0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Podczas wizyty we Francji minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz udzielił wywiadu dziennikowi "Le Figaro" (można go przeczytać tutaj, opublikowano go 5 kwietnia 2018).

Czaputowicz przedstawił Francuzom złagodzoną postać stanowiska rządu PiS w sprawie przyjmowania uchodźców uciekających przed konfliktami w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Mówił:

Naszym zdaniem problem imigracji należy rozwiązać na miejscu, u źródła, pomagając takim krajom jak Liban w przyjęciu uciekinierów.

Przypominał także, iż Polska przyjęła ponad milion Ukraińców, z których „wielu przybyło z Donbasu”.

Stanowisko rządu PiS w sprawie uchodźców OKO.press omawiało wielokrotnie - pisaliśmy np. że w Polsce przyznajemy status uchodźcy tylko nielicznym Ukraińcom, a większość z nich to imigranci ekonomiczni (a więc twierdzenia powtarzane przez ministra Czaputowicza, a wcześniej wielu innych polityków PiS o uchodźcach z Ukrainy, są manipulacją).

Analizowaliśmy także skalę „pomocy na miejscu” udzielanej przez rząd RP w Syrii i pokazywaliśmy, jak niewiele wydaje on na nią pieniędzy - mimo szumnych deklaracji.

Kluczowy fragment wypowiedzi ministra Czaputowicza, którym uruchomił falę dementi w polskich mediach, brzmiał:

"Ponadto przyjęliśmy 2700 migrantów przysłanych przez Europę Zachodnią, ale oni nie chcą zostać w Polsce, gdzie stopa życiowa jest zbyt niska".

Rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska oficjalnie zdementowała wypowiedź własnego ministra. „Odnosząc się do wypowiedzi ministra spraw zagranicznych udzielonej mediom zagranicznym kilka dni temu, która to wypowiedź jest obecnie przedmiotem niewłaściwych interpretacji, pragniemy z całą mocą podkreślić, że Polska nie przyjęła imigrantów w ramach relokacji” - powiedziała (cytujemy za depeszą PAP).

MSZ wydało w tej sprawie specjalne oświadczenie.

View post on Twitter

Wyjaśnia w nim, że Czaputowiczowi chodziło o osoby, dla których Polska była krajem „pierwszego wjazdu do UE” i które złożyły wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej w innym kraju. „Zgodnie z prawem UE takie osoby są zawracane do państwa pierwszego wjazdu - w tym wypadku do Polski - w celu rozpatrzenia wniosku azylowego”.

Rzeczniczka rządu dodała, że „priorytetem dla rządu PiS jest bezpieczeństwo Polaków”. (Dodajmy, że to również nie ma związku - w przytłaczającej większości to nie uchodźcy popełniają zamachy terrorystyczne, jak pisaliśmy m.in. tutaj.)

Sprawa przetoczyła się jednak przez prawicowe media i politycy PiS nie ustawali w wysiłkach, aby zapewnić swoich wyborców, że nadal sprzeciwiają się przyjmowaniu jakichkolwiek uchodźców. W TVP Info mówił 11 kwietnia o tym np. minister Jacek Sasin, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów:

"Nie nastąpiła żadna zmiana w polityce polskiego rządu. Najważniejsze jest bezpieczeństwo Polaków.

Odrzuciliśmy wszystkie mechanizmy, które spowodowałyby, że do Polski w sposób niekontrolowany napływałyby osoby, które wcześniej napłynęły do innych państw UE, a później miały być przesiedlone do Polski. My tego pomysłu nie akceptujemy. Polska zawsze przyjmowała tych uchodźców, którzy do Polski przybywali jako do pierwszego kraju UE".

Sasin, uzupełnijmy, również przy okazji minął się z prawdą - Polska ma długą i doskonale udokumentowaną tradycję odmawiania wjazdu osobom, które składają wnioski o azyl (można o tym poczytać np. tutaj).

Te wszystkie dementi są jednak kierowane do krajowego odbiorcy. Zagraniczny czytelnik wywiadu z Czaputowiczem - opublikowanego w jednym z najważniejszych europejskich dzienników - odniesie wrażenie, że PiS łagodzi stanowisko w sprawie uchodźców. Nikt tam informacji Czaputowicza nie sprostuje.

W praktyce więc PiS stosuje strategię przećwiczoną już przez lata przez Viktora Orbána: wobec Brukseli oraz zachodniej opinii publicznej deklaruje gotowość do ustępstw - najchętniej nieznacznych lub pozornych - a własnemu elektoratowi mówi zupełnie co innego: że nie ustąpi przed „dyktatem” Unii, czy że obroni kraj przed strasznymi, groźnymi uchodźcami.

Ten szpagat udawał się Orbánowi - może też udać się PiS, chociaż czasami naturalnie dochodzi do wymieszania się komunikatów adresowanych do różnych odbiorców. Wtedy potrzebne jest dementi - adresowane do własnego elektoratu, który można w błąd wprowadzać całkowicie bezkarnie.

Druga odsłona tej samej techniki dotyczy prób łagodzenia konfliktu z Komisją Europejską o reformę sądownictwa.

Portal wPolityce.pl donosi 11 kwietnia o możliwości porozumienia rządu PiS z Komisją Europejską do połowy maja. Mówi o nim także - od początku objęcia urzędu - premier Morawiecki.

PiS złożył w Sejmie projekt nowelizacji do ustaw o sądownictwie, a plotki z obozu władzy mówią, że jest ona gotowa na dalej idące ustępstwa. Informacje o możliwym zakończeniu sporu media PiS sprzedają jako wielki sukces rządu. Równocześnie jednak publikują zapewnienia polityków tej partii, że wszystkie ustępstwa w sprawie sądów będą pozorne.

Oto przykład: wywiad z posłem Stanisławem Piotrowiczem (PiS), przewodniczącym sejmowej komisji sprawiedliwości, w portalu wPolityce.pl opublikowany 11 kwietnia. Piotrowicz mówi: "Jesteśmy gotowi w jakimś stopniu zaakceptować pewne sugestie KE, ale nie może to zniweczyć i wypaczyć reformy, bo na to nie ma naszej zgody.

Nie cofniemy się przed reformą, natomiast kosmetyczne zmiany możemy wprowadzić. Jesteśmy otwarci".

Obecna strategia PiS wygląda więc zupełnie inaczej niż w czasach rządów Szydło, która w Brukseli z ostentacją deklarowała, że jej rząd nie ustąpi przez postulatami Unii.

Pytanie, czy ta gra się partii rządzącej opłaci i czy będzie równie zręcznie potrafiła ją prowadzić, jak zręcznie robi to Viktor Orbán.

Orbán ma jednak dodatkowy atut, którym PiS nie dysponuje - jego partia FIDESZ należy do największej w europarlamencie frakcji chadeckiej - Europejskiej Partii Ludowej. I ta dotychczas przymykała oko na naruszanie przez węgierskiego premiera zasad i wartości UE.

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze