0:00
0:00

0:00

Od kilku tygodni Polska jest w stanie wojny z Rosją i Białorusią. Hordy nieprzyjaciół codziennie szturmują naszą wschodnią granicę, aby wedrzeć się do polskich domów, siać terror i zniszczenie. Wojsko, policja i straż graniczna z poświęceniem odpierają ataki wroga.

Chociaż walki z każdym dniem stają się coraz bardziej zacięte, nasi żołnierze i funkcjonariusze nie ugną się i nie cofną. Będą bronić bezpieczeństwa Polaków za wszelką cenę. I tylko zdradziecka opozycja – nosząc na granicę śpiwory i jedzenie – raz po raz próbuje zadać im cios w plecy.

Przeczytaj także:

Noktowizory mają budować grozę inwazji

Taki obraz w każdym razie wyłania się z głównego serwisu informacyjnego telewizji publicznej. Niemal każde wydanie „Wiadomości” rozpoczyna się od aktualnej liczby „udaremnionych prób nielegalnego przekroczenia granicy”, podawanej w stylistyce komunikatów z frontu. „Sprowadzania przez białoruskiego dyktatora islamscy imigranci szturmują naszą granicę”, „szturm na polską granicę oraz kolejny brutalny atak na polskich funkcjonariuszy i żołnierzy”, „hybrydowy atak reżymu Łukaszenki, który odpiera polska straż graniczna i wojsko” – to kilka najczęściej powtarzanych zwrotów.

Szkopuł w tym, że chociaż rządowi dziennikarze odmieniają przez wszystkie przypadki słowa takie jak „wojna”, „szturm”, „atak” i „agresja”, żadnych walk nie widać. Obrazki stłoczonych na ziemi, okutanych w koce ludzi nie pasują do batalistycznego tonu relacji. Stąd zapewne popularność ujęć z noktowizora w materiałach redakcyjnych. Negatywy skulonych, biegnących sylwetek mają budować obraz inwazji, budzić grozę.

TVP: Dzięki rządowi PiS obywatel czuje się bezpieczny

W propagandowym przekazie antytezą skrajnego zagrożenia, które sprowadza na nas reżym Łukaszenki (wspierany przez posłów Koalicji Obywatelskiej – o czym za chwilę), jest oczywiście obfitość „bezpieczeństwa, jakie zapewnia Polakom rząd Zjednoczonej Prawicy”.

„Wiadomości” przekonują, że temu ostatniemu celowi ma właśnie służyć przedłużenie stanu wyjątkowego na granicy. Zwroty „gwarancja bezpieczeństwa”, „obecność wojska na granicy”, „skierowano dodatkowe siły” składają się na esencję komunikatu: wszyscy musimy podporządkować się regułom czasu wojny, inaczej czeka nas zguba.

Wzmocnieniem tego przesłania są codzienne sondy uliczne: reporterzy TVP spotykają wyłącznie zwolenników rządu, którym podoba się wojskowy porządek i którzy jednogłośnie domagają się utrzymania stanu wyjątkowego, „żeby spokojniej było”.

Mieszkańcy terenów pogranicznych nie mają wątpliwości: „Dom nasz to jest twierdza. To samo i państwo. Trzeba bronić”, „Jest jednak bezpieczniej. Czuję się bezpieczniej, ludzie czują się bezpieczniej, bo widać, że ktoś pilnuje”, „Zapobiegają różnym napadom i rozbojom”.

Rozmówcy „Wiadomości” nie mogą się też nachwalić pomocy, jaką otrzymują od żołnierzy WOT, są pełni entuzjazmu i wdzięczni rządowi za okazaną troskę. Nagrane wypowiedzi są bez wątpienia prawdziwe, ale sposób ich zmontowania oraz redakcyjny komentarz („zawsze gotowi, zawsze blisko”) nieuchronnie nasuwa jednak skojarzenia z propagandą pierwszych tygodni stanu wojennego, kiedy obywatele wypowiadając się dla „Dziennika Telewizyjnego” zapewniali, że dopiero widok SKOT-ów na ulicach i patroli przy koksownikach pozwolił im odetchnąć z ulgą.

Informacje TVP narzędziem militaryzacji

W czasach, gdy premier pozuje do zdjęć na tle zasieków i map sztabowych, a minister obrony przebiera się w brunatny mundur, informacje telewizji publicznej stały się narzędziem militaryzacji państwa. Z felietonów przebija dziarski wojskowy duch. Trwają manewry, a „żołnierze podnoszą umiejętności bojowe”, „są aktywni i gotowi do walki”. Widzimy samoloty, helikoptery i lądujących na spadochronach komandosów, którzy „odbijali z rąk terrorystów lotnisko w Rostkach”.

Co i rusz jakaś dywizja obchodzi swoje święto, a „w szeregi naszej armii wstąpili nowi rekruci”. Dowódca sławi imię Jana III Sobieskiego: „to wielka nauka jak zwyciężać w obronie ojczyzny i sojuszników, w imię pokoju, wolności i wiary”.

Są rozpędzone czołgi, szeregowcy na baczność, pikniki dla rodzin, roześmiane dzieci, ale też stawianie muru z drutu kolczastego i żołnierski obowiązek - „rozkaz był jasny: nie dopuścić, by ktokolwiek wtargnął na teren naszej ojczyzny”. I napis na belce: „Polska inwestuje w bezpieczeństwo”.

TVP: Roztropny rząd broni przed Łukaszenką i wspierającą go polską opozycją

Ojczyzny trzeba bronić nie tylko przed Łukaszenką, ale i przed politykami opozycji, którzy „konsekwentnie domagają się otwarcia granic dla nielegalnych imigrantów”, „wulgarnie atakują strażników naszych granic”, „wprost realizują scenariusz Mińska i Kremla” (albo „Berlina i Brukseli”).

Nic im się nie podoba: ani zakup nowych czołgów, ani bohaterstwo pograniczników ani ofiarność żołnierzy WOT. Urządzają „skandaliczne happeningi” w Sejmie i osłabiają morale narodu.

„Im więcej wiemy o prawdziwych zamiarach tzw. »turystów Łukaszenki«, tym wścieklej o ich wpuszczenie walczy totalna opozycja” – przekonują „Wiadomości”, a prorządowy komentator uzupełnia „To już podchodzi pod zdradę stanu”.

Taka retoryka to obowiązkowe zakończenie każdego materiału. Narrator przez kilka minut zapewnia widzów, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi na odparcie inwazji terrorystów i zboczeńców, a potem - pewne jak amen w pacierzu – pojawiają się te same ujęcia biegnącego posła KO Franka Sterczewskiego, posłowie Szczerba i Joński (też KO) ze śpiworami i cytat z posłanki KO Iwony Hartwich („Wpuście w końcu tych ludzi do Polski”).

Kilka razy w każdym wydaniu, setki powtórzeń w ciągu miesiąca. Propaganda dokłada starań, żeby wbić to ludziom do głowy: Polska jest na wojnie, ma roztropny rząd i bohaterskich obrońców, zaś opozycja zdradziła naród i chce go wydać na pastwę łupieżców.

Ministrowie: Atakują nas terroryści, narkomani, zoofile i pedofile

W sposobie relacjonowania „wojny hybrydowej” widać wyraźną ewolucję. Przez kilka tygodni czarnymi charakterami tej opowieści byli wyłącznie Łukaszenka oraz opozycja; „nielegalnych imigrantów” obsadzano w roli bezwolnego narzędzia w rękach dyktatora.

Nadawano przemówienie prezydenta Dudy w ONZ: „nie zgodzimy się na instrumentalne traktowanie imigrantów”. Cywilom koczującym w lesie okazywano nawet pewną dozę współczucia, podkreślając, że spadające na nich nieszczęścia to wina bezwzględności białoruskich pograniczników.

Gwałtowna zmiana narracji przyszła wraz z osławioną konferencją prasową ministrów: szefa MON Mariusza Błaszczaka i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego. „Kto szturmuje polską granicę? Uwaga, zdjęcia w tym materiale są drastyczne” – zaanonsowała prezenterka „Wiadomości” Edyta Lewandowska.

Dalej nastąpił chaotyczny pokaz fotografii rzekomo znalezionych w telefonach odebranych uchodźcom. Prezentację prowadzono kaleką polszczyzną („wieloletnie związki z terytorium Federacji Rosyjskiej”, „struktury umundurowane”) i okraszono rasistowskimi insynuacjami („wśród nich są także narkomani, zoofile i pedofile”).

Z pokazanych zdjęć nic nie wynikało; ani członkowie rządu ani kibicujący im dziennikarze nie potrafili też wiarygodnie uzasadnić rzucanych oskarżeń. Oficerowie występujący w felietonie na próżno usiłowali wykrztusić z siebie jakiś konkret: „Mamy twarde dowody, że ci ludzie mają podejrzane powiązania”; „co dziesiąta osoba ma możliwe powiązania z organizacjami terrorystycznymi; zdjęcia mogą wskazywać w sposób bezpośredni nawet na dosyć duże powiązania z grupami terrorystycznymi”.

Językowa nieudolność demaskowała intencje organizatorów spektaklu: służby nie ustaliły żadnych powiązań ani nie znalazły żadnych dowodów. „Tu nie chodzi o stygmatyzowanie kogokolwiek, tutaj chodzi o fakty” – zapewniał minister Kamiński. W rzeczywistości widać było, że nie chodzi o żadne fakty, tylko właśnie o stygmatyzowanie. O wzbudzenie odrazy i panicznego lęku przed uchodźcami. Oraz o pretekst do ataku na opozycję, która „woli bronić zoofili i pedofili tylko po to, żeby uderzyć w rząd” (to wiceminister MSWiA Maciej Wąsik).

TVP: Katastrofalny błąd Europy Zachodniej - otwarcie granicy dla islamskich imigrantów/terrorystów

Od tego momentu „Wiadomości” zaczęły też ochoczo przypominać, że Europa Zachodnia, „otwierając granicę dla islamskich imigrantów” w 2015 r. „popełniła katastrofalny błąd” – wzrosła przestępczość, „w wielu miastach powstały strefy no-go”, gdzie policja boi się zaglądać, a islamska mniejszość nie asymiluje się i „nie uznaje chrześcijańskich wartości”.

Imigranci to przestępczość i „macki islamskich struktury terrorystycznych”. Przekonują o tym prorządowi publicyści (którym „Wiadomości” starają się przydać autorytetu przedstawiając jako ekspertów) jednak wystarczy dziesięć minut na stronie Eurostatu, żeby przekonać się, że wywody o dramatycznym wzroście przestępczości są wyssane z palca.

„Nawet 20 proc. uchodźców sprzyja działalności terrorystycznej radykalnych islamistów” - oświadczył w „Wiadomościach” Tomasz Sakiewicz, naczelny „Gazety Polskiej”, chociaż nie wyjaśnił, skąd zaczerpnął te dane. O poziomie manipulacji niech świadczy fakt, że ilustracją dla felietonu były ujęcia płonącej katedry Notre Dame i muzułmanów modlących się w meczecie.

Znamienne, że TVP notorycznie stawia znak równości między napływem uchodźców a zamachami terrorystycznymi, do których doprowadziła „polityka otwartych granic Angeli Merkel". "Krwawe ataki przeprowadzili terroryści, którzy do Europy dotarli z falą uchodźców”.

W rzeczywistości niemal wszystkie głośne zamachy były dziełem islamskich fanatyków urodzonych w Europie i nie miały związku z kryzysem migracyjnym 2015 r. Być może widzowie mieliby szansę się o tym dowiedzieć, gdyby „Wiadomości” pokazały chociaż jednego rzeczywistego eksperta od spraw Bliskiego Wschodu.

Mowa nienawiści zatruwa umysły

Z historii wiemy, że mowa nienawiści – raz użyta w przestrzeni publicznej – żyje własnych życiem, zatruwa umysły i z czasem przejmują władzę nad tymi, którzy się nią posługują. Heroldzi ludobójstwa często mieli czyste sumienie i szlachetne intencje: podżegali przeciw obcym przekonani o swej moralnej wyższości; wierzyli, że demaskując wroga, ratują własną wspólnotę. Jak pisała historyczka Claudia Koonz „droga do Auschwitz wiodła przez iluzję prawości”.

Konferencja Kamińskiego i Błaszczaka – a także jej liczne streszczenia i powtórzenia w telewizji publicznej - to przykład tego, co w „perpetrator studies” (dyscyplinie z pogranicza historii i socjologii zajmującej się badaniem sprawców masowych zbrodni) określa się mianem akulturacji do przemocy.

I nie jest istotne, czy ministrowie stanęli przed kamerami wierząc, że ratują ojczyznę, czy tylko kalkulując sondażowe zyski. Podobnie jak nie ma znaczenia, że ich przekaz był niespójny i niewiarygodny. Liczy się podgrzewanie emocji, budowanie wizerunku wroga: przebiegłego, perfidnego, zdegenerowanego i odrażającego, który „szturmuje nasze granice”. Wroga, wobec którego musimy być twardzi i któremu nie wolno pobłażać.

Prawdziwa groza i tragizm sytuacji polega na tym, że rządzący wpadli w pułapkę własnej propagandy militarnej. Skoro uparli się nazywać kryzys humanitarny wojną, uchodźców – terrorystami, a pograniczników – zbawcami ojczyzny, nie mogą sobie pozwolić na udzielenie bezbronnym cywilom pomocy. Nie mogą zrezygnować z push-backów, bowiem byłoby to równoznaczne z klęską, kapitulacją, z poddaniem szańców, których przysięgli bronić kładąc na szali swoje notowania wyborcze.

*Dr hab. Piotr Osęka jest historykiem, badaczem najnowszej historii Polski, profesorem w Instytucie Studiów Politycznych PAN, autorem wielu książek historycznych, a także publicystą

;
Na zdjęciu Piotr Osęka
Piotr Osęka

Polski historyk, badacz dziejów najnowszych Polski, doktor habilitowany nauk humanistycznych. Profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Autor wielu książek naukowych z najnowszej historii Polski

Komentarze