Prace utrzymaniowe Wód Polskich na rzekach prowadzą do skutków odwrotnych niż zamierzone. Przyspieszając spływ wody – np. przez wykaszanie roślinności lub drzew – zwiększają ryzyko powodziowe, pogłębiają suszę i degradują ekosystemy rzeczne i wodozależne
Jeszcze tylko do końca stycznia trwają konsultacje projektów tzw. planów urządzenia wód, czyli drobiazgowo rozpisanych instrukcji działań, jakie zarządca wód śródlądowych – czyli Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie – zamierza prowadzić na polskich rzekach przez kolejne sześć lat.
Według Wód Polskich działania te są konieczne, by zmniejszyć ryzyko powodzi i zapewnić działanie infrastruktury. Naukowcy i aktywiści protestują, zarzucając zarządcy traktowanie polskich rzek jako urządzeń odwadniających – wbrew fundamentalnym zapisom prawa wodnego.
Styczniowe przedpołudnie w jeden z sal wykładowych Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie. Na sali kilkadziesiąt osób. Za moment rozpoczną się konsultacje społeczne założeń projektu Planu Urządzenia Wód (PUW) dla obszaru lubelskiego Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej (RZGW).
Po krótkim powitaniu przez wiceprezesa Wód Polskich Mateusza Balcerowicza – który wraz z innymi przedstawicielami zarządcy wkrótce opuszcza salę – na ekranie pojawiają się kolejne slajdy prezentacji.
Wśród nich kluczowe założenia ustawy Prawo wodne, która ma nakazywać poszczególnym RZGW „utrzymanie” wód według ściśle określonego katalogu „prac utrzymaniowych”. Obecni na sali wędkarze z Polskiego Związku Wędkarskiego, przedstawiciele Poleskiego Parku Narodowego, Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków i innych organizacji znają ustawę na wylot. Mimo to na sali podnosi się wrzawa, gdy na ekranie pojawia się katalog prac.
Przy pozycji nr 8 – chodzi o „rozbiórkę i modyfikację tam bobrowych oraz zasypywanie nor bobrów lub nor innych zwierząt w brzegach śródlądowych wód powierzchniowych” – jeden z uczestników nie wytrzymuje.
“Czy przed rozbiórką tamy bobry będą rozstrzeliwane?” – pada kąśliwe pytanie.
Reszta ponad czterogodzinnego spotkania przebiega w podobnej atmosferze. Przedstawicielka firmy Pectore-Eco, która wspólnie z firmą Ecovert wygrała przetarg na opracowanie dokumentów, momentami rozkłada ręce, bo na większość krytycznych uwag z sali powinni odpowiadać nieobecni już przedstawiciele Wód Polskich.
“Cały ten plan [projekt PUW dla lubelskiego RZGW], mówiąc kolokwialnie, jest po prostu do bani, ponieważ wszystkie działania w nim zawarte służą jeszcze większemu obniżeniu poziomu wód, czyli suszy” – mówi OKO.press Piotr Zieleniak z zarządu lubelskiego okręgu PZW po zakończeniu spotkania.
“Niemal wszystkie nasze rzeki są dawno wielokrotnie zmeliorowane. Spodziewałem się, że w tej sytuacji zobaczymy tu plany zmierzające do polepszenia retencji wód. Tymczasem w zaprezentowanym nam projekcie PUW znajdują się rzeki, które już dawno wyschły lub też woda pojawia się w nich okresowo!” – zżyma się Zieleniak.
Jako przykład niezrozumiałych planów Wód Polskich Zieleniak wskazuje rzeczkę Gałęzówkę – dziesięciokilometrowy strumień niedaleko Bychawy w woj. lubelskim – gdzie według danych z załącznika do projektu PUW występuje niebezpieczeństwo podtopień i… zatorów lodowych, a planowane są prace udrażniające m.in. z użyciem koparki. “Kogo miałoby tam zalać?” – pyta Zieleniak.
Podobne dyskusje miały miejsce w trakcie innych konsultacji, dowiedziało się OKO.press. Wszystkie łączy jedno: nieprzystawanie planów Wód Polskich do dzisiejszej sytuacji klimatycznej i hydrologicznej Polski, a także do krajowych i unijnych zobowiązań do ochrony przyrody i jej odbudowy. PUW-y wydają się również sprzeczne z celami ochrony oraz działaniami ochronnymi w ramach unijnej sieci ochrony przyrody sieci Natura 2000. To z kolei może zainteresować i zmusić do interwencji Komisję Europejską.
Działania Wód Polskich wspierają rolnicy i samorządowcy z gmin rolniczych. Na spotkaniu konsultacyjnym w Warszawie przedstawicielka jednej z mazowieckich gmin z uporem określała płynącą przez obszar gminy rzekę “urządzeniem odwadniającym” (sic).
“Prawo wodne ulegało na przestrzeni lat pewnym zmianom, ale szkielet rozwiązań pozostaje niezmieniony od dekad. Realizowane zadania mają przede wszystkim służyć rolnikom, którzy – niestety – po prostu nie chcą mieć do czynienia z wodą. Tymczasem w obecnych warunkach klimatycznych, takie prace utrzymaniowe przyczyniają się do pogłębiania suszy, choć przecież mogłyby służyć retencji” – mówi OKO.press Krzysztof Gruszecki, radca prawny specjalizujący się w sprawach z zakresu ochrony środowiska.
„Niestety, obecny katalog prac utrzymaniowych wynikający z ustawy stwarza więcej okazji do zarobku, niż do rzeczywistej poprawy sytuacji hydrologicznej” – dodaje Gruszecki.
Oprócz rozbiórki tam bobrowych i zasypywania nor w katalogu prac utrzymaniowych widnieją m.in. wykaszanie roślin z dna oraz brzegów rzek, usuwanie roślin pływających i rosnących w dnie, usuwanie drzew i krzewów porastających dno i brzegi, a także udrażnianie, odmulanie i usuwanie rumoszu (kawałków skał).
Według ustawy prace utrzymaniowe mają ograniczać ryzyko powodzi oraz redukować ryzyko dla funkcjonowania urządzeń wodnych (np. jazów), a także mostów, rurociągów i innych urządzeń.
Pod tym linkiem znajduje się pełne brzmienie ustawowego katalogu prac utrzymaniowych i do czego służą.
Prace utrzymaniowe to punkt zapalny trwających konsultacji. Z całego kraju płyną apele naukowców i organizacji przyrodniczych, że konsultowane projekty PUW-ów prowadzą do skutków odwrotnych niż zamierzone. Przyspieszając spływ wody – np. przez wykaszanie roślinności lub drzew – zwiększają ryzyko powodziowe, pogłębiają suszę i degradują ekosystemy rzeczne i wodozależne.
Przykładowo w uwagach przesłanych do RZGW w Białymstoku aktywiści wnoszą o zaniechanie prac utrzymaniowych na rzekach Puszczy Knyszyńskiej płynących z dala od siedzib ludzkich, które mogą i wręcz powinny swobodnie wylewać na łąki lub tereny leśne.
“Regulowanie tych rzek, odmulanie, usuwanie rumoszu drzewnego oraz tam bobrowych znacznie pogorszy sytuację w wyniku przyspieszonego spływu wody. Rzeki te powinny przejść dodatkowe zabiegi renaturyzacji (…) Część tych odcinków rzek przebiega przez torfowiska. Są to często jedyne w promieniu kilku kilometrów, obszary, które pozostają nawodnione przez cały rok. Proces murszenia torfu na tych obszarach można skutecznie powstrzymać dzięki zatrzymaniu na tym obszarze wody i powstrzymanie się od niszczenia tam bobrowych oraz pogłębiania i odmulania koryta rzek” – czytamy w uwagach zgłoszonych przez organizację SupraśLAS.
Z kolei według uwag zgłoszonych przez Centrum Ochrony Mokradeł, projekt PUW dla warszawskiego RZGW, proponuje np. “usuwanie drzew i krzewów z brzegów rzeki, zatorów w nurcie oraz usuwanie tam bobrowych” na Bliznie – nieuregulowanym dopływie Rospudy płynącej na prawie całej swojej długości przez lasy Puszczy Augustowskiej na obszarach tzw. specjalnej ochrony siedliskowej i specjalnej ochrony ptaków.
Na Błędziance i Bludzi płynących przez odludne tereny Puszczy Rominckiej – a także obszary specjalnej ochrony siedliskowej i ptaków – zaplanowano “usuwanie tam bobrowych oraz na niektórych odcinkach wykaszanie roślin z dna i brzegów oraz zasypywanie wyrw w brzegach”.
Wody Polskie bronią się, twierdząc, że prace utrzymaniowe są wymogiem ustawowym, a ponadto będą prowadzone tak, by – w miarę możliwości – nie szkodzić środowisku i chronić przed powodziami.
“Prace utrzymaniowe podejmowane są na odcinkach rzek, w przypadkach, gdy zagrożone jest mienie lub zdrowie mieszkańców, a także ze względu na innych użytkowników (np. rolników). Działania te planowane i realizowane są z zastosowaniem dobrych praktyk utrzymania rzek oraz pod ścisłą kontrolą nadzoru przyrodniczego” – napisały Wody Polskie w odpowiedzi na pytania OKO.press.
“Nie jest tak, że wykonywanie prac utrzymaniowych jest jakimś obowiązkiem. Ustawa prawo wodne nakazuje gospodarowanie wodami z zachowaniem zasady racjonalnego i całościowego ich traktowania z uwzględnieniem ich ilości i jakości oraz unikania pogorszenia ekologicznych funkcji wód oraz pogorszenia stanu ekosystemów lądowych zależnych od wód. Jeśli prace utrzymaniowe godzą w stan środowiska, nie powinny być realizowane” – kontruje radca Gruszecki.
Według dr. hab. Mateusza Grygoruka, hydrologa z warszawskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, problemem proponowanych PUW-ów jest – oprócz operowania schematami z czasów, kiedy w Polsce nie było dotkliwej suszy – niebranie pod uwagę skutków prac poza miejscem ich wykonania.
“Z perspektywy rolnika, który w 2025 roku użytkuje łąkę w dolinie rzeki, większym problemem niż susza jest to, że raz w roku zalewa mu łąkę na cztery dni. Na suszę wzruszy ramionami. Jak mu zaleje łąkę, to powie, że Wody Polskie »nie utrzymały« rzeki. Należy pytać po pierwsze o skuteczność prac utrzymaniowych, a po drugie – o to, czy rozwiązują one problem całościowo, a nie tylko doraźnie dla kilku rolników” – mówi OKO.press Grygoruk.
Rzeczywiście, w projektach PUW-ów można również znaleźć prace utrzymaniowe na mało cennych przyrodniczo kanałach, ale które przez ustawiczne “utrzymywanie” pogłębiają suszę rolniczą przez sprawne odprowadzanie wody.
“Dlaczego ewentualne podtopienia są wiązane z brakiem przeprowadzenia prac, a nie z niespotykanymi wcześniej, ekstremalnie wysokimi opadami nawalnymi? Czy rolnicy nie mają świadomości, że po dziesiątkach lat odwodniania łąki na glebach potorfowych osiadają, i są dziś niemal metr niżej niż 50 lat temu? Przyspieszanie odpływu kiedyś być może rolnikom pomogło. Dziś, w warunkach przesuszonych łąk i pól, odmulanie rzek, których dno jest pół metra niżej niż jeszcze kilkanaście lat temu, jedynie pogłębia ryzyko suszy, a ryzyko powodzi przenosi w dół, z biegiem rzeki” – mówi Grygoruk.
“Fakt dopuszczenia do realizacji robót w PUW nie oznacza automatycznie konieczności ich przeprowadzenia. Pamiętajmy, że wprowadzenie PUW nie stanowi bezwzględnej zgody na realizację działań wskazujących charakter negatywny” – odpowiadają Wody Polskie.
Zarządca dodaje, że ustawa o ochronie przyrody przewiduje możliwość odroczenia działań o małej i umiarkowanej istotności, natomiast dla działania o najwyższej istotności – usuwanie namułów i rumoszu – wymagają zgłoszenia do Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska dla danego obszaru.
Na zarzut, że – zgodnie z prognozami oceny oddziaływania na środowisko, które towarzyszą projektom PUW-ów – 75 proc. proponowanych prac utrzymaniowych będzie negatywnie oddziaływać na środowisko, Wody Polskie odpowiadają:
“Przedstawiana na spotkaniach [konsultacyjnych] statystyka zidentyfikowanych oddziaływań stanowi podsumowanie o charakterze ilościowym, a nie jakościowym. Wskazuje ona, że pośród ogółu wszystkich zidentyfikowanych oddziaływań o różnej skali, trzy czwarte będzie miało charakter negatywny, również zróżnicowanej istotności – najczęściej niskiej, minimalizowany jednak całkowicie lub w znaczącym stopniu” – czytamy w odpowiedzi Wód Polskich.
Najpewniejszą drogą do systemowej zmiany podejścia do rzek jest zmiana ustawy Prawo wodne. Jednak od lat brakuje do tego woli politycznej. Od grudnia 2022 roku w Ministerstwie Klimatu i Środowiska leży rekomendacja Państwowej Rady Ochrony Środowiska w sprawie rozszerzenia katalogu prac utrzymaniowych.
“Obowiązkiem właściciela wód jest dbałość o ich stan ekologiczny. Ustawa jednak jest traktowana wybiórczo, bo dla kogo utrzymujemy rzekę? Dlaczego rolnicy uzurpują sobie prawo do degradacji wód? Utrzymanie wód jest mylnie uważane za ich »utrzymanie w stanie przekształcenia«. Tymczasem utrzymać oznacza dbać: zapobiegać erozji dna, dbać o czystość wody, różnorodność siedlisk i tak dalej” – mówi Grygoruk.
W rekomendacji PROŚ proponuje, by w ramach prac utrzymaniowych nie tylko usuwać drzewa czy rumosz z rzek i kosić roślinność wodną, ale również wprowadzać do rzeki materiał w celu stabilizacji dna, odtwarzać różnorodność siedliskową rzek czy sadzić nad rzeką drzewa.
“Gdyby ta rekomendacja została poważnie potraktowana, PUW-y zapewne wyglądałyby dziś zgoła inaczej” – mówi Grygoruk.
Wody Polskie są jednak organem Ministerstwa Infrastruktury, gdzie znalazły się na skutek decyzji rządu PiS w roku 2020 (a w latach 2018-2020 znajdowały się w gestii Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej). O przeniesienie zarządu wodami powierzchniowymi z powrotem do Ministerstwa Klimatu i Środowiska od roku apelują do rządu Donalda Tuska naukowcy i pro-przyrodnicze organizacje pozarządowe.
W koalicyjnym rządzie Tuska Ministerstwo Infrastruktury przypadło PSL-owi, znanemu przyrodnikom aż za dobrze przez opór wobec jakichkolwiek zmian na rzecz przyrody i skuteczniejszej walki ze skutkami kryzysu klimatycznego.
“Wody Polskie czeka reforma i ja do niej doprowadzę. Będę potrzebował wsparcia ekspertów, samorządowców, wszystkich tych, którzy znają się na gospodarce wodnej, na finansach, na organizacji, na zarządzaniu kryzysowym” – zapowiedział we wrześniu zeszłego roku minister infrastruktury Dariusz Klimczak. O przyrodzie nie wspomniał.
Szefową Wód Polskich jest Joanna Kopczyńska, która wcześniej pracowała z byłym pisowskim ministrem Markiem Gróbarczykiem (którego idee fixe było m.in. zamiana Odry w towarową drogę wodną) w Ministerstwie Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Kopczyńska była też zastępczynią prezesa Wód Polskich Przemysława Dacy, który stracił stanowisko po katastrofie odrzańskiej.
Nie tylko treść dokumentów przekazanych do konsultacji społecznych budzi wątpliwość. Według nieoficjalnych informacji OKO.press niektóre organy administracji pytają Wody Polskie, dlaczego konsultują tylko załączniki do PUW-ów, bo tak rzeczywiście wygląda to na stronie internetowej konsultacji.
Nie jest jasne, czy dany PUW będzie składał się wyłącznie z tabel, czy też powstanie pełny dokument, do którego będą one załącznikami. Jeśli ów dokument jest opracowywany – dlaczego jego treść nie podlega konsultacjom? Wody Polskie nie odpowiedziały na pytania OKO.press w tej sprawie.
Udział w konsultacjach nie jest prosty. Dla niewtajemniczonych w procedury podlegające konsultacjom tabelaryczne załączniki do PUW-ów wyglądają odstraszająco. Dla wszystkich pragnących wysłać swoje uwagi co do rzek – zwanych w nomenklaturze Wód Polskich “jednolitymi częściami wód powierzchniowych”, przy czym określenie to może odnosić się tak do całej rzeki, jak i jej odcinka lub odcinków, organizacja Wolne Rzeki przygotowała instrukcję, jak to zrobić.
“Dlaczego warto zabrać głos w tych konsultacjach? Na czym w praktyce polega »utrzymanie wód«? Bynajmniej nie na zatrzymaniu wody. Wręcz przeciwnie – na przyspieszeniu odpływu przez rozbiórkę tam bobrowych i zasypywanie norożeremi, pogłębianie koryt (zwane często odmulaniem), klasyczne regulacje faszyną i narzutem kamiennym, wycinkę drzew na brzegach i w korytach, wyciąganie rumoszu drzewnego, koszenie roślinności wodnej, remont nikomu niepotrzebnych starych jazów itp.” – piszą Wolne Rzeki.
Jednak ostateczny kształt PUW-om nada zarządca wód. "Wszelkie wnioski i uwagi wniesione w trakcje konsultacji zostaną przeanalizowane i zestawione w tabeli rozpatrzenia uwag i wniosków. Przygotowane zostaną propozycje odpowiedzi na zgłoszone uwagi, jeżeli nie zostaną wzięte pod uwagę, wskazane zostaną przyczyny, dla których odmówiono ich uwzględnienia” – napisały w odpowiedzi na pytania OKO.press Wody Polskie.
“Działania te często są ze sobą sprzeczne nawet w obrębie jednego odcinka rzeki, jednak prowadzone w ten sposób od dziesięcioleci. W kontekście postępującej wraz ze zmianą klimatu głębokiej suszy, nawalnych opadów przynoszących powodzie błyskawiczne – tak rozumiane prace utrzymaniowe stanowią zagrożenie zarówno dla przyrody rzek, jak i mieszkańców Polski. To relikt PRLu, czasów minionych, przy innych stosunkach ekonomicznych, społecznych, innym zagospodarowaniu przestrzeni i o innym klimacie” – konkludują Wolne Rzeki.
Po publikacji tego artykułu Wody Polskie przesłały nam sprostowanie, jakoby „na spotkaniu konsultacyjnym w Lublinie pozostali Zastępca Dyrektora ds. Ochrony Przed Powodzią i Suszą Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Lublinie, Zastępca Dyrektora Zarządu Zlewni w Sokołowie Podlaskim oraz pracownicy merytoryczni Zarządów Zlewni i Wydziału Planowania i Koordynacji Eksploatacji Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Lublinie. Zatem przedstawiciele Wód Polskich byli obecni na całym spotkaniu.”
Według OKO.press wicedyrektor Wód Polskich bez wątpienia powitał obecnych na początku spotkania. Co do obecności pozostałych pracowników zarządcy trudno się wypowiedzieć, gdyż po upływie ok. dwóch (z ponad czterech) godzin spotkania z sali coraz częściej podnosiły się głosy niezadowolenia, że „Wód Polskich nie ma na sali” bez reakcji ze strony ww. przedstawicieli, którzy mieli być na „całym spotkaniu”. Według relacji jednego z uczestników – z którym skontaktowaliśmy się po publikacji tekstu – pojawiła się nawet „prośba, żeby ktoś zadzwonił i poprosił o powrót przedstawicieli Wód Polskich”
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
Komentarze