0:00
0:00

0:00

Od kilku tygodni w Białowieży pojawiała się wilczyca. Nie bała się ludzi, zachowywała się przyjaźnie wobec niektórych psów, choć, jak się okazało, były również takie, które stały się jej ofiarami. Nie wiadomo, dlaczego zwierzę tak się zachowywało: być może było wcześniej przetrzymywane przez człowieka, a może przyzwyczaiło się do ludzi w fotoczatowniach, gdzie wykłada się mięso.

"Ten wilk nie może już wrócić do natury. Jako pozbawiony bojaźni przed człowiekiem zawsze będzie potencjalnie konfliktowy" - mówi OKO.press dr hab. Rafał Kowalczyk, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.

Wilczycę udało się odłowić w środę 3 marca.

"Na razie będzie przebywać w ośrodku rehabilitacji w Białowieży, ale szukamy dla niej docelowego miejsca, co nie jest łatwe. Będziemy ją obserwować, bo chcemy sprawdzić, jak będzie sobie radzić w zamknięciu na ograniczonej przestrzeni. Jeśli nie będzie to się dla niej wiązało z silnym, destruktywnym stresem, to chcemy, by resztę życia spędziła właśnie w ten sposób" - mówi dr hab. Kowalczyk.

Sytuacja z Białowieży po raz kolejny stawia pytanie, jak mamy układać nasze relacje z wilkami, by maksymalnie ograniczać napięcia w relacjach z tym gatunkiem. Zdaniem dr hab. Kowalczyka, z pewnością rozwiązaniem nie jest zarządzenie całą populacją polskich wilków przez odstrzał.

"Musimy przestać wyolbrzymiać nasze konflikty z wilkami, bo ich skala jest marginalna w porównaniu, na przykład, z problemami, jakich nastręczają nam psy. Nie demonizujmy wilków: tylko im w ten sposób zaszkodzimy a nam w niczym to nie pomoże" - mówi dr hab. Kowalczyk.

Niżej cała rozmowa z naukowcem.

Wilczyca trafiona strzykawką ze środkiem usypiającym. Fot. Archiwum Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.

Robert Jurszo, OKO.press: Od kilku tygodni na ulicach Białowieży pojawiała się wilczyca. Początkowo gmina chciała ją odstrzelić, ale finalnie zdecydowano się ją odłowić. Dziś została złapana przez pana i innych pracowników Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży. Jak przebiegła akcja?

Dr hab. Rafał Kowalczyk: Sytuacja była dość dynamiczna. Rankiem pracownicy Instytutu podczas spaceru z psem zaobserwowali wilczycę w Parku Pałacowym w Białowieży. Dzięki psu, za którym podążała, udało nam się ją wywabić na przylegające łąki. Tam za pomocą aplikatora strzeliłem do niej strzykawką ze środkiem usypiającym. Kiedy się położyła, próbowaliśmy się do niej zbliżyć, ale podnosiła się i uciekała. Dawka była zbyt mała, bo, jak się okazało później, to potężna wilczyca. Musieliśmy zaaplikować jej jeszcze jedną dawkę środka, zanim w końcu zasnęła.

Przenieśliśmy ją w siatce do klatki i przewieźliśmy do ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt w Białowieży. Tam została poddana badaniom i oględzinom. To naprawdę duża wilczyca, w świetnej kondycji.

Przeczytaj także:

Co do zasady wilki unikają ludzi. Dlaczego ona tego nie robiła?

Są dwie hipotezy. Pierwsza jest taka, że to zwierzę wychowane przez ludzi, dlatego spontanicznie szukała kontaktu z człowiekiem, bo się go nie bała. W Puszczy Białowieskiej mieliśmy już takie przypadki, z których najsłynniejszym był wilk Kazan.

Druga hipoteza to korzystanie z pokarmu dostarczanego przez ludzi w celu nęcenia zwierząt na potrzeby fotografii przyrodniczej. Nęci się ptaki drapieżne, by fotografowie mogli zrobić zdjęcia, ale z tych miejsc korzystają tez inne zwierzęta, jak lisy, ale też wilki, stopniowo uzależniając się od łatwego źródła pokarmu.

W momencie, gdy w wyniku lockdownu fotoczatownie zostały zamknięte, to wilczyca mogła zacząć nawiedzać Białowieżę i szukać tu pokarmu. To zdecydowanie nienaturalne zachowanie dla wilka.

Czytałem już w internecie komentarze krytykujące to wyjaśnienie. Skąd wiemy, że taki scenariusz jest prawdopodobny?

Na stronach internetowych fotoczatowni ulokowanych w Puszczy Białowieskiej regularnie są zamieszczane zdjęcia wilków. To jasny sygnał, że wilki przyciąga wykładane tam mięso. Te miejsca są szczególnie atrakcyjne dla młodych wilków, które już odłączyły się od swoich grup rodzinnych, ale jeszcze nie założyły własnych.

Żyją samotnie, mają mniejsze doświadczenie w polowaniu, więc nęcisko przy fotoczatowni to dla nich doskonała okazja, by się najeść.

Źródło pokarmu staje się przewidywalne, więc regularnie zaczynają je odwiedzać. A ponieważ często tam są fotografowie, to wilki przyzwyczajają się do ludzkiego zapachu i zaczynają kojarzyć człowieka z dostarczaniem pożywienia.

W skrajnych przypadkach może dochodzić nawet do uzależnienia pokarmowego.

Na ten problem w ubiegłym roku zwracały badaczki dr hab. Sabina Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” oraz dr hab. Nuria Selva z Instytutu Ochrony Przyrody PAN. W efekcie Związek Polskich Fotografów Przyrody wpisał zakaz dokarmiania do swojego kodeksu etycznego.

I bardzo dobrze, bo uzależnianie się, nawet jeśli tylko częściowe, dużych drapieżników od jedzenia wykładanego przez ludzi to zapowiedź możliwych konfliktów z człowiekiem. Wątpiącym właśnie w taką przyczynę zachowania się wilczycy chcę jeszcze powiedzieć, że ten mechanizm jest znany nie tylko w przypadku wilków.

Wiemy, że podobnie zachowują się dokarmiane niedźwiedzie, ale też żubry i inne zwierzęta. Kiedy tracą strach przed człowiekiem, to zwykle jest to zapowiedź kłopotów.

Zaskoczyło mnie również to, że ta wilczyca szukała kontaktu z psami.

Część traktowała obojętnie, ale niektóre wyjątkowo przyjaźnie, skamląc i wyjąc przy tym. Luty to okres cieczki u wilków, więc te psy mogły ją interesować jako potencjalni partnerzy.

Tym lepiej, że udało nam się ją odłowić, zanim doszło do ewentualnego zbliżenia, bo jego efektem byłyby wilczo-psie hybrydy, które zagrażałyby czystości genetycznej białowieskich wilków, ale też spowodować eskalację konfliktu w samej Białowieży za kilka miesięcy.

Myślę, że znaczenie mogło mieć również to, że ta wilczyca żyła najprawdopodobniej samotnie, więc szukała towarzystwa. A na dodatek Białowieża leży w obrębie terytorium grupy rodzinnej wilków, więc wieś mogła być dla niej schronieniem, bo tutaj była bezpieczniejsza, jako że wilki nie tolerują obcych osobników na swoim terytorium.

Co szczególnie interesujące, były również obserwacje, że wilczyca zaczepiała do zabawy lisa a nawet żubra.

W ostatnich tygodniach w Białowieży donoszono również o ginięciu psów. Były ofiarami wilczycy, którą złapaliście?

Częściowo na pewno tak. Mamy nagranie, na których niesie w pysku niewielkiego psa. Psią sierść znaleźliśmy też w trzech próbkach jej odchodów zebranych w Białowieży. Więc choć większość obserwowanych przez mieszkańców interakcji z psami była neutralna lub przyjazna, to musiały się również zdarzać przypadki agresji, szczególnie w nocy.

Jednak na pewno psy nie ginęły tylko z jej powodu. Białowieżę otaczają łąki, które przyciągają jelenie, na które poluje żyjąca w okolicy grupa rodzinna wilków. Z pewnością psy padają ofiarą tych drapieżników.

Ale trzeba też podkreślić jedną rzecz – psie ofiary można wyeliminować albo przynajmniej znacząco ograniczyć ich liczbę, gdyby udało się rozwiązać problem wałęsających się po Białowieży i jej okolicach psów, które, pamiętajmy, mają swoich właścicieli.

Urząd Gminy apelował kilka tygodni temu, by trzymać psy w obejściach. Niestety, w większości przypadków – bezskutecznie. Więc efekt jest, jaki jest.

Czemu wilki atakują psy? Czy traktują je jak konkurencję na własnym terytorium, czy po prostu jako łatwą „przekąskę”?

Zapewne jedno i drugie wyjaśnienie jest zasadne. Warto dodać, że to nie jest tak, że wilki zabijają tylko psy, bo zabijają również inne psowate, w tym lisy i jenoty. To jest całkowicie naturalne zachowanie polegające na redukowaniu konkurencji we własnym środowisku.

Co dalej z wilczycą? Jakie będą jej dalsze losy?

Na razie będzie przebywać w ośrodku rehabilitacji w Białowieży, ale szukamy dla niej docelowego miejsca, co nie jest łatwe. Będziemy ją obserwować, bo chcemy sprawdzić, jak będzie sobie radzić w zamknięciu na ograniczonej przestrzeni. Jeśli nie będzie to się dla niej wiązało z silnym, destruktywnym stresem, to chcemy, by resztę życia spędziła właśnie w ten sposób.

Wilki, które przeżyły różne wypadki i resztę życia spędzają na wybiegach na ogół nie są szczęśliwe. Nie obawia się pan, że tak będzie również w tym przypadku?

Myślę, że jest dość ważna różnica między „naszą” wilczycą a „powypadkowymi” wilkami, o których pan mówi. Te ostatnie zostały zamknięte jako całkowicie dzikie osobniki, bojące się człowieka, więc umieszczenie ich w ośrodku było dla nich niewątpliwie szokiem i skutkowało silnym stresem.

Ale w tym przypadku mamy do czynienia z wilkiem, który przynajmniej częściowo jest już z człowiekiem oswojony, nie boi się go. Przez ostatnie miesiące wilczyca przebywała na ograniczonym obszarze w bliskim sąsiedztwie człowieka.

To daje nadzieję na to, że warunki zamknięcia będą dla niego łatwiejsze do zniesienia, że się do nich zaadaptuje. Ten wilk nie może już wrócić do natury. Jako pozbawiony bojaźni przed człowiekiem zawsze będzie potencjalnie konfliktowy.

Pewnie są tacy, którzy najchętniej widzieliby tę wilczycę martwą. Zresztą pojawiały się głosy, by ją zastrzelić. W ogóle temat odstrzału wilków coraz częściej pojawia w przestrzeni publicznej.

Musimy pamiętać, że wprowadzenie odstrzału wilków nie spowoduje, że nagle znikną sytuacje konfliktowe z tym gatunkiem. Najczęściej te konflikty nie dotyczą całych grup wilków, ale pojedynczych osobników.

I jeśli konkretne osobniki sprawiają jakieś problemy, to, jeśli jest to uzasadnione, można je zastrzelić, na co zresztą polskie prawo pozwala. Ale zarządzanie całą populacją przez odstrzał to ślepa uliczka.

Istniejące badania nawet pokazują, że odstrzał wilków nie rozwiązuje konfliktów, a może je nawet pogłębiać, bo rozbite grupy rodzinne mogą wtedy polować na łatwiejsze zdobycze jak zwierzęta gospodarskie.

To co powinniśmy zrobić?

Nauczyć się żyć z wilkami i stosować przy tym te sposoby rozwiązywania konfliktów, które są dostępne. Tam, gdzie żyją te drapieżniki, powinniśmy chronić zwierzęta gospodarskie, nie pozwalać biegać psom luzem, nie pozwalać dzieciom bawić się poza miejscem zamieszkania (szczególnie po zmroku), nie nęcić zwierząt do celów fotografii, czy nie wykładać odpadków jedzenia w pobliżu domów. Musimy próbować budować wirtualną barierę między nami a wilkami.

Naszymi własnymi działaniami możemy wpływać na zachowania samych wilków, by w jak największym stopniu minimalizować potencjalne konflikty, ale też edukować społeczeństwo, jak się zachowywać, aby nie zwabiać wilków w pobliże człowieka i nie zmniejszać ich bojaźni.

I jeszcze jedno: musimy przestać wyolbrzymiać nasze konflikty z wilkami, bo ich skala jest marginalna w porównaniu na przykład, z problemami, jakich nastręczają nam psy.

Od II wojny światowej mieliśmy zaledwie cztery udokumentowane przypadki pogryzienia ludzi przez wilki. W każdym przypadku były to osobniki wychowane przez ludzi, które zatraciły lęk przed człowiekiem. Tymczasem ile przypadków pogryzień przez psy mamy rocznie? Pewnie setki, jeśli nie tysiące, a zdarzają się też przypadki zagryzienia dzieci a nawet dorosłych przez psy.

Nie demonizujmy wilków: tylko im w ten sposób zaszkodzimy, a nam w niczym to nie pomoże.
;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze