Jarosław Kaczyński przypisał sobie i swej partii monopol na prawdę, demokrację, wolność i prawo. Można i trzeba wykazywać mu fałszowanie rzeczywistości, ale warto też zanalizować na zimno ten sposób myślenia i jego konsekwencje dla prawdy, demokracji, wolności i prawa
Podczas 80. miesięcznicy katastrofy w Smoleńsku, Jarosław Kaczyński - poruszony tym, że musi przemawiać z innego niż zwykle miejsca, bo tam, gdzie zawsze stała drabinka, stali Obywatele.RP z białymi różami w dłoniach - wygłosił 10 grudnia 2016 r. kilka politycznych tez, które mogą budzić zdumienie.
OKO.press najpierw sprawdzi prawdziwość niektórych z nich, a potem zada bardziej podstawowe pytanie: o co w tym wszystkim chodzi.
"Mamy bezpośrednią próbę zakłócenia naszych uroczystości. Ci, którzy tej próby dokonują, mówią: działamy legalnie. Tak, w sensie formalnym działają legalnie. Zarejestrowali swoją demonstrację, ale zapytajmy: czy legalne i dopuszczalne są cele, które sobie stawiają? Czy legalne jest odbieranie prawa innym do tego, by demonstrować, by się modlić? Czy legalnym jest próba wyszantażowania, zaniechania czynności procesowych w śledztwie smoleńskim, które są bardzo potrzebne? Nie, to wszystko jest nielegalne” - mówił Kaczyński.
I przeszedł do zapowiedzi nowelizacji ustawy o zgromadzeniach, która po poprawkach Senatu wróciła 8 grudnia 2016 r. do Sejmu.
"Zmienimy prawo tak, by wszyscy mieli realne prawo do demonstracji, żeby nie można było ich zakłócać. Bo tylko oszuści mogą twierdzić, że to ma coś wspólnego z demokracją. Możecie sobie tutaj państwo krzyczeć, co chcecie, ale to tylko oszustwo. To my prezentujemy prawdę, demokrację i wolność. My jesteśmy partią wolności. Polska jest dzięki nam dzisiaj krajem wolności. Jednym z niewielu w Europie".
OKO.press specjalizuje się w demaskowaniu fałszerstw w słowach polityków. Na przykład teza o "zakłócaniu demonstracji" nie jest prawdziwa.
Zmienimy prawo tak, by wszyscy mieli realne prawo do demonstracji, żeby nie można było ich zakłócać. Bo tylko oszuści mogą twierdzić, że to ma coś wspólnego z demokracją.
Kontrdemonstracja jest rodzajem demonstracji, a więc zgromadzeniem publicznym. Prawo do zgromadzeń jest w demokracji chronione - m.in. przez Konstytucję - jako forma wyrażania opinii publicznej oraz możliwość wpływania na proces polityczny, zwykle poprzez wyrażanie niezgody czy protestu. Demonstracje należą do porządku demokracji bezpośredniej.
Zgodnie z Europejską Kartą Praw Człowieka oraz orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, obywatele mają w szczególności prawo do kontrdemonstracji (o ile ma ona pokojowy charakter). Gdy dochodzi do dwóch zgromadzeń jednocześnie, a ich uczestnicy wyrażają wzajemny sprzeciw wobec swoich poglądów, zadaniem policji jest zapewnienie bezpiecznego przebiegu takiego wydarzenia.
Podczas przemówienia Kaczyńskiego, policja spełniła swoją rolę: oddzieliła kordonem dwie manifestacje, ale pozwoliła na ich dialog (przemówienie - gwizdy, okrzyki z obu stron itp.).
Reporter OKO.press był świadkiem, jak uczestnicy marszu PiS 10 grudnia próbowali zakazać gwizdania kontrmanifestantowi. "Nie słyszę - skarżył się jeden z nich. - Przestań gwizdać! Przychodzisz na nasz wiec i przeszkadzasz". "To jest także nasza manifestacja" - odpowiedział zwolennik Obywateli.RP. Popchnięty wezwał pomocy. Podeszło dwóch innych Obywateli i grzecznie zaproponowali "Zamiast się awanturować, pan się trochę odsunie, to będzie pan słyszał". Tak też się stało.
Taka rzeczowa analiza przy pomocy fałszometru stanowi misję OKO.press. Ale tym razem postawimy też inne pytanie: co Kaczyński właściwie mówi? Jak może mówić rzeczy tak jawnie fałszywe, absurdalne, sprzeczne z prawem i zdrowym rozsądkiem? Zwłaszcza, że lider PiS tego, o co mu chodzi, wcale nie ukrywa, a 10 grudnia 2016 r. był wyjątkowo szczery.
Jarosław Kaczyński przypisuje sobie, swojej partii, i rządowi monopol na definiowanie najważniejszych wartości państwa demokratycznego. Nawet więcej - w zaskakującym akcie politycznego egocentryzmu czy wręcz solipsyzmu - unicestwia wszelkie inne punkty widzenia, instytucje, osoby, odbierając im prawo do mówienia prawdy, a nawet moralne prawo do istnienia w życiu publicznym (stąd ten bogaty zestaw epitetów typu "zomo", "komuniści", "drugi sort", "zdrajcy"; 10 grudnia doszedł kolejny "darwinizm społeczny").
Jestem tylko ja, jesteśmy tylko my - mówi Kaczyński zupełnie wprost.
Na gruncie tego założenia tezy Kaczyńskiego stają się w pełni zrozumiałe.
Takie rozumienie prawdy oznacza, że ci, którzy myślą inaczej niż "my" kłamią, są oszustami, albo zostali zmanipulowani. To nie wymaga już dowodu, skoro mają inny pogląd, np. na temat potrzeby dalszego śledztwa smoleńskiego.
Monopol na demokrację oznacza, że niedemokratyczne są wszelkie próby przeciwdziałania słowom i czynom PiS.
Dlatego kontrmanifestacja wobec manifestacji PiS jest nielegalna, a jeżeli pozostaje chwilowo "formalnie legalna", trzeba tak zmienić prawo, żeby stała się nielegalna po prostu. Jej cel, jej sens legalny nie jest z definicji.
Także wolność dotyczy tylko PiS i samego Jarosława Kaczyńskiego. To może jest najtrudniej zrozumieć ze względu na odruchowe rozumienie wolności w demokracji jako dostępnej powszechnie.
Gdy jednak uznamy, że wolność w Polsce to wolność działania dla Jarosława Kaczyńskiego, jego partii, formacji i jego sprzymierzeńców (w tym Kościoła katolickiego), to faktycznie musimy się zgodzić z tym, że Polska staje się krajem coraz bardziej wolnym.
Mylące staje się też znaczenie słowa "wszyscy". Kiedy Kaczyński mówi, że nowe prawo da "wszystkim" prawo do demonstracji, ma na myśli prawo do demonstrowania dla PiS-u, np. dzięki preferencjom dla "zgromadzeń cyklicznych", które przyznawać będzie wojewoda. To uchroni przed nieprzyjemnym spotkaniem z Obywatelami.RP.
Działania Trybunału Konstytucyjnego, które podważają decyzje PiS-owskiej większości czy PiS-owskiego prezydenta są - z definicji - skierowane przeciw prawdziwej wolności i demokracji. Są także nielegalne, a nawet sprzeczne z Konstytucją. Pojęcie zgodności z konstytucją nabiera nowego znaczenia, to PiS o tym decyduje, nie publikując orzeczeń TK, nie przyjmując przysięgi od sędziów, czy uchwalając kolejne ustawy o Trybunale.
Podobnie wygląda rzecz z często powtarzanym, zaskakującym sądem, że media publiczne stały się teraz bardziej pluralistyczne niż przed PiS. Stały się, bo w znacznym stopniu wyrażają poglądy PiS i atakują przeciwników czy krytyków PiS, a im więcej PiS, tym więcej wolności, prawdy i demokracji.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze