja od kilku lat obserwuje wzrost liczby wypadków komunikacyjnych z udziałem wilków, który wynosi ok. 20 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Wyjątkiem jest tylko 2020 rok, bo ruch na drogach jest mniejszy ze względu na pandemię koronawirusa.

Ten przyrost jest wypadkową wielu czynników. "Na pewno znaczenie ma to, że zwiększa się liczba wilków w Polsce i że gatunek cały czas powiększa swój zasięg. Ale poprawia się też jakość dróg, również tych lokalnych. To sprawia, że zwiększa się na nich natężenie ruchu, a kierowcy jadą szybciej, a przez to mniej ostrożnie" – wyjaśnia dr hab. Nowak.

Ratować czy nie ratować?

Jak pisaliśmy we wstępie, większość wilków nie przeżywa kolizji z samochodami. Ale to nie znaczy, że ratuje się wszystkie, które nie zginęły.

"Jeśli mamy do czynienia z wilkiem młodym, który ma tak poważne uszkodzenia ciała, że jego rehabilitacja musiałaby trwać miesiąc albo dłużej, to należy go uśpić. To szczególnie ważne w przypadku kilkumiesięcznego szczenięcia, które bardzo łatwo przyzwyczaja się do ludzi” - mówi dr hab. Nowak.

Dlaczego? Bo nawet jeżeli wilczka uda się wyleczyć, istnieje ryzyko, że do końca życia będzie już kojarzył człowieka z dostarczaniem pożywieniem, jako że w trakcie leczenia i rehabilitacji karmili go opiekunowie.

“Po wypuszczeniu będzie szukać pokarmu nie w lesie, ale w pobliżu ludzkich siedzib, np. na śmietnikach i kompostownikach. To wcześniej czy później doprowadzi do sytuacji konfliktowej i zwierzę będzie trzeba odstrzelić” - wyjaśnia dr hab. Nowak.

Natomiast dla dorosłego wilka miesięczny okres leczenia i rehabilitacji nie jest niebezpieczny, ponieważ zwierzę cały czas pozostaje nieufne wobec człowieka. I już nauczyło się go unikać. Dr hab. Sabina Nowak w swojej praktyce miała już do czynienia z dojrzałymi osobnikami, które kurowano nawet trzy miesiące, a one potem bezkonfliktowo funkcjonowały w środowisku naturalnym. Wiadomo to dzięki zakładanym zwierzętom obrożom telemetrycznym, które śledzą ich położenie.

"To dzikie zwierzę, które musi wrócić do natury"

“Dziś wiedza i umiejętności lekarzy weterynarii są tak zaawansowane, że uratować można nawet bardzo pokiereszowanego wilka. Ale przecież nie chodzi tylko o to, by wilk przeżył, ale był w stanie wrócić do środowiska, tam sobie poradził, nie wchodząc jednocześnie w konflikty z człowiekiem. Trzeba pamiętać, że to drapieżnik, który by upolować sarnę lub jelenia musi być w 100 proc. sprawny” - mówi badaczka.

“Jeśli uraz jest tak poważny, że jego najbardziej prawdopodobną konsekwencją będzie trwałe kalectwo, to należy poddać wilka eutanazji - bez względu na wiek" – dodaje.

Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w listopadzie 2020 w Gminie Malechowo (woj. zachodniopomorskie), gdzie znaleziono wilka potrąconego przez samochód. Wstępne oględziny weterynarza na miejscu wykazały złamanie prawej nogi. Po badaniu rentgenowskim okazało się, że zwierzę ma też złamaną główkę kości udowej i miednicę.

Potrącony wilk z gminy Malechowo (woj. zachodniopomorskie). Fot. Fundacja Dla Dzikich Zwierząt Larus

“Przy obecnym zaawansowaniu leczenia weterynaryjnego moglibyśmy go uratować, ale po tak skomplikowanych złamaniach wilk nie wróciłby już do pełnej sprawności. A to przecież nie udomowiony pies, który mógłby kuleć na spacerach a resztę czasu wylegiwać się na kanapie. To dzikie zwierzę, które musi wrócić do natury, polować i żyć na własny rachunek, a to byłoby w tym przypadku niemożliwe. Dlatego zdecydowaliśmy się na eutanazję” - mówi OKO.press Katarzyna Lesner z Fundacji Dla Dzikich Zwierząt Larus, która zajmowała się sprawą.

Zdjęcie rentgenowskie potrąconego wilka. Widać połamaną kość. Takie obrażenia można wyleczyć, ale wilk nie wróci już nigdy do pełni zdrowia. Fot. Fundacja Dla Dzikich Zwierząt Larus

Po sekcji zwłok wilka okazało się, że miał jeszcze krwotok wewnętrzny z nerki a także uszkodzoną wątrobę i płuco. Czy jednak w takiej sytuacji lepszym rozwiązaniem nie jest oszczędzenie wilkowi życia i zamknięcie go np. na wybiegu? Dr hab. Nowak ma na ten temat zdecydowane zdanie:

“Zamykanie na wybiegu wilka, którego udało się uratować, ale został kaleką, jest tak naprawdę krzywdzeniem tego zwierzęcia.

Przecież wilk wychowany na wolności nie rozumie, dlaczego znalazł się w zamknięciu. Nie rozumie też, dlaczego wokół niego są ludzie, których przez całe życie unikał, a teraz nie może od nich uciec. Myślenie, że w takich warunkach to zwierzę pędzić będzie szczęśliwy żywot do końca swych dni nie świadczy o dobrym rozumieniu tego, jak funkcjonuje dzika przyroda. Jest raczej uspokajaniem własnego sumienia i dowartościowywaniem się kosztem długotrwałego cierpienia zwierzęcia".

Kamykowi uratowano życie, ale...

Czasem pojawiają się sytuacje nadzwyczaj złożone. Jak niedawno, również w listopadzie 2020, gdzie auto potrąciło pięciomiesięcznego wilka nieopodal Kamienia Pomorskiego (woj. zachodniopomorskie). Badanie RTG wykazało, że doszło do uszkodzenia panewek - główki kości udowych wypadły ze stawów biodrowych.

“W przypadku wilków zawsze konsultujemy się ze Stowarzyszeniem dla Natury »Wilk«, ale udało nam się skomunikować dopiero po kilku godzinach. Musieliśmy więc podjąć decyzję sami - ratujemy wilka czy go usypiamy. Weterynarze powiedzieli, że wilk jest do uratowania, a nawet dzień później będzie w stanie chodzić” - mówi OKO.press Michał Kudawski z Fundacji na rzecz Zwierząt "Dzika Ostoja", która zajęła się wilkiem.

Przeprowadzono zabieg polegający na wprowadzeniu główek stawów biodrowych do panewek, oraz inne operacje, które uniemożliwiałyby ich ponowne wypadniecie. Szczenię, które nazwano Kamykiem (od Kamienia Pomorskiego), tak jak obiecywali weterynarze, dzień po zabiegach medycznych wstało.

“Ale wtedy okazało się, że jedna z przednich łap jest bezwładna, bo - czego nie mógł wykazać rentgen - podczas uderzenia samochodu zostały zmiażdżone sploty nerwowe. Kamyk zaczął traktować sparaliżowaną kończynę jak obce ciało i próbował ją sobie odgryźć.

Próbowaliśmy ratować łapę farmakologicznie, ale nic to nie dało, więc trzeba było ją amputować. To oczywiście oznacza, że nie będzie mógł już powrócić do środowiska naturalnego, bo tam nie dałby sobie rady” - mówi Kudawski.

Wilk Kamyk po amputacji przedniej łapy. Fot. Fundacja Dla Dzikich Zwierząt Larus

Kudawski ma mieszanie uczucia w związku z całą sytuacją. Z jednej strony udało się udowodnić, że tak skomplikowane zwichnięcie u wilka można zoperować - była to pierwsza tego rodzaju operacja w Polsce.

"Ale konieczność amputacji przedniej kończyny przekreśliła radość z tego niewątpliwego sukcesu. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej, że nerwy przedniej kończyny zostały zniszczone, to zdecydowalibyśmy się na eutanazję" – dodaje.

Plan dla Kamyka

Wilk Kamyk przebywa obecnie na wybiegu w siedzibie fundacji "Dzika Ostoja". “Wygląda na to, że obecna sytuacja nie jest dla niego tak stresująca, jak mogłaby być, je chętnie, nie drapie ścian, nie gryzie krat, co mogłoby go kosztować utratę zębów” - mówi Kudawski.

Jego zdaniem to dobrze rokuje na to, by wilk mógł spędzić resztę życia na wybiegu. Choć, zastrzega, jest jeszcze za wcześnie, by ostatecznie o tym wyrokować. Ma pewien pomysł na przyszłość Kamyka.

"Skoro już uratowaliśmy Kamykowi życie, to chcemy spróbować ułożyć mu przyszłość w zagrodzie. Na początku 2021 roku będziemy się konsultować z behawiorystą i innymi ekspertami od wilków. Chcemy się dowiedzieć, czy można by go tak ułożyć, by mógł służyć celom edukacyjnym. By ludzie z bliska mogli zobaczyć wilka, jak dzieje się to np. w skandynawskich wilczych parkach” - opowiada Kudawski.

Mówi, że taki wybieg powstać w Wolińskim Parku Narodowym albo w rozbudowywanej siedzibie naszej fundacji. “Dopiero gdy ten plan się nie powiedzie, to wrócimy do myślenia o ewentualnej eutanazji Kamyka" – zaznacza.

"Decyzja, by pozostawić go przy życiu, była po prostu okrutna"

Na pomysł wyeksponowania wilka w parku narodowym, jak i na całą historię, sceptycznie patrzy dr hab. Sabina Nowak. "Jak tylko usłyszałam, że to wilcze szczenię i jakie ma urazy, to od początku byłam za eutanazją. Wiedziałam, że przy długotrwałym leczeniu dojdzie do habituacji [oswojenia się z ludźmi – red.], uzależnienia pokarmowego i zwierzę nie będzie miało szans na wolność, tym bardziej że szybko okazało się iż uszkodzenia są znacznie poważniejsze” - mówi OKO.press badaczka.

“Nie popieram pomysłu, by utrzymywać przez kilkanaście lat przerażonego, zestresowanego wilka bez jednej łapy na wybiegu parku narodowego, a tym bardziej pokazywania go zwiedzającym. Utrwala to pogląd, że ratowanie za wszelką cenę i zamykanie w niewoli dużych drapieżników to działanie godne naśladowania” - dodaje.

Pomysłu nie popiera też Katarzyna Lesner z Fundacji Dla Dzikich Zwierząt Larus. "Moim zdaniem decyzja o tym, by pozostawić go przy życiu, szczególnie po tym, jak trzeba było amputować mu łapę, była po prostu okrutna. Jakie czeka go życie w wolierze? Popadnie w stereotypię, będzie kuśtykał od siatki do siatki, nigdy nie założy rodziny, a na dodatek będzie narażony na stres z powodu zwiedzających chcących zobaczyć wilka. Tymczasem on stanie się jego karykaturą" – mówi OKO.press.

Przejścia nad autostradami ratują życie

Co zrobić, by wypadków drogowych z udziałem wilków było mniej? "Ważne jest, także dla bezpieczeństwa kierowców, by podczas budowy autostrad i dróg ekspresowych powstawały szczelne ogrodzenia zapobiegające dostawaniu się zwierząt na jezdnię, ale też by jednocześnie budowano w tych miejscach odpowiednio szerokie górne przejścia dla zwierząt. Z naszych badań wynika, że wilki, ale też inne duże ssaki, bardzo chętnie z nich korzystają. Nasze wilki z obrożami są obecnie najlepszymi "testerami" takich górnych przejść” - mówi dr hab. Nowak.

Wspomniane badania były przez trzy lata realizowane w Borach Dolnośląskich, objęto nimi przejścia górne i dolne przez autostradę A4 na odcinku pomiędzy Zgorzelcem i Krzyżową (woj. Dolnośląskie). Okazało się, że zwierzęta, nie tylko wilki, preferują te pierwsze (wyniki badań omówiono tu).

“Do tej pory powstało wiele przejść na wcześniej wybudowanych drogach szybkiego ruchu, natomiast dziś jest ogromy problem, bo Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad robi wszystko, by wykręcić się z budowy przejść górnych na rozpoczynanych odcinkach dróg ekspresowych.

To fatalna, krótkowzroczna i szkodliwa strategia, bo blokuje się w ten sposób łączność ekologiczną uratowaną wcześniej dzięki ogromnym nakładom finansowym, jakie poniesiono na te konstrukcje" - mówi badaczka.

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Przeczytaj także:

Komentarze