0:000:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys/OKO.pressil. Mateusz Mirys/OK...

"Wilki po raz pierwszy od lat zaatakowały człowieka? Makabryczne odkrycie" - to tytuł tekstu Onetu o 64-latku, którego ciało znaleziono w lesie na Podkarpaciu. "Blady strach padł na mieszkańców gmin Bircza i Fredropol" - pisze dalej autor. Nie on jeden.

"Dziennik Bałtycki": "Na rolników i myśliwych z powiatu bytowskiego padł blady strach po obejrzeniu zdjęć zmasakrowanych zwłok człowieka. Rolnicy i myśliwi rozsyłają sobie fotografie z przestrogą. Nie ukrywają, że obawiają się ataku wilka, bo jak przyznają – to jest drapieżnik". "Gazeta Lubuska": "Wilki w Kostrzynie nad Odrą. Zagryzły owce, jeden był widziany przy przedszkolu. Mieszkańcy się boją. Czy słusznie?".

Antywilcza kampania nabiera tempa

Przykłady można mnożyć, a antywilcza kampania nabiera tempa. "Myśliwi poczuli krew wilczą, długo czekali na taki moment" - mówi dr Robert Maślak*, biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Katarzyna Kojzar, OKO.press: Ile osób zabiły wilki w Polsce w ostatnich latach?

Dr Robert Maślak, Uniwersytet Wrocławski: Od przynajmniej 80 lat nie było takiej sytuacji, żeby wilk zabił człowieka. Przedwojenne przypadki, które czasami w dyskusji o wilkach są przywoływane, nie były dobrze udokumentowane, więc też nie możemy stwierdzić z pewnością, że się wydarzyły.

A ile osób w tym czasie zginęło z broni myśliwskiej?

Sam Łowczy Krajowi przyznał, że to jest średnio 7 ofiar postrzeleń rocznie.

Jednocześnie to właśnie myśliwi najmocniej naciskają na poluzowanie ochrony wilków i umożliwienie polowania na nie.

Niestety, część środowiska myśliwskiego i tak na nie poluje, mimo że są pod ochroną. Łatwo jest kłusować, bo w lesie nie ma świadków. Często sami się do tego przyznają, robią to jawnie, nie spotyka ich za to kara.

To pewna zaszłość związana z tym, że szczególnie w mniejszych miastach jest to hobby władzy. Trudno, żeby prawo było egzekwowane, skoro np. komendant miejscowej policji poluje.

Myśliwi od lat prowadzą kampanię przeciwko wilkom, ale takiej skali, jak obecnie, nie pamiętam. Pomagają duże media, które zaczęły rozpowszechniać informację o śmierci mężczyzny na Podkarpaciu, sugerując, że wilki mogły być (mniejszymi literkami, że mogły, a nie musiały) sprawcami.

Myśliwi poczuli krew wilczą, długo czekali na taki moment.

Niestety jest to żerowanie na śmierci tego mężczyzny, podczas gdy nie znamy przyczyny. Widziałem zdjęcia tych zwłok. Na odległość oczywiście trudno wyrokować i mówić z pewnością, co się stało, ale moim zdaniem nie ma przesłanek, żeby sądzić, że to wilki stały za tą tragedią. Co więcej, wątpię, że w ogóle się tam pojawiły.

Zwłoki po ataku czy żerowaniu wilków wyglądają dość charakterystycznie. W tym przypadku część klatki piersiowej została zachowana - podczas gdy wilki jedzą kości, szczególnie te cieńsze zawierające chrząstki. Żebra to jest coś, co jedzą jako pierwsze. A tu mieliśmy tylko częściowe uszkodzenie. Zwłoki nie były też rozwleczone, a wilki by je rozwlekły.

Przeczytaj także:

Powtórzę: niczego z pewnością nie możemy powiedzieć, odpowiedź powinno przynieść śledztwo prokuratorskie. Są jednak przesłanki, żeby sądzić, że wilków tam nie było.

To skąd plotki, że były?

Bo Czerwony Kapturek, bo wieloletnie straszenie, bo część mediów w tym pomaga, opowiadając o wilkach ludojadach. Można by było napisać o lisach czy borsukach, które mogły pojawić się w pobliżu zwłok. Ale to się nie kliknie, prawda?

Jeśli zostawilibyśmy na miesiąc martwe zwierzę w lesie, to nawet i sikorki się do tego dobiorą. "Sikorki zjadły człowieka" - może to by brzmiało wystarczająco atrakcyjnie...

Antywilcza kampania jest tym razem bardzo agresywna, ale też nie jest pierwszym takim atakiem na wilki. Pamiętam historię o chłopcu, którego w lesie otoczyły wilki, albo doniesienia o pogryzieniach...

Mamy pojedyncze przypadki, że wilki zaatakowały człowieka. Jak w przypadku każdego innego ssaka, może się zdarzyć osobnik z zaburzeniami. Ale powiedzmy sobie, że to są skrajnie rzadkie sytuacje. Mnie do krwi ugryzł mój kot 20-letni, bo miał już zaburzenia związane z wiekiem. Problemem jest również oswajanie wilków, czy to przez zabieranie szczeniąt do domów, czy dokarmianie wilków. Na szczęście z tą pierwszą sytuacją w ostatnich latach w Polsce nie mamy do czynienia.

Natomiast zdarza się to m.in. w Rosji, skąd pochodzą niektóre filmiki służące do „straszenia wilkiem”. Mamy za to przypadki wabienia wilków do czatowni – miejsc, gdzie możemy z bliska je obserwować przy pobieraniu pokarmu. Wilki nie widzą wówczas ludzi, ale czują ich zapach i kojarzą z pokarmem. Takie zwierzęta nie boją się później człowieka, więc są w stanie go zaczepić. Dokarmiany wilk przyzwyczaja się do określonego rodzaju pokarmu i jak go nie dostanie, będzie się domagać. Stąd pojedyncze przypadki pogryzień na przestrzeni ostatnich, powiedzmy, kilkunastu lat.

Generalnie jednak wilki nie są dla nas niebezpieczne, bo jeśli nie są oswojone, to się ludzi po prostu boją.

Kiedy wyczują człowieka - nie podejdą. Może się tak zdarzyć, że stoimy w takim miejscu, przy określonym kierunku wiatru, który wilkom utrudnia wyczucie zapachu. Wtedy potrafią stanąć blisko człowieka – mają dość słaby wzrok, więc muszą posługiwać się zapachem. Robią tak szczególnie młode osobniki, które są zwyczajnie ciekawskie. To może wywołać u człowieka lęk, co jest zrozumiałe.

Jednak trzeba pamiętać – wilk się boi. Nie podejdzie, kiedy wyczuje, z kim ma do czynienia. Zresztą jakbyśmy porównali liczbę pogryzień przez wilki z liczbą pogryzień przez psy, to tych psich jest nieporównywalnie więcej. Każdego roku kilka osób w Polsce traci życie w wyniku pogryzień przez psy, a około 8000 jest poddawanych szczepieniu przeciwko wściekliźnie po pogryzieniu przez psy niezaszczepione.

Po opublikowanej przez ogólnopolskie portale informacji, że wilki "mogły zabić" człowieka, pojawił się też wysyp doniesień o zagryzionych psach, owcach czy innych zwierzętach.

Obecna kampania kręci się wokół śmierci tego człowieka, choć rzeczywiście przy okazji przypominane są stałe elementy - straszenie zwłokami zagryzionego psa czy owcy. Powiem wprost: tak, wilki zabijają psy. To bliscy krewni, zapach psów je drażni, więc jeśli pies jest bez opieki, biega luzem po lesie albo nocuje na zewnątrz, to jest ryzyko ataku wilka.

Tak samo jest ze zwierzętami gospodarskimi, jeśli są niepilnowane. Łatwa zdobycz, wilk, pokarmowy oportunista, z tego korzysta. Są skuteczne metody ochrony stada, ale niekoniecznie stosowane przez właścicieli zwierząt. W przypadku psów sprawa jest jeszcze łatwiejsza: trzeba nie zostawiać ich bez nadzoru.

Swoją drogą, nie wiemy, ile z tych zabitych owiec czy krów zagryzły właśnie wilki. Na pierwszy rzut oka, bez wiedzy, trudno jest to ocenić.

Natomiast jeśli idziemy z psem na spacer, nawet tam, gdzie są wilki, to nie ma możliwości, żeby one nas zaatakowały.

Człowiek działa odstraszająco. Co więcej, jeśli polowania na wilki byłyby dozwolone, mogłoby ginąć znacznie więcej zwierząt gospodarskich.

Jak to?

Strzelanie, zabijanie wilków doprowadza do rozbijania grup rodzinnych – celowo nie używam określenia „wataha”, bo ma ono złe konotacje. W słowniku języka polskiego można wyczytać, że to określenie ze slangu łowieckiego albo oznaczające grupę przestępczą. Określenie „grupa rodzinna” lepiej oddaje stan faktyczny.

Rozbicie przez odstrzelenie powoduje, że taka grupa jest mniej skuteczna w polowaniu na jeleniowate czy na dziki. W takim wypadku grupa szuka pokarmu gdzie indziej – w pobliżu człowieka. Możemy zadać sobie pytanie, czy to, że wilki już teraz atakują zwierzęta gospodarskie, nie jest wynikiem kłusowania i nielegalnego rozbijania grup rodzinnych.

Dlaczego myśliwym tak bardzo zależy na przywróceniu polowań na wilki? Chodzi o to, że wilki są dla nich konkurencją i zabijają te zwierzęta, do których myśliwi chcą strzelać?

To jest, moim zdaniem, najmniej istotna przesłanka. Na pierwszym miejscu jest możliwość organizowania polowań dewizowych. Wilki cieszą się powodzeniem wśród myśliwych, ustrzelenie dużego samca to prestiż.

PZŁ i Lasom Państwowym zależy na organizacji polowań dewizowych, bo one zasilają finansowo konta kół łowieckich. A niektóre z kół potrzebują pieniędzy. Niemal cały obszar Polski podzielony jest na obwody łowieckie. Koła łowieckie, które na nich polują, są zobowiązane do wypłaty odszkodowań za szkody w uprawach powodowane przez zwierzęta łowne.

Od lat jest duża presja rolników na wypłatę odszkodowań za straty, których sprawcami są głównie dziki. Kontrola NIK przeprowadzona kilka lat temu wykazała, że PZŁ wypłaca absurdalnie niskie odszkodowania. Podwyższono je, co finansowo obciążyło koła. Polowania dewizowe, na które przyjechaliby myśliwi z zagranicy, żeby strzelać do wilków, mocno by te budżety podbudowało.

Drugi powód: polscy myśliwi sami by chcieli mieć wilcze trofea. Konkurencja, jaką mają być dla myśliwych wilki, jest ostatnią przesłanką. Mimo tego, że wilków jest coraz więcej, to przybywa też jeleniowatych i dzików. Wszyscy są w stanie się z tego „stołu” wyżywić.

Ja tę dyskusję obserwuję od lat i widzę, że jest kilka stałych argumentów, którymi się żongluje w zależności od potrzeby. W tej chwili numerem jest wilk ludojad.

Dlaczego objęliśmy wilki pełną ochroną?

W latach 90., kiedy wprowadzano ochronę, mieliśmy około 500 osobników. Teraz jest ich już 2 tysiące, a może nawet 2,5 tysiąca.

Wystarczyło zakazać polowań?

Presja myśliwska była na tyle silna, że faktycznie wystarczyło jedynie zakazać polowań, żeby ta populacja się zwiększała i żebyśmy stali się takim rezerwuarem wilka dla Europy. Nasze wilki migrują do Czech i Niemiec.

Nie trzeba było prowadzić ochrony czynnej, aktywnej i to już dało efekt. Poza tym w pierwszych latach mniej kłusowano na wilki, myśliwi trzymali się zasad. To na pewno pomogło.

Zupełnie inna sytuacja jest w przypadku na przykład rysi. Rysie są zwierzętami o innym sposobie życia, samotniczym. Nie wystarczy zostawić ich samym sobie. Dlatego podejmuje się próby ochrony czynnej, wypuszczania osobników pochodzących z niewoli. W przypadku wilków ani nie było takiej potrzeby, ani nie byłoby to możliwe, z powodu różnic między obydwoma gatunkami. Wilk wychowany przez człowieka zapamiętuje to na całe życie i nie zachowuje odpowiedniego dystansu.

Kampania przeciwko wilkom pojawiła się w mediach niedługo po tym, jak Parlament Europejski przyjął rezolucję, wzywającą Komisję Europejską do ponownej oceny unijnej strategii dotyczącej ochrony tego gatunku. Mamy więc antywilcze nastroje nie tylko w Polsce, ale w całej Unii. To może zagrozić ochronie gatunkowej?

Wiemy, że w niektórych krajach lobby myśliwskie jest bardzo silne, Francja, Szwecja, Włochy mogą opowiadać się za poluzowaniem ochrony. Obawiam się, że jeśli na poziomie unijnym zapadną jakieś decyzje, to nie będą merytoryczne, a polityczne.

W tej chwili jednak KE opowiada się za ochroną wilków. Zwraca uwagę na to, że Szwecja łamie dyrektywy dotyczące ochrony środowiska, polując na nie. Jestem więc ostrożnym optymistą, wydaje mi się, że lobby łowieckiemu nie uda się przepchnąć poluzowania ochrony wilków. Mamy presję społeczną, mamy organizacje pozarządowe, jest wobec takich pomysłów opór, możemy więc mieć nadzieję, że to się nie wydarzy.

*Robert Maślak, doktor nauk biologicznych, adiunkt w Zakładzie Biologii Ewolucyjnej i Ochrony Kręgowców na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się biologią niedźwiedzi i innych ssaków drapieżnych, szczególnie w warunkach niewoli. Autor ekspertyz i publikacji naukowych m.in. na temat zachowania, systemów komunikacji, neuroanatomii.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze