Ministrowi środowiska nie spodobała się krytyka jego ustawy o "jawności finansowania NGO-sów". Wysłał pisma przedsądowe do redakcji Gazety Wyborczej. OKO.press apeluje: Ministrze! Nie zapomnij o nas!
Znamy już założenia długo zapowiadanego projektu Solidarnej Polski, który ma zapewnić transparentność funkcjonowania organizacji pozarządowych. W jego myśl Ministerstwo Sprawiedliwości utworzy rejestr organizacji „wspieranych ze środków zagranicznych”. W rejestrze mają się znaleźć te organizacje, których co najmniej 10 proc. przychodów pochodzi „od obcych obywateli, od spółek z kapitałem obcym”.
Taka organizacja dostanie „status organizacji finansowanej ze środków zagranicznych”. W przypadku niezgłoszenia się przez organizację do takiego rejestru grozić będzie kara finansowa (nawet 50 tys. złotych), a nawet wykreślenie z rejestru organizacji. Dodatkowo, w zależności od procenta, jaki stanowią w jej budżecie środki zagraniczne, organizacja musiałaby w dużej części materiałów, a nawet na wszystkich materiałach audiowizualnych informować o swoim statusie "finansowanej z zagranicy". Co roku obowiązywałoby ją dodatkowe szczegółowe sprawozdanie składane do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Pomysły SP spotykają się z medialną krytyką, bo nietrudno dopatrzeć w nich inspiracji rozwiązaniami z Rosji i Węgier. Ministrowi środowiska Michałowi Wosiowi, który jest jednym z ojców projektu, te porównania są nie w smak. Do tego stopnia, że postanowił wysłać wezwania przedsądowe do redakcji Gazety Wyborczej z żądaniem usunięcia dwóch tekstów publicystycznych dotyczących całej sprawy: „Czy minister Woś to płatny agent zagranicy?” Marka Beylina oraz „Minister środowiska pojętnym uczniem Putina” Michała Olszewskiego.
Apelujemy do ministra Wosia: Ministrze, nie zapomnij o nas!
We wtorek Woś był gościem "Kwadransa politycznego" w TVP1, gdzie opowiadał o tym, co pchnęło go wkroczenia na drogę sądową. Stwierdził, że teksty Wyborczej to manipulacje i kłamstwa, przed którymi ma prawo się bronić.
"Tam były hasła sugerujące, że jestem agentem zagranicy. Nigdy przy ustawie o NGOsach nie mówiliśmy o agentach zagranicy. Wyborcza próbuje narzucić narrację"
-wyjaśniał minister Woś.
Rzeczywiście, słowo agent mogło z ust ministra nie paść. Ale w ostatnich miesiącach Woś mówił - w mniej lub bardziej pokrętny sposób - że ustawa jest potrzebna, bo NGOsy za pieniądze obcych państw próbują sabotować polską politykę. Różnica jest zatem żadna.
W wywiadzie dla TV Trwam 9 maja 2020 twierdził, że:
Równie odważne tezy stawiał Woś 7 sierpnia 2020 r. w audycji „Sygnały dnia” Programu Pierwszego Polskiego Radia :
Nawet w trakcie wtorkowej rozmowy w "Kwadransie politycznym", gdy Woś odpierał zarzuty, że ustawa jest szykaną, twierdził, że ma służyć tylko temu, by "Polacy wiedzieli, czy dana organizacja ma dobre intencje".
Woś zawzięcie forsował również tezę, że projekt ustawy nie powinien wzbudzać żadnych obaw i zastrzeżeń, ponieważ...
"To są rozwiązania, które od lat funkcjonują w Stanach Zjednoczonych, od lat funkcjonują w Izraelu, czy w innych państwach z ugruntowaną demokracją"
Pochwalić można przytomność umysłu ministra, który nie wymienił wśród "ugruntowanych demokracji" Węgier i Rosji. Nie oznacza to jednak, że jego wypowiedź jest prawdziwa.
Po pierwsze, takie rozwiązania w USA nie istnieją, co wyjaśnialiśmy już w poprzednich tekstach. Woś odwołuje się najprawdopodobniej do amerykańskiego prawa Foreign Propagandists Registration Act (FARA), które pochodzi z lat 30. (1938) i nie dotyczy organizacji pozarządowych. FARA rejestruje podmioty prowadzące lobbing polityczny – wpływające na proces stanowienia prawa i politykę państwa. Stworzone w czasach zimnej wojny miało chronić przed tajnymi agentami. Od tego czasu wprowadzono do ustawy wiele poprawek, a jej zakres jest systematycznie ograniczany.
Inaczej sprawa wygląda w przypadku Izraela, gdzie rzeczywiście funkcjonuje ustawa, która przypomina propozycję Solidarnej Polski. W Izraelu od 2016 roku grupy i organizacje działające na rzecz praw człowieka, które otrzymują ponad połowę finansowania spoza kraju, także z Unii Europejskiej, muszą o tym informować w raportach i w oficjalnej komunikacji. Co to oznacza? Do każdego maila, newslettera, korespondencji pocztowej, wniosku grantowego, ale także w kontakcie z prasą musi być dołączona adnotacja, że „ta organizacja jest finansowa ze środków zagranicznych”.
Benjamin Netanyahu używa ustawy nazywaną przewrotnie „transparency bill”, by naznaczyć organizacje, które monitorują przestrzeganie praw człowieka w Autonomii Palestyńskiej, a więc – w rozumieniu premiera – są wrogami interesów Izraela. Ustawę skrytykowały międzynarodowe gremia m.in. Komisja Europejska, która stwierdziła, że stoi ona w sprzeczności z zasadami wolności słowa, pluralizmu i demokracji.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze