0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Bernard Picart, 1772Bernard Picart, 1772

Jeśli chcesz otrzymywać specjalne materiały dotyczące praworządności jako pierwszy, zapisz się na newsletter przez stronę Archiwum Osiatyńskiego. Projekt wspiera fundusz Aktywni Obywatele – Program Krajowy.

Z punktu widzenia prawnika-konstytucjonalisty krytykowanie ustawy o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022 jest z jednej strony bardzo łatwe – bo jej założenia i regulacje są oczywiście niekonstytucyjne, o czym pisał na tych łamach prof. Jerzy Zajadło. Z drugiej strony lektura jest ciężka, a analiza trudna, bo to akt duchem z innej rzeczywistości, uchwalony w oderwaniu od standardów, do których jesteśmy przyzwyczajeni – o czym pisała prof. Ewa Łętowska.

Autor projektu nie jest znany. Choć pod projektem podpisali się posłowie, to żaden z nich publicznie nie deklarował, że faktycznie napisał ten tekst. Jednak tropy prowadzą do osoby najprawdopodobniej zafascynowanej działalnością inkwizycji, z której zasad działania czerpano pełnymi garściami.

To wyjaśnia oczywistą antykonstytucyjność i nieprzystawanie do jakichkolwiek standardów demokratycznych. Dla osoby zafascynowanej inkwizycją kwestia podziału władzy, gwarancji procesowych stron, czy praw jednostki w ogóle – albo nie ma znaczenia, albo może wywoływać wręcz obrzydzenie, skoro są to standardy, których pojawienie się doprowadziło do upadku ostatnich bastionów inkwizytorów.

Przyjrzyjmy się ustawie.

Przeczytaj także:

Model postępowania przed komisją jest kwintesencją modelu inkwizycyjnego – komisja ma sama wszczynać postępowanie, sama będzie oskarżać, bronić i osądzać. Najbardziej zbliżony jest do osławionej hiszpańskiej inkwizycji – bo tam inkwizycyjne procesy o herezję były po części procesami państwowymi.

Tak jak zadaniem inkwizytorów było badanie i tępienie herezji, tak i komisja ma badać i „zaradzać” wpływom rosyjskim (art. 1). Komisja, podobnie jak inkwizytorzy, wyjęta jest z systemu sądownictwa (art. 3) i sama decyduje, czy i kim się zajmie według zupełnie uznaniowych przesłanek (art. 4 i art. 21) – tak jak to robili inkwizytorzy.

Inkwizycyjnym wzorem komisja ma co do zasady działać niejawnie (art. 33), bo zgodnie z art. 22 rozprawę wyznaczyć może, ale nie musi. Jeśli rozprawę już wyznaczy, to może ją utajnić (sic!), zaś media mogą działać tylko na warunkach ustalonych przez komisję. Redakcje mogą być selekcjonowane, a dziennikarze usuwani z sali, jeśli komisja uzna że przeszkadzają, albo że świadek może poczuć się skrępowany (art. 23).

Regulację ustawy, szanującą jedynie tajemnicę spowiedzi, ale już np. nie tajemnicę obrończą (art. 31-32) – można wytłumaczyć tylko inspiracją działalnością inkwizycji. W procesie tym obrońca wręcz był zobowiązany do podzielenia się z inkwizytorem informacjami otrzymanymi od klienta.

Gorzej niż w przypadku kościelnej inkwizycji rysuje się kwestia niezależności komisji.

O ile inkwizytorzy cieszyli się względną samodzielnością, to członkowie komisji mogą być w każdej chwili odwołani przez Sejm bez podania przyczyny (art. 9 ust. 1), a autonomię wewnętrzną przekreślono powierzeniem premierowi wyboru przewodniczącego komisji (art. 11 ust. 1), aby komisja nie wybrała sobie kogoś w mniejszym stopniu usłużnego.

Litościwie nie wprowadzono palenia na stosie „osób działających pod wpływem rosyjskim”. Niemniej ich sytuacja wcale nie będzie dużo lepsza od osób posądzonych o herezję. Faktyczny autor przepisów chyba był wielbicielem późniejszych, nowożytnych okresów działania inkwizycji. Swoje przypuszczenie opieram na tym, że zrezygnował ze stosowanego jedynie w średniowieczu „czasu łaski”, kiedy to podsądny mógł się nawrócić i kończyło się na mniej lub bardziej uciążliwej pokucie.

A wracając do stosów, to ich odpowiednikiem w ustawie jest „spalenie” danej osoby w życiu publicznym,

bowiem orzeczenie komisji będzie ją eliminować dożywotnio z wykonywania jakichkolwiek czynności związanych z interesem publicznym (art. 37 ust. 6).

Podobieństwo z działaniem inkwizycji widać też przy kwestii niezaskarżalności decyzji komisji. Tak jak ofiary orzeczeń inkwizytorów były czasem rehabilitowane już po wykonaniu na ich wyroku, tak i osoba usunięta w publiczny niebyt „środkami zaradczymi” komisji, może się dobijać do sądu administracyjnego, gdy orzeczenie już zadziałało. I podobnie jak skargi na inkwizytorów – nie będzie można skarżyć bezpośrednio meritum, bo o tym orzekać może tylko komisja, ale naruszenia procedury, czy złe zastosowanie przepisów.

Na koniec trzeba przypomnieć, że zasady działania inkwizycji to jedno, a faktyczne jej działanie to drugie. Od samego początku inkwizytorzy dopuszczali się nadużyć, które próbowano tępić, zresztą dość nieskutecznie. I to jest mój prognostyk a propos tego, jak można wyobrażać sobie prace planowanej komisji.

Pocieszające jest natomiast to, że w Polsce inkwizycja się nie przyjęła.

Jeśli chcesz otrzymywać specjalne materiały dotyczące praworządności jako pierwszy, zapisz się na newsletter przez stronę Archiwum Osiatyńskiego. Projekt wspiera fundusz Aktywni Obywatele – Program Krajowy.

Czarno-białe logo
Czarno-białe logo
;
Marcin Krzemiński

doktor nauk prawnych, pracownik Katedry Prawa Konstytucyjnego UJ, radca prawny, redaktor naczelny konstytucyjny.pl

Komentarze